Link Charlotte - Drugie dziecko.pdf

(2037 KB) Pobierz
Z języka niemieckiego przełożył
Dariusz Guzik
Tytuł oryginału:
DAS ANDERE KIND
Grudzień 1970 roku
Sobota, 19 grudnia
Wiedziała, że musi jak najszybciej uciekać.
Że znalazła się w niebezpieczeństwie i będzie zgubiona, jeśli
zwróci na siebie uwagę ludzi zamieszkujących tę położoną na
uboczu farmę.
Kiedy podeszła do bramy, chcąc ruszyć spiesznie drogą w dół, do
swojego samochodu, wyrósł przed nią jak spod ziemi jakiś
mężczyzna. Był wysoki i dość zadbany jak na mieszkańca tak
podupadłego gospodarstwa. Miał na sobie dżinsy i sweter. Jego
siwe włosy były krótko przystrzyżone. W błękitnych oczach ani
śladu jakiegokolwiek uczucia.
Semira miała nadzieję, że jej nie zauważył, kiedy kręciła się za
budynkami stajni. Może natknął się na jej samochód, a teraz
przyszedł sprawdzić, kto się tu wałęsa. Musiała przekonująco
pokazać, że jest niewinna, ba, naiwna, i to w chwili, gdy jej serce
waliło jak szalone, a nogi dygotały ze strachu. To była dla niej
ostatnia szansa. Jej twarz pokryły krople potu, chociaż tego
grudniowego dnia wraz z zapadającym zmierzchem zaczynał dawać
się we znaki dokuczliwy ziąb.
Jego głos był równie zimny jak jego oczy. - Co pani tu robi?
Próbowała się uśmiechnąć, lecz odniosła wrażenie, że zdradza
tylko swój niepokój. - Dzięki Bogu, już myślałam, że nikogo tu nie
ma...
Obrzucił wzrokiem całą jej postać. Semira próbowała sobie
wyobrazić, co widzą jego oczy. Drobna, szczupła kobieta, niespełna
trzydziestoletnia, ciepło ubrana w długie spodnie, podbite futrem
buty, grubą wiatrówkę. Ciemne włosy, równie ciemne oczy.
Ciemnobrązowa cera. Oby tylko nie miał nic przeciwko
Pakistańczykom. Oby tylko nie spostrzegł, że ma przed sobą
Pakistankę, która w każdej chwili może zwymiotować ze strachu.
Oby tylko nie wyczul jej lęku. Semira miała nieodparte wrażenie,
że wokół unosi się jego woń.
Ruchem głowy wskazał zagajnik u stóp wzniesienia. - To pani
samochód?
Popełniła błąd, zostawiając go tam, w dole. Drzewa rosły zbyt
rzadko, zrzuciły już liście. Nie stanowiły dobrej kryjówki. Pewnie
go zauważył, wyglądając przez któreś z okien na piętrze swego
domu. I nabrał podejrzeń.
Była idiotką. Cóż za pomysł, by tu przyjeżdżać, nic nikomu nie
mówiąc. I do tego jeszcze zaparkować auto w pobliżu zapomnianej
przez Boga i ludzi farmy.
- Ja... zupełnie zabłądziłam - wyjąkała. - Nie mam pojęcia, jak
się tu znalazłam. A potem zobaczyłam pański dom i pomyślałam,
że zapytam...
- Tak?
- Nie znam tych stron. - Uświadomiła sobie, że jej głos brzmi
zupełnie nienaturalnie, jest zbyt wysoki i nieco skrzekliwy. On
jednak nie mógł przecież wiedzieć, jak bardzo różni się w tej chwili
od jej zwykłego sposobu mówienia. - Właściwie to chciałam...
chciałam...
- Dokąd chce pani jechać?
Miała pustkę w głowie. - Do... do... jakże nazywa się ta
miejscowość...? - Oblizała suche wargi. Stał przed nią psychopata.
Powinien nie tylko siedzieć w więzieniu, ze względów
Zgłoś jeśli naruszono regulamin