Guy de Maupassant - Horla.pdf

(380 KB) Pobierz
Horla
Guy de Maupassant
Księgarnia Wilhelma Zukerkandla, Złoczów, 1923
Pobrano z Wikiźródeł dnia 08.03.2017
GUY DE MAUPASSANT
HORLA.
N O W E L A.
TŁÓMACZYŁ
Z. NIEDŹWIECKI.
LWÓW — ZŁOCZÓW
Nakładem i drukiem księgarni Wilhelma Zukerkandla.
.
 .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .
 8.
maja.
— Co za cudowny dzień!... Spędziłem całe rano
wyciągnięty na trawie, przed domem, pod ogromnym
platanem, który go przykrywa i ocienia w całości. Kocham ten
kraj i lubię w nim przebywać, ponieważ tu tkwią moje
korzenie, te głęboko wpite i delikatne korzonki, co łączą
człowieka z ziemią, na której urodzili się i pomarli jego
przodkowie, co go wiążą z miejscowym sposobem myślenia,
mówienia i odżywiania się, z obyczajami i gwarą ludową, z
zapachem ziemi, domów a nawet powietrza.
 Kocham
mój dom, w którym wzrosłem. Z mych okien widzę
Sekwanę, płynącą wzdłuż mego ogrodu, zaraz za drogą, prawie
że u mnie, Sekwanę głęboką i szeroką, zdążającą z Rouen do
Hawru, przepełnioną statkami.
 Tam,
na lewo, widać Rouen, duże miasto o sinych dachach,
u stóp tłumu kolczatych wieżyc gotyckich. Jest ich bez liku,
smukłe i rozsadziste, wysoko ponad wszystkiemi żelazna iglica
wieży katedralnej, w nich dzwony, grające w błękitach
pięknych ranków, ciskające aż do mnie swoje żelazne dźwięki,
złagodzone oddalą, i swe spiżowe śpiewy, które mi wiatr
przynosi to mocniejsze, to słabsze, w miarę tego czy powiew
jego wzmaga się lub cichnie.
 Jakiż
to był rozkoszny poranek!
 Około
godziny jedenastej długi sznur okrętów, z małym jak
mucha statkiem holowniczym na czele, który charczał z
wysiłku i wyrzucał kłęby gęstego dymu, przesunął się przed
memi sztachetami.
 Po
dwu angielskich dwumasztowcach z wzdymającemi się
na tle nieba szkarłatnemi pawilonami, przepłynął wspaniały
trzymasztowiec brazylijski, cały w bieli, przedziwnie czysty i
lśniący. Skłoniłem mu się, nie wiem czemu, tak mi się
spodobał od pierwszego wejrzenia.
 12.
maja.
— Od kilku dni mam małą gorączkę; jestem
cierpiący a raczej przygnębiony.
 Gdzie
może być źródło tych tajemniczych wpływów, co
przepełniające nas uczucie szczęścia ni stąd ni zowąd obracają
w zniechęcenie a ufność naszą zmieniają znagła w rozpacz.
Rzekłbyś, że powietrze, niewidzialne powietrze, roi się od
niezbadanych mocy, których tajemnej blizkości podlegamy.
Budzę się rozradowany, śpiewać mi się chce. — Dlaczego? —
Puszczam się na przechadzkę brzegiem rzeki, naraz posępnieję
i zabieram się z powrotem, jakby mnie w domu oczekiwało
nieszczęście. — Dlaczego?... — Czyżby dreszcz zimna,
musnąwszy mi skórę, szarpnął mnie za nerwy i zasępił mi
duszę?... A może to kształt chmur lub kolor światła,
zabarwienie przedmiotów, pełne takiej rozmaitości,
przemykając przed memi oczyma, myśl we mnie
zachmurzyły?... Jestże to komukolwiek wiadomem?...
Wszystko, co tylko nas otacza, wszystko, co dokoła widzimy,
nie patrząc, o co się ocieramy, nie wiedząc o tem, wszystko,
czego dotykamy, nie wyczuwając, i czego nie umiemy nawet
rozróżnić, napotkawszy, wywiera może na nas, na nasze
organa, a przez nie na myśli, na serce nawet nasze, wpływ
szybki, zadziwiający i niewytłómaczalny.
 Jakże
głęboką jest tajemnica Niewidzialnego!... Nie
jesteśmy w stanie jej zbadać za pomocą nędznych zmysłów
naszych: naszemi oczyma, co nie umieją dostrzedz ani rzeczy
zbyt wielkich ani zbyt małych, ani na zbyt krótką ani na nadto
daleką metę ani mieszkańców gwiazd, ani mieszkańców kropli
wody...; naszemi uszyma, które nas mamią, ponieważ
przerabiają dla nas wibracye powietrza na nuty brzmiące...;
powonieniem naszem, słabszem od węchu psa...; smakiem
naszym, zaledwie zdolnym rozróżnić wiek win!
Zgłoś jeśli naruszono regulamin