Panie-1.txt

(10 KB) Pobierz
1. JAKĽ DROGĘ OBRAŁA MISTYKA?

Bramš wprowadzajšcš do królestwa mistyki jest modlitwa i ksišżka ta w pierwszym rzędzie mówi o niej. Nie sposób mówić o modlitwie, nie kończšc na mistyce. Jeżeli rzeczywicie modlimy się i modlitwę traktujemy poważnie, jeli nie przeszkadzamy jej normalnemu rozwojowi, czyli rozwojowi ku modlitwie nieustannej, to prędzej czy póniej, czy tego chcemy, czy nie, stajemy się mistykami. Życie staje się pełne Boga. Jednak miem twierdzić, że mšdrze jest tego "chcieć" i od samego poczštku być skierowanym na mistykę, a modlitwę traktować jako drogę do niej prowadzšcš.

MODLITWA PROWADZI DO MISTYKI
Modlitwa jest wartociš samš w sobie. Nie jest tylko rodkiem prowadzšcym do celu, ale w pewnym sensie jest samym celem: zjednoczeniem z Bogiem. I to wystarcza. Równoczenie jednak modlitwa jest drogš do głębszego zjednoczenia z Bogiem, które nazywamy mistykš. To ważne, bymy wiedzieli, że dzięki modlitwie i poprzez niš jestemy w drodze ku czemu wielkiemu, niewypowiedzianemu. Jest to bodziec do jeszcze serdeczniejszego zaangażowania w modlitwę, bodziec, który pomaga nam nie ulegać stagnacji, nie zasklepiać się w jednym sposobie modlitwy, ale respektować jej naturalnš dynamikę.
Ciekawš rzeczš jest, że w tej kwestii istnieje wyrana zgodnoć między chrzecijaństwem a religiami niechrzecijańskimi. Medytacja buddyjska prowadzi do satoń, owiecenia. Nie można zostać mistrzem zen, nie majšc dowiadczenia owiecenia, ponieważ uznaje się, że nie można prowadzić innych do celu, nie posiadajšc samemu egzystencjalnej wiedzy o drodze do niego wiodšcej. Wielcy mistycy chrzecijańscy - mylę tutaj szczególnie o tych, których znam najlepiej: o w. Teresie od Jezusa (1515-1582) i w. Janie od Krzyża (1542-1591) - nieustannie wskazujš na cel, na mistyczne zjednoczenie z Bogiem. Istnieje decydujšcy moment w rozwoju modlitwy, kiedy Bóg w całej pełni przejmuje ster. Wtedy człowiek nie żyje już własnym życiem, ale życiem żyjšcego w nim Chrystusa (Gal 2,20).
Dla Teresy od Jezusa życie modlitwy polega na coraz głębszym wnikaniu w wewnętrznš twierdzę duszy. Nie zadowalaj się czym mniejszym od siódmego mieszkania, mówi. Tam, w centrum twierdzy, Bóg czeka, by zjednoczyć się z tobš. Podšżanie drogš modlitwy to nie żaden spacer czy przechadzka. Teresa zachęca swoich czytelników, aby się spieszyli, ukazujšc im cel w najpiękniejszych barwach. Jej naukę o modlitwie nazywa się "filozofiš heroizmu". Chce, bymy wcišż przekraczali samych siebie.
Na poczštku XVI wieku powszechnie uważano, że twierdzenie, iż człowiek może poznać Boga jest czystym wymysłem. Między nami a Bogiem istnieje przepać. Teresa natomiast uważa, że musimy zdobyć się na odwagę. Człowiek może przekroczyć siebie, dojć do Boga. Homo est Dei capcuc (człowiek jest "otwarty" na Boga), tak brzmi tytuł pierwszego rozdziału Katechizmu Kocioła Katolickiego. w. Teresa przywišzuje dużš wagę do nadziei: "Ja za będę zawsze ufał" (Ps 71,14). Zachęca do wielkodusznoci, hojnoci. Jej optymizm jest logicznš konsekwencjš przyjętej wizji człowieka: człowiek jest stworzony dla Boga. więta Teresa mówi, że musimy mieć wielkie pragnienia.
Jan od Krzyża jest równie jednoznaczny. Jego pierwsze dzieło nosi tytuł Droga na Górę Karmel. Chodzi o zdobycie szczytu góry tak szybko, jak tylko jest to możliwe. Opisuje prostš, krótkš drogę. Jej celem jest widzenie Boga.
Odsłoń przede mnš obecnoć Twojš
I zadaj mierć widokiem Twej boskiej pięknoci! 
Wszak wiesz, że nic nie ukoi
Cierpień zadanych grotami miłoci,
Tylko obecnoć Twoja, widok Twej istnoci.
Tak pisze i dodaje komentarz:
Dusza pragnšca zagubić się w wielkoci swego Boga, którego miłoć owładnęła i zraniła, jej serce, nie mogšc już znieć udręki, błaga Go w tej strofie już nawet wprost, by odsłonił jej i ukazał swš pięknoć, czyli swš boskš istotę. Prosi, aby tym widokiem zadał jej mierć i odłšczył jš od ciała, w którym pozostajšc nie może Go widzieć ni radować się Nim tak, jak tego pragnie.
Jego cel jest tak wzniosły, że w pełni może być osišgnięty dopiero w życiu wiecznym. Jednak dla w. Jana od Krzyża nie oznacza to, by zaniechać starań i czekać na mierć, nie - już w obecnym życiu możemy dowiadczyć Boga, usłyszeć "cichš muzykę", poczuć Jego dotknięcie. Jeżeli nie możemy tego wszystkiego otrzymać w życiu doczesnym, to musimy starać się osišgnšć tyle, ile można. więty Jan kocha miłociš namiętnš, jest "oczarowany" Bogiem. Samo pytanie o to, czy modlitwa jest skierowana ku mistyce, jest dla niego absurdalne. Jakże mielibymy nie chcieć dowiadczyć Boga, kiedy Go naprawdę kochamy! Miłoć to zawsze i eros, i agape. Jakże Bóg, w swojej namiętnej miłoci do nas, miałby przestać chcieć być dowiadczanym!

BARDZIEJ MARTA NIŻ MARIA
William Johnston w swojej ksišżce Letters to contemplatives pisze, że tragediš jest, iż my chrzecijanie na Zachodzie zapomnielimy o mistyce. Jestem przekonany, że ma rację. Oczywicie nadał istniejš klasztory kontemplacyjne i mistycy pojawiajš się tu i tam, ale wielka rzesza ludzi w Kociele i wiele instytucji kocielnych okazuje małe zainteresowanie mistykš. Fakultety teologiczne rzadko oferujš zajęcia w zakresie mistyki. Jeli mówi się o mistyce, to tylko w ramach filozofii albo psychologii religii.
Podobnie dzieje się w większoci seminariów duchownych Zachodu. Duchowoć albo mistyka nie wchodzš raczej w zakres programu. Jeli prowadzi się zajęcia z duchowoci, to zawsze chodzi o przedstawienie historycznego przekroju różnych pršdów duchowych i szkół duchowoci. Podaje się wiedzę teoretycznš, ale najczęciej nie uczy się kleryków tego, w jaki sposób mieliby sami prowadzić życie duchowe.
Może sšdzimy, że to nieuniknione, że inaczej być nie może. Teoretyczny kurs ma przecież na celu przekazanie pewnej wiedzy. Kto jednak powiedział, że wiedza musi być tylko teoretyczna? W Kociele pierwszych wieków istniała naturalna jednoć teologii i modlitwy. Aż do XIV wieku liczni wielcy teologowie byli też więtymi. Dopiero z końcem redniowiecza drogi mistyki i teologii zaczęły się rozchodzić i ta pierwotna jednoć nigdy już nie została przywrócona.
To, że teologowie i mistycy stali się sobie obcy jest samo w sobie wystarczajšco smutnym faktem. Jeszcze gorzej, kiedy zaczyna się stawiać pod znakiem zapytania znaczenie i sens modlitwy, szczególnie milczšcej czy wewnętrznej. Może najbardziej jest to widoczne wród księży. Przed pięćdziesięcioma laty było jeszcze czym normalnym, że katolicki ksišdz każdego rana przed mszš więtš zasiadał w konfesjonale, odprawiał półgodzinnš medytację albo odmawiał brewiarz, równoczenie będšc do dyspozycji ewentualnych penitentów. Obecnie jest to rzadkociš.
Również w głoszeniu Słowa modlitwa zajmuje mniej miejsca. Chętnie cytowany jest tekst, który aniołowie wypowiadajš do apostołów po wniebowstšpieniu Jezusa: "Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo?" (Dz 1,11). Powróćcie na ziemię - komentujš księża - zaangażujcie się w służbę ludziom, walczcie z niesprawiedliwymi strukturami, z głodem, dyskryminacjš, rasizmem... Czyńcie tak, naladujšc Jezusa, On, wyjštkowy człowiek dał nam wspaniały przykład altruistycznej, uniwersalnej miłoci.
Takie głoszenie jest właciwie nowš formš moralizatorstwa - tego znienawidzonego moralizatorstwa, którym jestemy zmęczeni! Zamiast starać się o cnoty chrzecijańskie, czystoć, łagodnoć, cierpliwoć, mamy teraz pracować na rzecz sprawiedliwszego wiata. Wyobrazilimy sobie, że stalimy się wolni od suchej litery prawa, porzucajšc dawne moralizatorstwo. Jednak weszło nowe prawo, surowsze od starego. Trudniej jest ulepszać wiat, niż samemu stawać się lepszym. Nic dziwnego, że jak nigdy dotšd szerzy się poczucie winy. Wobec gigantycznego zadania zaprowadzenia sprawiedliwoci i równoci w wiecie dowiadczamy drastycznie własnej niemocy. Czujemy się nieswojo, kiedy dobrze się odżywiamy, podczas gdy takie rzesze ludzi przymierajš głodem. Słyszymy wcišż, że wszyscy jestemy temu winni, że musimy co zrobić. Ale jak i co mamy zrobić? Zadanie przerasta nasze siły. Przypominamy sobie zwštpienie w. Pawła wobec niemożnoci zachowywania prawa.
Wielu myli, że co tu jest nie tak, że ten aktywizm nie stanowi rozwišzania. Niektórzy wspominajš starš mšdroć, że "jeżeli domu Pan nie zbuduje, na próżno się trudzš, którzy go wznoszš" (Ps 127,1). Wielu na nowo odkrywa modlitwę wstawienniczš, słuchanie Słowa Bożego. Ruch charyzmatyczny uczy nas chwalić i wysławiać Pana. To bardzo cieszy, jednak po pierwsze zaangażowana weń jest tylko nieznaczna mniejszoć, a po drugie brakuje w nim często tego, co jest tak ważnym elementem wszelkiej mistyki: milczenia, ciszy, wewnętrznego skupienia. W tym wysławianiu Boga jest niekiedy za dużo zgiełku, by Bóg mógł co odsłonić z własnej głębi.
Archetypem jest, albo powinno być, opowiadanie o objawieniu, którego doznał Eliasz na górze Horeb. Boga nie ma w wichurze, nie ma Go w trzęsieniu ziemi, ani w ogniu, ale jest w szmerze łagodnego powiewu (1 Krl 19,11-13). Boga spotykamy najlepiej i najgłębiej w milczeniu. Być może modlitwa, której oddajemy się w rozlicznych grupach modlitewnych, znajduje się gdzie na płaszczynie działania, a nie na płaszczynie istnienia. Zbyt wiele w niej żšdań, a za mało zawierzenia i wewnętrznego wyciszenia.
Pomimo tego wszystkiego, co pisze się o modlitwie i pomimo istnienia tylu grup modlitewnych, nie możemy powiedzieć, że chrzecijanie na nowo odnaleli mistykę. Nawet w sferze modlitwy częciej spotykamy Martę niż Marię (Łk 10,41-42), więcej troski o wiele niż cichego zasłuchania.
I faktycznie nic w tym dziwnego, że ludzie złaknieni i spragnieni tego, co boskie, czujš się zawiedzeni Kociołem i szukajš zaspokojenia swego pragnienia u innych ródeł. Wszystko to, co kryje się pod hasłem New Age, miałoby niewielkie szansę, gdyby nie zagubiono mistyki chrzecijańskiej. W religiach wschodnich misty...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin