Quignard Pascal - Taras w Rzymie.pdf

(246 KB) Pobierz
Pascal Quingard
Taras w Rzymie
Przełożył i posłowiem opatrzył
Krzysztof Rutkowski
GTW
Tytuł oryginału: Terrace à Rome
Copyright © 2000 by Editions Gallimard
Copyright for the Polish edition © Vesper 2006
Tłumaczenie: Krzysztof Rutkowski
Redakcja: Dagmara Gorczyńska
Projekt okładki: Tomasz P. Wrzesiński
Skład i łamanie: Paweł Orłowski
Dystrybucja:
In Rock
ul. Wieruszowska 16
60-166 Poznań
tel./fax. (061) 8686795
e-mail:
tomek@inrock.pl
milosnik@inrock.pl
www.inrock.pl
Vesper
www.vesper.pl
Wydanie I
Poznań, październik 2006
ISBN 83-60159-20-3
ISBN 978-83-60159-20-0
Druk i oprawa: Abedik, Poznań
ROZDZIAŁ I
Meaume im powiedział: „Urodziłem się w roku 1617 w Paryżu. Uczyłem
się u Follina w Paryżu. U Rhuysa Protestanta w mieście Tuluzie. U
Heemkersa w Brugii. Po Brugii zostałem sam. W Brugii kochałem pewną
kobietę i zostałem poparzony na całej twarzy. Przez dwa lata kryłem tę
ohydną twarz w nadmorskim urwisku pod Ravello we Włoszech. Ludzie
zrozpaczeni kryją się w rozpadlinach. Wszyscy zakochani kryją się w
rozpadlinach. Wszyscy czytelnicy książek kryją się w rozpadlinach. Ludzie
zrozpaczeni wiszą w powietrzu, niczym postacie malowane na murach, nie
oddychają, nie mówią, nikogo nie słuchają. Urwisko nad zatoką Salerno jest
ścianą spadającą do morza.
Po niej nigdy więcej nie doznałem rozkoszy z innymi kobietami. Nie
rozkoszy mi braknie. Jej mi braknie. Przez całe me życie rysowałem tylko to
ciało w pozycjach miłosnych, o których zawsze marzyłem. Grawerzy kart z
Tuluzy nazywali kartami romansowymi talie, w których figury przedstawiały
bohaterów romansów. Kartami antycznymi talie, w których pojawiali się
prorocy
biblijni
lub
rzymscy
generałowie.
Kartami
erotycznymi
talie
ukazujące sceny, z których się poczynamy. Teraz mieszkam w Rzymie i
graweruję sceny religijne i szokujące. Można je kupić u handlarza rycin w
oficynie pod Czarnym Krzyżem przy via Giulia”.
ROZDZIAŁ II
W 1639 Jacob Veet Jakobsz, złotnik z miasta Brugii, został wybrany
obieralnym sędzią na rok. Miał córkę dziwną i piękną. Była blondynką,
bardzo jasną, lekko pochylała kark. Talia wiotka, dłonie delikatne, piersi
bujne. Bardzo cicha. Młody grawer Meaume zobaczył ją w święto złotników
podczas parady. Miał dwadzieścia jeden lat. Zakończył terminowanie u
Rhuysa Protestanta w Tuluzie. Meaume przybył z Luneville w towarzystwie
Errarda le Neveu, który go zostawił i pojechał do Moguncji.
Jej uroda go wydrążyła.
Jej smukła sylwetka pochłonęła.
Więc podążał za nią wszędzie, bezwiednie.
Ona
o
tym
wiedziała.
Meaume'a
zaskoczyło
zawieszone
na
nim
spojrzenie. To spojrzenie zapadło weń na całe życie, żyło w nim. Natychmiast
spytał mistrza, u którego pracował, czy nie zechciałby go jej przedstawić.
Mistrz, człowiek sławny (był to sam Johann Heemkers), zgodził się, o nic nie
pytając. Poszli do niej razem. Uniosła powieki. Lekko pochyliwszy głowę,
oddała ukłon. Ale nie padło ani jedno słowo. Tylko imiona. Od tej chwili
szukał jej bez przerwy w wolnym mieście Brugii. Chodził na wszystkie
nabożeństwa, na które ona chodziła. Wkręcał się na ratuszowe ceremonie
pod byle pretekstem. Zaglądał na wszystkie targowiska. Brał udział we
wszystkich tańcach i we wszystkich igrach organizowanych w Brugii.
Ona
szukała
jego
sylwetki.
Widziała
go
skradającego
się
przy
balustradach mostów nad kanałami. Przy kamiennych cembrowinach
fontann na placach. Widziała jego cień wtapiający się w czarny mrok
przedsionków i w cienie węższe i żółtawe rzucane przez kościelne kolumny.
Postrzegana obecność wypełniała ją za każdym razem radością. Kiedy tylko
napotykała jego wzrok, natychmiast przymykała powieki. Nieraz wyglądała
dziwnie, cała skulona, blada, zagubiona, odległa, nawet w świetle dnia.
Dotarł do służącej albo służąca dotarła do niego. To ważny szczegół, ale
nie wiadomo, jak było. Wiadomo tylko, że w końcu spotkali się twarzą w
twarz.
W małej bocznej kaplicy. W lodowatym kącie. We wnętrzu wielkiego
szpitala w Brugii. Bardzo zimno. Skrywa ich brunatny cień przypory. Służąca
stoi na czatach. Czeladnik grawerski nie wie, co powiedzieć jedynej córce
obieralnego sędziego. Nieśmiało dotyka palcami jej ramienia. Ona wślizguje
dłoń w jego dłonie. Powierza chłodną dłoń jego dłoniom. To wszystko. On
ściska jej dłoń. Ich dłonie stają się gorące, potem palące. Nie rozmawiają.
Ona pochyla głowę. Potem zagląda mu prosto w oczy. Otwiera ogromne oczy i
wpatruje się w niego. Dotykają się tym spojrzeniem. Ona się uśmiecha.
Rozstają się.
Dziewczyna ciągle milczy. Wiosna 1639. Ma lat osiemnaście. Wydaje się
tak nieśmiała, że sprawia wrażenie nieco przygarbionej. Ma długą szyję.
Zawsze ubrana skromnie i szaro. Meaume wie, że ona jest narzeczoną
asesora zatrudnionego u jej ojca, który jest zresztą synem przyjaciela
Johanna Heemkersa. Od czasu spotkania w szpitalu ona przestaje się do
asesora odzywać. Nie chce nawet jeść w obecności mężczyzny, którego musi
poślubić. Bardzo lubi jeść, ale sama, w łóżku za baldachimem, ze służącą
stojącą za drzwiami, by nikt jej nie zaskoczył, gdy wkłada jadło pomiędzy
wargi. Czeka na Meaume'a nieustannie, we dnie i w nocy. Marzy, by jeść z
Meaume'em,
baldachimu.
w
łóżku.
Sama
z
Meaume'em,
w
cieniu
zaciągniętego
Zgłoś jeśli naruszono regulamin