Odcinek 77 – Lizzy kontra Polityczny porządek.odt

(25 KB) Pobierz

Odcinek 77 – Lizzy kontra Polityczny porządek

-Dlaczego nie wyszliście? - warknęłam na Logana i Chrisa, kiedy przedstawienie zostało odwołane, a my schodziliśmy już do bazy.

-A mieliśmy Cię tak zostawić? - warknął Chris, jakby miał pretensje do mnie, a nie ja do nich.

-Coś mogło się Wam stać, rozumiecie?

W odpowiedzi Logan tylko wywrócił oczami, a Chris prychnął w ten swój irytujący sposób. Następnym razem po prostu trzasnę go, zanim zdąży to zrobić.

-Nic nam by się nie stało! - powiedział, lekceważąco, podnosząc ze stolika jeden z magazynów Sary. - Pewnie poradzilibyśmy sobie z nimi w pojedynkę.

-Oszaleję z Wami dwoma. - westchnęłam i odwróciłam się do drzwi. - I jeszcze jedno. Sarah Was wyprowadzi. Nie powinniście tu siedzieć za długo.

Nie dosłyszałam ich odpowiedzi. Miałam ochotę się na nich pogniewać, ale wiedziałam, że nie wytrwam w tym za długo. Bez słowa weszłam na górę i stanęłam nad komputerem w jogurtowi. Wyciągnęłam rękę, chcąc wpisać kod dostępu, ale w ostatniej chwili się wycofałam. Nie zrobię tego. Nie jestem taka. W końcu pokusa okazała się zbyt silna i wstukałam pin.

Na monitorze pojawiły się obrazy z pięciu kamer w bazie. Cele to już inna historia. Kliknęłam na tą, która pokazywała chłopaków, ale nie włączyłam mikrofonu. Przez chwilę patrzyłam jak stoją i rozmawiają ze sobą z obojętnymi minami.

-Julie jest w lekkim szoku, ale Ellie twierdzi, ze nic mu nie będzie. - usłyszałam za plecami głos Johna. Podskoczyłam na palcach i najszybciej jak potrafiłam, wyłączyłam podgląd.

-Co z nim? - zapytałam, odwracając się do niego przodem.

-Nic mu nie będzie. - odpowiedział. - Devon podał mu jakieś ziołowe środki na uspokojenie po których zasnął. Nie musisz się martwić.

-Ale się martwię. - odpowiedział mi prawie natychmiast.

-Lizzy... - westchnął. - Twój brat to silny chłopak. Chociaż po babsku wrażliwy.

-Po babsku wrażliwy? - powtórzyłam ze zdziwieniem.

-Widać, Carmichaelowie już tak mają. - odparł. - A teraz już idź spać. Już późno. Odmaszerować.

~***~

Niedziela. W końcu ta jedyna, upragniona, kochana niedziela. Jakie szczęście, że nie muszę dzisiaj wstawać. Przynajmniej nie tak wcześnie.

-Antonio, zostaw mnie, jest niedziela. - wymamrotałam, kiedy poczułam na nadgarstku włochatą łapę. - Nie mam zamiaru jeszcze wstawać.

-A ja myślałem, że przynajmniej on Cię przekona.

Otworzyłam szeroko oczy na dźwięk głosu Kendalla. Podniosłam głowę i i usiadłam najszybciej jak potrafiłam. Kendall stał, opierając się niedbale o ramę w drzwiach.

-Wybacz, miałam zamiar trochę pospać. - powiedziałam, opierając się na przedramionach.

-Wiem, po prostu chciałem sprawdzić jak się czujesz po wczorajszym i...

-Zabiję Logana. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, zanim zdołałam się zorientować, że mu przerwałam. - Przepraszam, mów dalej.

-I tak nie muszę. - uśmiechnął się. - Chyba, ze sugerujesz, że potrzebuję pretekstów, żeby się z Tobą zobaczyć. Bo jeśli tak... Sorry, niczego nie wymyśliłem.

-Przecież wiesz, że nie musisz. - odparłam, wstając i całując go delikatnie. - Muszę się ubrać.

-Zaczekam. - wyszeptał.

Uśmiechnęłam się i zabrałam kilka ciuszków na dzisiaj. Sama sobie się dziwiłam, że miałam je jeszcze siłę przygotować wczoraj.

~**Madison**~

-Skarbie, nie panikuj. - powtórzył Logan po raz kolejny. - Wybory są dopiero w środę.

-Nie dopiero, tylko już. - poprawiłam go, próbując doprowadzić do porządku te plakaty, które robiłam. - To tak mało czasu, a ja mam jeszcze tyle pracy...

-Ile razy mam Ci jeszcze powtarzać, że do wtorku jest jeszcze bardzo dużo czasu?

-Ani razu, a wiesz dlaczego? - warknęłam na niego, drukując gotowe już plakaty. - Bo to jest bardzo mało czasu?

W odpowiedzi Logan podniósł dłonie w geście poddania. Wypuściłam powietrze ze świstem, na co on tylko się roześmiał.

-Tak w ogóle jakie zadanie masz zamiar dać Lizzy? - zapytałem, wiedząc, że teraz nie w głowie jej przytulanki.

-Ty, Lizzy i Chris jesteście moją strażą. - wyjaśniła, wyjmując ze szkatułki posrebrzane kolczyki. -To wiem, ale widzę, że to nie wszystko. - wyruszyłem ramionami. - Ja i Chris mamy mięśnie, a ona...

-A ona ma ma gadane. - oznajmiła, wkładając podróbki. Jeśli chodzi o biżuterię, Madison uwielbiała podróbki.

Mówi, że są lepszą alternatywą złota i srebra. Wyglądają tak samo, a są o wiele tańsze.

-Dlatego wygłosi mowę na wiecu. - zakończyła, rozsypując włosy na ramionach. -Fajnie. - skwitowałem.

- A ona o tym wie?

-Jeszcze nie miałam okazji jej powiedzieć. - wymamrotała, jak zwykle, kiedy niechętnie się do czegoś przyznawała. -To lepiej od razu jej powiedz. - odparłem, słysząc sygnał SMS'a. - Bo pewnie spanikuje, jak jej powiesz w ostatniej chwili. I zaraz będziesz miała okazję jej o tym powiedzieć. Na obiedzie.

-U kogo? - zapytała, przybierając niewinną minkę.

-U Carlosa. Za godzinę.

~**Din**~

Dom Carlosa okazał się bardzo duży. Otworzyłam usta ze zdziwienia, widząc obszerne, zdobione żywymi kwiatami schody. -To wszystko jego? - mruknęłam do Jamesa, kiedy szliśmy do jadalni. -Tak, ale on twierdzi, że jego rodziców. - odpowiedział. - Chociaż na jedno wychodzi. Do tego dochodzi wielopokoleniowa służba.

-A tym wolałbym się nie chwalić. - usłyszeliśmy za plecami głos Carlosa.

-Co? - zmarszczyłam brwi.

-Kiedyś jego pra-pra dziadek kupił radzieckie małżeństwo niewolników. - wyjaśnił Logan, patrząc mi przez ramię. - Zamierzasz tu czytać? Lepiej nie, bo pani Pena bardzo tego nie lubi. Kiedy jest w pobliżu, lepiej zapomnij o prywatności. Że zdziwieniem zmierzyłam go spojrzeniem.

-Żartujesz sobie? - uniosłam brwi.

-Nie. - pokręcił głową. - To ostra baba. Jej dom, jej zasady. Lubi wszystko mieć poukładane.

Wytrzeszczyłam na niego oczy, a on w odpowiedzi głośno się zaśmiał, kiedy zajmowaliśmy miejsca przy stole.

-Za to jego tata jest super. - wtrącił Kendall.

-Proszę Cię. - prychnęłam. - W porównaniu z Twoim ojcem każdy tata jest super.

Natychmiast pożałowałam, że to powiedziałam, bo Kendallowi wyraźnie zrobiło się przykro.

Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, przeprosić go, czy cokolwiek, ale nie zdążyłam. Do pomieszczenia weszła dziewczyna, może w naszym wieku. Niosła sporą piramidę talerzy. Zatrzymała się, patrząc na nas ze zdziwieniem.

-Przyjaciele panicza Carlosa? - zapytała, zaczynając zastawiać stół. - Przepraszam, że jeszcze nic nie jest gotowe. Spodziewaliśmy się Was dopiero za godzinę.

Z trudem opanowałam parsknięcie śmiechem. Po raz pierwszy usłyszałam,jak ktoś mówi na Carlosa "panicz". On? Paniczem? A to dobre...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin