Grabiński Stefan - Namiętność.pdf
(
381 KB
)
Pobierz
Ta lektura
, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie
wolnelektury.pl
.
Utwór opracowany został w ramach projektu
Wolne Lektury
przez
fun-
dację Nowoczesna Polska
.
STEFAN GRABIŃSKI
Namiętność (
L'appassionata
)
ść
Nad
ti
¹ di Cannareggio, w samym sercu laguny, wisiała lekka, ledwo dostrzegal-
na mgła. W blaskach lipcowego słońca przecedzanych przez ten najsubtelniejszy z woali
drzemały senne wody Canal Grande², a w nich, jak wyczarowane z bajki, nieprawdopo-
dobnie piękne przeglądały się pałace, wille, domy i kościoły. I widziało się wszystko niby
miraż złocisty, powołany do życia przez przepyszną fantazję, niby obraz senny utkany
z marzeń artysty w chwilę dziwnej, twórczej szczodroty.
Tylko fala przybrzeżna z cichym chlupotem roztrącająca stopnie schodów, tylko pio-
senka gondoliera, co przejechał mimo w żałobnej swej łodzi, budziły z zadumy olśnienia
i kazały stwierdzać ten ponad wszystko radosny fakt, że jestem naprawdę w Wenecji…
Tak to rozkochany w mieście dożów, pijany czarem architektury i smętkiem czar-
nych, tajemniczych wód, czekałem w ten cudowny poranek na
aotto
³ które miało
mnie przewieźć na tamtą stronę Wielkiego Kanału. Poza mną był stary, połowy XVIII
wieku sięgający kościół S. Marcuola z małym dziedzińcem przed bramą wchodową, po
lewej, po drugiej stronie wąskiego
io
⁴ może najwspanialszy po siedzibie dożów pałac
Vendramin-Calergi, ten sam, w którym ostatnie swe tchnienie oddał wielki twórca
Ni
n
⁵. Właśnie gdy błądząc spojrzeniem po jego fasadzie odczytywałem dewizę: „
Non
noi omin Non noi
”⁶, rozległ się przeciągły, trochę szorstko rozdzierający ciszę
tej godziny gwizd parowczyka.
Więc rzuciwszy⁷ raz jeszcze na koronkę pałacu, wstąpiłem na ruchomy pomost i za
chwilę siedziałem już na rufie statku.
—
anti
!⁸ — podał sternik hasło przez tubę w czeluście kotłowni i
aotto
wy-
zwolone z uwięzi zaczęło rozgarniać sztabą leniwe wody.
Podróż moja nie miała trwać długo: wysiadałem na najbliższym przystanku, S. Staë.
Statek minął były dom patrycjusza Teodora Correr i założone przezeń Museo Civico,
minął stary śpichlerz⁹ Republiki, pałace Erizzo, Grimani della Vida i Fontana i dotarłszy
do linii Palazzo Tron, zwrócił się dziobem w prawo ku brzegowi.
—
ma
!¹⁰ — spadł rozkaz z wyżki w środku
aotta
.
Przycichł warkot śruby, ustała oddenna praca kotła i parowczyk przyciągnięty łagodnie
liną do burty pontonu zbratał się znów z przystanią w chwilowym uścisku.
Przepchawszy się szczęśliwie przez zastęp pasażerów, stanąłem na bulwarze przybrze-
ża. Stąd do Galleria d'Arte Moderna¹¹ w pałacu Pesaro, celu mojej wędrówki, było już
¹
ti
(wł.) — dzielnica wenecka. [przypis autorski]
²
ana an
(wł.) — Kanał Wielki. [przypis autorski]
³
aotto
(wł.) — tramwaj wodny.
⁴
io
(wł.) — rodzaj kanału. [przypis autorski]
⁵
ta
Nibelungów — Ryszard Wagner (–), kompozytor niemiecki, twórca m.in. wielkiego dzieła
operowego w czterech częściach, opartego na motywach mitologii starogermańskiej pt.
iśi Nina
.
⁶
Non noi omin non noi
(łac.) — Nie nam, Panie, nie nam.
⁷
i a na oonę aa
— prawdopodobnie: rzuciwszy okiem a. rzuciwszy spojrzenie.
