Rozdział 15.pdf

(75 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ 15
Kacey żałowała, że nie może zniknąć pod kołdrą, kiedy w
komórce włączył się alarm o ósmej rano.
Co do cholery ona sobie myślała wczorajszej nocy?
Oczywiście, że nie myślała, po prostu piła i złapała pierwszego faceta,
który się nawinął. Cóż, nie pierwszego faceta, tylko tego faceta.
Najgorętszy, cholerny facet, jakiego w życiu widziała.
Wszystkich mężczyzn Titus należałoby wystrzelać, żeby było jasne.
Pocałował ją pierwszy, prawda? Nie, ona pierwsza się pochyliła, ale
czego on od niej oczekiwał? Przy całym winie w jej układzie? I
sposób, w jaki na nią patrzył? Jego oczy przenikające przez nią i
zapach, który się od niego unosił. To wymagałoby ekstremalnej
samokontroli, żeby odepchnąć faceta, a ona jechała na oparach do
końca nocy.
Jeszcze tylko dwa dni.
Musiała jeszcze wytrzymać pełne dwa dni, a potem może powrócić do
swojego nudnego życia i zapomnieć o Travisie.
Nawet myśl o tym sprawiała, że serce jej się trochę zaciskało, ale to
było śmieszne.
Przyspieszyła swoje poranne czynności, złapała buty do biegania i
pobiegła w kierunku drzwi.
-Myślisz, że gdzie idziesz? - odezwał się Travis zza jej pleców.
Do dupy.
-Jeśli musisz wiedzieć, zamierzam pobiegać.
tłumaczenie: C.A.R.A.M.E.L
Nie chciała się odwrócić. Było za wcześnie, żeby radzić sobie z jego
doskonałą twarzą.
-Dołączę do ciebie.
-Nie! - krzyknęła Kacey, zanim zdołała się powstrzymać - To znaczy,
nie musisz. Będę zupełnie bezpieczna.
Travis przeklął.
-Uwierz mi, nie obchodzi mnie, czy jakiś bezdomny porwie cię z
ulicy. Muszę z tobą porozmawiać. Czekaj, pozwól mi tylko złapać
buty.
Skinęła głową, wciąż nie utrzymując kontaktu wzrokowego i pobiegła
do drzwi porozciągać się.
-Gotowa? - zawołał Travis pięć minut później. Odwróciła się i prawie
się potknęła.
-Jasne, tak, chodźmy. W porządku - zacisnęła usta, zamknęła oczy i
wyobraziła sobie świat, gdzie doskonałe męskie osobniki, nie
patrzyłyby na nią tak, jak robił to Travis. Chociaż jego oczy
wyglądały na bardziej groźnie, niż cokolwiek innego.
-Mam nadzieję, że nadążysz - zawołała za nim, kiedy nadała tempo.
Travis się roześmiał.
-Proszę cię, przebiegłem maraton w zeszłym tygodniu. Jestem całkiem
pewien, że mogę za tobą nadążyć.
Zacisnęła usta i się skrzywiła.
-Więc... - podbiegł do niej, nawet nie oddychając z trudem, mimo że
trzymał dość szybkie tempo - ... Ty i Jake.
Gówno. Gówno. Gówno. Gówno.
-Tak? - spojrzała na niego obojętnie.
tłumaczenie: C.A.R.A.M.E.L
-Nie rób tego.
-Czego? - zapytała Kacey.
-Z nim. Nie pozwól mu, Kacey.
-Co, wyznaczyłeś siebie na mojego opiekuna?
-Ktoś musi cię chronić! - złapał ją za ramię i pociągnął, aż obydwoje
się zatrzymali.
-Och, naprawdę? To było to, co robiłeś zeszłej nocy? Chroniłeś mnie?
Bo jestem pewna jak diabli, że wyglądało to na coś innego. Dzięki, za
wyjaśnienie - Kacey odepchnęła go, ale chwycił ją za nadgarstki.
-Wiesz, że to nie prawda, nie ma znaczenia, biorąc pod uwagę, że
pocałowałaś mojego brata w tej samej godzinie.
-Wierz w co chcesz i dla przypomnienia, Travis...
Wysunął głowę.
-To był pijacki błąd. To się nie zdarzyło, okej?
Jego nozdrza się rozszerzyły, kiedy zaklął i spojrzał w ziemię.
-Słusznie, więc to co zdarzyło się między tobą i Jake'em było
kolejnym wypadkiem?
-Ponownie, nie twój interes. Po prostu zostaw mnie w spokoju, Travis.
Znajdź sobie kogoś innego do torturowania, dobrze? Muszę
dokończyć bieganie, zanim pójdę na to głupie spotkanie klasowe.
-Jeśli właśnie tego chcesz - spojrzał z powrotem w ziemię a następnie
przeklął, przejechał ręką przez włosy na głowie - Będziesz cierpieć,
wiesz o tym, prawda?
Kacey westchnęła.
-Będę cierpieć, tak czy owak, Travis. Wszystko zależy od tego,
któremu bratu zdecyduję dać ku temu okazję, nie sądzisz?
tłumaczenie: C.A.R.A.M.E.L
Milczał.
To była cała odpowiedź jaką potrzebował usłyszeć.
Kiwając głową, odwróciła się w przeciwnym kierunku i zaczęła biec.
Łzy groziły wypłynięciem z oczu. Ale nad czym? Nad Travisem? Nad
Jake'em? Nie żywiła żadnych uczuć do Jake'a! Był samolubnym
draniem, ale Travis? Travis mógłby być prawdziwy. Mógł? Nie było
zaufania, ale później wydawało się, że są dwoma różnymi osobami, a
potem...
...Potem powiedział coś, co sprawiło, że jej serce zmieniło sie w lód.
Wiedział o Jake'u i Kacey, o tym, że poszli innymi drogami w collegu,
oczywiście, ale fakt, że rzucił tym w jej twarz, jakby była jakąś
dziwką i jedynie ta refleksja sprawiała, że miała ochotę go zastrzelić.
Jak śmiał tak powiedzieć? To nie było do zaakceptowania, nawet w
gniewie.
Otarła niesforne łzy i skupiła się na chodniku. Wszystko czego
potrzebuje, to przetrwać dzisiejszy dzień i jutrzejszy. A wtedy będzie
mogła wrócić do Seattle, z powrotem do swojej pracy w Starbucks i
skończyć szkołę. Musi sobie przypomnieć wszystko inne na co czeka i
zapomnieć, że Travis kiedykolwiek istniał.
Pięć mil później, wróciła do domu całkowicie wyczerpana. Tylko po
to, aby spotkać babcię Nadine, przechadzającą się przed głównym
wejściem, jakby wybierała się na gorącą randkę.
Czy ona naprawdę była tak chora, jak twierdził Jake? Wyglądała
zupełnie w porządku.
-Och, laleczko? Jak się dzisiaj czujesz? - puściła oczko. O rety, ona
nawiązuje do złapania jej i Travisa wczoraj wieczorem.
-Um, babciu, jest coś co powinnaś wiedzieć...
tłumaczenie: C.A.R.A.M.E.L
-O nie, nie waż się usprawiedliwiać swojego zachowania, młoda
damo. Jeśli ktoś zrozumie, to twoja droga, stara babcia. Boże, gdybym
miała twoje nogi, robiłabym gorsze rzeczy. Teraz, po prostu baw się
dobrze i się zabezpieczaj, moja droga.
-Ale Travis i ja, nie i Jake i ja i ...
Babcia Nadine mrugnęła.
-To nasz mały sekret, kochanie. Nic nie widziałam. Wiem, że kochasz
obydwu tych chłopców, na różne sposoby, oczywiście. Myślę, że
najwyższy czas, abyś wyszła z cienia Jake'a i wyzwolić swoją własną
kobiecość, to wszystko.
Kacey przełknęła gulę w gardle.
-My nie jesteśmy zaręczeni - nie miała zamiaru się wygadać.
-Kochanie, nie jestem głupia - babcia Nadine pociągnęła ja w objęcia,
mimo, że była spocona - I również, nie jestem chora - wyszeptała -
Och, mam jedną z tych głupich rzeczy, która przeraża starych ludzi,
gdy coś przestaje działać poprawnie, ale jestem zdrowa jak ryba.
-Ale? - Kacey była rozdarta pomiędzy uczuciem szczęścia a
zdezorientowania - Dlaczego powiedziałaś wszystkim, że jesteś?
Oczy babci Nadine wyglądały bardzo poważnie.
-Skarbie, pod konie swojego życia człowiek zdaje sobie sprawę z
błędów, które popełnił w przeszłości. Jednym z moich największych
błędów było nie zmuszenie cię do powrotu do domu, abyś stanęła
twarzą w twarz z twoimi demonami, pokonała przeszłość - babcia
uniosła podbródek Kacey swoją pomarszczoną dłonią - Czy Travis
zawiózł cię do restauracji?
Kacey chciała się wyrwać, ale zagryzła mocno wargę, żeby
powstrzymać się od płaczu.
tłumaczenie: C.A.R.A.M.E.L
Zgłoś jeśli naruszono regulamin