Rymkiewicz_Zachód_słońca_w_Milanowku.doc

(58 KB) Pobierz
Jarosław Marek Rymkiewicz urodził się 13

Jarosław Marek Rymkiewicz „Zachód słońca w Milanówku”

 

Jarosław Marek Rymkiewicz urodził się 13.07.1935 r w Warszawie, polski poeta, eseista, dramatopisarz i krytyk literacki. Po wojnie mieszkał w Łodzi, gdzie chodził do szkoły średniej i ukończył filologię polską na tamtejszym uniwersytecie.

Debiutował na łamach prasy jako poeta. W 1957 r wydał swój pierwszy zbiór wierszy pt. Konwencje. Za drugi tomik Człowiek z głową jastrzębia otrzymał nagrodę „Nowej Kultury”. Już jako początkujący poeta wzbudzał też dyskusje , zwłaszcza gdy zaczął formułować własny program poetycki zarówno w praktyce, jak i w swoich manifestach. Stał się przedstawicielem tendencji klasycystycznych w poezji. Tomiki poetyckie:

  1. Konwencje, 1957 (Wydawnictwo Łódzkie)
  2. Człowiek z głową jastrzębia, 1960 (Wydawnictwo Łódzkie)
  3. Metafizyka, 1963 (Wydawnictwo Czytelnik)
  4. Animula, 1964 (Wydawnictwo Czytelnik)
  5. Anatomia, 1970 (Wydawnictwo Czytelnik)
  6. Co to jest drozd, 1973 (Wydawnictwo Czytelnik)
  7. Thema Regium, 1978 (Wydawnictwo Czytelnik)
  8. Ulica Mandelsztama i inne wiersze z lat 1979–1983, 1983 (Wydawnictwo Czytelnik)
  9. Mogiła Ordona i inne wiersze z lat 1979–1984, 1984 (Warszawska Niezależna Oficyna Wydawnicza Poetów i Malarzy „Przedświt”)
  10. Moje dzieło pośmiertne, 1993 (Wydawnictwo Znak)
  11. Znak niejasny, baśń półżywa, 1999 (Państwowy Instytut Wydawniczy)
  12. Zachód słońca w Milanówku, 2002, (Wydawnictwo Sic!)
  13. Do widzenia gawrony, 2006 (Wydawnictwo Sic!)
  14. Pastuszek Chełmońskiego, 2014 (Wydawnictwo Sic!)
  15. Koniec lata w zdziczałym ogrodzie, 2015 (Wydawnictwo Sic!)

Rymkiewicz jest również tłumaczem poezji anglosaskiej (m.in. Szekspira, Eliota i Stevensa), hiszpańskiej i rosyjskiej. W szkicach teoretycznych Czym jest klasycyzm i Manifesty poetyckie (1967) przedstawił swój program, stał się kontynuatorem tradycji, przejmując dawne, wypracowane przez pokolenia wzory, aby je twórczo przetworzyć. Od 1965 r. Rymkiewicz mieszka w Warszawie , jest pracownikiem Instytutu Badań Literackich PAN. Pisze również sztuki teatralne. Równocześnie z poetyckim debiutem książkowym Rymkiewicz napis swoje małe dramaty: Eurydyka i Odys w Berdyczowie.

Dramaty antyczne:

·         Eurydyka, czyli każdy umiera tak, jak mu wygodniej („Dialog” 9/1957)

·         Odys w Berdyczowie („Dialog” 3/1958)

Komedie:

·         Król w szafie („Dialog” 6/1960)

·         Lekcja anatomii profesora Tulpa: według Rembrandta („Dialog” 7/1964)

·         Kochankowie piekła: tragifarsa w dwóch aktach wg Calderona, 1972 (Wydawnictwo Czytelnik 1975 r.)

·         Król Mięsopust, 1970 (wydana przez Wydawnictwo Łódzkie wraz z komedią Porwanie Europy w 1977 r.)

·         Porwanie Europy, 1971 (wydana przez Wydawnictwo Łódzkie wraz z komedią Król Mięsopust w 1977 r.)

·         Niebiańskie bliźnięta, 1973 („Dialog” 10/1973)

·         Ułani, 1975 (wydane wraz z komedią Dwór nad Narwią jako Dwie komedie przez Wydawnictwo Czytelnik w 1980 r.)

·         Dwór nad Narwią, 1979 (wydane wraz z komedią Ułani jako Dwie komedie przez Wydawnictwo Czytelnik w 1980 r.)

Cechą charakterystyczną dla twórczości Rymkiewicza jest odwoływanie się do klasyków baroku. Szczególnie uwidacznia się to w jego poetyce. Głównym tematem Rymkiewicza jest śmierć, która odnosi się do filozofii barokowej.

W 2003 za tom Zachód słońca w Milanówku otrzymał literacką nagrodę „Nike”. Tom odznacza się świetnością kompozycji i pobrzmiewa tonami sarmackiego baroku.. Szczególną rolę odgrywa tu muzyka , muzyczność, śpiewność i stałe odwołania poety do ulubionych kompozytorów. Sam objaśnia „muzyka jest ze śmierci – i do śmierci wzywa”. Proste rymowanie odwołuje się do baśni , przypowieści , bajek dla dzieci , do paralelizmu pieśni ludowej i jej „gajów i ruczajów.” Bohater tej poezji „przygłup istnieniowy”, wyszedł „z rojeń istnieniowych” poety, wypełzł z baśni o śmierci, „śmierć jest baśnią...Ten kto umarł ten już wie gdzie przebywa/ Tylko taka jest tu prawda-ta prawdziwa”. Przejmująca lokalność Milanówka, zwyczajna i groźna – z jego kolejką, myszami, kotem, wszystko to staje wobec pytań o nicość, o byt-niebyt i o Boga.

Na te pytania nie ma odpowiedzi: „istnienie to jest jakaś siła straszna i zła”.
Wiersze Rymkiewicza wyrastały z poezji Leśmiana, Iwaszkiewicza, są niezapomniane dzięki kunsztowi śmiertelnego-nieśmiertelnego poety.

O wierszach Jarosława Marka Rymkiewicza pisał Adam Wiedemann (warto przeczytać!):

Na kolanieAdam Wiedemann

Nowy tom wierszy Rymkiewicza nie jest ani lepszy, ani gorszy od dwóch poprzednich – jest do nich bardzo podobny i stanowi kolejny dowód powrotu do znakomitej formy po zapaści, jaką był akces do grona „poetów stanu wojennego”. Rymkiewiczowi tylko myślenie o rzeczach ostatecznych dodaje skrzydeł, to przecież każdy widzi.

„Zachód słońca w Milanówku” nie jest więc lepszy ani gorszy, ma za to najlepszy tytuł, tamte dwa – „Moje dzieło pośmiertne”, „Znak niejasny, baśń półżywa” – były wyzywająco pretensjonalne, ten jest już wzruszająco kiczowaty, jako udane przezwyciężenie pewnego mimo wszystko zadęcia, widocznego we wcześniejszych tytułach, jest taki, że tylko go pogłaskać. Cóż bowiem bardziej oklepanego, trywialnego i cóż piękniejszego niż ten tytułowy zachód słońca? Czy nie opisywał go już Mickiewicz? Czy nie widniał na 90 procentach widokówek, jakie otrzymaliśmy w ciągu minionych wakacji? Tak, tym zachodem słońca zadał nam pan Rymkiewicz niezłego bobu, a Milanówkiem doprawił ów bób nader smacznie, podwarszawsko, po domowemu. (…)

Rymkiewicz wręcz przeciwnie, rymuje (by nie powiedzieć „rymkuje”) z tą samą naturalną dezynwolturą, z jaką zachodzi jego tytułowe słońce: nie obawia się rymów gramatycznych i nawet częstochowskich, a „Wiosenny wierszyk dla Jasia i Ani Pomiernych” to bardzo stylowy wpis do dziecinnego sztambucha. Jedna linijka pociąga tu za sobą drugą w sposób niewymuszony, nieomal automatyczny (i nie od parady byłoby skojarzenie tego z pisarstwem Gertrudy Stein, której też się zdarzało „ot tak” coś sobie zrymować), jednocześnie zaś proces ten wymusza na poecie określone decyzje, dotyczące dalszego przebiegu poetyckiej „akcji”. Autor wyraźnie poddaje się wierszowi, wchodzi w rolę przygodnego zapisywacza, i stąd te kokieteryjnie brzmiące deklaracje, jakoby „Zachód słońca” został napisany przez koty i zaokienne brzózki.

Sporo się mówi (po ukazaniu się książki „Leśmian Encyklopedia”) o wpływie Leśmiana na Rymkiewicza; myślę, że wpływ ten jest niewielki, w ostatnim tomie widoczny co najwyżej poprzez konstrukcję groteskowej postaci „przygłupa istnieniowego”, który wszakże pojawia się tylko raz i jest bytem dość enigmatycznym. Leśmian był znawcą zaświatów, koneserem ich różnorodności – Rymkiewicz deklaruje swoją o nich niewiedzę i jest wyraźnie zafascynowany wizją pośmiertnej pustki. Leśmian był poetą-wirtuozem, romantycznie zestawiającym swoją twórczość z Boskim dziełem stworzenia, Rymkiewicz stwierdza natomiast autoironicznie: „Bóg jest dobry – ja to piszę na kolanie”. Na kolanie, a zatem trochę byle jak, dorywczo, bez przesadnych ambicji, a jednocześnie – z pokorą, przyklęknąwszy. Bardzo to oczywiście dobrze świadczy o poecie, że badając życie i twórczość innego poety nie zaczął go naśladować, poprzestał na swoim.

Dają się za to zauważyć w „Zachodzie słońca” różne inne ciekawe wpływy i koneksje, wspomnę tutaj o dwóch. Po pierwsze Jan Kasprowicz, jako twórca projektu „poezji prostodusznej” (obecnej zwłaszcza w tomiku „Mój świat”), lecz również – co bardzo zaskakujące – jako autor „Hymnów”. Porównajmy: „Z mokradeł kępy rogoży, / z przydroży / osty o żółtych kolcach, / szerokolistne łopiany, / senne podbiały, / fioletowe szaleje, / cierniste głogi / wstały / i idą...” – to Kasprowicz. U Rymkiewicza zaś: „Czy widzisz – przy mnie idą koty jeż półżywy / Sucha jabłoń klon ścięty złamane pokrzywy” etc. Dokładnie po stu latach powraca w literaturze polskiej wizja pochodu wszystkich istot do Boga, który dla pątników Kasprowiczowskich jest wzgardliwy i nieczuły, a przed Rymkiewiczowskimi chowa się za chmurą, nie ulega wszakże wątpliwości, iż jest to ten sam Bóg i te same istoty.

Drugim poetą intensywnie obecnym w nowych wierszach Rymkiewicza jest jego nieżyjący od dawna rówieśnik Stanisław Grochowiak. Pamiętamy jeszcze, mam nadzieję, „Portretowanie umarłej”, pamiętamy „Piersi królowej utoczone z drewna”, powinniśmy o nich pamiętać, czytając choćby utwór „Kathleen Ferrier umiera w młodości na raka”. Rymkiewicz posuwa się znacznie dalej niż Grochowiak w epatowaniu nie tyle już brzydotą, co po prostu okropieństwem istnienia, ale podobnie jak Grochowiak jest tym istnieniem przerażony i podobnie ucieka przed tym w swój specyficzny, „wszystkożerny” estetyzm.
Ponadto łączy tych dwóch poetów uwielbienie dla muzyki (poważnej, od Bacha po Szostakowicza) i nieprzypadkowo chyba w wierszu o upiorze Schuberta pojawia się epitet „straszny brzydal”, dla mnie – jak dotąd – trwale wiążący się z Grochowiakowskim „Utrillem”. Muzyka wyparła z twórczości Rymkiewicza inne sztuki piękne, zwłaszcza malarstwo (o którym zdarzało mu się pisać genialnie, mam tu na myśli zwłaszcza wiersz „Dla Artura Nachta Samborskiego”); muzyka najbliższa jest, jak się zdaje, światowi czystych esencji, od których się poeta odżegnuje i o które wykłóca się już tradycyjnie z Edmundem Husserlem. Im bliżej jednak czuje się związany ze światem materialnym, tym bardziej potrzebuje owych „wyczyszczonych z istnienia” muzycznych doznań.

W poezji najwyraźniej, tak jak w naturze, musi być zachowana dynamiczna równowaga, inaczej grozi im śmierć albo choroba. Na szczęście „Zachód słońca w Milanówku” jest tomikiem zdrowym, żywym, wesołym i pełnym werwy, mimo że snują się po nim młodopolskie upiory i romantyczne mogiły. I bardzo dobrze, niech się snują, im też się coś od życia (za przeproszeniem) należy. I cieszmy się, że to nie o nas jeszcze mowa.

Jarosław Marek Rymkiewicz, „Zachód słońca w Milanówku”, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2002

Wybrane wiersze:

UPIÓR POJAWIAJĄCY SIĘ PODCZAS WYKONANIA SONATY B-DUR D 960 (OSTATNIEJ)

Schuberta grała bosko Mitsuko Uchida
I uśmiechał się Schubert – zresztą straszny brzydal

Fular zżółkły dziurawy owijał mu szyję
Włosy tłuste – kto umarł ten głowy nie myje

I paznokcie miał brudne jak zwykle upiory
Bardzo blady – na serce lub żołądek chory

Na pewno miał początek osteoporozy
Powiedziałem do Ewy że nie budzi grozy

Siedział wśród publiczności w spleśniałym surducie
Prawa noga w skarpetce lewa w prawym bucie

Zaś but lewy – gdzie w otchłań skręca jego droga
Właśnie poszedł – i pytał czy jest tam coś z Boga

O drugiej ze skarpetek nie miał żadnej wieści
W którym miejscu otchłani obecnie się mieści

Tu czy tam taki Schubert komuż on się przyda
Ale bosko ach bosko grała go Uchida

KATHLEEN FERRIER UMIERA W MŁODOŚCI NA RAKA

Kathleen Ferrier umiera zaraz po premierze
Jeszcze słychać Mahlera – ciemne chore zwierzę

Jeszcze słychać Mahlera – jodłowe otchłanie
Ciemny guz jak w ciemności zadane pytanie

Ciemny głos jak na koniu jeździec rozpędzony
Sam nie wie dokąd jedzie – w obce sobie strony

Między jodły na zboczach skąd widać Sudety
Ciemny głos ciemne jęki krwawiącej kobiety

Guz w piersiach i przerzuty w mózgu i odbycie
O jakie piękne ciemne jakie krótkie życie

Ciemny głos w obce strony jeździec do mogiły
Jeszcze słychać Mahlera – elektryczne piły

Życie jak guz w prostacie jak piersi ucięte
Ciemny głos który mówi że życie jest święte

Życie – to co do pieców trafia ze szpitali
Ciemny płomień ten który w spalarniach się pali

Ciemny jeździec guz który zwija się i pęka
O jakie krótkie życie jaka długa męka

Tam gdzie z Riesengebirge schodzi las jodłowy
Przechadza się z siekierką krasnal odlotowy

Latarkę ma u pasa i kolegom świeci
A oni robią trumny dla umarłych dzieci

ZIMOWY POGRZEB NA CMENTARZU W BOLIMOWIE

Za jej trumną szły koty – ale niewidzialne
Koty ułomne oraz koty parafialne

Śnieżek kładł się na grobach bez większej ochoty
Szedł niewidzialny orszak – same zmarłe koty

Zapchlony Żółtek oraz szalony kot Bończa
Z jego ramion zwisała dziurawa opończa

Kot księżej gospodyni za nim kot poety
Niewidzialnie pachniały mielone kotlety

Kot w ostrogach kot Frajszyc w żółtym kapeluszu
Kot Połowa Ogona oraz kot Bez Uszu

Niesiono garnek z kaszą i wilgotne pranie
Kto umiera ten nie wie – co po nim zostanie

Półżywy kot Nazista oraz kot garncarza
Kto umiera ten nie wie – co mu się przydarza

I nie wie kto umiera – czy się przyda Bogu
Szedł kot Skurwiel ten który sika mi na progu

Kot Utopiony w Worku kot Idź do Cholery
Niesiono niewidzialne papieskie ordery

Kot podmiejskiej kolejki stary kot Eliota
Na końcu jeśli chcecie – szła połowa kota

Koleżka naszej Psotki biały kot Półgłówek
Tu u nas każdy chciałby mieć taki pochówek

OGRÓD W MILANÓWKU – POEZJA BRZÓZ I KOTÓW

Koty pisały moje wiersze
Piosenki ody tarantele
Bo miały horyzonty szersze
Ja innych zajęć miałem wiele

Koty pisały co tam chciały
Ja umierałem po kryjomu
Brzozy i wierzby im szumiały
Teraz wychodzę z mego domu

Pusty jest dom piwnice puste
Ta pustka o mnie opowiada
Ja mam na twarzy czarną chustę
Po pustych schodach ktoś się skrada

Opowieść to jest już skończona
Koty tańczyły wokół domu
Tango bolero charlestona
A ja umarłem po kryjomu

Te moje wiersze nic nie znaczą
Ale czy coś ma tu znaczenie
Koty i brzozy po mnie płaczą
W domu ktoś mieszka jakieś cienie
 
 

2

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin