John Marsden - Jutro 03 - W objeciach chlodu.pdf
(
973 KB
)
Pobierz
John Marsden
Jutro 3
W objęciach chłodu
A Killing Frost
Tłumaczenie
Anna Gralak
Podziękowania
Bardzo dziękuję za ogromną pomoc, jakiej udzielili mi: Lizzie Farran, Lachlan Dunn,
Dallas Wilkinson, Rob Alexander, Peter Sapleton, Heide Zonneveld, Hayley Reynolds,
Anne O’Connor, Rebecca Dunne i Lauren Sandstron.
Pierwszą czytelniczką tej trylogii była Julia Stiles. Nigdy nie zapomnę jej cudownego
wsparcia i entuzjazmu.
Dla mojej siostry i długoletniej przyjaciółki
Rosalind Alexander
J. M.
„Ostry przymrozek trzeciego dnia chwyta”.
William Szekspir, Sławna historia życia Henryka VIII
(tłum. Leon Ulrich)
1
Czasami myślę, że wolałabym się bać niż nudzić. Kiedy się boisz, przynajmniej wiesz, że
żyjesz. Energia tak szybko płynie przez ciało, że wylewa się na wierzch jako pot. Twoje
serce
- serce, które ją pompuje - huczy w piersi jak stary wiatrak w burzliwą noc. Na nic więcej
nie ma miejsca. Zapominasz o zmęczeniu, zimnie i głodzie. Zapominasz o poobijanym
kolanie i o bolącym zębie. Zapominasz o przeszłości i o tym, że istnieje coś takiego jak
przyszłość.
Zostałam ekspertką od strachu. Odczuwałam wszystkie silne emocje, jakie istnieją:
miłość, nienawiść, zazdrość, wściekłość. Największą z nich wszystkich jest jednak strach.
Nic tak jak on nie sięga w głąb ciebie i nie ściska twoich wnętrzności. Nic innego nie ma
nad tobą tak wielkiej władzy. Strach jest jak choroba, gorączka, która przejmuje nad tobą
kontrolę.
Znam pewne sztuczki, które pozwalają trzymać strach na dystans. Wiem, każdy z nas je
zna. Czasami działają, jak chcą. Jedna z moich sztuczek polega na przypominaniu sobie
dowcipów usłyszanych w przeszłości. Innej nauczył mnie Homer. Jest dość prosta. Trzeba
sobie powtarzać: „Nie będę myślała o strachu. Będę silna. Będę odważna”.
Pomagają w wypadku umiarkowanego strachu. Za to w panice stają się bezużyteczne.
Gdy dopada cię prawdziwy strach, kiedy przerażenie burzy mury obronne, takie sztuczki
nie zdają się na nic.
Dwa ostatnie tygodnie spędzone w Piekle były okropnie nudne. Kiedy bardzo się boisz,
marzysz o takiej nudzie, ale gdy ona naprawdę cię dopada, okazuje się nieznośna.
Możliwe jednak, że zdążyłam się już uzależnić od strachu, bo często rozmyślałam o
niebezpiecznych rzeczach, które mogliśmy zrobić, o brawurowych atakach, które
mogliśmy przypuścić.
Ostatnio sama już nie wiem, w jakim jestem nastroju: morderczym, samobójczym,
złaknionym paniki czy złaknionym nudy.
Zastanawiam się, co się działo z ludźmi walczącymi na wojnach, kiedy walki ustawały.
Tam walczyli przeważnie mężczyźni, ale było też sporo kobiet. Nie zawsze brały udział w
walkach jako żołnierze, ale nie trzeba być żołnierzem, by wojna odcisnęła na tobie piętno.
Czy w dniu ogłoszenia pokoju każdy z nich wciskał swój przycisk z napisem „OFF”?
Czy to w ogóle możliwe? Wiem, że w moim wypadku nie. Chyba przyzwyczajam się do
zmiany, która ostatnio zaszła w moim życiu: z totalnej wrzawy na totalny zastój. Często
marzę jednak o regularnym rytmie dawnego życia. W ciągu roku szkolnego moje dni
zawsze rozpoczynały się tak samo: jadłam śniadanie, szykowałam sobie lunch,
pakowałam plecak i całowałam mamę na pożegnanie. Tata zazwyczaj pracował już w
polu, ale czasami wstawałam wcześniej, żeby zjeść z nim śniadanie. Zdarzało się, że
budziłam się o zwykłej porze i zastawałam go jeszcze na dole, gdzie grzał plecy o
kuchenkę.
Od lat - odkąd urosłam wystarczająco, by dosięgnąć do pedałów - sama jeździłam
samochodem na przystanek autobusowy. Dzieciaki mieszkające w gospodarstwach mogą
zdobyć w tym celu specjalne prawo jazdy, ale my nie zaprzątaliśmy sobie nim głowy. Tata
uznał, że to kolejny głupi biurokratyczny wymysł. Nasz dom dzielą cztery kilometry od
bramy przy Providence Gully Road. Nie jest to nasza frontowa brama, ale jedyna na trasie
szkolnego autobusu. Tak jak większość rodzin mieliśmy „polnego gruchota” -
niezarejestrowaną bombę na kółkach - z którego korzystają głównie dzieci albo ludzie
wypasający bydło. U nas służył do tego datsun 120Y, którego tata kupił za osiemdziesiąt
dolców na wyprzedaży. Zazwyczaj jeździłam właśnie nim, ale kiedy odmawiał
posłuszeństwa
- albo gdy tata potrzebował go do innych zadań - jechałam land-roverem albo motorem.
Potem zostawiałam pojazd pod drzewem na cały dzień i zabierałam go w drodze
powrotnej.
W szkole było fajnie i lubiłam przebywać wśród przyjaciół - życie towarzyskie, plotki,
rozmowy o chłopakach - lecz podobnie jak w wypadku większości dzieciaków ze wsi,
życie na farmie pochłaniało równie dużo mojej energii, czasu i uwagi co szkoła. Nie
jestem pewna, czy z dzieciakami z miasta jest podobnie. Czasami mam wrażenie, że dla
nich szkoła jest ważniejsza. Jasne, dla nas też jest ważna, zwłaszcza w dzisiejszych
czasach, kiedy każdy się martwi, że nie będzie w stanie wyżyć z uprawy ziemi, że nie
będzie w stanie kontynuować pracy rodziców. W dzisiejszych czasach każdy dzieciak ze
wsi musi brać pod uwagę jakąś inną formę zarabiania na życie.
O czym ja właściwie mówię? Na kilka minut wróciłam do czasów pokoju, kiedy naszym
największym zmartwieniem było zdobycie pracy. Jakie to głupie. Teraz marzenia o
karierze neurochirurgów, szefów kuchni, fryzjerek i adwokatów poszły z dymem. Z
dymem o zapachu prochu strzelniczego. Teraz marzymy już tylko o tym, żeby przetrwać.
Pan Kassar, który prowadził w szkole kółko teatralne, nazwałby to „zmianą perspektywy”.
Od początku inwazji minęło prawie pół roku. Żyjemy w strefie działań wojennych od
stycznia, a teraz jest czerwiec. Tak krótko, a zarazem tak długo. Napadli na nasz kraj jak
szarańcza, jak szczury, jak uparte chwasty. W takim kraju jak ten powinniśmy być
przyzwyczajeni do plag, lecz ta okazała się najszybsza, najbardziej niespodziewana i
najskuteczniejsza ze wszystkich. Wróg był zbyt przebiegły, zbyt zawzięty i za dobrze
zorganizowany. Im lepiej go poznaję, tym wyraźniej widzę, że musiał to planować od lat.
Stosował na przykład różne taktyki w zależności od miejsca. Nie zaprzątał sobie głowy
odizolowanymi społecznościami, buszem ani farmami na odludziu, nie licząc tych
leżących w takich miejscach jak Wirrawee, moje rodzinne miasteczko. Żołnierze musieli
wkroczyć do Wirrawee, bo zależało im na zabezpieczeniu drogi biegnącej z Zatoki
Szewca, ogromnego portu.
W Wirrawee poszło im dość łatwo. Przypuścili atak w Dniu Pamięci, kiedy cały kraj
świętuje. W Wirrawee jest wtedy festyn, więc wystarczyło opanować teren wystawowy i
już mieli w garści dziewięćdziesiąt procent mieszkańców. Aby zająć duże miasta, musieli
jednak trochę bardziej pogłówkować. Przeważnie brali zakładników i najczęściej były
nimi dzieci.
Plik z chomika:
uzavrano
Inne pliki z tego folderu:
John Marsden - Jutro Kiedy zaczęła się wojna.epub
(2341 KB)
John Marsden - Jutro Kiedy zaczęła się wojna.pdf
(1750 KB)
John Marsden - Nieuleczalna.epub
(2140 KB)
John Marsden - Nieuleczalna.pdf
(6717 KB)
John Marsden - Po drugiej stronie świtu.epub
(2227 KB)
Inne foldery tego chomika:
J B Livingstone -
J P Delaney
J V Jones
J. D. Barker
J. D. Vance
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin