Znikniecie - Finder Joseph.txt

(1256 KB) Pobierz
JOSEPH 
FINDER 
ZNIKNIĘCIE 
Z angielskiego przełożył 
ZBIGNIEW A. KRÓLICKI 
Tytuł oryginału: VANISHED 
Copyright © Joseph Finder 2009 
All rights reserved 
Polish edition copyright © Wydawnictwo Albatros A. Kurytowicz 2011 
Polish translation copyright © Zbigniew A. Królicki 2011 
Redakcja: Magdalena Koziej 
Ilustracje na okładce: 
Larry Lilac/Alamy/BE & W (postać) 
Denis Babenko/Shutterstock (metro) 
Projekt graficzny okładki i serii: Andrzej Kuryłowicz 
Skład: Laguna 
ISBN 978-83-7659-394-4 
Dystrybutor 
Firma Księgarska Olesiejuk sp, z o.o, sp, k.-a. 
Poznańska 91, 05-850 Ożarów Maz. 
t/f. 22.535.0557, 22.721.3011/7007/7009 
www.olesiejuk.pl 
Sprzedaż wysyłkowa - księgarnie internetowe 
www.merlin.pl 
www.empik.com 
www.amazonka.pl 
Wydawca 
WYDAWNICTWO ALBATROS A. KURYŁOWICZ 
Hlonda 2A/25, 02-972 Warszawa 
www.wydawnictwoalbatros.com 
2012. Wydanie I 
Druk: Opolgraf S.A., Opole 
Dla Molly Friedrich, 
agentki, doradczyni, przyjaciółki 
CZĘŚĆ PIERWSZA 
Za każdą wielką fortuną kryje się zbrodnia. 
HONORÉ DE BALZAC 
PROLOG 
Waszyngton, DC 
Mąż Lauren Heller zniknął w deszczowy wieczór, kilka minut po 
dziesiątej trzydzieści. 
Szli do swojego samochodu po kolacji w jego ulubionej japońskiej 
restauracji przy Trzydziestej Trzeciej Ulicy w Georgetown. Roger, 
koneser sushi, uważał Oji-San za najlepsze, najbardziej autentyczne 
miejsce w całym okręgu. Lauren nie ekscytowała się tym. Uważała, że 
surowa ryba jest surową rybą: piękną, ale niejadalną. Jednak Roger ‒ 
Mussolini maki, Stalin sashimi ‒ zawsze chciał tylko tego, co naj-
lepsze. „Hej, przecież poślubiłem ciebie, prawda?” ‒ przypomniał jej 
po drodze, więc jak mogła się spierać? 
Była po prostu wdzięczna, że w końcu gdzieś wyszli razem. Nie 
robili tego od prawie trzech miesięcy. 
Właściwie nie był to udany wieczór. Roger sprawiał wrażenie 
bardzo zaabsorbowanego. Czymś się martwił. Chociaż czasem bywał 
taki kilka dni z rzędu. W ten sposób radził sobie ze stresami w pracy. 
Zawsze uważała, że to typowo męskie. Mężczyźni mają zwyczaj 
zamykać się w sobie. Kobiety zwykle wyrzucają wszystko z siebie, 
krzycząc, płacząc lub wściekając się, i w rezultacie wychodzą na tym 
lepiej. Jeśli to nie jest inteligencja emocjonalna, to co nią jest? 
Jednak Roger, którego kochała i podziwiała, i który prawdopo-
dobnie był najbystrzejszym facetem, jakiego kiedykolwiek spotkała, 
radził sobie ze stresem jak typowy mężczyzna. Ponadto nie lubił 
rozmawiać o swoich sprawach. Taki po prostu był. W ten sposób 
został wychowany. Pamiętała, jak raz powiedziała do niego: „Musimy 
9 
porozmawiać”, a on na to odparł: „To dwa najstraszniejsze słowa w 
słowniku”. 
Poza tym mieli żelazną zasadę ‒ nie rozmawiać o pracy. Ponieważ 
obydwoje byli zatrudnieni w Gifford Industries ‒ on jako starszy 
księgowy, a ona jako sekretarka dyrektora naczelnego ‒ uznali, że to 
jedyny sposób, aby trzymać pracę z dala od domowego zacisza. 
Tak więc podczas kolacji Roger niewiele mówił, co kilka minut 
zerkając na wyświetlacz swojego palmofonu BlackBerry i zajadając 
nigiri. Zamówiła coś, co polecił jej kelner. Nazywało się ładnie, ale 
okazało się warstwami nototenii nasączonej miso. Specjalność lokalu. 
