Margit Sandemo
SAGA O LUDZIACH LODU
Tom XL
- Nataniel! Natanieeel!
Te przeciągłe, nabrzmiałe przerażeniem nawoływania pochodziły ze snu, lecz Nataniel zdawał sobie sprawę, że mają bardzo konkretne znaczenie. Nawet we śnie starał się na nich skoncentrować, wszystko zapamiętać.
Sen był jakiś dziwny, Nataniel nie bardzo umiał go umiejscowić, marzenie dotyczyło sfer, o których nigdy nie słyszał, których nie znał.
Czyste, błękitne niebo. Coś się z niego sypało, wirując opadało w dół. Ale to nie był śnieg. Może płatki kwiatów?
W każdym razie jakieś płatki, białe z delikatnymi smugami w kolorze różowym albo fioletowym.
Może to jednak nie kwiaty? Czyż to nie... kobiece twarze, białe niczym śnieg?
- Nataniel! Pomóż mi! Nataniel, ratunku! Nataniel!
To w górze to jednak nie były kobiece twarze. W każdym razie wołanie nie od nich pochodziło. Ten błagający o pomoc głos Nataniel znał z realnego świata.
Doszły do niego teraz dziwnie ostre, a mimo to delikatne dźwięki jakiegoś instrumentu muzycznego. „To jest biwa” - oświadczył męski głos w pobliżu, ale Nataniel nikogo obok siebie nie widział.
To, co spadało z nieba... to były płatki kwiatów jakiegoś drzewa owocowego, kwiaty jabłoni, może wiśni. Kiedy zaś zbliżały się do ziemi, przemieniały się w białe twarze kobiece o czerwonych ustach i smutnych migdałowych oczach. Jedna z takich twarzy przepłynęła tuż obok Nataniela i zniknęła w oddali. Oczy jednak patrzyły wprost na niego z wyrazem nieopisanego cierpienia. Drobne wargi były mocno uszminkowane. Rozpacz, rozpacz, na tym obliczu malowała się bezgraniczna rozpacz.
Ponownie dał się słyszeć ów męski głos. „Bardzo się martwimy o Heike” - mówił. - „Taira odszedł na zawsze. Odszedł przy Dan-no-ura”.
- Nataniel! Nataniel!
Znowu ten krzyk śmiertelnego przerażenia. I to krzyczał ktoś, kogo on zna. Był tego pewien.
- Nataniel, pomóż mi! Ja już nie wrócę!
Zlany potem usiadł na łóżku i nareszcie się obudził. ...
renfri73