BOMBĄ W REAKTOR.doc

(38 KB) Pobierz
Bombą w reaktor

Bombą w reaktor

25 lat temu izraelskie lotnictwo w trakcie błyskawicznego nalotu zniszczyło irackie instalacje nuklearne w Osiraku. Czy do podobnej operacji dojdzie obecnie w Iranie, jeśli Zachód nie przekona go do porzucenia planów budowy bomby atomowej?

"Gdybym był religijny powiedziałbym, że była w tym ręka Boga" - tak niezwykłą misję ocenia pułkownik Zeev Raz, izraelski pilot i dowódca grupy, która 7 czerwca 1981 roku dokonała nalotu.

"Byliśmy przyzwyczajeni do nalotów. W końcu trwała wojna iracko-irańska i alarmy przeciwlotnicze nie były czymś nadzwyczajnym. Jednak tamten atak był zupełnie inny. Po nim rozpętało się prawdziwe piekło." - wspomina w rozmowie z BBC Brytyjczyk Duncan Kirby, który przebywał wówczas w Iraku.

"Usłyszałem potężną eksplozję i zobaczyłem unoszący się dym po drugiej stronie Tygrysu" - wspomina.

Chwile później Bagdadem wstrząsnęła kanonada dział przeciwlotniczych. Było już jednak za późno. 8 izraelskich F-16 wznosiło się na nieosiągalną dla pocisków wysokość ponad 12 kilometrów nad ziemią i skierowało się w drogę powrotną.

"Broń nuklearna dla Arabów" 

Operacja była planowana od dłuższego czasu. Irak rozpoczął prace na programem nuklearnym już w latach 60., ale znaczący postęp zanotowano w latach 70. W połowie lat Saddam Husajn nie krył się z ambicjami – Irak miał być pierwszym arabskim krajem dysponującym bronią nuklearną.

W drugiej połowie lat 70. Z pomocą Francji, a także Włoch, Irak wybudował reaktor w Al Tuwaitha. Reaktor nazywał się Osiris na cześć egipskiego boga śmierci, Francuzi zmienili mu jednak nazwę na Osirak, tak by w nazwie znalazł się Irak. Irakijczycy nazywali go “Tammuz”- była to arabska nazwa miesiąca, w którym do władzy doszła partia Baas. Izraelski wywiad alarmował, że Irak jest w stanie wyprodukować broń nuklearną, według różnych źródeł, w ciągu 1 roku do 10 lat. Izraelskie władze próbowały drogami dyplomatycznymi nakłonić Francuzów do zawieszenia współpracy z Irakijczykami. Próby te zawiodły.

Nie dopuścić do kolejnego holokaustu

Jednak nawet w izraelskim rządzie toczyły się zażarte dyskusje, czy należy zdecydować się na opcję militarną. Jej zwolennikami byli premier Menachem Begin, minister spraw zagranicznych Icchak Szamir, minister rolnictwa Ariel Szaron, i szef Sztabu Generalnego gen. Rafael Eitan. Przeciwni byli Josef Burg, Jigael Yadin i Ezer Weigman.

Ostatecznie decyzję o ataku podjął nie rząd a specjalny komitet zajmujący się sprawami bezpieczeństwa, w skład którego wchodzili zwolennicy operacji. Plan operacji przeciekł do lidera opozycji Szymona Peresa, który do ostatniej chwili apelował do premiera o zawieszenie bombardowania.

"Nie może być kolejnego holokaustu w historii Żydów" – powiedział Begin, dając do zrozumienia, że broń nuklearna w rękach "szaleńca" (jak określano Husajna) może doprowadzić do nuklearnej zagłady.

Generał Eitan powiedział, że zniszczenie Osiraku to dla Izraela "sprawa życia i śmierci".

"Osobiście nigdy nie wiązałem nalotu z holokaustem – mówi jeden z pilotów. – Ale miałem świadomość jak ważna dla Izraela była to operacja. Gdybyśmy czegoś nie zrealizowali, taka szansa mogłaby się nigdy nie powtórzyć."

80 sekund nad Osirak

Cała operacja "Opera" (znana też jako "Babilon" i "Ofra") rozpoczęła się o 15.55, kiedy izraelskie samoloty wystartowały z bazy Etzion na Półwyspie Synaj. Nad Jordanią i Arabią Saudyjską przeleciały zaledwie na wysokości 120 metrów, co uniemożliwiało wykrycie przez radary. Nad Irakiem obniżyły wysokość do 30 metrów.



W odległości 20 kilometrów od Osirak, samoloty wspięły się na wysokość 2130 m, by z niej, z prędkością ponad 1110 km na godzinę zanurkować w kierunku celu. Będąc na wysokości 1067 m, każdy z samolotów odpalił po dwie 1000-kilogramowe bomby. Tylko dwie z nich nie eksplodowały.

Było około 17.35. Reaktor został obrócony w gruz. Zginęło 10 irackich żołnierzy oraz  francuski naukowiec pracujący przy reaktorze. Atak trwał 1 minutę i 20 sekund.



Przed izraelskimi samolotami pozostało już tylko jedno zadanie - trwający około półtorej godziny powrót do bazy.

Teoretycznie cała misja była nie do zrealizowania. Podstawowym problemem była odległość - Osirak, leżący 1100 kilometrów od izraelskiej bazy, znajdował się już poza zasięgiem izraelskich maszyn. Systemy tankowania w powietrzu nie były na tyle doskonałe, by użyć ich w tak tajnej misji. Znaleziono jednak rozwiązanie. Nad Arabią Saudyjską, piloci pozbyli się zewnętrznych zbiorników paliwa, co pozwoliło zwiększyć zasięg. Już po powrocie, ten manewr wzbudził ogromne zainteresowanie amerykańskich instruktorów.

"Jeżeli w książce z zaleceniami dla pilotów coś było zakazane, dla Amerykanów znaczyło to »zakazane«. Koniec kropka. Ale dla nas Izraelczyków wcale nie znaczyło to samo" - śmieje się Raz.

Po powrocie do bazy, w bakach samolotów było po 450 kg paliwa, co starczyłoby jeszcze na przelot ok. 270 km. Ze względu na ograniczoną ilość paliwa wykluczone były jakiekolwiek pojedynki powietrzne.

Robota jak inna

Piloci mieli też świadomość, że samoloty F-16 weszły do służby zaledwie parę lat wcześniej, a maszyny przybyły  do Izraela na niecały rok przed operacją.

"Żaden z nas nie miał na koncie więcej niż 100 misji wykonanych na F-16. Cały czas samoloty były dla nas nowe, nie znaliśmy ich wszystkich ograniczeń i ciągle się uczyliśmy " - wspomina jeden z pilotów.

"Byliśmy całkowicie zaskoczeni, że udało nam się wylądować bez najmniejszego zadraśnięcia. Nikt nie wierzył, że do bazy wróci 8 samolotów" – mówi pułkownik Raz. Przed misją wstępnie liczono się ze stratą dwóch maszyn, dowództwo opracowało plan ewakuacji pilotów straconych maszyn.

"Dla mnie prawdziwymi bohaterami byli analitycy i planiści" – powiedział jeden z pilotów.

Dla pułkownika Raza była to "misja życia", a każda rocznica jest okazją do spotkania się z innymi pilotami, którzy wzięli udział w operacji i młodszymi kolegami.

Jeden z członków grupy uznał jednak całą operację za "robotę jak inną". Co więcej, jego zdaniem "kilka innych misji, w tym parę powietrznych pojedynków nad Libanem w 1982 roku, było bardziej ekscytujących."

USA krytykują Izrael

Nalot na Osirak spotkał się z potępieniem. Większość krajów odrzuciła argumentację izraelskiego rządu, który twierdził, że atak był uderzeniem prewencyjnym. Co ważne, do krytyków operacji przyłączył się główny sojusznik Izraela - Stany Zjednoczone, które nie były zainteresowane osłabianiem Iraku walczącego z Iranem. Atak z użyciem samolotów produkcji amerykańskiej osłabiał pozycję dyplomacji USA starającej się przeciągnąć na swoją stronę umiarkowane kraje arabskie w globalnym starciu ze Związkiem Radzieckim. Jedną z sankcji, było opóźnione przekazanie Izraelowi kolejnej dostawy myśliwców F-16. Izraelską operację potępiła też jednomyślnie Rada Bezpieczeństwa ONZ w rezolucji z 19 czerwca 1981 roku.

Powtórka z historii?

Wspominając wydarzenia sprzed 25 lat, nie da się uniknąć pytania, czy możliwe jest powtórzenie operacji i zbombardowanie irańskich instalacji nuklearnych. Według wielu doniesień taka jest możliwość jest wciąż rozpatrywana. Jednak dowódca misji sprzed ćwierćwiecza jest zdecydowanie przeciwny. Jego zdaniem, mimo wielu podobieństw, sytuacja jest inna.

"Izraelskie lotnictwo może zbombardować instalacje w Iranie, jednak nie powstrzyma to całego programu nuklearnego. Możliwe jest to tylko podczas operacji lądowej zakrojonej na szeroką skalę" - powiedział w rozmowie z "Jerusalem Post" pułkownik Zeev Raz.



W spotkaniu z okazji 25. rocznicy nalotu na Osirak nie weźmie udziału jego uczestnik Ilan Ramon, który zginął na pokładzie wahadłowca "Columbia" w styczniu 2003 roku.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin