Resnick Mike - Birthright Universe 06 Czterdzieści trzy dynastie antaryjskie.pdf

(565 KB) Pobierz
Czterdzieści trzy dynastie antaryjskie
waldi0055
Strona 1
Czterdzieści trzy dynastie antaryjskie
Resnick Mike
Czterdzieści
antaryjskie
trzy dynastie
The 43 Antarean Dynasties
waldi0055
Strona 2
Czterdzieści trzy dynastie antaryjskie
Aby podziękować Stwórcy Wszystkich Rzeczy za na-
rodziny pierwszego męskiego potomka, cesarz Maloth IV
nakazał architektom wznieść świątynię, która po wsze
czasy przyćmiewałaby swą wielkością pozostałe budynki
na planecie. W całości miała być zbudowana z kryształu,
a jej dach, pokryty iglicami wyglądającymi niczym milion
lśniących grotów włóczni wymierzonych w słońce, miał
spocząć na dwustu siedemnastu kolumnach, upamięt-
niających dwustu siedemnastu przodków władcy. Każda
z kolumn, uderzona, miała rozbrzmiewać dźwiękiem
niosącym się na kilometry i wzywającym wiernych do
modlitwy.
Budowla miała być znana jako Świątynia Uświęco-
nego Słońca, gdyż dziedzic przyszedł na świat w samo
południe, pod słońcem stojącym w najwyższym punkcie
nieba. Budowa świątyni trwała dwadzieścia siedem
standardowych lat i choć rasy z całej galaktyki przy-
bywały na Antares III, by ją podziwiać, Maloth wydał
dekret, na mocy którego ani obcy, ani niewierni nie mieli
do niej wstępu, by nie bezcześcili świętych korytarzy
swoją obecnością...
waldi0055
Strona 3
Czterdzieści trzy dynastie antaryjskie
Mężczyzna, kobieta i dziecko wychodzą ze
Świątyni
Uświę-
conego Słońca. Kobieta trzyma przy oku aparat, robiąc kilkanaście
mało oryginalnych ujęć tego samego widoku. Dziecko, nad którego
górną wargą widnieje kilka włosków rzekomo
świadczących
o
dojrzałości, nawet na chwilę nie podnosi wzroku znad gry na kie-
szonkowym komputerze. Mężczyzna rozgląda się sprawdzając,
czy nikt go nie widzi, po czym przydeptuje bezdymne cygaro i
przyspiesza kroku, dołączając do pozostałej dwójki.
Zbliżają się do mnie, a ja robię co w mojej mocy, by wtopić się
w otoczenie i wcisnąć w marmurowe
ściany
i kamienne chodniki,
nim się odezwą.
Jestem niewidzialny. Nie widzicie mnie. Po prostu
przejdziecie obok.
- Ty, koleś... szukamy przewodnika - rzuca mężczyzna.
- Zainteresowany?
Powstrzymuję westchnienie i kłaniam się nisko.
-
Jestem zaszczycony - mówię, ciesząc się,
że
nie pojmują niu-
ansów antaryjskiej odmiany.
-
O rety! - wykrzykuje kobieta, kierując aparat w moją stronę.
- Nigdy nie widziałam czegoś takiego! Prawie złożyłeś się na pół!
Możesz to powtórzyć?
Przypomina mi się pradawna legenda, zapewne niepraw-
dziwa, ale ja w nią wierzę. Pewien ambasador, równie zafascy-
nowany ruchomością antaryjskich stawów, poprosił Komaritha I,
założyciela Trzydziestej Ósmej Dynastii, o powtórny ukłon. Koma-
rith odpowiedział jedynie spojrzeniem i trwał tak w bezruchu, aż
zawstydzony ambasador oddalił się chyłkiem. Władca rządził jesz-
cze przez dwadzieścia dziewięć lat, ale już nigdy się nie ukłonił.
Wiele czasu minęło od rządów Komaritha, niemal siedem mi-
leniów, w trakcie których Antares i wszechświat ulegli zmianom.
Kłaniam się kobiecie, a ona cyka te swoje holografie.
waldi0055
Strona 4
Czterdzieści trzy dynastie antaryjskie
-
Jak się nazywasz? - pyta mężczyzna.
-
Nie bylibyście w stanie wymówić mojego imienia - od-
powiadam. - Gdy oprowadzam przedstawicieli waszej rasy, zwę
się Hermesem.
-
Herman, tak?
-
Hermes - poprawiam.
-
Jasne. Herman.
Chłopak odrywa wreszcie wzrok od ekranu.
- Tato, powiedział Hermes.
Mężczyzna wzrusza ramionami.
-
Wszystko jedno. - Zerka na czasomierz. - No, pora zaczynać.
-
Właśnie - wtrąca dziecko. - Po południu nadają mecz z
Roosevelta III. Muszę na niego zdążyć.
-
Sport możesz sobie zawsze obejrzeć - mówi kobieta. - A to
może być jedyna okazja, byś zwiedził Antares.
-
Normalnie umieram ze szczęścia - mamrocze chłopak, po-
nownie skupiając się na komputerze.
Niemal z pamięci recytuję mowę powitalną.
-
Pozwólcie,
że
powitam was na Antaresie III oraz w jego sto-
licy, Kalimetrii, znanej w całej galaktyce jako Miasto Miliona Iglic.
-
Nie widziałem miliona iglic, kiedy tu lecieliśmy z kosmodromu
- stwierdza dziecko, choć przysiągłbym,
że
wcale mnie nie słu-
chało. - Co najwyżej tysiąc, czy dwa.
-
Ale niegdyś był ich milion - wyjaśniam. - Obecnie zostało za-
ledwie szesnaście tysięcy trzysta cztery. Wszystkie z kwarcu lub
kryształu. Późnym popołudniem, gdy słońce jest już nisko, działają
jak pryzmaty i zalewają ulice miasta powodzią egzotycznych ko-
lorów. Rasy zamieszkujące pół galaktyki przybywają tu, by tego
doświadczyć.
-
Szesnaście tysięcy - mruczy kobieta. - Ciekawe, co się stało z
resztą.
waldi0055
Strona 5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin