Chwila zapomnienia - Penny Vincenzi.pdf

(1651 KB) Pobierz
Penny Vincenzi
Chwila Zapomnienia
Z angielskiego przełożyła Bożena Krzyżanowska
Świat Książki Warszawa 2008
Skan i korekta Roman Walisiak
Tytuł oryginału SHEER ABANDON
Redaktor prowadzący Elżbieta Kobusińska
Redakcja merytoryczna Jadwiga Fąfara
Redakcja techniczna Julita Czachorowska
Korekta: Marianna Filipkowska, Jolanta Spodar
Copyright © Penny Vincenzi, 2005
All rights reserved
Copyright © for the Polish translation by Bertelsmann Media sp. z
o.o.
Warszawa 2008
Świat Książki
Warszawa 2008
Bertelsmann Media sp. z o.o.
ul. Rosoła 10, 02-786 Warszawa
Skład i łamanie Joanna Duchnowska
Druk i oprawa GGP Media GmbH, Possneck
ISBN 978-83-247-0377-7 Nr 5664
Opis z okładki.
Czytając, przewracasz strony z coraz większym entuzjazmem.
„Cosmopolitan".
Przejmująca historia trudnych życiowych wyborów.
Trzy nastoletnie dziewczyny, Jocasta, Clio i Martha, spotykają się
w momencie, gdy wszystkie niezależnie od siebie wybierają się w
podróż. Przypadają sobie do gustu i wspólnie spędzają czas w
Tajlandii. Do ich ponownego spotkania dochodzi dopiero po
latach, gdy są już dorosłe, ułożyły sobie życie i odniosły sukcesy
zawodowe. Ich losy splatają się raz jeszcze z powodu Kate,
prześlicznej nastolatki, którą jako noworodka znaleziono w szafce
na lotnisku. Dlaczego została tam porzucona? I... która z kobiet
jest jej matką?
Penny Vincenzi - popularna pisarka brytyjska. Karierę rozpoczęła
jako dziennikarka, pracowała m.in. w „Vogue" i „Cosmopolitan".
Jest autorką kilkunastu powieści, z których każda staje się
bestsellerem.
www.swiatksiazki.pl
Prolog.
Sierpień 1986.
Nikt nie rodzi dziecka w samolocie, a jeśli już coś takiego się
zdarzy, sprawę podchwytują wszystkie gazety.
„Dzielna załoga pomogła przyjść na świat zdrowemu brzdącowi" -
piszą zazwyczaj, a potem przedstawiają matkę wraz ze zdrowym
noworodkiem. Podają nazwisko kobiety, jej miejsce zamieszkania
i szczegółowo opisują, jak doszło do tego wydarzenia. Często
zamieszczają również jej zdjęcia z dzieckiem i dzielną załogą.
Dlatego... takie rozwiązanie w ogóle nie wchodzi w rachubę.
Wystarczy zignorować ból. Zresztą wcale nie jest taki straszny.
Może to tylko niestrawność. Na pewno. Czy jest się czemu
dziwić? Siedzi wciśnięta z ogromnym brzuchem w fotel samolotu
od ilu?... od siedmiu godzin. Tak, to na pewno niestrawność...
Nawet jeśli tak, problem wciąż pozostaje. Już wkrótce... za kilka
dni, może godzin będzie musiała urodzić dziecko. Co gorsza,
urodzi je w Anglii, a nie w bezpiecznym - czy aby na pewno? -
Bangkoku.
Tak przynajmniej planowała.
Tymczasem mijały dni, które powoli zamieniły się w tydzień,
potem dwa, i w niepokojącym tempie zaczął się zbliżać cudownie
bezpieczny dzień wylotu; cudownie bezpieczny,
5
bo powrót do kraju miał nastąpić dopiero trzy tygodnie po
porodzie. Próbowała zmienić bilet, ponieważ jednak kupowała go
z dużym wyprzedzeniem i ze znaczną zniżką, wyjaśniono jej
niezwykle uprzejmie, że bardzo im przykro, ale jeśli chce lecieć w
innym dniu, musi po prostu kupić nowy bilet.
Nie mogła. Po prostu nie mogła. Nie miała już pieniędzy, a jakiś
czas temu zerwała wszelkie kontakty z przyjaciółmi, bo któryś z
nich mógł zauważyć, że wcale tak bardzo nie przytyła, tylko pod
tajskimi rybackimi spodniami i obszernymi koszulami ukrywa
brzuch wielkości ogromnej dyni.
(Dzięki Bogu ludzie podczas odprawy na lotnisku również tego
nie dostrzegli, potraktowali ją jak zgrzaną, zmęczoną, spoconą,
wyjątkowo otyłą dziewczynę w luźnym, brudnym ubraniu).
Tak więc nie miała od kogo pożyczyć pieniędzy; nikt nie mógł jej
pomóc. Próbując przyspieszyć poród, stosowała wszelkie możliwe
sposoby, jakie znała. Wypiła butelkę oleju rycynowego, jadła ostre
curry, chodziła na długie spacery po rozpalonych i zatłoczonych
ulicach. Czasami czuła skurcz albo gwałtowne pulsowanie, wtedy
szybko wracała do siebie, licząc, że wkrótce będzie po wszystkim,
ale nic się nie działo.
Teraz też nic się nie dzieje, tylko... ma niestrawność. Boże!
Poczuła potworny, przenikliwy ból, który z całą pewnością nie
miał nic wspólnego z niestrawnością. Zagryzła wargę, wbiła
paznokcie w dłoń. Jeśli to zaledwie początek, jak będzie wyglądał
koniec?
Poruszyła się niespokojnie, pragnąc uciec od bólu. Chłopak, który
siedział obok i którego od początku lotu traktowała bardzo
ozięble, zmarszczył czoło.
- Przepraszam - powiedziała.
Potem ból zmalał, zniknął, roztopił się gdzieś w środku dyni.
Dziewczyna rozparła się w fotelu i wytarła chusteczką mokre
czoło.
6
Wiedziała już, że to na pewno nie są problemy z żołądkiem,
tymczasem zostały jej jeszcze trzy godziny.
- Dobrze się czujesz?
Chłopak przyglądał się jej z mieszaniną zaniepokojenia i
obrzydzenia.
- Tak. Świetnie. Dziękuję. Odwrócił się.
Wylądowali. Dzięki Bogu... nie urodziła w samolocie.
Później, ilekroć czytała relacje kobiet, które skarżyły się na
przykre doświadczenia związane z porodem, nieskuteczność
środków przeciwbólowych, spieszące się położne, poczucie
osamotnienia i strachu, niezmiennie dochodziła do wniosku, że
powinny przeżyć to, co ona. Poród w całkowitej samotności, w
pomieszczeniu niewiele większym od kartonowego pudła, gdzie
jedynym środkiem przeciwbólowym było skupianie uwagi na
czymś innym (liczyła kafelki na ścianach i wraz z upływem czasu
robiła to coraz częściej), a jedyną towarzyszką - brzęcząca mucha.
Potem zauważyła również jakieś miotły, szmaty i czyste ręczniki -
dzięki Ci, Boże, za ręczniki. Jak mogła liczyć, że wystarczy jej
paczka waty? Była całkowicie odizolowana od otaczającego
świata, sama pełniła funkcję swojej położnej, a jej jedyną pomoc
stanowiła cenna książka, którą oparła o ścianę, gdy leżąc na
podłodze, wydawała na świat dziecko. Musiała być dzielna,
chociaż zawsze tak bardzo bała się bólu, że nie pozwalała sobie
założyć plomby bez miejscowego znieczulenia, i była tak
niezdarna, że nie umiała samodzielnie zawiązać harcerskiej
chusty.
Jednak udało się.
Musiało się udać. Nie miała innego wyjścia.
Kiedy było już po wszystkim, kiedy umyła się i posprzątała
pomieszczenie, owinęła płaczącego noworodka w czyste
prześcieradło i koc, które zapakowała do plecaka (wraz z bardzo,
bardzo ostrymi nożyczkami, kłębkiem sznurka oraz jedynym
środkiem dezynfekującym w postaci
7
dużej butelki wody). Potem oparła się o ścianę, ale nie czuła
niczego, nawet ulgi. Spojrzała na śpiącą istotkę, na maleńką,
spokojną twarzyczkę i zamknięte oczka.
Urodziła dziecko. Została matką, ale tylko na chwilę.
Za kilka godzin będzie mogła o wszystkim zapomnieć.
Całkowicie.
Absolutnie o wszystkim.
Rok wcześniej.
Sierpień 1985.
Trzy obce sobie nastolatki siedziały w sali odlotów na dwóch
osobnych ławkach, przyglądając się tej samej tablicy
informacyjnej. Wszystkie trzy były ubrane w wyblakłe dżinsy,
miały długie włosy, bransoletki z paciorków, tenisówki i
niewielkie plecaki (większe przeszły już przez odprawę), co
jednoznacznie świadczyło, że właśnie ukończyły szkołę średnią i
przed pójściem na studia wybierają się z plecakami w świat.
Każda z nich miała niewielką ilość funtów na świeżo założonym
rachunku bankowym, a w kieszeni bilet na podróż dookoła świata.
Wyruszały na wyprawę, podczas której chciały odwiedzić
Australię, Nową Zelandię, Tajlandię, a może nawet Nepal,
Himalaje i Stany Zjednoczone.
Były podniecone i zdenerwowane, ale przede wszystkim
niecierpliwie czekały na początek podróży, bez przerwy zerkając
jedna na drugą, uśmiechając się i powoli zbliżając się do siebie, w
miarę jak sala zapełniała się ludźmi.
Połączył je komunikat: ich lot do Bangkoku był opóźniony o trzy
godziny. Wtedy spojrzały jedna na drugą, zmarszczyły czoła,
wstały, podniosły plecaki i podeszły do siebie, zdenerwowane
opóźnieniem na samym początku podróży, mimo to zadowolone,
bo dzięki temu miały doskonały powód, żeby się poznać i
porozmawiać.
9
- Napijecie się kawy? - spytała jedna z nich.
- Chętnie - odparły pozostałe dwie.
Po chwili znalazły się w kawiarni, w której na stolikach stały
brudne filiżanki, a w rozlanej kawie pływały niedopałki. Wyraźnie
zmęczona obsługa wycierała brudne blaty jeszcze brudniejszymi
Zgłoś jeśli naruszono regulamin