⁸
aanti
(wł.) — naprzód.
⁹
śi
— dziś popr.: spichlerz.
¹⁰
ma
(wł.) — stop, zatrzymać się.
¹¹
aia t ona
— właśc. Galleria Internazionale d'Arte Moderna: wenecka galeria sztuki.
niedaleko. Przeszedłem krótki, ponad rio di Mocenigo gibkim łukiem rozpięty
onti
o
¹² i znalazłem się na Fondamenta Pesaro.
Cicho tu było jakoś o tej porannej godzinie i plusk fali wdzierający się leniwo na
omszałe stopnie tarasu rozbrzmiewał wyraźnie w podsieniach pałacu.
Wszedłem na pierwsze piętro. U wejścia do galerii spotkały mnie osowiałe i niechętne
spojrzenia funkcjonariuszy, którzy zdawali się mieć mi za złe, że im przerywam
o a
nint
¹³ żądając biletu.
Wpuszczono mnie do wnętrza. W salonach pustki: tu i tam błąkało się kilku
tani
Kobieta, Sztuka
i
¹⁴ z baedekerami¹⁵ w ręku, a jakaś koścista
mi
w cwikierze¹⁶ pożerała oczyma ponętny
akt męski. Uwagę moją zaprzątnęła grupa
ian aai
Augusta Rodina. Gdy po
pewnym czasie oderwałem wzrok od rzeźby i spojrzałem w głąb najbliższej sali, spostrze-
głem przed jednym z obrazów młodą piękną damę. Profil jej, subtelny a zdecydowany,
z orlikowatym nosem, odcinał się na tle silnie oświetlonej przez słońce ściany wyraźnie
i mocno. Krucze, połyskami metalu grające włosy okalały twarz smagłą, pociągłą, z pa-
rą ciemnoorzechowych, ognistych oczu. Spojrzenie ich jedyne, niezapomniane łączyło
Oko, Uroda, Kobieta
demoniczna
w sposób przedziwny kobiecą słodycz ze stalowymi błyskami nieugiętej woli: w momen-
tach gniewu oczy te musiały być straszne. Z tą doskonale piękną, patrycjuszowską głową
harmonizowała wybornie wysmukła i giętka kibić, której linie przeglądały dyskretnie
a kusząco przez czarną, pełną spokojnej elegancji i smaku tualetę¹⁷. A na tle tej wyrafi-
nowanie prostej i skromnej sukni wykwitał jak płomień szal pomarańczowy i zlewał się
w barwną symfonię z dużą, herbacianą różą wpiętą we włosy.
Cudna kobieta! — pomyślałem, przestępując próg sali. Odwróciła się i po raz pierw-
Flirt
szy spotkały się nasze spojrzenia: jej — trochę roztargnione, potem badawcze, wreszcie
zaintrygowane — moje — hołdownicze i podziwem brzemienne. Na ustach jej zaświtał
zarys uśmiechu i zgaszony wolą rozwiał się powoli bez śladu; obojętne, aksamitne oczy
przeniosły znów łaskę spojrzenia na obraz Fragiacoma¹⁸
t ai oa tom
.
I wtedy przyszedł mi w pomoc¹⁹ szczęśliwy przypadek.
Już gdy mijałem ją ze ściśniętym sercem i uczuciem zawodu, książka, którą trzymała
w ręku, wysunęła się z palców i upadła na posadzkę koło mnie. Błyskawicznym ruchem
schyliłem się po nią i odczytałem tytuł: —
to ato o amn m
a na
²⁰.
To Hiszpanka — pomyślałem i z ukłonem zwracając jej własność, zapytałem:
—
in t io tn a No a
²¹
Spojrzała przyjemnie zdziwiona i odbierając książkę, odpowiedziała w tymże języku:
— Pan mówi po hiszpańsku. Może jest pan moim rodakiem?
— Nie, łaskawa pani — odparłem — jestem Polakiem, lecz nie jest mi obcym język
szlachetnych synów Kastylii.
Znajomość była zawarta. I potoczyła się między nami rozmowa żywa a malownicza,
bo i ona lubiała²² styl trochę kwiecisty, w kunszt słowa bogaty, i ja urzeczony czarem jej
postaci mimo woli dobierałem zwrotów barwnych, jak motyle skrzydlatych.
onia
²³ Inez de Torre Orpega rodem z Estramadury była od kilku lat wdową. Większą
część roku spędzała w Madrycie u starszej siostry zamężnej za jakimś dworskim dostoj-
nikiem, a tylko na miesiące letnie przyjeżdżała w odwiedziny do krewnych w Wenecji.
O Polsce i Polakach wiedziała niewiele i z zajęciem słuchała moich informacji. Gdy w pół
¹²
ontio
(wł.) — mostek.
¹³
o a nint
(wł.) — słodka bezczynność.
¹⁴
tanii
(wł.) — cudzoziemcy. [przypis autorski]
¹⁵
a
a.
— przewodnik turystyczny.
¹⁶
ii
(daw.) — binokle; okulary.
¹⁷
tata
— dziś popr.: toaleta, tj. strój.
¹⁸
ito aiaomo
(–) — wł. malarz, pejzażysta, członek Akademii Sztuk Pięknych w Wenecji.
¹⁹
ść omo
— dziś popr.: przyjść z pomocą.
²⁰
to ato o amn m a na
(hiszp.) —
amnia at
, książka pisarza
hiszpańskiego Ramóna Gómeza de la Serna (–), prekursora surrealizmu.
²¹
in t io tn a No a
(hiszp.) — Przepraszam panią, ta książka należy do pani,
czyż nie? [przypis autorski]
²²
iać
— dziś popr.: lubić.
²³
onia
(hiszp.
oa
) — pani.
Namiętność
godziny potem opuściliśmy galerię obrazów i znaleźliśmy się na bulwarze Fondamenta
Pesaro, byliśmy już dobrymi znajomymi.
— Dokąd się pan teraz wybiera? — zagadnęła. — Pora jeszcze za wczesna na obiad,
lecz stosowna na drugie śniadanie. Czy nie zechciałby go pan spożyć w moim towarzystwie
gdzieś w jakiejś restauracji z widokiem na Ponte Rialto? Lubię bardzo obserwować go
w godzinach porannych.
Byłem zachwycony.
— Najlepiej będzie — zaproponowałem — jeżeli wstąpimy do Corvo Nero opodal
przystanka²⁴
aott
.
— Wybornie. Proszę zatem podać mi rękę i sprowadzić do gondoli.
Spojrzałem trochę zdziwiony:
— Na razie nie widzę żadnej. Musimy trochę zaczekać, aż któraś podpłynie.
Odpowiedziała srebrzystym śmiechem:
— Mój Beppo nie każe nam długo czekać. Oto już poznał mnie z dala po głosie
i zbliża się ku nam na swej „Rondinelli”.
I rzeczywiście, spoza węgła bulwaru wychylił się dziób „Jaskółeczki”, która przywarłszy
czarnym podbrzuszem do wód kanaliku między pałacem Pesaro a Corner della Regina,
przyczaiła się tam na chwilę i tylko czekała na hasło.
— Beppo Gualcioni, mój nadworny
onoi
— przedstawiła mi z miną pół se-
rio, pół
o
²⁵ swego przewoźnika — stary, długoletni sługa domu Ramorinów, mych
krewnych.
I wsiedliśmy do łodzi.
Gondola
onii
Inez była istnym cackiem. Smukła, zgrabna i zwrotna jak yga, z ślicz-
nie rzeźbionym dzióbem²⁶ w kształcie szyi łabędziej, kołysała się na fali jak kolebka kró-
lewskiego panięcia. Oparci plecyma²⁷ o poduszki siedzeń z ciemnozielonego pluszu, pod
osłoną niskiego, w złote ędzle strojonego baldachimu, który tutaj
zowią, płynęli-
śmy jakby w nieskończoność, zasłuchani w rytmikę wiosła.
Rozwiały się doszczętnie woale mgły i pod turkusowym kloszem nieba rozwinęła się
Miasto
bajecznie kolorowa perspektywa Canal Grande. Jej dominantą były trzy barwy: czarna,
dżetowa²⁸ wody, biała domów i pomarańczowa żaluzji i pozapuszczanych stor²⁹. Zmie-
szane ze sobą te trzy kolory, stopione powinowactwem szczęśliwego doboru — były jak
dźwięk jedyny i konieczny, jak wyraz tajemny ukrytej gdzieś głęboko duszy tego miasta.
I wszystko było przesiąknięte tym naczelnym, suwerennym tonem, wszystko rozdrganą
w bezlik dreszczy jedną struną — złotym monokordem, któremu na imię — Wenecja.
Jak przez sen przesuwały się mimo naszej łodzi arcytwory weneckiej architektury,
te koronkowe pałace i domy, z których niemal każdy chlubił się dziełami dłuta i pędzla
wielkich artystów. Lipcowe słońce wyzłacało miedzią i cynobrem dumne, arystokratycz-
ne ontony i przyczółki, rozświecało mrokiem wieków nasiąkłe podziemia i kolumnady,
spływało palącą pieszczotą na zielone oazy ogrodowych teras i winoroślą otulonych log-
gii³⁰.
Przepłynęliśmy mimo pałacu Ca d'Oro, najozdobniejszego gotyku dawnej Republiki,
minęliśmy Segredo, Michiel dalle Colonne i Morosini i znaleźliśmy się na linii Rybie-
go Targu. Odór wodnej żywizny, płynący z głębi hali targowej, ogarnął nas duszącym
wyziewem.
ia
w pełnym toku porannego ruchu tętniła gwarem i zgiełkiem.
onia
Inez przytknęła do nosa chusteczkę i patrząc na mnie z uśmiechem, wdychiwała
zapach perfumy³¹. Gondola była już na wysokości Przystani Jarzynowej. Znużone orgią
światła oczy spoczęły z ulgą na zieleni główek kapusty, kalafiorów, selerów, pietruszek
i marchwianej naci.
— Jaki kontrast między tym prozaicznym, choć tak ożywczym widokiem a wyrafi-
nowanym pięknem pałaców — zauważyła
onia
de Orpega.
²⁴
tana
— dziś popr. forma D. lp: przystanku.
²⁵
o
(wł.) — żartobliwie; groteskowo.
²⁶
im
— dziś popr.: dziobem.
²⁷
ma
— dziś popr.: plecami.
²⁸
to
— błyszcząco czarny;
t
— błyszczący czarny kamień ozdobny, czarny paciorek.
²⁹
toa
— ciężka zasłona.
³⁰
oia
— ozdobny otwarty pawilon, altana.
³¹
iaa aa m
— dziś popr.: wdychała zapach perfum.
Namiętność
— Rzeczywiście — przyznałem — i mnie to zawsze uderza, ilekroć mijam Erberia³².
Trudno, nie może być inaczej; nie można żyć samą kontemplacją dzieł sztuki. Powie-
działbym nawet, że to pomieszanie prozy życia codziennego z poezją sztuki i przeszłości
stanowi największy urok tego dziwnego miasta.
Skłoniła głowę na znak zgody. W bliskiej już perspektywie rozpiął się szary, patyną
wieków okryty most Ponte Rialto. Kilku zręcznymi uderzeniami wiosła skierował Beppo
łódkę ku przeciwnemu brzegowi i przesunąwszy się lewą burtą mimo Fondaco dei Te-
deschi, podpłynął pod łuk mostu. Za chwilę wyskakiwałem już z gondoli na oblepione
wodną pleśnią schody nabrzeża i podawałem rękę Inezie.
Była godzina rano. Przeszliśmy stację
aott
Cerva i wciąż trzymając się brzegu
kanału, wstąpiliśmy na Riva del Carbon. Ruch był ogromny; nadjeżdżające co kilkanaście
minut parowczyki wyrzucały wciąż nowe zastępy pasażerów. Schroniliśmy się w zaciszny
zakątek Corvo Nero, małej ustronnej
atia
³³ z widokiem na Rialto. Tu pod skrzy-
dłem płóciennej markizy wydała mi się
onia
Inez jeszcze piękniejszą; głębokie cienie
pod oczyma podkreślały ich słodycz i żar. Patrzyłem na nią bez przerwy. A ona, widząc
mój zachwyt, uśmiechała się tylko kącikami ust i cedziła przez perły ząbków oranżadę.
Spojrzenie jej senne, lekko rozmarzone błądziło bez celu po tamtym brzegu kanału, po-
tem przerzuciło się na grupę gondol rozkołysaną w przystani i zatrzymało się na łuku
Rialto.
— Czy nie przypomina panu trochę florenckiego Ponte Vecchio³⁴? — zapytała.
— Tamten jest trójdzielny — odpowiedziałem.
— Chodzi mi o partie górne.
— A tak, oczywiście — przyznałem — oba są zabudowane, zwłaszcza ten we Florencji.
— Te sklepy i bazary, te budy jarmarczne rozbite nad wodą mają w sobie coś tak
oryginalnego…
— Przemawiają do przechodnia wieku XX z lapidarną swadą przeszłości. Może chce
pani przejść się tamtędy?
— Właśnie chciałam to panu zaproponować; lubię czasem taką przechadzkę pomiędzy
pierzejami rozkrzyczanych sklepów.
Opuściliśmy nasz cienisty przytułek i niebawem znaleźliśmy się na łuku mostu. Oto-
czyła nas atmosfera hali targowej. Wąską uliczkę między dwoma rzędami bazarów wypeł-
niał skłębiony malowniczo tłum. Przeważały kobiety: smukłe, rasowe mieszczanki w cha-
rakterystycznych, czarnych szalach z ędzlami. Ich zgrabne, często w ogniste wstążki
przystrojone główki pochylały się z zainteresowaniem nad próbkami towarów rozłożony-
mi na ławkach i ladach, a śliczne o wytwornym rysunku ręce z lubością gładziły postawy
jedwabiu, satyny i perkalu; kapryśne, wybredne, brakujące³⁵ ręce.
Chaosowi barw wtórzył chaos woni: wśród ich zgiełku wybijał się na powierzchnię
zapach tanich perfum, szorstki odór juchtu³⁶ i wnętliwa³⁷ symfonia zamorskich korzeni.
Szczególniejszymi względami cieszył się bazar z lalkami i sąsiadujący z nim sklep
z przyborami tualetowymi; zwłaszcza ten ostatni był stale oblężony przez płeć piękną.
Właściciel jego, barczysty, średnich lat mężczyzna, z parą melancholijnie opuszczonych
ku dołowi wąsów, przynęcał weneckie strojnisie, przesuwając między opierścienionymi
palcami sznury fałszywych pereł, korali i bursztynu lub przesiewając z dłoni w dłoń mi-
gotliwe przygarście kolczyków, broszek i manel³⁸.
—
ino
Giuliano robi jak zwykle świetne interesa — zauważyła, mijając bazar,
onia
Inez. — Umie zachwalać swój towar.
— Sama tandeta i surogaty — odpowiedziałem.
— Niekoniecznie — zaoponowała — można tu czasem wyłowić i prawdziwą perłę:
trzeba tylko znać się na rzeczy i odróżnić ziarno od plewy. Buda Giuliana — to też rodzaj
³²
ia
— dawny wenecki targ owocowo-warzywny.
³³
atia
(wł.) — cukiernia, w której wyłącznie podają lody. [przypis autorski]
³⁴
ont io
(wł.) — Most Złotników, najstarszy florencki most na rzece Arno, zabudowany niewielkimi
budynkami.
³⁵
aoać
(tu daw.) — wybierać towar.
³⁶
t
— wyprawiona bydlęca skóra.
³⁷
nęti
(daw.) — tu: dojmujący, drążący.
³⁸
mana
— daw. metalowa bransoletka.
Namiętność
Plik z chomika:
Zabr7
Inne pliki z tego folderu:
Grabinski Stefan - Cien Bafometa.pdf
(504 KB)
Grabinski Stefan - Salamandra.pdf
(445 KB)
Grabiński Stefan - Bledny pociag.pdf
(434 KB)
Grabiński Stefan - Namiętność Projekcje.pdf
(405 KB)
Grabiński Stefan - Niesamowite opowieści.pdf
(1072 KB)
Inne foldery tego chomika:
A. G. Taylor
A. J. Quinnell
Abbott Jeff
Abe Kobo
Abercrombie Joe
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin