Baśnie narodów związku radzieckiego - W. Markowska, A. Milska.pdf

(544 KB) Pobierz
2004 -]iJ ?
m -ю- fw
WANDA MARKOWSKA I ANNA MILSKA
BAŚNIE
NARODÓW ZWIĄZKU RADZIECKIEGO
l
ILUSTROWAŁ ZDZISŁAW WITWICKI
NASZA KSIĘGARNIA • WARSZAWA 1983
n
'■^ (copyright by I. W. „Nasza Księgarnia", Warszawa 19S3
Illustrations ,c Zdzisław Witwicki, Warszawa 1977
£
>:.'
фіШ/
Ъкс^. P'
Kro
el. 02S-72 MAKSYM GORKI*
O ZNACZENIU BAŚNI
Każda baśń zawiera w sobie jakąś naukę. W baśniach pouczająca jest przede
wszystkim fantazja, szczególna zdolność naszego umysłu do wyprzedzania
faktów. Fantazja bajarzy już na dziesiątki wieków przed wynalazkiem
samolotu stworzyła dywany latające, wyobraźnia ich na długo przed
pojawieniem się parowozu i motoru elektrycznego przewidziała cudowną
szybkość przenoszenia się w przestrzeni.
... Uczeni twierdzą, że na przykład baśnie Chińczyków zebrano i wydrukowano
już na 2200 lat przed naszą erą i że baśnie te mają w swej tematyce i treści
wiele wspólnego z baśniami Hindusów i narodów europejskich...
Uczeni także wyjaśnili, że wątki baśniowe rozpowszechniały się tak szeroko
wśród różnych narodów wskutek wzajemnych zapożyczeń. Zapożyczenie nie jest
równoznaczne ze*^zniekształceniem, gdyż nieraz wątki baśniowe stały się w
ten sposób jeszcze piękniejsze. Ów proces zapożyczania baśni i wzbogacania
ich motywami odbijającymi specyficzne warunki życia każdego narodu, każdej
klasy, odegrał bez wątpienia wybitną rolę w rozwoju kultury i twórczości
narodowej. Ludzie zaznajamiają się z nowymi rzeczami nie tylko przez
bezpośredni kontakt z nimi, lecz także za pośrednictwem opowieści. Baśnie
przyczyniły się na pewno do rozwoju niektórych rzemiosł: garncarstwa,
kowalstwa, tkactwa, płatnerstwa i wielu innych. Rzemiosło przeistacza się
w sztukę, jak o tym mówią muzea.
*Maksym Gorki - wielki rewolucyjny pisarz rosyjski (1868-1936). Przytoczony
fragment pochodzi ze wstępu do Akademickiego Wydania „Baśni z tysiąca i
jednej nocy" (Moskwa 1929).
5
Sądzę, że znajdzie się jeszcze niemało dowodów wpływu baśni na rozwój
kultury. Historycy kultury i sztuki nie docenili należycie tego zjawiska.
Doniosły i bezsporny jest zwłaszcza wpływ ustnej twórczości ludowej na
literaturę. Z baśni i wątków baśniowych korzystali z dawien dawna pisarze
wszystkich krajów i epok. W Rosji na motywach baśni ludowych opierali swą
twórczość wielcy pisarze, jak Żukowski, Puszkin, Lew Tołstoj. Formalna,
tematyczna i dydaktyczna zależność literatury pięknej od ustnej twórczości
ludowej jest niezaprzeczalnym i pouczającym faktem.
... Ja osobiście muszę wyznać, że na mój rozwój intelektualny ogromny wpływ
miały baśnie, które opowiadała mi moja babka i wiejscy bajarze...
л*
г
ŚNIEŻKA
Baśń rosyjska
Bardzo dawno temu żył sobie mąż z żoną. Nic by im nie brakowało do szczęścia,
gdyby mieli dzieci. Byli już bardzo starzy, a dzieci jak nie mieli, tak nie
mieli.
Nadeszła zima, spadł puszysty śnieg prawie po kolana. Dzieci wybiegły na
ulicę, krzycząc z uciechy, i zaczęły lepić bałwana ze śniegu.
Staruszkowie przez okno wyglądają ze smutkiem i myślą o swojej doli...
- A może i my ulepimy sobie bałwana? - powiada dziadek.
- Staryś a głupi, i po cóż nam bałwan? - śmieje się babka.
- Będziemy mieli dziecko ze śniegu, skoro nam los innego odmówił.
- Niech i tak będzie - zgodziła się staruszka.
Wyszli z chałupy i zaczęli lepić bałwanka z bielutkiego śniegu. Zrobili
tułów, utoczyli rączki, nóżki, a najpiękniej udała się główka. Ulepili
nosek, usta, zamiast oczu wsadzili dwa czarne węgielki, namalowali nawet
brwi
7
i rzęsy. Stoją, patrzą, przyglądają się swojemu dziełu. Staruszka gładzi
bałwanka po głowie i wzdycha:
- Ach, gdybyśmy mieli taką córeczkę!
Gdy tylko wypowiedziała te słowa, poczuła nagle, że bałwanek oddycha lekko
jak dziecko. Patrzą oboje w zadziwieniu, a tu mrugają czarne oczki i
uśmiechają się czerwone usteczka. Porusza się Śnieżka jak żywa, rączkami,
nóżkami wymachuje, główką kręci, to w prawo, to w lewo, a staruszkom pilnie
się przygląda..
- Ach - zawołali staruszkowie z radością - to nie bałwan ze śniegu, ale
prawdziwe dziecko!
Tymczasem Śnieżka poruszyła główką, klasnęła w rączki i zatupała z zimna
nóżkami, potem strząsnęła śnieg z sukienki i pobiegła do chaty. Staruszkowie
pędem za nią.
Rośnie Śnieżka nie z dnia na dzień, lecz z godziny na godzinę. Rośnie,
rośnie, a co chwila staje się piękniejsza; kosy ma długie do pasa, oczki
czarne jak węgielki, a śmiech dźwięczny jak dzwoneczki u sań. Staruszkowie
nie mogą się nią nacieszyć. W ciągu zimy tak wyrosła, że wygląda już na lat
piętnaście. Robota w rączkach jej się pali. Potrafi tkać płótno i jadło
gotować, i bydła doglądać, a taka jest piękna i mądra, tak o wszystkim
szczebioce swym wdzięcznym głosikiem, że można słuchać i słuchać. Śpiewa
zaś tak cudnie, jak nikt na calutkim świecie.
Ale bielutka jest niby śnieg, bez rumieńca na twarzyczce, jakby kropli krwi
nie miała.
Minęła zima, przygrzało wiosenne słońce, śnieg począł tajać, zazieleniły
się łąki, zakwitły białe zawilce i złote kaczeńce, zaśpiewały skowronki.
Śnieżka dziwnie posmutniała. Już nie śpiewa wesoło, od jasnego słoneczka
w cień ucieka, co dzień staje się bledsza i bledsza i tylko się wtedy trochę
ożywia, kiedy niebo zaciągną czarne chmury i lunie rzęsisty deszcz.
,,Czy aby Śnieżka nie chora?" - myślą stroskani rodzice.
- Co ci to, córeczko? - pytają. - Dlaczegoś tak posmutniała? Czemu piosenek
nie śpiewasz, czemu od słonka jasnego w cień uciekasz? Może cię ktoś
ukrzywdził?
- Nic mi nie jest, ojcze, matko, nic mi nie jest, tylko sił mam coraz mniej.
8
Zasmucili się staruszkowie, ale nic nie umieli na to poradzić. Śnieżka nikła
w oczach.
Któregoś dnia zerwała się straszna gradowa burza. Śnieżka wybiegła do sadu,
tańczyła z radości, śmiała się wesoło po raz pierwszy od dawna. Lecz biały
grad stajał pod promieniami słońca, a dziewczynka wróciła do chaty i gorzko
zapłakała.
Aż tu pewnego razu przyszły dziewczęta i mówią:
- Chodź, Śnieżko, z nami nad rzekę, puścimy wianki na wodę, rozpalimy
ognisko wesołe.
Nie chciało się Śnieżce iść, lecz matka nalegała:
- Idź, idź, córko miła, pobawisz się z dziewczynkami. Ciągle smutna
siedzisz w chacie, pewnie dlatego sił nie masz.
Poszły dziewczynki ze Śnieżką na łąkę, rwały kwiaty, wiły wieńce, śpiewały
pieśni, zbierały chrust na ognisko, puszczały wianki na rzekę i tańczyły
wesoło. Śnieżka siedzi płaczu bliska, tak jej czegoś smutno. Wieczorem
dziewczynki zapaliły ognisko i zaczęły skakać przez płomienie.
- Skacz z nami, nie marudź! - wołają.
Pobiegła Śnieżka za dziewczynkami, zbliżyła się do ogniska i nagle stało
się coś dziwnego - zaczęła w oczach zmniejszać się, topnieć, niknąć, potem
lekkim obłoczkiem pary uniosła się w górę i rozwiała w powietrzu.
Przyjaciółki zadziwione patrzą wokół, rozglądają się po lesie, ale Śnieżki
nigdzie nie ma. Jęły krzyczeć i nawoływać:
- Śnieżko, Śnieżko, hej, Śnieżko! Hej-hej, hop-hop! Ale tylko echo
odpowiadało im z lasu.
BAŚŃ O DWU BRACIACH
Baśń rosyjska
Byli dwaj bracia: biedny Iwan i bogaty Alosza. Bogaty miał dużo ziemi i
wielkie stada owiec, a biedny - jak to biedny - bywały dni, że nie miał nawet
kawałka chleba.
Pewnego dnia Iwan nie mógł już dłużej słuchać płaczu swych głodnych dzieci
i poszedł do bogatego brata prosić o chleb.
- Daj mi, bracie, choćby małą miarkę mąki, dzieci puchną z głodu.
- Wynoś się - ofuknął go Alosza - jeszcze mi tu dzieci przestraszysz, ty
głodomorze!
Wrócił Iwan smutny do domu.
- Pójdę w świat, żono, szukać chleba.
10
Żona odprowadziła Iwana za miasto, a sama wróciła do chaty. Przeszedł dzień,
zapadła głucha noc. Położył się biedak pod samotnym drzewem u stóp góry
wysokiej. Wtem usłyszał szum skrzydeł. To przyleciały trzy wielkie ptaki
i przemówiły ludzkim głosem:
- Słyszeliście, że za górą, za lasem wyschło wszystko - źródła, ruczaje
i rzeki, a ziemia nic nie rodzi. Biedni ludzie mrą jak muchy. A gdyby ktoś
odwalił kamień, który leży koło młyna, wtedy znowu trysnęłaby woda.
Zapełniłyby się studnie, strumyki i rzeki, a ziemia znów rodziłaby zboże.
- To jeszcze nie wszystko - zahuczała sowa. - Mówią, że w pałacu królewna
jest bliska śmierci. Uleczyć ją może tylko cudowna żaba. Siedzi ona pod
zielonym kamieniem u źródełka, co bije w ciemnym borze, a taką ma
czarodziejską moc, że gdy tylko królewna na nią spojrzy - wnet wyzdrowieje.
Poświergotały jeszcze ptaki między sobą, a o brzasku poleciały w swoją
stronę.
Iwan wstał, wziął tobołek na plecy i wyruszył w drogę. Kogo tylko spotkał,
wypytywał o kraj, gdzie rzeki wysychają, a drzewa i ludzie padają od
spiekoty. Długo, długo wędrował, zanim przyszedł do tego kraju.
Obstąpili go chłopi i nuż narzekać na swoją dolę.
- Nie poskąpimy ani zboża, ani bydła, ani ziemi, byle tylko nasze rzeki
i studnie znów wypełniły się wodą.
r
Zamyślił się Iwan i rzecze:
- Dobrze, kochani ludziska, damy sobie jakoś radę, ale trzeba mi dwudziestu
chłopa do pomocy.
Zebrał ludzi i poszedł tam, gdzie leżał olbrzymi kamień.
I dalejże go podważać! Zadrżał głaz i poruszył się, a tu jak spod niego nie
trysną strumienie wody, jak nie zagadają źródełka... Aż chłopi krzyczą z
uciechy. Popłynęły z gór rwące potoki, ożyły z szumem rzeczki, a głębokie
studnie napełniły się po brzegi wodą. Uszczęśliwieni mieszkańcy zaczęli
znosić Iwanowi, co mieli najlepszego. Stada bydła spędzili, stos złota u
nóg Iwanowych usypali. Konia mu pięknego przywiedli. Wsiadł Iwan na konia
i pojechał. Jedzie, jedzie, a wszystkich po drodze pyta:
- Gdzie jest ciemny bór, w którym zaczarowane źródełko spod zielonego
kamienia bije?
11
Długo wędrował Iwan przez góry i rzeki, zanim przybył do ciemnego boru.
Znalazł zaczarowane źródełko, głaz zielony odwalił, żabę w zanadrze
schował. Jedzie, jedzie, a kogo spotka po drodze, pyta:
- Gdzie jest pałac królewski, w którym umiera królewna?
Długo wędrował przez góry i lasy, zanim przybył do tego pałacu. A w pałacu
królewna taka chuda, że strach na nią spojrzeć. Mówi król do Iwana:
- Czy to prawda, że możesz uzdrowić mi córkę?
- Mogę - rzecze Iwan.
- Oddam ci pół królestwa, spełnię każde twoje życzenie, jeśli tego
dokonasz.
Zgodził się Iwan. Podszedł do łoża umierającej królewny, wyjął z zanadrza
żabę zaczarowaną. Gdy tylko królewna spojrzała na żabę, zerwała się z łoża,
jakby nigdy nie była chora. Uszczęśliwiony król dał Iwanowi połowę swego
królestwa, sześć koni, karetę i dużo złota. Iwan wsiadł do karety i ruszył
do domu. Gdy zajechał przed chałupę, rodzona żona go nie poznała.
- Mój Iwan był biedny - gdzie mu tam do koni i karety.
Wtedy Iwan opowiedział żonie, jak wybawił ludzi od posuchy, jak znalazł
czarodziejską żabę i jak ocalił królewnę od śmierci.
Wieść o tym rozeszła się po całej wiosce. Nie minęły trzy dni -przychodzi
Alosza.
- Bracie, zaprowadź mnie w to miejsce pod górą i zostaw mnie samego w tym
lesie, gdzie siedziałeś przez noc. Może i ja będę miał karetę i konie.
Iwan spełnił życzenie brata. Gdy się tylko ściemniło, zostawił go pod
drzewem u stóp góry.
Siedzi, siedzi Alosza i czeka. Zbliża się północ. Przyleciały trzy kruki
i dalejże krakać:
^ • - Słyszałeś, tam pod górą siedzi zły człowiek. Zaraz przyjdzie straszna
burza, piorun rozerwie go na kawałeczki i nic z niego nie zostanie. Kra,
kra, kra! - rozkrakały się kruki i zaczęły ostrzyć dzioby o pień drzewa.
Przestraszył się Alosza, wziął nogi za pas i ledwo żywy powrócił z niczym
do domu.
A Iwan żyje dotąd jak król i chleba ma do syta.
12
А
OIWANUSZCE-GŁUPTASKU
Baśń rosyjska według Afanasjewa*
Żyli sobie dziad i baba i mieli trzech synów: dwóch mądrych, a trzeciego
Iwanuszkę-Głuptaska. Mądrzy bracia paśli w polu owce, a głuptasek tylko na
przypiecku siedział i muchy łowił.
Raz nagotowała matka żytnich klusek i mówi do głuptaska:
- Zanieś te kluski, Iwanuszka, braciom w pole. Niedługo już południe muszą
być głodni.
Dzień był słoneczny. Wyszedł Iwanuszka na drogę i nagle ujrzał swó cień.
♦Afanasjew Aleksander Nikołajewicz (1826-1872) - jeden z pierwszych
zbieraczy rosyjskich baśni ludowych.
14
- Co to może być za człowiek, który obok mnie idzie? Nie odstępuje mnie
na krok. Widać klusek mu się zachciało.
Niewiele myśląc począł rzucać kluski swojemu cieniowi, aż wszystkie
powyrzucał.
- Masz, jedz - mówi - kiedyś głodny.
Po chwili patrzy, a tu cień wciąż z boku idzie. Rozgniewał się Iwanuszka
i mówi:
- Och, jakież to nienasycone stworzenie!
I jak nie ciśnie w cień garnkiem, aż się skorupy w różne strony rozleciały.
Przychodzi do braci z pustymi rękami. A oni pytają:
- Iwanuszka, po coś przyszedł?
- Obiad wam przyniosłem.
- Gdzież ten obiad? Dawaj, prędzej!
- Widzicie, bracia, przyplątał się do mnie po drodze jakiś nieznajomy
człowiek i był bardzo głodny, więc mu wszystkie kluski dałem.
- Cóż to za człowiek, gdzie on jest? - wypytują bracia.
- O, i teraz stoi obok mnie - powiada Iwanuszka wskazując na własny cień.
Nie wiedzą bracia: śmiać się czy gniewać. Zostawili Iwanuszkę na łące, żeby
owiec pilnował, sami zaś poszli na wieś zjeść obiad. Ano, pasie Iwanuszka
owce. Nagle widzi, że wszystkie owce rozbiegły się po polu. Schwytał je i
dalej wiązać im nogi. Gdy już wszystkie powiązał, zebrał w jedno miejsce
i siedzi zadowolony, że tak mądrze zabrał się do rzeczy.
Bracia zjedli obiad, przyjechali na pole i mówią:
- Coś ty, głuptasie, narobił, dlaczegoś powiązał owce?
- A na cóż im nogi? - dziwi się Iwanuszka. - Kiedyście tylko odeszli,
bracia, to owce od razu się rozbiegły po całym pastwisku. Pomyślałem sobie:
zwiążę im nogi i zbiorę stado w jedno miejsce, to będę miał spokój. Ach,
zmęczyłem się przy tej robocie!
- Och, ty głuptasie, głuptasie! - powiedzieli bracia i kazali Iwanuszce
wracać do domu.
Nadchodziły święta. Posłali rodzice Iwanuszkę do miasta po zakupy. Czegóż
on nie nakupił! I stół, i łyżki, i kubki - i jadła smacznego nakupił,
15
i soli. Pełen wóz różnych różności do domu wiezie. A koniczek był mizerny
Zgłoś jeśli naruszono regulamin