Obrzydlistwo. Zostawiła to nietknięte, rozgrzebała swoją sałatkę z 
wodorostów, wypiła za dużo sake i lekko się wstawiła. 
Przecięli Cady's Alley, wąskie wybrukowane przejście między 
starymi magazynami z czerwonej cegły przekształconymi w salon 
supernowoczesnych kuchni niemieckich a sklepikami z włoskim 
sprzętem oświetleniowym. Ich kroki odbijały się głuchym echem. 
Zatrzymała się na szczycie betonowych stopni schodzących do 
Water Street. 
‒ Masz ochotę na lody? ‒ zapytała Rogera. ‒ Może Thomas 
Sweet? 
Rozproszone światło ulicznej latarni ukazało jego białe zęby, 
mocny nos i worki, które ostatnio pojawiły się pod jego oczyma. 
‒ Myślałem, że jesteś na diecie South Beach. 
‒ Mają tam kilka niezłych zestawów bezcukrowych. 
‒ To aż po drodze do P, prawda? 
‒ Jest Ben & Jerry przy M. 
‒ Nie powinniśmy kusić losu z Gabe'em. 
‒ Nic mu nie będzie. 
Ich syn miał czternaście lat: dostatecznie dużo, aby mógł być sam 
w domu. Tak naprawdę trochę bał się zostawać sam, jednak nigdy by 
się do tego nie przyznał. Ten dzieciak był tak samo uparty jak jego 
rodzice. 
10 
Water Street była ciemna, opuszczona i nocą wyglądała dość nie-
samowicie. Wzdłuż ogrodzenia z siatki stał rząd zaparkowanych sa-
mochodów, a dalej znajdował się porośnięty krzakami brzeg Poto-
macu. Należący do Rogera czarny mercedes klasy S był wciśnięty 
między biały samochód dostawczy a sfatygowaną toyotę. 
Roger stał przez moment, grzebiąc w kieszeniach, po czym nagle 
się odwrócił. 
‒ Niech to szlag. Zostawiłem kluczyki w restauracji. 
Prychnęła zirytowana, ale nie chciała robić z tego afery. 
‒ Nie wzięłaś swoich, prawda? 
Lauren pokręciła głową. Rzadko jeździła jego mercedesem. Roger 
za bardzo troszczył się o swój samochód. 
‒ Sprawdziłeś kieszenie? 
Poklepał się po kieszeniach płaszcza, spodni i marynarki, jakby 
chciał to udowodnić. 
‒ Tak. Musiałem je zostawić na stoliku w restauracji, kiedy 
wyjmowałem telefon. Przepraszam. Chodź. 
‒ Nie musimy wracać tam oboje. Poczekam tu. 
Gdzieś w dole z rykiem przemknął motocykl. W tle słychać było 
szum ciężarówek przejeżdżających po Whitehurst Freeway. 
‒ Nie chcę, żebyś stała tu sama. 
‒ Nic mi nie będzie. Tylko się pospiesz, dobrze? 
Zawahał się, zrobił krok w jej stronę, potem nagle pocałował ją w 
usta. 
‒ Kocham cię ‒ powiedział. 
Gapiła się na jego plecy, gdy przechodził przez ulicę. Przyjemnie 
było usłyszeć, że ją kocha, zwłaszcza że nie mówił jej tego zbyt czę-
sto. Roger Heller był dobrym mężem i ojcem, ale niezbyt wylewnym 
mężczyzną. 
W oddali usłyszała krzyk, a potem głośny śmiech; studenciaki, 
zapewne z Georgetown lub GW. 
Jakiś szmer na chodniku za jej plecami. 
11 
Zaczęła się odwracać, aby spojrzeć, lecz poczuła na twarzy po-
dmuch i czyjaś ręka zacisnęła się na jej ustach. 
Chciała krzyknąć, ale szeroka dłoń stłumiła krzyk. Próbowała się 
wyrwać. Roger był tak blisko. Może zaledwie kilkadziesiąt kroków od 
niej. Dostatecznie blisko, by zauważyć, co się dzieje, gdyby tylko się 
obrócił. 
Silne ręce chwyciły ją od tyłu. 
Musiała zwrócić uwagę Rogera, lecz on oczywiście niczego nie 
mógł słyszeć z tej odległości, gdyż szum ulicy zagłuszał odgłosy 
szamotaniny. 
Odwróć się, do licha! ‒ pomyślała. Proszę, odwróć się! 
‒ Roger! ‒ wrzasnęła, lecz jej krzyk zmienił się w żałosne kwile-
nie. Poczuła zapach taniej wody kolońskiej, zmieszany z odorem 
dymu z papierosów. 
Próbowała się obrócić i wyrwać, ale ręce miała unieruchomione, 
przyciśnięte do ciała. Poczuła na skroni dotyk czegoś zimnego i 
twardego, usłyszała szczęk, a potem coś uderzyło ją w głowę i prze-
szył ją oślepiający ból. 
Stopa. Nadepnij na jego stopę ‒ podpowiedziało jakieś wyblakłe 
wspomnienie z zajęć z samoobrony. 
Nadepnij mu na śródstopie. 
Uniosła i z całej siły opuściła swoją lewą nogę, trafiając w pustkę, 
po czym kopnęła w tył, z głuchym metalicznym łoskotem uderzając 
mercedesa. Spróbowała się obrócić na pięcie i... 
Roger nagle się odwrócił, zaalarmowany hałasem. 
‒ Lauren! ‒ zawołał. Popędził z powrotem przez ulicę. 
‒ Co jej robisz, do diabła?! ‒ krzyknął. ‒ Dlaczego jej?! 
Coś uderzyło ją w potylicę. Poczuła w ustach smak krwi. Próbo-
wała zrozumieć, co się dzieje, ale już osuwała się na ziemię, zapadając 
w pustkę, i to była ostatnia rzecz, jaką zapamiętała. 
1. 
Los Angeles 
Noc była ciemna i burzowa. 
Właściwie nawet nie burzowa. Jednak było ciemno, deszczowo i 
ponuro oraz ‒ jak na LA ‒ cholernie zimno. Stałem w mżawce o je-
denastej w nocy, w mdłym żółtym świetle lamp sodowych, ubrany w 
przemoczone dżinsy i polar, w porządnych skórzanych butach, które 
powoli rozmiękały. 
Te buty zostały zrobione na zamówienie w Londynie i kosztowały 
kupę forsy, więc zanotowałem sobie w pamięci, aby obciążyć ra-
chunkiem za ich utratę mojego pracodawcę, Stoddard Associates, tak 
dla zasady. 
Nie spodziewałem się deszczu. Aczkolwiek jako detektyw o mię-
dzynarodowej renomie, mający reputację umiejącego przewidywać 
rozwój wydarzeń, zapewne powinienem był sprawdzić prognozę 
pogody na Weather.com. 
‒ To ten ‒ mruknął stojący obok mnie mężczyzna, wskazując 
odrzutowiec zaparkowany kilkadziesiąt metrów dalej. Facet miał na 
sobie długi żółty płaszcz przeciwdeszczowy z kapturem, nie zapro-
ponował mi takiego wcześniej w biurze, a jego twarz była ukryta w 
cieniu. Widziałem tylko jego szczeciniaste białe wąsy. 
Elwood Sawyer był dyrektorem korporacyjnym do spraw bezpie-
czeństwa w Argon Express Cargo, konkurenta DHL i FedEx, chociaż 
dużo mniejszego. Nie był uszczęśliwiony spotkaniem ze mną, ale nie 
mogłem mieć mu tego za złe. Ja też nie chciałem tu być. Mój szef, Jay 
Stoddard, wysłał mnie tu w pośpiechu, abym zajął się nagłym kry-
zysem u nowego klienta, o którym nigdy nie słyszałem. 
13 
Cały ładunek pewnego samolotu zniknął gdzieś w ciągu ostatnich 
dwudziestu czterech godzin. Ktoś opróżnił jeden z samolotów firmy 
na tym małym regionalnym lotnisku na południu LA. Ponad dziewięć 
tysięcy kilogramów pudeł, kopert i paczek, które przyleciały po-
przedniego dnia z Brukseli. Przepadły. 
Trudno nawet wyobrazić sobie ogrom straty. Tysiące zaginionych 
paczek to tysiące rozwścieczonych klientów i niekończące się procesy 
sądowe. Część tego transportu należała do jednego klienta, Traverse 
Development Group, który zatrudnił moją firmę, aby odnalazła ich 
ładunek. Bardzo im się spieszyło i nie zamierzali liczyć na to, że 
znajdzie im go jakaś drugorzędna firma transportowa. 
Jednak ostatnią rzeczą, jakiej życzył sobie Elwood Sawyer, był 
wysoko opłacany kor...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin