Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.pdf

(1326 KB) Pobierz
Pamiętnik pani Hanki
Tadeusz Dołęga-Mostowicz
Wydawnictwo MG
Uważam, że pamiętnik p. Hanki Renowickiej w zupełności na druk
zasługuje. Wart jest rozpowszechnienia jako po prostu dokument
obyczajowości i psychiki dzisiejszej kobiety kulturalnej oraz jej środowiska.
W czasach gdy pochłaniamy setki tomów przeróżnych biografii,
autobiografii i powieści autobiograficznych pisanych przez robotników,
chłopów, girlsy, byłych przemytników, polityków itp. – nie widzę powodu,
dlaczego mielibyśmy się wyrzec sposobności poznania pamiętnika kobiety
należącej do warstw wyższych, do tych „dziesięciu tysięcy”, które w naszym
kraju nadają ton i charakter epoce. Sądzę, że dokument ten może być równie
interesujący, a uzupełniając literacki pejzaż autentyzmu przyda się
przyszłemu historykowi obyczajów pierwszej połowy dwudziestego wieku.
Oddając go w ręce czytelnika pragnę zaznaczyć, że najwyższą zaletą
pamiętnika jest zdumiewająca jego szczerość, szczerość, której nie zdołali
osiągnąć nawet tak wielcy pamiętnikarze jak –
toute proportion gardée
– Jan
Jakub Rousseau. Pani Renowicka wprawdzie nie występuje tu pod
prawdziwym nazwiskiem, użyty jednak pseudonim nie zdoła ukryć jej osoby
przed domyślnością ludzką. Osoba jej jest zbyt dobrze znana w niektórych
sferach i przez nie niewątpliwie zostanie rozpoznana, wziąwszy pod uwagę
choćby to, że wypadki i ludzie, o których chodzi, dla nikogo nie są
tajemnicami.
Spełniwszy w tych kilku zdaniach obowiązek prezentacji oddaję głos p.
Renowickiej.
Mój pamiętnik
Mój Boże! Któraż z nas kobiet nie jest najgłębiej przekonana, że jej
osobiste przeżycia, jej myśli i uczucia są czymś tak oryginalnym
i fascynującym, że zasługują na druk. Szczęściem jest móc podzielić się
z wszystkimi ludźmi na świecie swoimi tajemnicami, poruszyć ich serca,
czuć wokół siebie ciepłą reakcję tych tysięcy dusz podobnie odczuwających
jak ja. Do tego dodać trzeba świadomość, że zwierzenia takie mogą być
pożyteczne dla wielu, wielu kobiet, które mogą się znaleźć w zbliżonych
sytuacjach i, poznawszy już moje doświadczenie, mądrzej i lepiej potrafią
z nich wyjść.
To wszystko, co chcę opisać, zaczęło się w pierwszych dniach stycznia.
Zaraz po Nowym Roku. Jak dziś pamiętam, był to –
Wtorek
Od rana dręczyły mnie złe przeczucia. Wspomniałam nawet o tym Tuli,
gdyśmy się o dwunastej spotkały w „Simie”. Nie zwróciłam nawet na to
uwagi, że miała fatalnie dobraną woalkę do kapelusza. Jacek nie odesłał mi
samochodu i wszystkie sprawunki musiałam załatwiać taksówką. Gdy
wróciłam do domu, było już oczywiście po czwartej. Nie miałam
wątpliwości, że Jacek zjadł obiad beze mnie, i po to właśnie weszłam do jego
gabinetu, by mu z tego powodu zrobić lekką wymówkę. W ostatnich czasach,
mówiąc ściśle od Bożego Narodzenia, stał się mniej uważny i mniej
delikatny niż dawniej. Zdaje się, że trapiły go jakieś zmartwienia.
Jacka w gabinecie nie było. Jego bonżurka leżała nietknięta na brzegu
tapczanu. Nie był na obiedzie, nie wrócił jeszcze z konferencji. Właśnie
konstatowałam to w myśli, gdy mój wzrok zatrzymał się na biurku. Leżała
tam nietknięta popołudniowa korespondencja. Machinalnie wzięłam ją do
ręki.
Proszę mi wierzyć, że nigdy nie otwieram listów męża, od czasu gdy mi
się rozdarła koperta, i to w tak fatalny sposób, że Jacek to zauważył. Nie
powiedział wówczas ani słowa, lecz wstyd mi było bardzo. Mógł mnie
przecież posądzić, że go śledzę, że go podejrzewam o zdradę i że w ogóle
zdolna jestem do brzydkich postępków.
Tym jednak razem postanowiłam złamać swoje zasady. Błogosławię tę
decyzję, gdyż postąpiłam słusznie.
Był to list w długiej, eleganckiej kopercie, zaadresowany dużym,
eleganckim pismem. Nosił stempel warszawski. Gdyby nawet koperta nie
pachniała dobrymi perfumami, od razu poznałabym, że jest to list kobiecy.
Nigdy nie byłam zazdrosna i brzydzę się tym uczuciem. Rozsądek jednak
nakazywał mi poznać niebezpieczeństwo, które mi grozi, a o którym
Zgłoś jeśli naruszono regulamin