Cartland Barbara - Światło bogów.pdf

(762 KB) Pobierz
Barbara Cartland
Światło bogów
Light of the Gods
Rozdział 1
1860
Sacha układała kwiaty w salonie, gdy usłyszała odgłos kół
przed frontowymi drzwiami.
Nanny nie było w domu, więc pospiesznie porzuciła swoje
zajęcie, aby poprawić suknię, po czym spojrzała w lustro nad
kominkiem.
Od rana zajmowała się porządkami na plebanii i nie
zwracała uwagi na swój wygląd. Miała tylko nadzieję, że
gość, który właśnie przybył - prawdopodobnie do jej ojca - nie
jest osobą, na której by jej mogło zależeć.
Ale wiedziała, że niewielu mieszkańców parafii posiadało
powozy.
Farmerzy używali wysokich drewnianych wozów, a lekarz
jeździł w lecie otwartą dwukółką, na której w zimie
montowano starą skórzaną budkę chroniącą od chłodu.
Rozległo się stukanie.
Sacha wyszła szybkim krokiem z salonu i ujrzała w
otwartych drzwiach wejściowych podobne do kwiatu zjawisko
w bladoróżowej sukni.
- Deirdre! - wykrzyknęła.
- Witaj, Sacha! - odpowiedziała jej kuzynka, lady Deirdre
Lang. - Pewnie dziwisz się mojej wizycie!
- Bardzo! - przytaknęła Sacha. - Myślałam, że jesteś w
Londynie.
- Wróciłam przedwczoraj wieczorem.
Deirdre weszła do salonu, rozejrzała się z pogardą i
powiedziała:
- Zamknij drzwi. Chcę z tobą porozmawiać. Sacha
spojrzała na nią pytająco.
Deirdre była jej najbliższą kuzynką i rówieśnicą, ale odkąd
dorosły, nie utrzymywały już tak bliskiego kontaktu jak
dawniej, a ich przyjaźń jakby osłabła.
Kiedy się widywały, co nie zdarzało się często, Sacha
czuła się tylko ubogą krewną. Wiedziała również, że ani
Deirdre, ani jej rodzice nie darzyli szacunkiem jej ojca.
Stosunki rodzinne wyglądały inaczej, gdy żyła matka, lecz
od jej śmierci trzy lata temu wszystko się zmieniło. Sacha
dowiedziała się, jak niewiele znaczy córka pastora Little
Langsworth, dowiedziała się też, że panem jej losu jest wuj -
markiz Langsworth.
Kiedy lady Margaret Lang, jedyna córka drugiego
markiza, poślubiła - sprzeciwiając się woli ojca - wielebnego
Mervyna Waverley, jej krewni odsunęli się od niej.
- Jesteś szalona! Chcesz stracić swą urodę i pozycję dla
jakiegoś pastora? - pytali.
Nie słuchali, kiedy lady Margaret odpowiadała, że jest
„zakochana po uszy" w tym człowieku - najprzystojniejszym,
najbardziej czarującym i najatrakcyjniejszym mężczyźnie,
jakiego kiedykolwiek spotkała.
Nie było nic dziwnego w tym, że jej nie wierzyli, gdyż
odniosła wielki sukces towarzyski w Londynie i o jej rękę
ubiegało się wielu zacnych kawalerów.
Ojciec Margaret zastanawiał się, czy przyjąć ofertę
znamienitego para, czy majętnego baroneta, którego dochody i
posiadłości znacznie przewyższały jego własne.
Ale ona powiedziała, że albo dostanie zgodę na
poślubienie mężczyzny, którego kocha, albo z nim ucieknie,
co z pewnością wywoła skandal.
Po miesiącach dyskusji i nacisków, które w niczym nie
zmieniły decyzji lady Margaret, jej ojciec dał za wygraną.
W obecności kilku osób odbył się skromny ślub i dwoje
nieprzytomnie szczęśliwych ludzi osiadło poza obrębem
posiadłości markiza, na niewielkiej plebanii, która właśnie
opustoszała.
Poprzedni pastor zmarł przekroczywszy osiemdziesiątkę, i
markiz postanowił zapewnić swej córce przynajmniej dach
nad głową, a jej mężowi środki do życia.
Jednakże nie był zbyt hojny: pensja wyznaczona młodemu
pastorowi bynajmniej nie zapewniała dobrobytu. Ale
nowożeńcom wystarczało do szczęścia przebywanie ze sobą;
nie brakowało im towarzystwa krewnych ani rozrywek.
Dopiero po kilku latach lady Margaret stwierdziła, że
pozbawia swoją córkę wielu przyjemności. Kiedy jednak jej
brat został trzecim markizem, jego córka i Sacha zaczęły
przebywać razem, miały też wspólną guwernantkę.
Oznaczało to dla Sachy możliwość korzystania z wielu
luksusów, które w innym przypadku byłyby dla niej
nieosiągalne.
Mogła myszkować po pięknym wielkim domu we
wczesnogeorgiańskim stylu, korzystać ze wspaniałej biblioteki
oraz dosiadać wraz z Deirdre wspaniałych rumaków.
Niestety nowa markiza podzielała opinię całej rodziny w
stosunku do lady Margaret, uważając, że szwagierka popełniła
wielkie głupstwo, i przy każdej sposobności dawała jej to
odczuć.
- Kiedy śpiewam: „Bóg stworzył jednego wyniosłym,
drugiego zaś pokornym" - rzekła pewnego dnia Margaret
Waverley do swego męża - myślę o Alice, tak bardzo
świadomą tego, że Bóg stworzył ją „wyniosłą", i o nas, którzy
wybraliśmy pokorę.
Jej mąż zaśmiał się, po czym rzekł:
- Jeśli cię to drażni, kochanie, postaram się o
przeniesienie do innej parafii. Jestem przekonany, że biskup
okaże przychylność i da mi inną posadę, jeśli go o to
poproszę.
- Nie, oczywiście że nie! - odparła lady Margaret. -
Zresztą gdybyśmy się przenieśli, ,Sacha straciłaby wszystkie
obecne przywileje. Wiesz dobrze, że nie stać nas na takie
konie ani na tak znakomitych nauczycieli jak ci, z których
korzysta teraz wraz z Deirdre.
Zdawała sobie sprawę z tego, że to właśnie Sacha
najwięcej korzystała z lekcji muzyki, udzielanych przez
doświadczonego
nauczyciela,
który
był
niegdyś
profesjonalnym muzykiem.
To Sacha naprawdę kochała lekcje tańca. Odbywały się
one w sali balowej zamku i miały sprawić, że Deirdre będzie
mogła tańczyć na najwytworniejszych balach w Londynie z
gracją, którą natura jej nie obdarzyła.
To również Sacha najczęściej korzystała z biblioteki i była
jedyną osobą w zamku, która w pełni ją doceniała.
- Wiesz, ojcze - rzekła, gdy miała piętnaście lat - opiekun
księgozbioru powiedział mi, że jestem jedyną osobą, która
sięgnęła po książki z greckiej półki, a jest lam wiele tomów.
Widziałam takie, których nawet ty nie posiadasz.
Ojciec spojrzał na nią z zainteresowaniem.
- Ciekawe, czy byłyby pomocne w moich przekładach?
- Zapiszę ci ich tytuły - powiedziała Sacha. - Albo lepiej
przyniosę, żebyś mógł sam je przejrzeć.
Pastor odrzekł po chwili:
- Nie wiem, czy powinniśmy pożyczać książki bez
wiedzy twojego wuja, a szczerze mówiąc, nie mam ochoty
prosić go o jakąkolwiek przysługę.
Sacha uśmiechnęła się.
Wiedziała, że między jej ojcem i wujem istniały
nieporozumienia dotyczące stanu niektórych chat we wsi,
zwłaszcza tych zajmowanych przez staruszków, niezdolnych
do zajęcia się swoim obejściem.
Pomimo swej zamożności, markiz bywał bardzo skąpy w
sprawach nie dotyczących bezpośrednio jego osoby, co ojciec
Sachy powiedział mu wprost w rozmowie o kłopotach
Zgłoś jeśli naruszono regulamin