Odcinek 76 – Lizzy kontra Piętnasta Jednostka.odt

(25 KB) Pobierz

Odcinek 76 – Lizzy kontra Piętnasta Jednostka

-On tu jest. - usłyszałam w słuchawce głos Sary. - Teraz uważaj.

-Jest z nim Mia? - zapytałam, pochylając się nad odbiornikiem.

-Nie widać jej. - odpowiedziała, kiedy nakładałam ostry cień na powieki. - Może to i lepiej...

-Osobiście wolałabym wiedzieć gdzie jest, niż zamartwiać się przez cały występ, czy przypadkiem nie wyskoczy na mnie gdzieś ze środka sufitu. - wywróciłam oczami i poczułam język Antonia na plecach. - Powinieneś czekać w klatce obok Soni wiesz? - rzuciłam.

-Co? - warknęła zdziwiona.

-Nic, to tylko Antonio. - uśmiechnęłam się do spacerującego się za moimi plecami tygrysa.

-Ja się rozłączam! - powiedziała pośpiesznie. - Brad mnie zmieni, ja idę prowadzić obserwacje. Będziemy w stałej łączności.

Pokręciłam głową, widząc jak Atsue i Sam wychodzą zza areny oblepieni pianą i konfetti.

-Trapezo Italiano? - wmarszczyłam brwi. - Coś nie wyszło?

-Wszystko wyszło. - zaprzeczył Sam. - Tylko trochę brudno. Szykuj się. Za kilkanaście minut Twoja kolej.

-Tak, wiem. - odpowiedziałam.

Wstałam i włożyłam marynarkę. Spięłam włosy tak, żeby nie wpadały mi do oczu. Zerknęłam na wyświetlacz komórki.

„Widzę Cię.”

Rozejrzałam się po zapleczu, ale zobaczyłam tylko przygotowujących się szpiegów-cyrkowców. Coś tu było nie tak. Jak to możliwe, że ta wiadomość na komunikatorze przyszła akurat, kiedy spojrzałam na telefon? Coś tu było nie tak.

„Nie ukryjesz się.”

Ten ktoś mnie obserwował. Tylko kto? Mia? Nie znam tego numeru, ani loginu. To misi się najszybciej wyjaśnić.

-Połączcie się z moją komórką. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, udając, że szukam butów na niższym obcesie. - Dostaję dziwne wiadomości na komunikator.

„Mam Twojego braciszka. Jeden fałszywy krok, a poderżnę mu gardło.”

Julie? No oczywiście, że Julie. Przecież Chuck siedzi przed komputerem w osobnym pokoju i je batona. Widziałam na monitorze. Przestraszyłam się nie na żarty, ale postanowiłam, że nie stracę zimnej krwi. Nikt nie może nic zauważyć.

-Masz jeszcze pięć minut! - zawoła Atsue, a ja sięgnęłam po szelkę Antonia, którą miałam go przeprowadzić po wybiegu razem ze słoniami, a potem na podesty.

-Coś jest nie tak. - powiedziałam jej, udając, że nic się nie dzieje. - Dostałam dziwna wiadomość. Możesz mi wyciszyć komórkę? - powiedziałam już nieco głośniej.

Atsue kiwnęła głową. Mistrzyni szybkiego czytania. Wiedziałam, że błyskawicznie przeczyta info i naprawdę wyciszy komórkę. Podeszłam do Antonia i objęłam go za szyję, chcąc zapiąć pasek. Poczułam jego sierść na skórze w przerwie między szyją, a włosami.

-Ufasz mi, prawda? - wyszeptałam do Antonia, patrząc w jego pomarańczowo-żółto-czarne oczy.

W odpowiedzi Antonio warknął krótko i oparł łapę na moim ramieniu, jakby chciał mnie do siebie przytulić. Przecież kiedyś już mnie tak przytulił...

Na sygnał Natashy wyszłam na Arenę i przeprowadziłam Antonia po brzegu areny. Rozejrzałam się po widowni i zobaczyłam Chrisa i Logana na jednej z ławek. Uśmiechnęli się do mnie i pomachali, ale ja w żaden sposób nie odwzajemniłam tego gestu.

Kiedy stanęłam przed jednym z drewnianych pni pomalowanych jak czerwono-żółto, popatrzyłam na Dwa stojące naprzeciwko słonie.

-Mają Juliana. - usłyszałam w słuchawce głos Johna. - Zawiadomiliśmy piętnastą jednostkę.

Piętnasta Jednostka? Czyli jest źle. Wiedziałam, ze Casey'a rajcowało dzwonienie do tych komandosów, ale nie zadzwoniłby do nich bez powodu. Mowy nie ma. Znam go. Nawet całkiem nieźle. Może trochę bardziej niż nieźle.

Kiedy wprowadziłam Antonia na jeden z pni, wszystkie światła pogasły. Był prawie środek nocy. To oczywiste, że zrobiło się ciemno. Ale tak zupełnie ciemno. Odruchowo sięgnęłam po usypiacz, który nosiłam pod marynarką. Poczułam, jak Antonio porusza się niespokojnie.

-Cii... - wyszeptałam.

Mogłam przysiąc, że słyszę jakieś dziwne rzeczy. Drobne i ciche, ale możliwe, ze mi się tylko wydawało. Cała widownia krzyczała i panikowała, ale ja nie śmiałam się poruszyć.

-Tylko bez paniki! - usłyszałam donośny głos Cole'a. - To tylko drobna awaria alternatora. Za chwile podepniemy drugi.

Przełknęłam ślinę. Umiałam dodać dwa do dwóch. Mogłam się domyśleć co podejrzewałam. Sama układałam sobie w głowie czarne scenariusze.

Światła się zapaliły. Ułamek sekundy później Antonio wydał z siebie głośny, ogłuszający ryk. Podskoczyłam, widząc kilku terrorystów z wyciągniętą bronią.

-Wdowina może wyjść, ale artyści zostają. - oznajmił ojciec Mai, stojąc na środku areny. Przez chwile miałam wrażenie, ze Antonio na niego skoczy i odgryzie mu głowę. Ale wiedziałam, że on sam nie mógłby tego przeżyć.

-Gdzie jest Julie? - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

-Tutaj! - zachichotał.

Zanim zdołałam się zorientowałam, Mia przyprowadziła Julie'ego, przez cały czas trzymając nóż na jego gardle. O nie. Popatrzyłam na nią, na co ona po prostu uśmiechnęła się do mnie drwiąco. Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy.

-Ani mi się waż. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

-No to wiedz, że się ważę. - odpowiedziała Mia nadzwyczaj słodkim i jadowitym głosikiem.

Później wszystko działo się za szybko. Kilkoro komandosów wbiegło na arenę.

-Widocznie, nie doceniłem Cię, mała suko. - wysyczał, spoglądając na Johna, który celował w niego zza moich pleców.

-A co jeśli chybisz?

-On nigdy nie chyba. - powiedziałam nad wyraz spokojnie.

I rozległy się strzały. Kilku z nich padło na ziemię. W tym Mia. Julie pośpiesznie odsunął się na kilka kroków.

-Zabiliście ich? - wykrzyczałam.

-Nie wszystkich Lizzy. - odpowiedziała Ciotka Diane, zabezpieczając swój karabin. - Nie wszystkich.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kiepska akcja, ale kiedyś trzeba było...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin