Jacek Komuda - Samozwaniec Tom 3.pdf

(1838 KB) Pobierz
Ilustracje
Hubert Czajkowski
Jacek L. Komuda Pierwsza szabla polskiej literatury. Szlachcic z przekonania,
historyk z wykształcenia, pisarz z profesji. Nie lukruje. Odmalowuje historię żywą
do bólu. Pieczołowicie rekonstruuje realia. Za morskie opowieści miesięcznik
„Żagle” uhonorował go w 2009 r. Nagrodą im. Leonida Teligi.
Z Fabryką Słów wydał: „ukraińskie”
Wilcze gniazdo
(2002),
kresow e
Opowieści
z
Dzikich Pól
(2004),
Boh/zna
(2006) opowiadającego o
największej polskiej klęsce w wojnach z Kozakami, „bieszczadzkie”
Czarną
szablę
i
Diabla Łańcuckiego(2007),
dwutomow e
Galeony Wojny
(2007, 2008)
poświęcone bałtyckim bataliom z czasów Zygmunta III Wazy,
Czarną
banderę
(2008) opisującą brutalny świat korsarzy i
buntowników,
Herezjarcbę
(2008), kolejny po
Imieniu Bestii
(2005) zbiór o F.
Villonie, sarmacki thriller
Banita
(2010) oraz trylogięSamozwaniec (2009, 2010,
2011) należącą do monumentalnego cyklu
Orły na Kremlu.
Wydana w
2010r,
Krzyżacka zawieruchabyła
literackim hołdem Jacka, złożonym dla 600-leda
bitwy pod Grunwaldem.. Hołdem, jak to u Jacka, przekornym, nielukrowanym i
żywym do bólu.
Motto
Czyż nie ta sama kreatura Ciebie, o Rusi, opętała?! Bies wziął ci rozum i
swobodę I w ogień wrzuca cię, i w wodę Wytrząsa na kamiennych skałach Przeto
wznosimy swe błaganie Wybraniec stroni zaś od bitwy Kując postami miecz
modlitwy Aż rzeknie: „Wynijdź z niej szatanie”
Maksymilian Kirijenko-Wołoszyn Demony głuchonieme
Rozdział
XV
Diariusz
więzienia moskiewskiego
Zakuwana szlachta • W niewoli u Moskali • Nieszczęsna gorzałka «
Schwytanie agitatora • Nie chcemy obcej wiary • Podróż za armatą • Przerażające
wieści z Polski • Bezumny Iwaszko • Wąsowicz zawalidroga • Pękają lody •
Powrót Przecława • Jacek nie żyje
Die 3 albo i 4februarii nowego stylu, 24 lub 25 januarii starego stylu
Anno Domini 1605
Roku 7113 od stworzenia świata
W stepach za Trubczewskiem, poranek
Bezkresna biała równina kurząca się drobnym puchem. Lodowe piekło bez
drzew, chałup, gór. I tylko wyjeżdżona wstążka traktu przecinająca bezmiary.
Wąska, ledwie widoczna spod śniegu, który sypał od rana.
Małe czarne figurki zagubione w nieskończonej bieli. Zgięte wpół, brnące w
zaspach, mrużące oczy od kurzawy. Cierpliwie, niby żuki wlokące dwie armaty na
drewnianych łożach i okutych kołach, po których pozostawały szerokie koleiny.
Grupa skazańców zagubiona na drodze bez początku i końca.
Wcześniej młot bił z dźwięcznym głosem. Uderzał w kowadło, rozpłaszczał nit
wetknięty w otwór obręczy obejmującej nadgarstek Jacka Dydyńskiego. Najpierw
lewy, potem prawy. Długie łańcuchy biegnące do żelaznego okucia na łożu
moskiewskiej armaty. Tak samo przykuwano pół wieku temu stryja Michała po
wzięciu Połocka?
Wszystko było jak sen. Brodaci strzelcy okutani w szuby, patrzący na jeńców
ni to ze wzgardą, ni to pobłażliwie. Dwie stare armaty – na oko każda po
Zgłoś jeśli naruszono regulamin