NOEL RANDON-CAŁY OGIEŃ NA LALECZKĘ.rtf

(1066 KB) Pobierz

Noel Randon

Cały ogień na Laleczkę

"Wydawnictwo Literackie", Kraków 1990

I

To mi wygląda na zabójstwo na tle miłosnym odezwał się nieśmiało sierżant Marly.

Inspektor Merlin spojrzał na niego z zaciekawieniem, lecz nie powiedział ani słowa.

Jechali już dobre kilka minut i milczenie ciążo sierżantowi, który za wszelką cenę chciał wyrazić swój pogląd na przyczynę morderstwa, dokonanego ubiegłej nocy na osobie Cezarego Pierri, włciciela niewielkiego handelku z owocami.

Tak ciągnął dalej nie zrażony zachowaniem inspektora Marly Pierri miał opinię niepoprawnego kobieciarza. Złamał jakiejś damulce serce i kropnęła go z zemsty. Kobiety to potrafią. Co pan na to, inspektorze?

Merlin poprawił się na siedzeniu samochodu i nie wykazywał ochoty do wyrażania swego zdania o tym, co widzieli przed chwilą w mieszkaniu Pierriego.

Marly przygryzł wargi. Od paru lat starał się przekonać swoich przełonych, że jego kwalifikacje funkcjonariusza policji zasługują na lepszy los aniżeli na skromny stopień sierżanta, ale nie miał szczęścia. Zawsze znalazł się jakiś bubek, który zbierał owoce jego ciężkiej i ofiarnej pracy. Choćby taki wypadek z szajką szulerów w kasynie gry w Monte Carlo. Wpadł na ślad, poczynił odpowiednie przygotowania do ujęcia szulerów, banda znalazła się w potrzasku, a wszystko przypisano Carpeau, który doskoczył do roboty w ostatniej chwili.

Moją tezę potrafię poprzeć jeszcze innymi dowodami... dorzucił chcąc wzbudzić zainteresowanie inspektora. Urwał chytrze zdanie i czekał na pytania Merlina.

Inspektor oderwał wzrok od szyby i spojrzał znowu na sierżanta.

To bardzo ciekawe powiedział cicho.

Marly zabierał się do wyłuszczania swoich przypuszczeń i dowodów. Merlin poł mu rę na ramieniu.

Jeśli nie bę czegoś wiedział, zwró się do ciebie. A teraz do widzenia! kazał szoferowi zatrzymać samochód i wysiadł przy najbliższej przecznicy.

Nie pozwolą się człowiekowi wybić poskarż się sierżant szoferowi, który patrzył na niego z drwiącym uśmieszkiem z lusterka nad kierownicą.

Trzymaj się, stary rzekł szofer. Znasz go przecież. On ma już swoją koncepcję. Na pewno jest przekonany, że tego faceta zamordował generał de Gaulle.

upie żarty obruszył się Marly. Stań, ja też wysiadam.

Policyjny citroen przepchnął się przez ciż samochodów i przypadł do chodnika.

A od de Gaulle'a się odczep rzucił Marly wyskakując na ulicę. Zobaczysz, kto ma słuszność. Nawet głupiec by poznał, że idzie tu o miłość przył dwa palce do skroni i strzelił ustami.

Namów jaką, żeby się przyznała. Sukces będzie pewniejszy szofer nie czekał na odpowiedź i odjechał pełnym gazem. Marly posł za nim przekleństwo, potem zły wstąpił do najbliższego bistro i zamówiłin.

Inspektor Merlin wylądowałwnież w barze na placu Wilsona niedaleko gmachu poczty. Usiadł pod oknem i popijając powoli pernod robił, jak to było w jego zwyczaju, szczegółowe notatki z oględzin zwłok i miejsca morderstwa.

"Cezary Pierri, lat 43, włciciel handlu owocami przy ulicy Gounoda, samotny, mieszka w małej willi. Szerokie oszklone drzwi dzielące pokoje, zwłoki na fotelu, w piersiach dziewięć kul z pistoletu maszynowego, wszystkie w okolicy serca. W mieszkaniu nic nie tknięte. Kluczy od mieszkania brak. W szufladzie stołu siedemdziesiąt trzy tysiące franków i kilka sztonów kasyna gry. Morderstwa dokonano między dwunastą a trzecią rano. Powierzchowne badania nie wykazują żadnych śladów osób obcych. Zwłoki odkryła Maria Louis, dochodząca sprzątaczka, zamieszkała przy ulicy Trachel 18. Pracuje u Pierriego od roku. Twierdzi, że zamordowany przyjmował u siebie wiele kobiet, lecz żadną nie interesował się bliżej. Pił wiele, lecz nigdy się nie upijał. Jeszcze przed ósmą rano wychodził z domu, zostawiając jej klucze w skrytce ogrodowej. Louis dzisiaj kluczy nie znalazła i tknięta "złym przeczuciem" zajrzała przez okno do wnętrza pokoju. Ujrzawszy Pierriego całego we krwi na fotelu zaalarmowała policję. Pierri mieszkał w Nicei od roku! Skąd przyjechał? Z kim się kontaktował w życiu prywatnym? Dlaczego pistolet automatyczny i dziewięć kul? Zaskoczenie, fotel, szklanka soku pomarańczowego na stole?"

Dzień dobry, inspektorze! do stolika podszedł przystojny mężczyzna w tweedowym ubraniu.

Dzień dobry, Carpeau! Merlin zamknął notes i podał przybyszowi, który usiadł naprzeciw.

Sprawa dobiega końca rzekł Alain Carpeau. Tak jak przypuszczałem, żona pułkownika Herpe zamieszana jest w aferę, i sądzę, że władze zechcą wszystko zatuszować. Zrobiłem swoje. Reszta nie należy już do mnie.

Ani do mnie zaśmiał się Merlin. A panu gratuluję.

Nie ma czego. Partacka robota. Stara baba nie miała pojęcia, jak się takie rzeczy robi. Popełniła szereg głupstw. Co słychać nowego?

Mam nowe zajęcie. Ktoś sprzątnął sklepikarza, i to z automatu.

Czyżby gruba zwierzyna? gwizdnął Carpeau.

Jeszcze nic nie wiem. Wygląda dosyć podejrzanie, bo śladów nie ma żadnych. Zupełnie jakby anioł zleciał z nieba, wypuścił serię, po czym się ulotnił drogą powietrzną.

Zatem powodzenia! miechnął się Carpeau. Liczę, że pozwoli mi pan trochę odetchnąć. Mierzi mnie już to kasyno.

Tak, tak. Należy się panu. Zazdroszczę. Żonę pułkownika pewnie odeś z honorami do Anglii.

To już nie nasz interes. Teraz marzę, żeby wyjechać do jakiejś miejscowości niedaleko od Cannes i popływać. Najlepiej odpoczywam w wodzie. Carpeau pochylił się nad stolikiem. Widzę, że akcja się zaczęła. Notes się zapełnia.

Nie wszystko powierzam pamięci.

No, a jak pan zgubi te notatki?

Nie zdarzyło mi się dotychczas. I nigdy się nad tym nie zastanawiałem inspektor wsadził notes do kieszeni. Biorę sprawę, bo podoba mi się ten automat. Mam dość już trucizn, pistoletów i łomów. Robota z automatem wygląda mi na aferę w lepszym stylu. "Grubsza zwierzyna", jak się pan wyraził.

Widzę z tego, że wpadłby pan dopiero w entuzjazm, gdyby kogoś zabito z armaty.

Niestety na ogół mordercy nie mają wyobraźni ani armat.

Carpeau zapalił papierosa.

Ma pan słuszność. Nieraz mnie złci, jak sami beznadziejnie naiwnie oddają się w nasze ręce. Ja też marzę o walce z kimś o wielkiej inteligencji. A tu taka żona pułkownika pcha się sama do więzienia. Albo ci szulerzy. Ręczę panu, że Marrly, który już nieraz wiele głupstw narobił, dałby sobie z nimi radę.

Pan śni o nadinteligencjach, a ja o jakimś nowym Landru, tak to bywa. Każdy pragnie więcej, niż ma. Trudno, muszę się zadowolić mordercą z automatem.

Ma pan już jakieś bliższe szczegóły?

Pierwsze spojrzenia są zwykle złudne. Lubię, jak mi się sprawa uleży. Na gorąco popełnia się błędy. Prędzej czy później bę zn mordercę. No, ale to już pana nie dotyczy. Pan pojedzie moczyć swe ciało w morzu.

Marzę o tym. Lubię wypłynąć daleko w morze, poł się na wznak i obserwować chmury. Nazywam to słuchaniem muzyki chmur.

To już...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin