Puig Manuel - PACAŁUNEK KOBIETY PAJĄKA - WPŚ.rtf

(1188 KB) Pobierz

Puig Manuel

PACAŁUNEK KOBIETY PAJĄKA

 

 

Rozdział pierwszy

Ona jest jakaś dziwna, od razu widać, że to nie taka dziewczyna jak wszystkie. Wygląda bardzo młodo, góra dwadzieścia pięć, buźka trochę kocia, mały nosek, zadarty, twarz raczej okrągła, szerokie czoło, policzki też dość szerokie, ale takie trochę wypukłe jak u kota.

-              A oczy?

1 Jasne, chyba zielone, tak, ha pewno, i ona je mruży, żeby. lepiej widzieć przy rysowaniu. Patrzy na panterę, którą rysuje, na tę czarną panterę w zoo, co z początku leżała sobie spokojnie w klatce. Ale kiedy dziewczyna narobiła hałasu szurając krzesłem i pulpitem, bo ciągle nie mogła się zdecydować, jak się ustawić, pantera ją zobaczyła i zaczęła krążyć po klatce i ryczeć.

-              To przedtem jej nie wywęszyła?

-              Nie, bo w klatce jest ogromny kawał mięsa i zwierzę tylko to może wywęszyć. Strażnik kładzie mięso tuż przy kracie i żaden inny zapach już nie dociera, to tak specjalnie, żeby pantera siedziała spokojnie. No i teraz masz pojęcie, jak ta bestia się wścieka, kiedy dziewczyna zaczyna coraz szybciej stawiać kreski na papierze i rysuje coś jakby pysk zwierzęcia i jednocześnie diabła. A pantera tak na nią patrzy, to jest samiec i nie wiadomo, czy chce ją rozszarpać i pożreć, czy ma na myśli coś jeszcze gorszego.

-              A tego dnia nie ma ludzi w zoo?

-              Nie, prawie nikogo. Jest chłodno, zima. Drzewa w parku nie mają liści. Wieje zimny wiatr. Dziewczyna jest prawie sama, siedzi na składanym krzesełku, co je sobie

7

przyniosła, a na pulpicie rozłożyła papier do rysowania. Trochę dalej, przy klatce z żyrafami, kręci się kilkoro dzieciaków z nauczycielki], ale one szybko odchodzą, za zimno dla nich.

-              A jej nie zimno?

-              Nie, ona nie ma na to głowy, jest jakby w innym świecie, cala przy tym swoim rysunku.

-              Jeżeli cała przy tym swoim rysunku, to nic w innym świecie. Jedno przeczy drugiemu.

-              Wcale nie, ona jest pochłonięta rysowaniem, pogrą­żona w tym świecie, który jest w niej, w środku, i który ona dopiero zaczyna odkrywać. Założyła nogę na nogę, ma czarne pantofle na wysokim, grubym obcasie, odkryte na palcach, tak że widać paznokcie pomalowane ciemnym lakierem. A pończochy takie błyszczące, ten rodzaj siatecz­ki, co to nie wiadomo, czy pończocha ma różowy połysk, czy ciało tak prześwituje.

-              Bardzo cię przepraszam, ale już ci mówiłem, żebyś sobie darował te erotyczne opisy. Sam wiesz, że to niedo­zwolone chwyty.

-              Jak chcesz. No. więc jadę dalej. Nosi rękawiczki, ale przy rysowaniu ściąga tę z prawej dłoni. Ma długie paznokcie, prawie czarny lakier, a paluszki białe, tylko potem jej sinieją z zimna, więc na chwilę przerywa pracę i chowa dłoń pod połę płaszcza, żeby ją rozgrzać. Płaszcz ma obszerny, z czarnego flauszu, z dużymi pagonami na ramionach, ale ten flausz to jest taki włochaty jak angorski kot. nie, jeszcze bardziej. No i kto stanął teraz za nią? Ktoś, kto próbuje zapalić papierosa, ale wiatr mu gasi zapałkę.

-              Kto to jest?

-              Zaraz, poczekaj. Ona słyszy trzask zapałki, wzdryga się i ogląda za siebie. To jest facet o przyzwoitym wyglądzie, nie jakiś tam podejrzany laluś, twarz sympatyczna, kape­lusz z opuszczonyrn rondem, luźny płaszcz, szerokie spodnie. Przykłada palce do kapelusza, kłania się. przepra­sza i mówi, że rysunek jest fantastyczny. Ona widzi, że to wspaniały typ, to widać po twarzy, wyrozumiały, spokojny. Więc sobie poprawia trochę włosy, bo wiatr je potargał Grzywkę ,ma całą w lokach, a włosy do ramion, tak się wtedy nosiło, i zawinięte na końcach, trochę jak trwała ondulacja.

-              Już ją widzę: czarniutka. nie bardzo wysoka, pulchna, kocie ruchy. Najlepsze, co może być.

-              Przecież miałeś się nic podniecać, no nie?

-              Jedź dalej.

-              No więc ona mu odpowiada, że wcale się nic przestra­szyła. Ale kiedy lak sobie poprawia włosy, to już nie może przytrzymywać papieru z rysunkiem i wiatr go porywa. Chłopak podbiega i go łapie, i oddaje dziewczynie, jedno­cześnie ją przepraszając. Ona mu na to, że nic takiego, a on po akcencie zaraz poznaje, że ona jest cudzoziemką. 1 dziewczyna mii mówi, że jest emigrantką, studiowała w szkole sztuk pięknych w Budapeszcie i kiedy wybuchła wojna, wyjechała do Nowego Jorku. On ją pyta, czy nic tęskni za swoim rodzinnym miastem. I jej wtedy jakby się zachmurzył wzrok, cała twarz jej posmutniała, i mówi, że ona nie pochodzi z miasta, ona jest z gór, z tamtych gór. z T ransylwanii.

-              To tak jak Dracula.

-              Tak. w tych górach są ciemne lasy, w których żyją dzikie zwierzęta, i te zwierzęta w zimie szaleją z głodu i schodzą do wsi, na łów. Ludzie żyją w ciągłym strachu i kładą dla nich pod drzwiami zabite owce i inne stworzenia, i wszystko im są gotowi dać, żeby się tylko uratować. I tak sobie pogadują, ale ten młody człowiek chce się z nią umówić i ona mówi, że jutro po południu znowu będzie tutaj rysowała, tak jak co dzień ostatnio robi, kiedy jest słońce. No i potem on, który jest architektem, następnego dnia jest w biurze projektów razem ze swoimi kolegami architektami i z jedną dziewczyną, też koleżanką, aż tu nagle bije godzina trzecia i wiadomo, żejuż zostało bardzo mało czasu, bo niedługo słońce się schowa, więc on chce rzucić swoje linijki i cyrkle i biec do zoo. które jest zaraz blisko, w Central Parku. Koleżanka go pyta, dokąd on idzie

i z czego taki zadowolony. On się do niej odnosi po przyjacielsku, ale widać, że ona się w nim kocha, tylko to ukrywa.

-              Brunet?

-              Nie. szatyn, kasztanowe włosy, sympatyczna twarz, nic niesamowitego, ale fajny. No więc on wychodzi i wcale nie ma ochoty mówić, dokąd idzie. Koleżanka jest smutna, ale nic daje po sobie poznać i zagłębia się w pracy, żeby nie

9

pogrążać się w jeszcze większym smutku. A w zoo jeszcze się nie zaczęło ściemniać, jest taki olśniewający zimowy dzień, co to się rzadko zdarza, wszystko widać bardziej ostro niż kiedykolwiek, czarne kraty, ściany klatek z białych kafelków, ścieżki wysypane białym szutrem i szare drzewa bez liści. A oczy drapieżników są krwistoczerwone. Ale dziewczyny, która miała na imię Irena, nie ma. Mijają dni i on nie może jej zapomnieć, aż tu kiedyś idzie elegancką ulicą i coś przyciąga jego uwagę na wystawie jakiejś galerii sztuki. Są tu wystawione dzieła artysty, który rysuje tylko pantery. Młody człowiek wchodzi, a w środku jest Irena i wszyscy jej gratulują. I nie bardzo wiem, co dalej.

-              Przypomnij sobie.

| Zaraz, poczekaj... Nie wiem, czy to wtedy spotyka kogoś, kto ją przestraszył... Mniejsza o to, no więc ten chłopak też jej gratuluje i zauważa, że Irena jest jakaś inna, szczęśliwa, nie ma tego pochmurnego spojrzenia jak wtedy za pierwszym razem. I on ją zaprasza do restauracji, a ona zostawia tych wszystkich krytyków i wychodzą. Ona tak wygląda, jakby pierwszy raz szła tą ulicą, jakby przedtem była uwięziona, a teraz dopiero, wolna, może iść, gdziekol­wiek jej się zechce.

-              Ale on ją zabiera do restauracji, a nie gdziekolwiek, sam mówiłeś.

1 Daj spokój, nie bądź drobiazgowy. No więc kiedy on przystaje przed jakąś restauracją, węgierską czy rumuńską, ona znowu robi /się nieswoja. On myślał, że jej sprawi przyjemność prowadząc ją tam, gdzie są jej rodacy, ale okazuje się, że trafił kulą w płot. I widzi, że jej coś jest, więc pyta, o co chodzi. Ona kłamie i mówi, że to wspomnienia z wojny, które odżywają w takich chwilach. Wtedy on jej na to, żeby poszli na obiad gdzie indziej. Ale ona się domyśla, że on, biedaczek, nie ma dużo czasu, ma godzinę przerwy na obiad i zaraz musi wracać do pracy. Więc dziewczyna bierze się w garść i wchodzi do restauracji, no i świetnie, bo tam jest bardzo spokojnie i można dobrze zjeść, i ona znowu jest zadowolona z życia.

-              A on?

-              On się cieszy, bo widzi, że ona się przemogła, żeby 'emu zroblc Przyjemność, bo przedtem ón specjalnie miał

10

zamiar przyjść tutaj, żeby jej zrobić przyjemność. Tak to bywa, kiedy chłopak poznaje dziewczynę i wszystko zaczyna się dobrze układać. A jego tak to wzięło, że postanawia już dzisiaj nie wracać do pracy. Opowiada jej, że przypadkiem przechodził obok galerii, bo miał załatwić zupełnie inną sprawę, chciał kupić coś na prezent.

-              Dla koleżanki architektki.

-              Skąd wiesz?

-              Nie wiem, tylko zgaduję.

-              Widziałeś ten film.

-              Nie, naprawdę. Mów dalej.

1 No więc dziewczyna, to znaczy Irena, mówi, że mogą iść razem załatwić ten sprawunek. 1 on zaraz zaczyna się zastanawiać, czy mu wystarczy pieniędzy na dwa takie same prezenty, jeden dla koleżanki na urodziny, a drugi dla Ireny, bo już tak bardzo chce ją zdobyć. Na ulicy Irena mu mówi,' że jakie to dziwne, dzisiaj wcale jej nie żal, że tak wcześnie się zaczyna ściemniać, już o trzeciej po południu. On ją pyta, czemu jej żal, kiedy się ściemnia, i czy to dlatego, że się boi ciemności. Ona się przez chwilę namyśla i odpowiada, że tak. I on przystaje pod sklepem, gdzie miał załatwić ten sprawunek, ona patrzy nieufnie na wystawę, to jest ptaszamia, bardzo piękna, z ulicy widać w klatkach najróżniejsze ptaki, jak fruwają i przeskakują z trapezu na trapez albo huśtają się, albo dziobią listki sałaty, albo piją świeżo zmienioną chłodną wodę.

-              Aha, przepraszam... czy mamy wodę w karafce?

1 Tak, nabrałem wody, kiedy mnie wyprowadzali do łazienki.

-              No to w porządku.

-              Chcesz? Jest fajna, zimna.

1 Nie, tylko się upewniłem, że rano nie będzie kłopotu z parzeniem ,mate.

-              Daj spokój, nie ma sprawy. Starczy na cały dzień.

1 Nie rozpuszczaj mnie. tak. Ja zapomniałem wziąć wody, kiedy nas wyprowadzili na prysznic, i gdyby nie to, że ty o tym potem pamiętałeś, to teraz zostalibyśmy bez wody.

B Ale jest aż nadto, mówię ci. No więc... kiedy ci dwoje wchodzą do ptaszami, nagle robi się tak, jakby wszedł sam diabeł czy boja wiem kto jeszcze. Ptaki wpadają w szaf i ze

U

strachu tłuki| się na oślep o kraty klatek, tak żc aż ranią sobie skrzydła. Właściciel nie wic, co ma robić. I piszczą te ptaszki, okropnie przerażone, to jest jak kwilenie sępów, nie jak ptasi śpiew. Ona chwyta jego za rękę i wyciąga go na dwór. I ptaki natychmiast się uspokajają. Dziewczyna prosi, żeby jej pozwolił odejść. Umawiają się na spotkanie i rozstają się aż do jutra wieczór. On wchodzi z powrotem do ptaszami, a tu ptaki spokojne, śpiewają sobie, i on kupuje jednego dla tej koleżanki na urodziny. I potem... zaraz... nie bardzo pamiętam, jak to było dalej, spać mi się chce.

-              Opowiedz jeszcze trochę.

-              Kiedy jak mi się chce spać, to zapominam. Dokończę jutro, dobrze?

-              Jak nie pamiętasz, to już lepiej odłóżmy do jutra.

-              Opowiem ci, jak będziemy pili mate. ,

-              Nie, lepiej wieczorem, w dzień nie chcę myśleć o takich rzeczach. Są ważniejsze sprawy do przemyślenia.

-              No bo kiedy nic czytam i nic nic mówię, to dlatego że myślę. Ale nic chcę, żebyś mnie źle zrozumiał.

-              Nic, w porządku. Nie będę ci przeszkadzał, nie pomy­ślałem o tym.

-              Widzę, że mnie rozumiesz, dziękuję. Do jutra.

-              Do jutra. Niech ci się przyśni Irena.

-              Ja wolę tę koleżankę architektkę.

-              Tak właśnie myślałem. Dobranoc.

-              Do jutra.

i

| Więc stanęliśmy ńa tym, jak on wszedł do ptaszami i ptaki się go nie przestraszyły. Tylko jej się bały.

-              Ja ci tego nie mówiłem, to ty się domyśliłeś.

-              No i co dalej?

-              Oni się nic przestają widywać i są w sobie zakochani. Ona go cholernie pociąga, bo jest taka dziwna, to się przymila, to wpatruje się w niego, kiedy on ją trzyma w ramionach, ale kiedy on ją chce mocno przytulić i pocało­wać, to ona mu się wymyka i ledwo pozwala, żeby dotknął wargami jej ust. I prosi, żeby jej nie całował, że ona sama go pocałuje.'- i robi to tak delikatnie jak mała dziewczynka, a usta ma przy tym nabrzmiałe i miękkie, ale zamknięte.

12

-              Dawniej w filmach nie było seksu.

-              Poczekaj, zobaczysz. Bo właśnie pewnego wieczora on ■ jn znów zabiera do tej restauracji, która nie jest zbyt

elegancka, ale za to bardzo malownicza, obrusy w kratkę i wszędzie drewno, nie, kamień, nie, tak. już wiem, w środku jest jakby wnętrze chaty, są gazowe lampy, a na stolikach świece. I on podnosi szklankę z winem, takim wiejskim winem, i wznosi toast, bo oto dziś pewien bardzo zako­chany mężczyzna ma zamiar się zaręczyć, jeśli tylko jego .wybrana go przyjmie. A ona ma łzy w oczach, ale to ze szczęścia. Stukają się szklankami i piją nie mówiąc ani słowa, i trzymając się za ręce. Nagle ona się odsuwa: zobaczyła, że ktoś podchodzi do ich stolika. To jest kobieta, piękna na pierwszy rzut oka, ale jak jej się przyjrzeć, to zaraz widać, że ma coś dziwnego w twarzy, trudno powie­dzieć co, ale coś przerażającego. Bo to jest twarz kobiety, ale także i kota. Oczy trochę skośne i też dziwne, jak by to powiedzieć, takie oczy bez białek, całe oko zielone, a w środku czarna źrenica i nic poza tym. A cała twarz bardzo blada, jakby mocno przypudrowana.

I Ale przecież mówiłeś, że jest piękna.

-              Tak, bardzo. I po sukni widać, że jest z Europy, i ma „fryzurę babci".

-              Fryzurę babci?

i No... jak by ci tu wytłumaczyć... taki wałek, naokoło głowy, od czoła do tyłu.

. - Nieważne, mów dalej.

1 Ale wiesz, może się mylę. ona miała chyba warkocz dokoła głowy, bo raczej tak się nosi w tamtych okolicach. I długą suknię i pelerynę z lisów na ramionach. Podchodzi do stolika i patrzy na Irenę jakby z nienawiścią, nie. raczej tak, jakby ją hipnotyzowała, ale w każdym razie to jest spojrze­nie kryjące złe zamiary. I mówi coś do niej w jakimś przedziwnym języku, stojąc tuż przy nich. On. jako ele­gancki mężczyzna, wstaje na widok podchodzącej damy. ale ta kocica wcale na niego nie patrzy i mówi dalej do Ireny. Irena jej odpowiada w tym samym języku, bardzo przestraszona. On nie rozumie z tego ani słowa, wtedy la kobieta, chcąc, żeby i on też rozumiał, mówi do Ireny: ..Zaraz cię poznałam, dobrze wiesz czemu. No to na razie...” I odchodzi, nie spojrzawszy nawet na niego. Irena

aż zamarła, oczy ma pełne łez, aJe zmętniałe, tak jakby fe łzy były brudną wodą z jakiejś kałuży. Wstaje bez słowa i zarzuca sobie na głowę długi biały szal, a on zostawia banknot na stoliku i wychodzi biorąc ją pod ramie. Nic do. siebie nie mówią, on widzi, że ona ze strachem patrzy w stronę Central Parku, pada lekki śnieg i zagłusza hałasy i wszelkie dźwięki. Samochody przejeżdżają, jakby się śliz­gały, cichuteńko, uliczna latarnia oświetla padające białe płatki śniegu, a gdzieś w dali słychać jak gdyby ryczenie dzikich zwierząt. I jest to całkiem prawdopodobne, bo niedaleko stąd jest właśnie miejskie zoo, w samym parku. Ona nie chce iść dalej, prosi go, żeby ją objął. On ją ściska w ramionach. Ona drży, z zimna albo ze strachu, chociaż ryki zwierząt jakby przycichły. Ona mówi ledwo dosłyszalnym szeptem, że boi się iść do domu i być sama w nocy. Przejeżdża taksówka, on ją zatrzymuje i oboje wsiadają, nie mówiąc ani słowa. Jadą do niego i przez cały ten czas nic nie mówią. Przyjeżdżają pod dom, to jeden z tych starych domów mieszkalnych, bardzo zadbany, z dywanami, z wysokim belkowanym sufitem, z ozdobnymi schodami z ciemnego drewna, a przy drzwiach, u stóp schodów, stoi wielka palma we wspaniałej donicy. Jak z chińskich rysunków. Palma, która się odbija w dużym lustrze w pięknie rzeźbionej ramie - tak samo pięknie rzeźbionej jak te schody. Dziewczyna patrzy w lustro, przygląda się swojej twarzy, jakby w niej czegoś szukała; windy nie ma, on mieszka na pierwszym piętrze. Ich kroków prawie nie słychać na dywanie, idą jak po śniegu. Jego mieszkanie jest duże i takie trochę robione na fin de siècle, bardzo skromne, to było kiedyś mieszkanie jego matki.

-              No i co on robi?

-              Nic, on wie, że ona coś tam w sobie przeżywa, coś ją gnębi. Pyta ją, czy się czegoś napije, a może kawy czy czego tylko sobie życzy. Ona nic nie chce, prosi go, żeby usiadł, bo ma mu coś do powiedzenia. On zapala fajkę i patrzy na nią z tym swoim poczciwym wyrazem twarzy, jak zawsze. Ona ( nie śmie spojrzeć mu w oczy, kładzie mu głowę na kolanach. I zaczyna mu opowiadać, że w tej jej rodzinnej wsi w górach krążyła taka legenda, która ją zawsze przera­żała, jak była małą dziewczynką. I tego to ja tak po kolei nie pamiętam, coś takiego średniowiecznego, że pewnego razu

14

/

/

te wsie były z powodu wielkich śniegów przez całe miesiące odgrodzone od świata i ludzie umierali z głodu, a wszyscy mężczyźni poszli na wojnę, coś w tym rodzaju, i dzikie zwierzęta z lasu przychodziły zgłodniałe pod same chaty,' już nie pamiętam dokładnie, i wtedy zjawił się diabeł i powiedział,'że jeśli chcą, żeby im przyniósł jedzenie, to niech przyjdzie do niego jedna z kobiet, no i przyszła jedna, najodważniejsza, a diabeł miał ze sobą rozwścieczoną głodną panterę, i ta kobieta zawarła pakt z diabłem, żeby ocalić życie, i nie wiem już, co tam się stało, dość że kobieta urodziła córkę z twarzą kota. A kiedy krzyżowcy wrócili z Ziemi Świętej, ten, który był mężem tej kobiety, wszedł do domu i pochylił się, żeby ją pocałować, a ona go rozszarpała na kawałki, jak prawdziwa pantera.

-              Nie bardzo rozumiem; tak jak opowiadasz, to trochę zagmatwane.

-              pamięć mi nawala. Ale nieważne. W każdym razie, o ile sobie przypominam, Irena mówi mu, że od tego czasu w górach rodziły się kobiety-pantery. Ten krzyżowiec już i tak był rozszarpany, ale któryś inny zorientował się, że żona go zabiła, i zaczął ją śledzić, a ona uciekała po śniegu i najpierw zostawiała za sobą ślady ludzkie, a potem, już bliżej lasu, to były tropy pantery, no i ten krzyżowiec ją gonił i wpadł do lasu, a wszystko to się działo w nocy, i w tej ciemności zobaczył błyszczące zielone ślepia zwierzęcia, co się na niego czaiło, i wtedy zrobił znak krzyża sztyletem, a na to pantera znieruchomiała i przemieniła się z powrotem w kobietę, jakby śpiącą czy zahipnotyzowaną, a krzyżowiec zaczął uciekać, bo usłyszał ryki innych zwierząt, które zwęszyły tę kobietę i ją pożarły. Dotarł ostatkiem sił do wsi i wszystko to opowiedział. I ta legenda powiada, że ród kobiet-panter nie wygasł i żfe mają one gdzieś na świecie swoją kryjówkę i wyglądają jak zwyczajne, normalne kobiety, ale kiedy mężczyzna całuje taką kobietę, to ona może się zamienić w dziką bestię.

-              I ona właśnie jest taką panterą?

1 Ona to tylko wie, że te bajki bardzo ją przerażały, kiedy była mała, i zawsze ciążyło na niej straszne przeczucie, że sama może być córką jednej z takich kobiet. '

| A tamta w restauracji co jej wtedy powiedziała?

-              O to właśnie on ją zapytał. A Irena na to rzuca mu się z

15

płaczem w ramiona i mówi, że ta kobieta po prostu podeszła, żeby się z nią przywitać. Ale potem już nic, polem zbiera się na odwagę i opowiada, że tamta jej powiedziała w tym ich języku, żeby sobie przypomniała, kim ona jest. bo już na pierwszy rzut oka widać, że są siostrami. I żeby się strzegła mężczyzn. On na to wybucha śmiechem. „Nie martw się. mówi, wiedziała, skąd jesteś, bo rodak zawsze pozna rodaka, jak ja zobaczę w Chinach Amerykanina, to też podejdę i mu powiem cześć, stary. A że to kobieta, i to trochę staroświecka, ho to ci powiedziała, żebyś uważała na mężczyzn, czy ty tego nic rozumicsż?” Tak jej to wszystko tłumaczy, a ona się jakoś uspokaja. I już się czuje taka spokojna, że zaczyna usypiać w jego ramionach, i on ją układa na kanapie, wsuwa jej poduszkę pod głowę i przynosi koc ze swego łóżka. Dziewczyna śpi. Wtedy on idzie do swojej sypialni i scena kończy się na tym, jak on jest w piżamie i w szlafroku - niezły szlafrok, ale nic specjalnie eleganckiego, gładki, prosty-i od progu patrzy na śpiącą dziewczynę, i zapala fajkę, i nad czyniś się zamyśla. Na kominku pali się ogień, nie, już nic pamiętam, to chyba lampka na jego nocnym stoliku rzuca takie światło. Kiedy ogień na kominku zaczyna przygasać. Irena się budzi, zostaje już tylko jedno żarzące się polano. 1 już świta.

-              Budzi się z zimna, tak jak my.

-              Nie, coś innego ją budzi, wiedziałem, że tak powiesz. Aleją budzi kanarek śpiewający w klatce. Irena najpierw, z tego strachu, nic S się do niego zbliżyć, ale słyszy, że ptak ma radosny glos. więc ośmiela się i podchodzi. Patrzy na niego i oddycha głęboko, z ulgą. i cieszy się. że ptaszek się jej nie boi. Idzie do kuchni i robi grzanki, z masłem, jak to oni lubią, i płatki, i...

-              Nie mów o jedzeniu.

-              1 biszkopty...

-              Nie, no naprawdę si£ nic wygłupiaj. Ani o żarciu, ani o nagich facetkach.

-              No dobrze, więc ona go budzi, a on jest szczęśliwy, że ona się tak dobrze czuje w jego domu, i pytają, czy chce tu zostać na zawsze.

-              To on już się położ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin