Anthony Evelyn - Pod światło.txt

(666 KB) Pobierz
Evelyn Anthony
POD WIATŁO
przełożyła
Zofia Dšbrowska
Prószyński i S-ka
Warszawa 1996
Tytuł oryginału angielskiego:
Exposure
Copyright Š 1993 by Anthony Enterprises Limited
Projekt okładki: 
Jerzy Matuszewski
Fotografia na okładce:
A.G.E. / EAST NEWS, Warszawa
Opracowanie graficzne serii: 
Barbara Wójcik
Redaktor prowadzšcy serię: 
Jan Kobiel
Opracowanie merytoryczne: 
Teresa Walczak
Opracowanie techniczne: 
Elżbieta Babińska
Skład komputerowy: 
Damian Hejduk
Korekta: 
Jadwiga Przeczek
ISBN 83-7180-192-0
Seria Skorpion 
Wydanie I
Wydawca:
Prószyński i S-ka
02-569 Warszawa, ul. Różana 34
Druk i oprawa:
Rzeszowskie Zakłady Graficzne
35-025 Rzeszów, ul, płk. L. Lisa-Kuli 19
Mojej bardzo drogiej 
przyjaciółce Annie Cleland,
z miłociš
Rozdział 1
Julii Hamilton udało się zmylić ledzšcych jš ludzi. Zarezerwowała miejsce na poranny lot na Jersey pod fałszywym nazwiskiem i pojechała na Heathrow metrem. Najważniejsze było zgranie w czasie wszystkich formalnoci. Musiała dotrzeć na lotnisko w ostatnim momencie, przejć przez odprawę i jak najszybciej znaleć się w hali odlotów.
Kiedy już będzie w powietrzu, zgubiš jej trop. To, że w czasie lotu samolot zachowywał się niczym samochód na wyboistej drodze, nie zdenerwowało Julii. Nigdy nie cierpiała na chorobę lokomocyjnš i uwielbiała latać.
Niebo było szare od ciężkich chmur i deszczu. Gdy samolot schodził do lšdowania, za oknem zobaczyła promienie słoneczne przebijajšce się poprzez wyrwę w ławicy obłoków. Ziemia była zielona, a morskie fale, gnane porywistym wiatrem, rozbryzgiwały się o nadbrzeżne skały.
Janey czekała na Julię na lotnisku.
Wyprowadzenie w pole kuzynów, miłych i prostolinijnych ludzi, okazało się niezwykle łatwe. Powiedziała im, że chciałaby parę dni wypoczšć, a oni serdecznie zaprosili jš w gocinę. Julia nie miała wyrzutów sumienia. Ten drobny podstęp był niczym w porównaniu z wagš informacji, które zamierzała zdobyć. Na wyspie mieszkał Richard Watson i - Julia przybyła tu, żeby go odnaleć. Była przekonana, że ma on w swoich rękach pewne brakujšce częci układanki. Układanki, której treć zawierała się w dwóch słowach: zdrada i mierć.
Przedstawienie jej Watsonowi nie nastręczyło żadnych trudnoci. Janey Peterson pałała chęciš popisania się przed przyjaciółmi sławnš osobš z rodziny. Julia Hamilton była przecież wielkš gwiazdš londyńskiej prasy z Fleet Street, autorkš głonej ksišżki o zabójstwie dwojga dzieci w małym walijskim miasteczku, a obecnie szefowš nowego działu publicystycznego w Sunday Heraldzie. Był on szumnie zapowiadany od pewnego czasu, miał nosić nazwę Pod wiatło. Wszyscy - Janey zapewniała entuzjastycznie - umierajš z ciekawoci, żeby jš poznać.
Nie wyłšczajšc ich przyjaciela Richarda Watsona. Jedna rozmowa telefoniczna i zaprosił ich na kolację. W ten oto sposób Julia znalazła się przy stole po prawej stronie Watsona jako goć honorowy. Tego wieczoru towarzystwo liczyło szeć osób. Poza Watsonem i Juliš byli David i Janey Petersonowie oraz jacy Thomasowie. On, dobroduszny, o tubalnym głosie; ona drobna, mówišca prawie szeptem i - jak Julia zauważyła w czasie powitalnych drinków przed kolacjš - złoliwa jak osa.
Julia spostrzegła, że Richard Watson bacznie się jej przyglšda. Takie zainteresowanie było cenš, jakš płaciła za swš pozycję zawodowš. Przywykła do kosztów popularnoci. Potrafiła poradzić sobie z mężczyznami, którzy z tego powodu stawali się napastliwi, oraz z kobietami zazdrosnymi o jej sukcesy i urodę. Nosiła jednak zbyt dużo blizn w sercu, żeby popadać w próżnoć.
-	My wszyscy jestemy pani wielbicielami - oznajmił Bob Thomas. - Musi nam pani zdradzić, co przygotowujecie do Pod wiatło. Chodzš plotki, że tropi pani pewnego polityka, czy to prawda?
-	Nigdy nie należy słuchać plotek - odparła grzecznie. - Niestety, będzie pan musiał poczekać na ukazanie się publikacji. - Obdarzyła go czarujšcym umiechem. On również się umiechnšł.
-	No, cóż, zawsze trzeba próbować. A więc co paniš sprowadza na naszš wyspę? Goršcy lad soczystego skandalu?
-	Nie. - Julia potrzšsnęła przeczšco głowš. - Chciałam odpoczšć przed więtami Bożego Narodzenia i spędzam przemiłe chwile z Davidem i Janey. Wypoczywam i daję się rozpieszczać. - Skierowała umiech w stronę kuzynów. Byli tak życzliwi i gocinni. I naprawdę z niej dumni. Zupełnie inni niż bezwzględni, zachłanni ludzie z jej zawodowego wiata. Fiona, niepozorna, ale złoliwa, żona Boba Thomasa, pochyliła się ku Julii i zapytała:
-	To pani napisała parę lat temu ksišżkę o zamordowaniu dwóch małych dziewczynek, prawda? Nie pamiętam tytułu, ale była o wiele lepsza od ksišżki Trumana Capote'a... Też nie mogę przypomnieć sobie tytułu...
-	Z zimnš krwiš - podsunęła Julia.
-	To prawda! - huknšł Thomas. - Uważam, że dokonała pani wspaniałej, znakomitej analizy tej sprawy.
-	Dziękuję - odparła Julia. - Miło mi, że podobała się panu moja ksišżka.
-	No - zaszemrała jego żona. - Bioršc pod uwagę temat, nie mogłabym powiedzieć, że mi się podobała. Naprawdę przerażajšca. Zajmowanie się takš strasznš zbrodniš musiało być okropne. Nie dręczyło to pani? Była pani bardzo młoda.
-	Tak - odrzekła Julia. - Delikatnie mówišc dręczyło mnie to. Jednak uznałam, że wnikliwe opisanie wydarzeń i ich genezy pozwoli mi się od tego uwolnić.
Do rozmowy włšczył się gospodarz.
-	Przyznaję, że nie czytałem twojej ksišżki - powiedział. - Reportaże na ten temat były wystarczajšco przygnębiajšce, choć rzeczywicie wietne. Czy potem podjęła się napisania jakiej innej ksišżki?
-	Nie, nie miałam czasu. W końcu nawet wydawca przestał mnie namawiać. Jestem dziennikarkš, to mój zawód i pasja. Ksišżka była rodzajem katharsis. Sšdzę, że drugiej nie napiszę.
-	Zazdroszczę pani - odezwał się Bob Thomas. - Nie umiałbym niczego napisać, nawet gdyby od tego miało zależeć moje życie.
-	Zbyt długo już rozmawiamy na mój temat. - Julia zwróciła się do Richarda Watsona. - Proszę, powiedz co o sobie. Jak to się stało, że tu zamieszkałe?
Janey mówiła jej, że Watson nie jest zbyt majętny, choć żyje dostatnio. Zajmował jakš wysokš funkcję w przemyle, zanim przeszedł na emeryturę. Wdowiec, raczej zamknięty w sobie, ale przez wszystkich lubiany. Mieszka w fantastycznym domu, który jest częciš przeszłoci Jersey. Uroczy gospodarz. Julia na pewno go polubi. Często rozmawiał z nimi o jej artykułach w Sunday Heraldzie. Twierdził, że właciwie głównie dla nich kupuje tę gazetę.
-	No, cóż - odchylił się do tyłu i spojrzał na niš. Był przystojnym mężczyznš, miał niezwykle niebieskie oczy o ciepłym, lecz przenikliwym spojrzeniu. - Moja żona zmarła, a ja przeszedłem na wczeniejszš emeryturę. Nie mielimy dzieci i nie pozostał nikt, o kogo miałbym się troszczyć. Często przyjeżdżalimy tu na wakacje, nawišzalimy przyjanie, więc postanowiłem zamieszkać na wyspie. Zapewniam cię, że w dzisiejszych czasach mogš sobie na to pozwolić nie tylko milionerzy, w przeciwnym wypadku mnie by tu nie było. Decydujšcy był widok tego domu wystawionego na sprzedaż.
-	O tak - z jego lewej strony rozległ się szept Fiony Thomas, która wychyliła się przed niego, żeby Julia mogła jš usłyszeć. - Opowiedz pannie Hamilton tę całš historię.
Julia zwróciła się do niej.
-	Proszę mówić mi po imieniu. Jestem Julia. 
Fiona umiechnęła się i wyprostowała na krzele.
-	Julio... - wyszeptała - jak to miło z twojej strony...
-	Ten dom jest raczej dziwaczny. Mnie jednak zupełnie za uroczyło jego położenie i widok, jaki się stšd roztacza. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem tę posiadłoć, była całkiem zaniedba na. Zapuszczony ogród sprawiał w deszczu wręcz ponure wraże nie. To mnie zaintrygowało, choć muszę przyznać, że jeszcze bardziej pocišgała mnie cena tej nieruchomoci. Należała do pewnej pani Hunter w czasach, których ty, droga Julio, nie możesz pamiętać. Polubiała kolejno bogatych mężczyzn, a ostatni z nich okazał się najzamożniejszy. Była bardzo pięknš kobietš i najwidoczniej lubiła wesołe życie. W końcu jednak zaczęła pić jak smok i stała się nie do zniesienia. Tutejsze kolorowe pisma wręcz jš uwielbiały. Zawsze robiła lub mówiła co skandalicznego, czym zapewniała sobie stałe miejsce na łamach lokalnych gazet.
-	Pamiętam takie powiedzenie - wtršciła Janey. - Norki sš zbyt podniecajšce, żeby na nich siedzieć. Czy to nie jej?
Watson rozemiał się.
-	Oczywicie. Miała samochód, w którym nawet klamki i popielniczki były pozłacane, a siedzenia wyłożone skórš lamparta. Gdyby żyła w dzisiejszych czasach, obrońcy zwierzšt by jš zlinczowali. To o norkach powiedziała, kiedy dziennikarze zapytali jš, dlaczego wybrała skórę lamparta. Ten nagłówek z lokalnej prasy obiegł cały wiat. Naprawdę wiedziała, jak stać się przedmiotem zainteresowania.
-	Rzeczywicie - przyznała Julia - skoro zdobywała się na takie złote myli. Dobre, podoba mi się. Norki sš zbyt podniecajšce, żeby na nich siedzieć. - Zamiała się. - I co się z niš stało?
-	Wszystko skończyło się smutno - odparł Watson. - Mieli wielki jacht, chyba nazywał się Paradiso; jej błazeństwa doprowadziły do tego, że męża wyrzucono z zarzšdu rodzinnego biznesu i spędzali życie kršżšc po morzu od jednego kraju do drugiego, żeby uniknšć płacenia podatków. Korzystała z tego domu tylko jako z pied-?-terre, gdy tu cumowali. Cišgle w nim ro zmieniała. Kiedy go kupowałem, w salonie miała urzšdzonš prywatnš salę kinowš - ekran, projektory, wszystko tu zostawili. Najprawdopodobniej pewnego dnia jš to znudziło albo pokłóciła się z władzami Jersey. Wcišż, niestety, kłóciła się z ludmi po pijanemu. Po prostu wyjechali; nie zadali sobie nawet trudu, żeby wystawić dom na sprzedaż. Zrobił to dopiero wykonawca testamentu po jej mierci. I ja ten dom kupiłem.
-	Zmieniłe go w cudowne miejsce, Dick - kto się odezwał. - A twój ogród! I jakie pomysłowe owietlenie w nocy.
-	Tu najpiękniejsze sš wschody i zachody słońc...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin