Pattison Eliot_Inspektor Shan_06_Pan smierci.rtf

(26220 KB) Pobierz
Pattison Eliot_Inspektor Shan_06_Pan smierci


 

Eliot Pattison

 

PAN
ŚMIERCI

 

Inspektor Shan

tom 6

 

Przeł Norbert Radomski


ROZDZIAŁ 1

 

 

Nikt nigdy nie umarł na Czomolungmie, powtarzali Szerpowie Shanowi Tao Yun, ilekroć posyłano go, by sprowadził zwłoki.

Człowiek zamarznąć, tak że jego palce łamały się jak suche gałązki, kilkusetmetrowy upadek zgruchotać mu kości, jednak Bogini Matka r zwana przez przybyszów z Zachodu Everestem porywała jego duszę, utrzymując go przy życiu i trzymając w swojej mocy dla asnych celów. Nie był żywy w ścisłym znaczeniu tego owa, ale nie był też martwy w tradycyjnym sensie, ostrzegał pewien stary Szerpa, jak gdyby Shan powinien się w każdej chwili spodziewać, że zwłoki, które znosi z ry, zostaną wezwane z powrotem. Wielu nowych przyjaciół inspektora z obozów alpinistycznych twierdziło uparcie, że w wiejących ze szczytu wiatrach yszą niekiedy osy zmarłych przed laty kolegów. Poprawiając sznur mocujący owinięty w płótno ładunek na grzbiecie jucznego muła, Shan spojrzał na nieżony szczyt, na chwilę adąc lekko na wypukłci ramienia zmarłego. Tym razem wió przyjaciela. Gdyby usłyszał na wietrze os Tenzina Nuru, rozpoznałby go.

Zrobił kilka kroków ścieżką, gdy postronek szarpnął go w tył. Stary muł, jego stały towarzysz tego rodzaju wypraw, nie ruszył się z miejsca. Shan czujnie omió wzrokiem smagany wiatrem rski pejzaż, w pełni ufając instynktom zwierzęcia.

Tybetańczycy zawsze dawali mu tego samego muła, którego jasne, rozumne oczy śledziły go z uwagą, gdy schodząc z ry ze zwłokami, recytował stare chińskie wiersze. Teraz przekrzywił łeb, tak że jego uszy były zwrócone w tył.

Dosłyszał tent kopyt na luźnym żwirze na moment, nim zza małego wzniesienia przed nimi wyskoczył drobny koń, osiodłany, ale bez jeźca. Z poobijanego magnetofonu zawieszonego na sznurku u łęku siodła dobiegała na muzyka rockandrollowa; stary karabin z zamkiem ryglowym wló się po ziemi na kniętym pasku. Shan zamarł na chwilę, po czym się rzucił, by apać wodze i zatrzymać konia; podniószy karabin, wprawnym ruchem wyciągnął magazynek i cisnął go między skały.

Pospiesznie rozejrzał się za boczną ścieżką, która umożliwiłaby mu ucieczkę, ale nie znalazłszy żadnej, nakrył ładunek na grzbiecie muła kurtką, uspokoił konia, adząc...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin