Allison Leigh - Ich troje.doc

(763 KB) Pobierz
Allison Leigh

 

 

 

 

 

 

 

Allison Leigh

Ich troje


Prolog

 

To nie tak miało być. Evan zaplanował sobie wszystko zupełnie inaczej. Zamierzał wpaść do niej w przerwie międzysemestralnej ze zwykłą kurtuazyjną wizytą. Oczywiście upewnił się wcześniej, że Leandra będzie w domu. Dyskretnie, ma się rozumieć. Z dziewczyną taką jak ona należało postępować delikatnie i z wyczuciem. Nie chciał od razu odsłaniać kart. Wydałby jej się banalny. Była na to za bystra, zbyt... nietuzinkowa. Zbyt... sam już nie wiedział co. W żadnym słowniku nie potrafił odnaleźć przymiotnika, który adekwatnie opisywałby jego zachwyt.

Nie ma nic gorszego, niż próbować na siłę zaimponować kobiecie. Siląc się na oryginalność, zapędził się tak dalece, że kompletnie zapomniał o zdrowym rozsądku i jak ostatni dureń zabrał ze sobą kolegę z akademika.

Jake nie bawił się w subtelności. Wystarczyło, że raz na nią spojrzał i przepadł z kretesem. Evan sam był sobie winien. Gdyby go uprzedził, że upatrzył ją sobie wcześniej, kolega nie wkroczyłby na jego terytorium. Szkopuł w tym, że Leandra nigdy nie była jego. Ani przez minutę. Nie mógł rościć sobie do niej żadnych praw.

Co zrobił?

Nic. Kom-ple-tnie nic. Nie kiwnął nawet palcem, żeby zapobiec katastrofie. Nie próbował zdusić sprawy w zarodku. Skończyło się, tak jak się skończyło. Sterczał teraz w garniturze wśród innych weselnych gości, wznosząc toast i czując, że za chwilę udusi się własnym krawatem.

- Zdrowie państwa młodych - wykrztusił z wysiłkiem. - Stu lat w szczęściu i dobrym zdrowiu.

Jake miał na sobie smoking, a Leandra, cała w zwiewnej bieli, wyglądała niczym księżniczka z bajki. Trzymali się za ręce, posyłając na prawo i lewo promienne uśmiechy.

Przez ostatni rok, odkąd ich ze sobą poznał, byli praktycznie nierozłączni.

Odstawiwszy opróżnione kieliszki, spojrzeli na siebie z uczuciem i pocałowali się. Evan nie mógł na to patrzeć. Odwrócił się i wysączył do końca szampana. Nawet w całym morzu alkoholu nie utopiłoby żalu, który ściskał go za serce. Kiedy patrzył na tych dwoje, odczuwał niemal fizyczny ból.

Masz, czego chciałeś, powiedział sobie w duchu. Trzeba było działać, póki jeszcze mogłeś coś zrobić, ale wolałeś milczeć i cierpieć w samotności.

- Hej, Evan. - Leandra odkleiła się na chwilę od Jake'a i chwyciła go za ramię. - Nie uciekaj jeszcze. Obiecałeś ze mną zatańczyć.

Siłą woli zmusił się, żeby się od niej nie odsunąć.

- Chciałem dolać sobie odrobinę bąbelków. Ogromne brązowe oczy Leandry lśniły szczęściem.

- Chyba nigdy ci nie podziękowałam. Przedstawiłeś nas sobie. Wiesz, gdyby nie ty, ja i Jake pewnie byśmy się nie spotkali.

- Drobiazg. W końcu od czego ma się przyjaciół?

Ponura nuta w jego głosie całkowicie jej umknęła. Dziś żadne chmury nie byłyby w stanie przesłonić jej nieba. Była młoda, zakochana i właśnie wyszła za mężczyznę, o którym całe życie marzyła. Nagle przytuliła się do Evana.

- Dzięki - szepnęła mu do ucha i z szelestem sukni odeszła w stronę męża.

Zdążył poczuć słodki zapach perfum i już jej nie było. Nawet nie przypuszczała, że zabiera ze sobą jego serce.

Jak mogło do tego dojść? Dlaczego sprawy nie potoczyły się po jego myśli? Chyba po prostu mam pecha, uznał Evan.


Rozdział 1

 

Wyrwany ze snu bliżej nieokreślonym hałasem, Evan podniósł się z łóżka i natychmiast owinął kołdrą. Jakiś facet wlazł mu w środku nocy do sypialni!

- Co, do... - Zmełł w ustach siarczyste przekleństwo, uprzytomniwszy sobie, że młodzian o sylwetce drwala nie jest mu całkowicie obcy. Podobnie zresztą jak kamera telewizyjna, którą intruz trzymał na ramieniu.

Na szczęście powstrzymał się w samą porę. Jeszcze chwila i uwieczniłoby się na taśmie, jak obrzuca operatora stekiem wyzwisk.

Inwektywy płynące z ust głównego bohatera byłyby niewątpliwie nie lada atrakcją dla widzów tego budzącego litość reality show.

- Jak dotąd nikt nie filmował mnie w łóżku, Ted - odezwał się zrzędliwie. - Wszystko jedno, z kobietą czy bez. Nie zamierzam tego zmieniać na wasz użytek. Dotarło?

Ted Richard obdarował go bezczelnym uśmiechem, nie opuszczając kamery.

- Producentka byłaby znacznie bardziej zadowolona, gdybyś jednak miał pod kołdrą jakąś kobietkę. Pomyśl tylko, jak wzrosłaby oglądalność.

Evan nie podzielał jego rozbawienia.

- Jak tu wszedłeś?

- Leandra mówi, że Weaver to tak bezpieczne miasto, że nikt tu nie zamyka niczego na klucz. Ma rację.

No tak, Leandra Clay.

Powinien się domyślić. Zdusił kolejną obelgę, tym razem skierowaną pod adresem kobiety, która zamieniła jego życie w trwającą od ponad tygodnia żałosną farsę.

- Mówię ci, wyłącz to cholerstwo! - rzucił ostro w stronę kamerzysty.

Zwykle miał lekki sen. Gdyby nie zarwał niemal całej nocy, doglądając chorego byka, na pewno by usłyszał, że ktoś wdziera się nieproszony do jego domu.

Ted nie reagował. Można było do niego mówić jak do ściany.

Czerwona kontrolka nadal pozostawała włączona.

- Nie mścij się na posłańcu, koleś - odezwał się z niezmąconym spokojem. - Ja tylko próbuję wykonywać swoją robotę.

Robota Richarda polegała na chodzeniu za Evanem z kamerą i kręceniu materiałów do programu Z życia pewnego weterynarza.

Nieszczęsny reality show, którego Leandra była współproducentką, miał się ciągnąć przez sześć tygodni.

- Nie było mowy o tym, że będziesz pakował mi się w życie z butami. To nie Big Brother. Chyba mam prawo do odrobiny prywatności?

Kamerzysta pozostał niewzruszony. Nie zanosiło się na to, by w najbliższym czasie zamierzał wyłączyć sprzęt. Tego małolata nic chyba nie rusza, pomyślał ze złością Evan w chwili, gdy na schodach rozległy się czyjeś koki.

Kilka sekund później do pokoju wparowała osoba odpowiedzialna za zamieszanie w jego spokojnej dotąd egzystencji.

Prześlizgnąwszy po nim wzrokiem, skoncentrowała się na swoim współpracowniku.

- Co tu robisz, Ted? Natychmiast wyłącz kamerę. - Podciągnęła gigantycznych rozmiarów torbę, która zwisała jej z ramienia, po czym przeczesała ręką krótkie, potargane włosy.

Evan skrzywił się z niesmakiem, kiedy Richard potulnie opuścił obiektyw.

- Nie ma sprawy - oznajmił radośnie młodzian. - Chętnie wrócę do hotelu i się zdrzemnę. Przewidujesz zmiany w dzisiejszym harmonogramie?

- Na razie nie. Widzimy się za kilka godzin. Cześć. - Odsunęła się, by zrobić mu przejście.

Ted skinął głową i, zwinąwszy sprzęt, wyszedł z sypialni. Jego ciężkie buty zadudniły na schodach, po czym rozległ się trzask zamykanych drzwi.

Evan przygładził włosy dłońmi, zły, że zarwał prawie całą noc.

W towarzystwie Leandry wolałby być rześki i wypoczęty. Musiał przy niej się pilnować, a do tego potrzebował pełni władz umysłowych.

- Przepraszam... - mruknęła, splatając nerwowo palce.

Za co? - zastanawiał się z goryczą. Za to, że wniosłaś do mojego poukładanego życia chaos?

- To nie ja go nasłałam. - Lekko wygięła wargi ku dołowi. - Poza tym przyjechałam, jak tylko dowiedziałam się, że tu jest - dodała, jakby jej pojawienie się miało mu zrekompensować bezczelne wtargnięcie natręta.

Dorastali razem. On, Leandra, jej brat i całe mnóstwo kuzynów i kuzynek. Co takiego zrobił, że za każdym razem, kiedy spojrzy na tę akurat przedstawicielkę rodu Clayów, czuje na plecach ciarki?

Nie wystarczy, że kiedyś była żoną jego najlepszego kumpla?

- I co? W ogóle się nie odezwiesz? Będziesz tak siedział i milczał?

Miała na sobie obszerne spodnie w kurczaczki z jakiejś kreskówki i różową podkoszulkę z długimi rękawami i nadrukiem Z życia pewnego weterynarza na piersiach. Napis nie pomógł zamaskować faktu, że natura hojnie obdarowała ją kobiecymi atrybutami. Wszystkie wcięcia i zaokrąglenia rysowały się wyraziście pod cienką tkaniną. W dodatku wyglądała, jakby wyrwano ją gwałtownie ze snu. Najwyraźniej przybiegła tu prosto z łóżka. Nie zdążyła nawet narzucić po drodze kurtki.

Zresztą nie potrzebował namacalnych dowodów, żeby zdawać sobie sprawę z chłodu, jaki panował na dworze. W końcu w Wyoming to nic nadzwyczajnego, zwłaszcza we wrześniu. Tylko tego mu brakowało; Leandry Clay obnoszącej seksowną cielesność po jego sypialni o czwartej nad ranem.

- Nie wiedziałem, że kurczaki noszą kapcie z pomponami - wykrztusił w końcu. - W Kalifornii to pewnie ostatni krzyk mody?

Zacisnęła usta.

- Nie o to mi chodziło, kiedy prosiłam, żebyś się odezwał.

Nie wątpię, pomyślał, przyglądając się nie bez satysfakcji rumieńcom na jej policzkach. Ulżyło mu, kiedy odwróciła się i zgasiła lampę, którą zostawił po sobie Ted.

Poczuł się odrobinę pewniej. Pozostawała jeszcze tylko drobnostka: jak najszybciej pozbyć jej się z domu. Nie mógł ryzykować obcowania z nią pod jednym dachem w środku nocy. Z każdą inną tak, ale nie z Leandrą Clay.

Sięgnąwszy po nakrycie, zsunął stopy na podłogę.

Na widok jego obnażonych łydek, Leandra skrzywiła się i ruszyła w stronę drzwi.

- Pójdę... nastawić kawę.

W odpowiedzi kiwnął głową i odchrząknął.

Przynajmniej zrobi coś pożytecznego.

Obejrzała się na progu akurat wtedy, gdy owijał się szczelnie kołdrą. Miał nadzieję, że uda mu się dojść do łazienki, nie świecąc jej w oczy gołym tyłkiem.

Niepotrzebnie się martwił. Uciekła na dół niemal biegiem.

Najlepszy dowód, uznał rozczarowany, że nie jest zainteresowana oglądaniem moich wdzięków w pełnej krasie. Rzuciwszy zmiętą kołdrę na łóżko, wszedł do łazienki i zatrzasnął za sobą drzwi.

To najlepsza droga do autodestrukcji. Co się z nim, do diabła, dzieje?

Odpowiedź nasuwała się sama. Krzątała się piętro niżej, obsługując ekspres.

Rozgrzebał ręką stertę ciuchów, którą usunął wczoraj w pośpiechu przed kamerą. Ubranie roztaczało woń Bóg wie czego, ale i tak je na siebie włożył.

Kiedy dotarł do kuchni, dzbanek z kawą nadal świecił pustkami.

- Podobno miałaś włączyć ekspres?

- Miałam. To znaczy właśnie próbuję - zamknęła z hukiem lodówkę - ale nie mogę znaleźć kawy.

Otworzywszy drzwiczki nad jej głową, wyjął z szafki blaszaną puszkę.

- Pewnie jesteś przyzwyczajona do jakiegoś egzotycznego gatunku, który trzeba samemu mielić?

Skrzywiła się, lecz zbyła tę uwagę milczeniem, co w jej przypadku stanowiło wymowny komentarz. Evan doskonale znał Jake'a. Wiedział, że gustuje w drogiej kawie. Zakładał, że jego żona ma podobne upodobania.

Była żona, przypomniał sobie, jakby ten drobny szczegół rzeczywiście miał istotne znaczenie. Nie potrafił sobie wytłumaczyć, jak to się dzieje, że wciąż nie znajduje w sobie na tyle zdrowego rozsądku, by odmówić tej złotowłosej czarownicy. Po prostu nie był zdolny powiedzieć jej nie.

Czarownica przyglądała mu się teraz wielkimi brązowymi oczami. Zawsze wydawały mu się za duże w stosunku do drobnej twarzy.

Nasypawszy do filtra zwykłej kawy z supermarketu, umieścił go w ekspresie.

- Zadowolisz się tym, co mam?

- Jeśli mnie poczęstujesz.

Umyła dzbanek i napełniła go wodą. Kiedy podawała mu naczynie, na moment zetknęli się palcami.

Evan zacisnął zęby i nie patrząc na Leandrę, uruchomił elektryczny dzbanek.

- Idę wziąć prysznic, zanim wróci ten twój podglądacz - powiedział i wziął nogi za pas.

- Nie miej mu tego za złe! - krzyknęła za nim. - Ted nie jest zboczeńcem. Robi tylko to, co mu każe Marian.

Co mu strzeliło do głowy, żeby wziąć udział w tym kretyńskim programie? - po raz kolejny Evan zadał sobie to pytanie.

Co jej strzeliło do głowy, żeby poprosić o udział w programie właśnie Evana Taggarta?

Leandra przeczesała ręką włosy, przyciskają...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin