Wells Jaye - Sabina Kane 02 - Mag w czerni.pdf

(1048 KB) Pobierz
Jaye Wells
MAG W CZERNI
Przekład Mirosław P.Jabłoński
RE(M)BIS
1
Rozdział 1
Wnętrze Kum-N-Go o wystroju przydrożnej knajpy skąpane było w chorobliwie jarzeniowym blasku. Mieszanka
aromatów w postaci zastarzałego dymu tytoniowego, odświeżacza do pisuarów i kiepskiej kawy kazała mi podczas
wędrówki do bankomatu na tyłach pomieszczenia oddychać przez usta. Teraz była moja kolej zapłacić za paliwo,
wypłata gotówki miała więc priorytet przed nalotem na rząd stelaży z przekąskami.
Wprowadziłam PIN i czekałam, a Adam gawędził od frontu sklepu z obsługującym. Obejrzał się na mnie i uniósł
brwi. Pokazałam mu palec i przez chwilę podziwiałam, w jaki sposób jego pośladki wypełniają dżinsy. Po dwóch
dniach siedzenia bez przerwy w samochodzie nadal wyglądał jak ciacho, z tą szczeciną i uśmiechem znamionującym
zmęczenie jazdą. Kiepsko, że jako mag był owocem zakazanym.
By mnie nie przyłapał na gapieniu się, przeniosłam spojrzenie ku oknu. SUV Adama i mój czerwony ducati
stanowiły jedyne elementy scenograficzne na pustym parkingu. Sto osiemdziesiąt koni mechanicznych motocykla
tkwiło posłusznie na przyczepie za behemotem Adama -zanim opuściliśmy Kalifornię, mag upierał się, że w Nowym
Jorku nie będę potrzebowała własnych kółek, ale ja twardo obstawałam przy swoim. Motor był jedyną dobrą
rzeczą, jaka pozostała mi po dawnym potrzaskanym życiu. Zostawienie go nie wchodziło w rachubę.
Mój wzrok przyciągnęło mignięcie białości; Stryx wylądowała na dachu nad dystrybutorami paliwa. Czerwono-
oka sowa podążała za nami z Kalifornii i podejrzewałam, że nie odczepi się od nas i w Nowym Jorku. Tak bardzo
przyzwyczaiłam się do jej widoku, że nie dociekałam już, dlaczego mnie śledzi. Nigdy nie stwarzała kłopotów, czego
nie mogę powiedzieć o innych towarzyszach tej drogi z piekła.
Okno rozświetliły reflektory ciemnego jak noc mercedesa. Auto stanęło za samochodem Adama, więc nie wi-
działam kierowcy. Czekałam, chcąc zobaczyć, czy wejdzie do wnętrza, by zapłacić, ale moją uwagę zwróciło głośne
pikanie bankomatu.
Wzięłam plik wyplutych przez maszynę dwudziestek i wcisnęłam je do kieszeni, czując ulgę, że moje konto jest
nadal dostępne. Zarejestrowane było pod fałszywym nazwiskiem przez bank na Kajmanach, w którym zde-
ponowałam lwią część moich oszczędności. Zakładałam je na wszelki wypadek, ale teraz było wszystkim, co miałam.
2
Odwracałam się w stronę frontu sklepu, kiedy zza samochodu Adama wynurzyło się troje rudzielców. Serce
zabuksowało mi w piersi, a potem weszło na nadbieg.
Jakim cudem znaleźli nas tak szybko?
- Adam, mamy towarzystwo!
Sięgnęłam za pasek spodni po pistolet. Zaklęłam, zorientowawszy się, że razem z jabłecznikowymi pociskami
zostawiłam go między siedzeniami w aucie Adama. Po kilku dniach w drodze bez żadnych kłopotów owładnął
mną spokój i teraz miałam walczyć z trzema zabójcami uzbrojona jedynie w dwie wykonane z drewna jabłoni pa-
łeczki do jedzenia, które podtrzymywały mi włosy upięte w kok. Super.
Śmiertelnik za kontuarem miał na sobie czerwony chałat z tabliczką z imieniem Darrell.
- Zamknij się w magazynie - poradziłam mu. -Co?
Błysnęłam kłami i wyciągnęłam go zza kontuaru.
- Wynoś się stąd!
Wilgoć rozprzestrzeniła się na przedzie jego wymiętego kombinezonu. Wahał się chwilę, po czym obrócił dyszel i
pobiegł w kierunku zaplecza.
Adam zauważył już kłopoty.
- Twoi przyjaciele?
Odwróciłam się w stronę drzwi i obserwowałam zbliżające się trzy wampiry.
- Ten po lewej to Nick Konstantine. Łatwo się wkurza, więc miej oczy dookoła głowy.
Nick był tego rodzaju wampirem, który całej reszcie robił złą prasę. Lubił gwałcić ofiary przed wyssaniem ich.
Paskudny koleś.
- Ten wielki to Tłuścioch Garza.
-Jaką ma specjalność? Pożera żywcem swoich przeciwników?
- Coś w tym rodzaju.
- A kobieta?
Zmrużyłam oczy i ścisnęłam mocniej moją broń.
- Misza Petrov.
Samo wypowiedzenie nazwiska tej suki pozostawiło mi na języku paskudny smak.
3
Adam otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zabójcy zatrzymali się jakieś trzy metry przed drzwiami. Spojrzenia
Miszy i moje spotkały się poprzez szklaną taflę. Uśmiechnęła się wyzywająco i kiwnęła głową.
Gotowa na śmierć,
dziwko?
Uniosłam brew w odpowiedzi.
Pokaż, co umiesz.
Adam czekał spokojnie obok mnie. Nie marnował czasu na zbędne pytania. Wiedziałam z doświadczenia, że
dawał sobie radę w walce, co znaczyło, że nie musiałam troszczyć się o to, by ocalić tyłki nam obojgu.
Coś się zmieniło. Nic wyraźnego. Nie było żadnego jawnego znaku, ale w jednej chwili cały świat zdawał się
wstrzymywać oddech, a w następnej powietrze rozdarły strzały z broni palnej. Pchnęłam Adama w prawo i jako
plątanina kończyn wślizgnęliśmy się w głąb przejścia między półkami.
Kule rozszarpywały sklep, zamieniając go w szwajcarski ser. Gazowane napoje eksplodowały w lodówkach i
oblewały nas lepkim płynem. Czekolada w proszku, słone przekąski i tampony spadły w postaci deszczu, tworząc
na podłodze kolaż spod znaku zespołu napięcia przed-miesiączkowego.
- Masz jakąś broń? - zawołałam, przekrzykując hałas.
- Magiczną. - Spojrzałam na niego. Uśmiechnął się. -I coś jeszcze.
Wyjął zza paska glocka 20 i wręczył mi go. Wysunęłam magazynek i poczułam ulgę, widząc, że jest pełny. To
dawało mi piętnaście strzałów. Piętnaście niezadających śmierci pocisków, zważywszy na to, że walczyliśmy z wam-
pirami, ale i tak byłam w stanie sprawić wiele bólu.
W końcu grad pocisków ustał.
- Ju-huuu! Sabina? - zawołała Misza.
- Czego? - odkrzyknęłam i zerknęłam na Adama. -Bądź gotowy do jakiejś akcji dywersyjnej.
- Po prostu pozwól mi ich wysłać stąd w diabły.
Pokręciłam zdecydowanie głową. To była sprawa między wampirami. Niech mnie szlag, jeślibym pozwoliła
nekromancie ocalić mnie przed przedstawicielami mojej rasy. Poza tym, jeśli ktokolwiek miał wrócić do LA, to po
to, żeby zawieźć wiadomość mojej babce. A do tego nie trzeba było ich trojga. Jednak magia Adama mogła okazać
się użyteczna na inne sposoby. Wskazałam jarzeniowe światła nad nami. Skinął luzacko głową i podniósł się do
przyklęku. 10
Misza westchnęła głośno.
- Nie sądzę, żebyś chciała się poddać i oszczędzić nam Irochę czasu, co, Bękarcie?
Zacisnęłam zęby. Misza nie przepuszczała okazji, by przypomnieć mnie i każdemu w zasięgu głosu o mojej
mieszanej krwi.
4
- Jaaasne. Powiem ci coś. Skoro tak ci się śpieszy, to czemu nie przyłożysz sobie lufy do skroni i nie pociągniesz
za spust? To by mi zaoszczędziło kłopotu.
-Żebym rozczochrała sobie włosy? - wycedziła Misza. - Gadasz głupoty.
- Dość tego pieprzenia - uciął Nick; najwyraźniej nie był pod wrażeniem naszego przekomarzania się.
Pod butami zatrzeszczało potłuczone szkło, co znaczyło, że zabójca jest w ruchu. Skinęłam głową na Adama.
Jego usta poruszyły się, wypowiadając zaklęcie, a z palców wystrzelił piorun energii. Gdy spoglądałam między
paczkami płatków śniadaniowych, włoski mi się zjeży-ły na karku. Dwie jarzeniówki eksplodowały nad Misza i
Nickiem, a metalowa oprawa świetlówek pękła i spadła im na głowy. Broń Miszy poleciała w bok, a Nick padł na
podłogę. Tłuścioch, zaskakująco zwinny jak na swoje gabaryty, odskoczył i zaczął się skradać na tyły sklepu.
Mając półki za osłonę, otworzyłam ogień w kierunku Miszy, która znalazła schronienie za stojakiem z kubkami
samochodowymi. Wziąwszy na cel rząd ekspresów do kawy, wystrzeliłam w naczynia. Sądząc z krzyków dziwki,
kawowy prysznic, którym ją poczęstowałam, miał z grubsza biorąc, temperaturę magmy.
Kucający obok mnie Adam westchnął chrapliwie i zaklął. Oderwałam spojrzenie od Miszy w samą porę, by ujrzeć,
że mag wyjmuje sobie z uda gwiazdkę ninja. Rzucił ją na ziemię i skrzywił się z irytacją.
- Dobra - powiedział; mięśnie szczęk miał napięte. - Teraz jestem wkurzony. Poważnie... kto używa gwiazdek
ninja?
Poczułam ruch za plecami. Zanim Tłuścioch zdołał dorwać mnie swoimi potężnymi łapskami, kopniakiem w tył
zaprawiłam go w brzuch. Obcas buta utonął w mięsistych warstwach sadła, jakbym wdepnęła w galaretkę owocową,
a potem poczułam reakcję. Brzuch Tłuściocha trząsł się przez chwilę ze śmiechu, który się urwał raptownie.
Znieruchomieliśmy na moment, a potem wszyscy zaczęli się poruszać w przyśpieszonym tempie.
Misza, przypominając zmokłego wkurzonego kota, skoczyła na Adama jakby znikąd. Kiedy bronił się przed jej
szponami i kopniakami, Tłuścioch złapał mnie od tyłu i zaczął ściskać jak mięsisty boa dusiciel. Potrząsał mną ni-
czym szmacianą lalkąj broń wypadła mi z dłoni, a przed oczami zatańczyły gwiazdki. Sięgnęłam w tył i dźgnęłam go
palcem wskazującym w oko. Musiałam zrobić to kilkakrotnie, zanim w końcu puścił mnie z wyciem.
Ledwo miałam czas zaczerpnąć kilka haustów powietrza, zanim Misza powaliła Adama i ruszyła na mnie. Co-
fałam się w przejściu między półkami, wyjmując z włosów pałeczki z drewna jabłoni. Za plecami Miszy Adam, w
postaci smugi ruchu, ruszył na Tłuściocha. Nie miałam czasu obserwować skutków jego ataku, gdyż w tym właśnie
momencie Misza wyjęła z tylnej kieszeni nunczaku. Z uśmiechem samozadowolenia zakręciła nimi nad głową jak
śmigłami helikoptera. Gdy parła przed siebie, na podłogę spadały puszki Spamu i paczki wieprzowych skórek.
Cofałam się, aż dotarłam do zamykających przejście lodówek z napojami. Wcześniejszy ogień z broni palnej roz-
trzaskał szyby oraz większość butelek i puszek, ale udało mi się znaleźć w tym bałaganie flaszkę soku jabłkowego.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin