Mędrala.pdf

(228 KB) Pobierz
Mędrala
Wacław Gąsiorowski
Warszawa, 1900
Pobrano z Wikiźródeł dnia 18.02.2017
MĘDRALA
POWIASTKA
napisał
WACEK GĄSIOR.
WA R S Z AW A.
Skład główny w księgarni
St. J. Zaleskiego i S-ki
№ 5. Szpitalna № 5.
1900.
Druk Tow. Komand. St. Zaleski i S-ka, Złota 3.
Дозволе�½о Це�½зурою.
Варшава, Марта 2 д�½я 1899 г.
M
ichał
Stęporek był chłopem na schwał. Krępy,
przysadzisty, pięć ćwiartek pszenicy na plecy sobie zarzucał,
każdą robotę znał, a gdy się rozochocił, sprawniejszego
gospodarza nietylko w Słomkowie, ale i na cztery mile wokoło
byś nie znalazł. Chałupę porządną miał, gruntu dziesięć
morgów, trzy krowiny, dwa konie, cielę, świniaka i coś tam w
skrzyni na czarną godzinę.
 Żona
Stęporka była kobieciną gładką i robotną, dzieciaki
chowały się zdrowo. Zdawałoby się, że jeno ptasiego mleka
Michałowi braknie. Ale, na własne utrapienie, ona do pracy
ochota rzadkim w Stęporku bywała gościem. Przyjdzie orka,
siewy, albo i żniwo, z każdego dnia pogodnego należy
korzystać, a tu Michała akurat lenistwo obleci i ani rusz w pole
nie wyjdzie. Juści urodzaj potem zły, bo i wszystko nie w porę.
 Przytem
Michał, że to pisane nawet czytał, we wojsku służył
i dwa razy sołtysował, o swoim rozumie wiele trzymał i
proszony, czy nie proszony rad każdemu udzielał. A niech no
przyszło w gminie zebranie, sprawa w sądzie, spór jaki, już ci
tam Michał najpierwszy gada i dowodzi za dziesięciu.
 We
wsi Stęporek zachowanie miał — nie ma co! Bo i świata
zwiedził kawał, siła rzeczy widział i słyszał. Bogiem a prawdą,
nie bardzo tam Michał tego rozumu się najadł, bo można nie
jedno usłyszeć i zobaczyć, a należycie nie pojąć. Lecz Stęporek
zawsze był pewny siebie, a już w języku nikt mu placu nie
dotrzymał. Na wszystko miał wytłomaczenie i gotową
odpowiedź. Czy w sądzie, czy na plebanii, czy u dziedzica, czy
przed komisarzem Michał śmiałości nie tracił, rezon go nie
odbiegał.
 Niech
wypadnie gromadzka sprawa w powiecie, czy w
gubernii, w komisyi, czy w banku, zaraz Stęporek napiera się
do wybranych. Inni takie posłania gromadzkie przyjmowali
wówczas, kiedy ich posłano, ale co Michał, to narzucał się sam.
 —
Michał, — powiada mu żona — a ty po co? Dzień
zbałamucisz, na poczęstunek wydasz, a bez ciebie się obejdzie!
Ma iść Stanisłaszczyk z Wypychem, to i dobrze! Zrobią bez
ciebie, więc się nie napraszaj!!...
 —
Cichoj kobito — gniewał się Stęporek. — Na ipotece się
nie rozumiesz, proszenia wyśtukować nie umiesz, lada czego
nie pleć! A juści Wypych potrafiłby! Potrza politykę znać,
kogo należy w odezwaniu uhonorować. Ja tam z dziedzicem
gadam, z komisarzem gadam, z naczelnikiem gadam, a
przyjdzie pora, to i z jelmożnym hubernatorem takoż będę
gadać — tak mi Panie Boże dopomóż!!...
 —
Ale, Michale, przecież Wypych wójtem jest!
 —
To i cóż? Ty wiesz jedno, ja wiem drugie! Jest wójtem,
bom chciał. Bywałem ci ja w stronach, gdzie wójtów wcale nie
ma i dobrze! Wielka mi osoba wójt!
 Już
to Michał nikomu przewodzić nie dał — a gdy uwaga
dobrodzieja, pisarza, czy dziedzica do gustu mu nie przypadała,
że niezręcznie mu było się upierać, mruczał jeno pod nosem:
— ty wies jedno, ja wim drugie!
 Skarżyła
się Stęporkowa na męża, zabiegała i, jak mogła,
dawała sobie radę z jednym parobkiem. Czasami Michał, skoro
świt z pościeli się zerwał, przeżegnał się, sukmanę chwycił i w
pole się co duchu wyrwał, a robota jeno mu się w ręku paliła,
ale znów jak go napadło, to ani weź! Najgorzej, kiedy trzeba
Zgłoś jeśli naruszono regulamin