Jouvenel de Robert, Rzeczpospolita koleżków.pdf

(965 KB) Pobierz
Ten utwór utwór j est dostępny na  licencji Creative
Commons
+ +   Ukryj menu  + +   Powrót  + +   Pokaż menu  + +
Robert de Jouvenel  
RZECZPOSPOLITA KOLEŻKÓW
 
T ytuł oryginału: "LA REPUBLIQUE DES CAMERADES"
P rzekład Janusza Popiela
W STĘP
M ichelet nazywał Republikę "Związkiem wielkiej przyjaźni".
A le  Michelet  był  poetą,  no  i  czasy  się  zmieniły:  Republika  jest  już  tylko  wielkim
koleżeństwem.
M iędzy  ludźmi,  którym  z  jakiegokolwiek  tytułu  jest  powierzona  kontrola  spraw
publicznych, powstaje pewna zażyłość. Nie jest to sympatia ani poważanie, ani zaufanie; jest to
raczej  koleżeństwo,  coś,  krótko  mówiąc,  pośredniego  między  poczuciem  solidarności
zawodowej a współwiny.
* * *
P rawda to elementarna, że demokracja opiera się na kontroli.
A by istniała kontrola, mawiał Montesquieu, trzeba rozdziału władz. Niegdyś były trzy
władze: wykonawcza, ustawodawcza, sądowa. Dziś jest jeszcze czwarta: prasa.
Z asadniczo władze w dalszym ciągu są rozdzielone. Ale sąsiadują ze sobą.
M ożna powiedzieć, że przywykły się spotykać: w Parlamencie ­ w Sali Pokoju, w Pałacu
Sprawiedliwości ­ w hallu, ponadto w przedpokojach ministrów, w gabinetach redakcyjnych, w
życiu towarzyskim, a nawet w kawiarni. Stąd wytworzyły się serdeczne stosunki. Władze nie
pomieszały się ze sobą, lecz dzięki Bogu tylko się ze sobą bardzo ściśle związały.
* * *
A by kontrola istniała z pożytkiem, musi rozporządzać sankcjami.
W  nowoczesnym Państwie istnieją cztery potężne sankcje: interpelacja, odwołanie z
urzędu, skandal i więzienie.
I nterpelacja, dla członków rządu.
O dwołanie z urzędu, dla urzędników.
S kandal, dla ludzi poważanych.
W ięzienie, dla wszystkich.
C zasem sankcje te łączą się, ale to tylko wyjątkowo. Nie interpeluje się włóczęgów, a
mężowie stanu wymykają się zazwyczaj trybunałom. Panuje przekonanie, że jest to przywilej; lecz
może jest to tylko sprawiedliwe wyrównanie.
S ankcje stają się coraz rzadsze.
N iewątpliwie interpeluje się jeszcze, lecz za każdą interpelacją jest jakaś kombinacja,
która się ukrywa, lub jakaś ambicja, którą zupełnie dobrze widać.
N ie stosuje się już odwołania z urzędu.
1299834685.008.png 1299834685.009.png 1299834685.010.png 1299834685.011.png 1299834685.001.png 1299834685.002.png 1299834685.003.png
 
P rasa waha się przed skandalem, oszczędzając swych przyjaciół, stronników i klientów.
S prawiedliwość pełna jest ukrytych myśli.
* * *
D emokracja,  która  opierała  się  wygodnie  na  kontroli,  zasnęła  wśród  wzajemnych
uprzejmości.
T en kraj nie ma już urządzeń państwowych.
Z resztą  obchodzi  się  bez  nich  doskonale.  Francja  to  ziemia  szczęśliwa,  gdzie
szczodrobliwa jest gleba, rzemieślnik przemyślny, a los uśmiecha się po trochu do wszystkich.
Polityka jest tu upodobaniem wszystkich, lecz nie jest dla nikogo istotnym warunkiem życia.
I  kraj ten pozwala w swej łagodności na to, że rządzą nim ludzie, którzy nie kuszą się, by
dać mu śmiałe doktryny, rząd z mocą władczą, sprawiedliwość bez niesławy lub brutalną prawdę.
Nie pragnie on czerpać pomyślności ze swych instytucji, sam w sobie ma bowiem pomyślność.
* * *
W   ten  sposób  mógł  powstać  ciekawy  ustrój:  oparty  na  swobodnym  uznaniu,
ograniczonym jedynie przez stosunki z innymi.
T ak można ująć formułę Państwa, gdzie według Capusa wszystko się samo układa.
O dmawiamy poszanowania dla waszych praw, natomiast uznajemy chętnie prawa, których
nie macie.
N iewątpliwie nie przypomina to w niczym sprawiedliwości, lecz doprowadza do wielu
niesprawiedliwości, które się wiążą ze sobą, przeciwstawiają sobie i orientują wzajemnie według
formuły dość na ogół szczęśliwej.
N ie zadowala to nikogo, lecz ochrania wszystkich. W ostatecznym rozrachunku niewielu
jest ludzi całkowicie pokrzywdzonych, a reżim pobłażania cieszy się z kolei ogólnym pobłażaniem.
N iestety, nie ma w tym ani szacunku, ani entuzjazmu. Brak przywiązania do ustroju stał się
zwykłym grzechem najżarliwszych republikanów. Ostatecznie jest to dość zrozumiałe. Niewielu
już ludzi zechce poświęcić życie za tak zmieniony ustrój republikański.
J est to naszą słabością, że tego żałujemy.
* * *
O to obraz tego nieszczęsnego ustroju, który usiłowaliśmy naszkicować: ustroju, gdzie mało
bywa wielkich skandali, lecz wiele małych, mało malwersacji, lecz wiele wzajemnych grzeczności.
Powzięliśmy projekt zbyt może ambitny, aby wziąwszy czytelnika za rękę, oprowadzić go po
wielkich instytucjach państwowych. Powiemy mu:
­  Byłeś obecny przy wielkich rozprawach parlamentarnych, zobacz więc, jak się je
przygotowuje. Wypowiadałeś się o programach politycznych, przyjrzyj się teraz, jak się je
opracowuje. Czytałeś dzienniki, spójrz, w jaki sposób powstają. Olśniony byłeś powagą rozpraw
sądowych, zajrzyj teraz sam do sali narad. Widziałeś ministrów, chadzających w sławie na
komisjach, podziwiaj ich teraz w intymności ich gabinetów.
P rojekt ten mógłby się wydać zuchwały, gdyby nie to, że żyjemy w epoce, która nie
odznacza się wprawdzie szczerością, lecz w każdym razie nie ma w sobie żadnych tajemnic.
* * *
K siążka ta to praca człowieka, który jest dziennikarzem: obracał się on często wśród
parlamentarzystów, przemierzył Pałac Sprawiedliwości i przenikał do gabinetów ministerialnych.
Nie jest to los specjalnie zaszczytny, był on udziałem wielu ludzi, a mógł przypaść każdemu.
1299834685.004.png
A utor przeprowadzał wszędzie poszukiwania z odpowiednią życzliwością. Pragnęlibyśmy,
aby uwierzono naszym zapewnieniom, że jeśli nie potrafiliśmy wszędzie zachować powagi, to
sami przede wszystkim tego żałujemy.
Z ostanie sprowadzona ta książka do jej właściwych granic, jeśli się zgodzimy nie szukać w
niej nic poza zwykłym opowiadaniem o tych przykrych sprawach.
* * *
J edną ze stałych naszych trosk w tej pracy było nie ulec pokusie skandalu. Unikaliśmy
przypadków monstrualnych, szukając jedynie normalnych. Książka ta jest bezstronna.
G dyśmy się już pokusili o odmalowanie kariery parlamentarzysty, to przyjęliśmy, że jest on
dzielny, inteligentny i sumienny.
G dyśmy mówili o skrupułach, które mogą powstawać w sumieniu urzędnika, to mieliśmy
intencję posadzić na ławie oskarżonych tylko tych urzędników, których sumienie nie zna dróg
krętych.
G dyśmy opowiadali historyjkę o jakimś ministrze, wyobrażaliśmy sobie, że był on z tych,
którzy stoją na wysokości zadania. Nie powoływaliśmy się na prasę brukową czy też zajmującą
się szantażami.
S próbujcie jednak w miejsce tych dzielnych ludzi, których udrękę w wykonywaniu ich
zawiłego zadania usiłujemy tu opisać, postawić zawodowego politykiera, ambitnego urzędnika,
naiwnego ministra i dziennikarza bez skrupułów, bo istnieją i takie gatunki ludzi ­ i wyobraźcie
sobie, na jakie targi, kompromisy i szantaże będą wówczas narażone nasze instytucje.
N iestety, nie potrzebowaliśmy używać zbyt czarnych barw ani przypominać sprawek
wielkich aferzystów. Przykłady uczciwych ludzi wystarczają.
* * *
W  naszym pojęciu książka ta traktuje rzeczy poważnie. Prosimy o wybaczenie, że nie
umieliśmy jej napisać w tonie doktrynerów.
M oże moglibyśmy podkreślić melancholijny charakter widowiska. Uważaliśmy jednak, że
znacznie ważniejszą rzeczą było spojrzeć na zło, niż ubolewać nad nim.
W  szczęśliwych czasach ­ optymizm jest zbytkiem, w naszych ­ jest obowiązkiem.
P  A Ł A C B U R B O Ń S K I
I.  SZCZEBLE KARIERY
1.  O zawodzie
C hociaż  ludzie,  których  suwerenny  lud  powołuje  do  Pałacu  Burbońskiego*,  aby
reprezentowali przez cztery lata jego imię, interesy i prawa, nie są ani tego samego pochodzenia,
ani tych samych uzdolnień, ani takich samych poglądów ­ to w każdym razie łączy ich ta sama
postawa umysłu.
W szyscy  dostali  się  tam  tymi  samymi  sposobami,  poprzez  te  same  przeszkody  i
napotykają co dzień te same trudności. Przebywają obok siebie w tym samym lokalu, mają takie
same zajęcia, zasiadają na sąsiadujących ławach, przyjmują swych wyborców i swe kochanki w
tych samych małych salonikach, licho oddzielonych drewnianymi przepierzeniami, mają te same
biurka, bibliotekę, papier listowy i bufet.
N ie ma pomiędzy nimi żadnej różnicy, prócz odmienności poglądów; przekonamy się
jednak, że to rzecz, o której nie warto mówić.
W  stosunkach między jednostkami panuje jak największa swoboda. Posłowie zbliżają się
1299834685.005.png
do siebie z racji wspólnych sympatii, przyzwyczajeń czy sąsiedztwa, rzadko z racji swych zasad.
Nieporozumienia zdarzają się z powodu żartu, intrygi, bez przyczyny nawet, lecz nigdy z powodu
dyskusji na posiedzeniach.
M ożna sobie wymyślać z mównicy od "renegata" czy "wroga narodu", co nie zaostrzy ani
na chwilę stosunków w kuluarach. Gdy dwaj deputowani o skrajnie przeciwnych poglądach
spotkają się po raz pierwszy ­ tytułują się "kochany kolego". Za drugim razem są już na ty.
*S iedziba Parlamentu francuskiego [przyp. tł.].
* * *
C zasem nawet "tykają się" natychmiast.
G dy  w  roku  1910  dwustu  czterech  posłów  zasiadło  po  raz  pierwszy  w  Pałacu
Burbońskim, pierwszą powziętą przez nich decyzją było usunięcie tytułu "pan" z ich stosunków.
D ali w ten sposób wyraz temu, że dla nich istotne są nie poglądy polityczne, które
reprezentują, lecz zaszczyt, który ich spotkał. Skądkolwiek się wywodzą, zeszli się tam, dokąd
dążyli. To tylko jest dla nich ważne.
P iechur, artylerzysta czy kawalerzysta zawsze jest żołnierzem. Umiarkowany, radykał czy
rewolucjonista,  przede  wszystkim  jest  posłem.  Niewątpliwie  można  być  przekonanym  o
wyższości swej broni lub swej partii, lecz nie wolno uważać za wroga człowieka z innej broni czy
też o przeciwnych poglądach.
E uropejczycy  oblężeni  w  ambasadach  w  Pekinie*  zapomnieli  na  chwilę  o  swej
narodowości i myśleli jedynie o wspólnej obronie zagrożonego życia. Posłowie, napastowani
przez tych samych klientów, gnębieni przez analogiczne trudności i jednakową niepopularność,
odczuwają potrzebę podania sobie rąk i utworzenia frontu przeciw wspólnemu wrogowi ­
wyborcy.
O blężenie ambasad trwało kilka dni. Oblężenie Parlamentu trwa od czterdziestu lat**.
* W  roku 1900, w czasie powstania Bokserów przeciw cudzoziemcom [przyp. red.].
** P isane w roku 1914 [przyp. tł.].
* * *
P oseł ­ to niewiele więcej niż człowiek, a przecież coś zupełnie innego.
M niejsza jest różnica między dwoma posłami, z których jeden jest rewolucjonistą, a drugi
nie jest, niż między dwoma rewolucjonistami, z których jeden jest posłem, a drugi nie.
2.  Jak zostaje się posłem
P osłem zostaje każdy, jak może. Najprostszą rzeczą jest oczywiście mieć ojca, który jest
posłem. Wielu poprzestawało na tym, że mieli teścia posła. A bywało i tak, że ci teściowie nie
zawsze sami byli posłami.
M ożna do tego stanowiska dojść również przez przemysł, zarząd przedsiębiorstwa,
własność ziemską, jak to uczynił nieboszczyk Constant, lub nawet drogą pantoflową, jak niegdyś
Maria Reynaud.
L ecz najprościej, bez wątpienia, wspinać się po szczeblach hierarchii.
B ylebyście tylko posiadali w jakiejś małej gminie dość popularności, aby zostać radnym ­
drogę już macie otwartą. Rada Powiatowa, potem Rada Generalna, będą na niej etapami.
L oże masońskie, komitety wyborcze i towarzystwa gimnastyczne mogą też doprowadzić,
nawet  o  wiele  szybciej,  do  tego  samego  celu;  tak  samo  medycyna,  biura  ministerialne,
adwokatura, dobroczynność i aptekarstwo. Jednak zawody te lepiej wykonywać na prowincji.
1299834685.006.png
* * *
Ż eby być posłem, niekoniecznie trzeba być uczciwym człowiekiem. Aby nim zostać,
dobrze jest, bądź co bądź, mieć przeszłość uczciwego człowieka.
Z nana jest powszechnie surowość zasad prowincji. Jeśli się zdarzy, że ujawni się jakaś
ambicja wyborcza, ewentualny kandydat otoczony zostanie natychmiast powszechną ciekawością
i podejrzliwością. Nie ma kroku, który by nie uszedł uwagi; każda jego znajomość, każde jego
przyzwyczajenie jest śledzone; w tych warunkach obłuda staje się niemożliwa. Kandydat musi
być niemal porządnym człowiekiem.
W iem oczywiście, że są wyjątki: Paryż i wielkie miasta mają swoje obyczaje wyborcze;
Południe kieruje się entuzjazmem; prowincje górskie ­ licznymi potrzebami, kolonie zaś starają się
przypodobać.
P oniżej  47  stopnia  szerokości  geograficznej  awanturnicy  cieszą  się  specjalną
pobłażliwością. Powyżej 1000 m nad poziom morza, ludzie mają szacunek dla majątku. Dla
mieszkańców gór, na ogół biednych, wybór jest nadprogramową korzyścią, a każdy głos wart
jest tyle, co papier giełdowy. Alpy, Pireneje i Masyw Centralny są błogosławioną ojczyzną
kandydatów­milionerów.
M imo wszystko rzadkością jest kandydat, który nie jest autochtonem. W większości
okręgów kandydat jest znany od najwcześniejszego dzieciństwa. Wybaczą mu na pewno brak
uzdolnień, wymowy, jakiejkolwiek kompetencji, a nawet programu, ale wymagać odeń będą
niezmiennych przyzwyczajeń, rozwagi w sprawach moralnych i poszanowania terminów.
M andat poselski jest przy pierwszej elekcji niemal świadectwem moralności.
3.  Jak zachować mandat
G dy już się jest posłem, należy troszczyć się tylko o jedno: by nim pozostać.
T rudności  zmieniają  się  zależnie  od  okręgów  wyborczych.  W  pewnych  dzielnicach
wystarczy mieć mandat, by go zachować.
T en już obrósł w pierze ­ mawiają wyborcy kilku oddalonych prowincji ­ a nowego trzeba
by znów tuczyć.
N ie jestem pewien, czy nie jest to, gdy chodzi o głosowanie powszechne, ostatnie słowo
mądrości.
G dzie indziej przeciwnie, lubią nowe twarze. Tam to właśnie najtrudniej jest się utrzymać.
D la utrzymania się na stanowisku istnieje tylko jedna zasada: stale o tym myśleć. Poseł,
który "stale o tym myśli", musi wobec tego podzielić swój czas pomiędzy trzy zasadnicze zajęcia:
musi biegać, obiecywać, pisać.
J eśli jego zabiegi są bez rezultatu, jeśli jego obietnice są zawsze próżne i jeśli jego listy nie
przynoszą nigdy nic konkretnego, to wszystko to ma tylko względną wagę. Wyborcy, który o coś
prosi, nie zawsze nawet zależy na tym, aby spełnić jego prośbę.
C hodzi mu po pierwsze: o pokazanie swego znaczenia; po drugie: o otrzymywanie listów.
D obry poseł, który otrzyma list od wyborcy, powinien natychmiast napisać trzy.
J eden do władzy właściwej, w celu przekazania prośby interesanta.
D rugi do interesanta, aby go zawiadomić, że przekazał jego prośbę.
T rzeci do tegoż interesanta, aby go zaznajomić z odpowiedzią właściwej władzy.
P osłowie, którzy otrzymują po czterdzieści listów dziennie od swych wyborców, nie należą
do wyjątków.
1299834685.007.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin