Niemojewski Andrzej - O pochodzeniu naszego Boga.pdf

(106 KB) Pobierz
Niemojewski Andrzej
O POCHODZENIU NASZEGO BOGA
Uczeni przyrodnicy, którzy badają zjawiska natury i ze zjawisk tych wysnuwają prawa
rządzące światem, byli przekonani, że skoro ludzkość pozna naukę o tworzeniu się skorupy ziemi
czyli geologję, dalej naukę o ciałach niebieskich czyli astronomję, następnie naukę o powietrzu
czyli meteorologię i inne podobne nauki, to tem samem pozbędzie się wszelakiego przesądu.
Tymczasem omylili się. Obok uniwersytetów, które uczą, jak powstaje deszcz, istnieją w dalszym
ciągu kościoły, które biorą od wiernych pieniądze za odprawianie mszy błagalnej o pogodę, a wraz
z ajentem ubezpieczeń od gradobicia zjawia się ksiądz,
który obowiązuje się zażegnać chmurę gradową. Ajent organizuje samopomoc społeczną bez
oglądania się na niebo; uczony przyrodnik objaśnia, w jakich warunkach powstają groźne dla
człowieka zjawiska, przyczem popiera każde swoje twierdzenie dowodem. Gdy spadnie grad i
zniszczy pole, towarzystwo ubezpieczeniowe płaci umówione odszkodowanie a jeżeli nie płaci, to
można je zaskarżyć do sądu. Przyrodnik uczy budować przyrząd zwany piorunochronem a
zabezpieczający od uderzenia gromu; choć grom spadnie, dom się nie spali a jeżeli się spali, to
przyrodnik wykaże, że przyrząd był źle zbudowany i człowiek sam sobie przypisać musi winę
klęski. Jednem słowem uczony, inżynier, ajent — wszyscy chętnie biorą na siebie
odpowiedzialność za swoje nauki, rady i czyny. Jeden ksiądz postępuje inaczej. On uczy z ramienia
nieomylnego papieża, będącego rzekomo natchnionym przez Du
cha Świętego. Nauk jego niewolno sprawdzać, trzeba mu wierzyć na słowo a jeśli się nie
wierzy, czeka człowieka klątwa. Czegóż to uczy nieomylny papież, albo ksiądz jego imieniem?
Uczy, że wszystko jest tajemnicą i niezbadaną wolą bożą, że Opatrzność rządzi światem i że drogi
Opatrzności są niezbadane. Można najwyżej Boga ubłagać, aby postanowił coś mniej szkodliwego
dla człowieka, jak grad, piorun, posucha, lub ulewa. Na nic tedy wszelka nauka, badająca warunki,
które sprowadzają zmienność stanu pogody; trzeba się modlić a jeżeli modły nie pomogą, to
widocznie Bóg nie dał się zmiękczyć. Ksiądz tedy nie zwraca pieniędzy za mszę odprawioną
nadaremnie, także nie oddaje wynagrodzenia, jakie otrzymał za nieudane zażegnanie chmury
gradowej. A więc on jeden zrzuca z siebie wszelką odpowiedzialność za rady i nauki, jakich
udziela. Dlaczegóż tedy ludzie nie idą za głosem uczonych, aczkolwiek ci tyle usług namacalnych
oddali społeczeństwu człowieczemu? Dlaczego wreszcie, korzystając z usług przydatnych
przyrodników, korzystają w dalszym ciągu z usług nieprzydatnych księży? Dlatego, ponieważ
przyrodnicy nie odpowiedzieli na jedno pytanie wielkiej wagi: skąd wziął się nasz Bóg? Prawda,
powiada człowiek "ubogi duchem", wy, panowie przyrodnicy, umieliście piorun zaprządz do
tramwaju elektrycznego, że wiezie nas lepiej, niż koń rasy arabskiej; ale nie umieliście nas
objaśnić, jakim sposobem chrześcijaństwo trzymało się tyle wieków, skoro było oparte na błędnej
zasadzie? Pytanie całkiem słuszne. Otóż odpowiedź na pytanie, skąd się wziął nasz Bóg, istnieje.
Przyrodnicy dać tej odpowiedzi nie mogli, albowiem nie zajmowali się podobnemi zagadnieniami.
Dali ją inni uczeni a mianowicie tak zwani orjentaliści, czyli badacze dziejów Wschodu (Orjentu),
skąd przyszła
do nas religja chrześcijańska a w szczególności katolicka. Ludzie, pozostający pod wpływem
nieomylnego papieża, mawiali: "O Panu Bogu największy filozof tak samo nie umie nic
powiedzieć, jak najprostszy chłop." Otóż obecnie orjentalista umie bardzo dużo powiedzieć, niemal
już wszystko, co się tylko powiedzieć da. Albowiem wraz ze swoimi kolegami rozkopał wzgórza
starożytnych ruin, znalazł pomniki dawnego piśmiennictwa, posągi i świątynie, poznał całą
cywilizację, która niegdyć bujnie kwitła na ziemiach starożytnego Wschodu, a opierając się na tych
rzeczowych dowodach, objaśnił nas, skąd wziął się nasz Bóg, skąd się wzięło Pismo Święte
Starego i Nowego Zakonu i skąd się wzięły wszystkie nasze wyobrażenia religijne. Z tą chwilą
rzekoma "tajemnica", którą zasłaniał się przez tyle wieków nieomylny a rzekomo przez Ducha
Świętego natchniony papież, została na
wskroś przejrzana. Jeżeli tylko wyniki badań nad starożytnym Wschodem dojdą rzeczywiście
do wiadomości ogółu, to niezawodnie ludzie więcej będą wierzyli przyrodnikom, niż księżom a
zamiast posyłać pieniądze na świętopietrze, będą woleli obracać je na budowę szkół,
uniwersytetów i zakładów doświadczalnych, powaga zaś nieomylnego papieża i skubiącego
ciemny lud księdza tak zostanie zachwiana, jak obecnie we Francji.
— — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — —
— — — — —
Skąd wziął się nasz Bóg?
Nim na to pytanie odpowiemy, musimy przedewszystkiem zastanowić się nad tem, skąd
wzięło się słowo Bóg i jakie jest znaczenie tego słowa.
Otóż wyraz "Bóg" nie jest "imieniem własnem", jak Jehowa albo Jezus, ale wedle pojęć
gramatycznych, czyli nauki o właściwościach danego języka w mówie i piśmie, "imieniem
pospolitem", jak naprzykład "król" albo "sędzia" Że tak jest, dowodzi sama Biblja a mianowicie tak
zwana druga księga Mojżeszowa, w której czytamy: "Rzekł Mojżesz do Boga: Oto przyjdę do
Synów Izraela i powiem im: Bóg ojców waszych posiał mnie do was; a gdy powiedzą mi: jakie
imię jego? Cóż odpowiem im?" ( Mojż. III, ). Widzimy przeto wyraźnie i to opierając się na
księdze, uważanej przez nieomylnego papieża za świętą, że wyraz "Bóg" nie jest "imieniem
własnem", lecz tak zwanem "imieniem pospolitem". Inne miejsce Biblji, powszechnie znane a
powtarzane codziennie przez prostaczków w pacierzu, potwierdza to i wykazuje, że Bogowie wedle
wyobrażeń ludzkich stanowili pewien "rodzaj istot", mianowicie słynne miejsce: "Jam jest Pan,
Bóg twój, nie będziesz miał cudzych Bogów przedemną" ( Mojż. XX, i ). Spotykamy się tu tedy z
odróżnieniem Boga "swojego" i Bogów "cudzych", podobnie jak z sędzią swojego okręgu i
nieswojego. Moglibyśmy przytoczyć wiele innych miejsc z Biblji na poparcie twierdzenia, że
wyraz "Bóg" jest "imieniem pospolitem" a nie "imieniem własnem", ale sądzimy, że w zupełności
wystarcza to, co przytoczyliśmy wyżej. Nasuwa się tedy pytanie, czy Bóg nasz posiada jakie imię
własne, czy też go nie posiada? Otóż posiada i mamy na to dowód znowu w Biblji. Kiedy Mojżesz
zapytał Boga, co ma odpowiedzieć ludowi, jeśli go zagadnie: "jakie imię jego", Bóg waha się i
odpowiada aż trzy razy. Pierwszy raz daje odpowiedź wymijającą: "Będę, który będę" ( Mojż. III, ;
dosłownie po hebrajsku: "eje aszer eje"). Drugi raz powiada już wyraźniej: "Tak powiedz Synom
Izraela: Wieczny (eheihi) posyła mnie do was." Dopiero trzecim razem stawia rzecz całkiem jasno i
mówi: "Tak powiedz Synom Izraela: Jehowa, Bóg ojców waszych, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i
Bóg Jakóba posłał mnie do was. Oto imię moje" ( Mojż. III, ). Mamy więc tu najwyraźniejszy z
wyraźnych dowodów, że imię naszego Boga katolickiego brzmi: Jehowa. Kościół katolicki opiera
się bowiem na objawieniu Mojżeszowem. Ale tu musimy zaznaczyć, że wszystkie przekłady Biblji,
używane w różnych kościołach, zarówno katolickich jak niekatolickich, są nieścisłe i tendencyjne.
Tłómaczę katoliccy i protestanccy zamiast pisać "Jehowa" (uczeni obecnie czytają ten wyraz
"Jahwe"), piszą "Pan" a żydowscy piszą "Wiekuisty", albowiem "Jahwe" znaczy "Będący".
Podobnież i polskie imiona własne oraz nazwiska mają pewną treść, jak np. "Bożydar",
"Władysław", "Zofja" (mądrość, mądra), "Grochowski", "Świętochowski", "Chmielowski" i t. p.
Dlaczego tłomaczę w ten sposób sfałszowali wyraźny tekst Pisma Świętego? Pochodzi to stąd, że
Żydom nie było wolno i niewolno dotąd wymawiać imienia bożego. Żydzi opierali się na treści
trzeciego przykazania, które brzmi: "Nie będziesz używał imienia Pana (Jahwy), Boga twego
nadaremno" ( Mojż. V, ). Wynikało to jednak nietyle z treści przykazania powyższego, które
zakazuje tylko używać "nadaremno" imienia Bożego, ile z zabobonnego przesądu. Uczony Jan
Karłowicz w swej znakomitej pracy "O człowieku pierwotnym" (Lwów , stron ) a w szczególności
w rozdziale "Cudowna moc słowa" pisze, co następuje: "Nomen omen* mówili dawni Rzymianie,
to też u wszystkich ludów pierwotnych nadanie imienia ludziom i miejscom miało ważne
praktyczne znaczenie. Dla młodzieńców wybierano przedewszystkiem imiona, zawierające w sobie
grozę, wróżbę, postrach; nie mówiąc o obcych, wspomnijmy nasze: Zbigniew, Kazimierz, Niemira,
Strachota i t.p. Miejscowe zmieniano, jeśli się zdawało, że w brzmieniu ich kryje się jakaś zła
wróżba. Zdaje się, że nasza Bogorja znalazła się zamiast Czartorji. Grecy dawną nazwę Morza
Czarnego "Pontos akseinos" (Morze Niegościnne) zmienili na "Pontos eukseinos" (Morze
Zgłoś jeśli naruszono regulamin