Diana Palmer
Doktor Bentley Rydel jest właścicielem kliniki
weterynaryjnej, w której odbywa się nieustanna rotacja
personelu. Szef kocha zwierzęta i jest gotów nosić je na
rękach, wobec ludzi jednak jest bezwzględny. Żyje
według własnych zasad, unika bliższych znajomości.
Pewnego dnia w jego uporządkowane życie wkracza
pełna temperamentu, młodziutka Cappie Drake. Cappie
próbuje dociec, dlaczego Bentley nieustannie chodzi
wściekły. Nieoczekiwanie budzi się w niej sympatia do
tego posępnego samotnika. On jednak uparcie
zachowujw dystans ...
Cappie Drake wsunęła głowę za drzwi i rozejrzała się wokoło. Szukała szefa, doktora Bentleya Rydela, który od kilku dni wyładowywał na niej złość. Czy dlatego, że pracowała w klinice najkrócej?
– Wyszedł na lunch.
Cappie podskoczyła. Za nią stała uśmiechnięta szeroko dziewiętnastoletnia Keely Welsh Sinclair, która niedawno poślubiła bogatego przystojniaka, Boone’a Sinclaira, lecz z powodu ogromnej miłości do zwierząt postanowiła nie rezygnować z pracy.
– Zgubiłam kwit nadania leków. Wiem, że gdzieś tu jest, ale szef zaczął na mnie krzyczeć i wszystko leciało mi z rąk...
– Nastała jesień – oznajmiła filozoficznie Keely.
– Słucham?
– Jesień – powtórzyła Keely, a widząc oczy Cappie, wyjaśniła: – Jesienią doktor Rydel szybciej się irytuje.
Czasem bez słowa wyjeżdża na tydzień. Kiedy wraca, nikomu nie mówi, gdzie był.
– Doktor King wspomniała, że jestem piątym technikiem weterynaryjnym, jakiego Rydel zatrudnił w tym roku.
Poprzednich czterech długo nie wytrzymało.
– Kiedy szef się nakręca, trzeba się uśmiechnąć. Albo warknąć.
– Nie umiem warczeć.
– Naucz się. Bo inaczej...
– Do jasnej cholery, gdzie mój płaszcz?
Na twarzy Cappie odmalowało się przerażenie.
– Mówiłaś, że poszedł na lunch!
– Najwyraźniej już wrócił – odparła Keely, zaciskając zęby, gdy doktor Rydel wpadł jak burza do poczekalni, w której siedziały dwie zgorszone staruszki.
Bentley Rydel miał co najmniej metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, niebieskie oczy, które wgniewie przybierały odcień stali, gęste czarne włosy, zwykle potargane, bo przeczesywał je palcami, duże stopy, wielkie dłonie i nos, który na skutek złamania nadawał twarzy posępny wyraz.
Nie odznaczał się konwencjonalną urodą, ale wielu kobietom się podobał. One jemu nie. W całym okręgu Jacobs w stanie Teksas trudno byłoby znaleźć większego mizogina od Bentleya Rydela.
– Gdziemój prochowiec? –Popatrzył z furią naCappie, jakby to była jej wina, że wyszedł bez płaszcza na deszcz.
Cappie wzięła głęboki oddech.
– Wszafie, panie doktorze. Tam go pan zostawił.
Korciło ją, by coś dodać, ale uznała, że lepiej milczeć, bo a nuż straci pracę? Nagle zauważyła, że Bentley dziwnie się jej przygląda. Zazwyczaj nosiła włosy upięte lub związane, teraz kilka długich jasnych kosmyków wysunęło się spod opaski.
Keely uśmiechnęła się do staruszek, które z zafascynowaniem przyglądały się tej scenie.
– Pani Ross, zapraszam panią z Luvvy do zabiegowego.
Zrobimy kotce zastrzyk.
Drobna staruszka wstała z ociąganiem – nie chciała tracić przedstawienia! – i ciągnąc za sobą transporter na kółkach, oddaliła się korytarzem.
– Doktorze Rydel? – spytała cicho Cappie, czując na sobie natarczywy wzrok.
Mężczyzna skrzywił się.
– Leje jak z cebra.
– To nie moja wina. Nie odpowiadam za pogodę.
– Ha! – Otworzywszy szafę, chwycił płaszcz i ruszył do drzwi.
– A żebyś przemókł do nitki! – mruknęł...
uploadacz