Czarownica (Orzeszkowa, 1917).pdf

(1123 KB) Pobierz
Czarownica
Eliza Orzeszkowa
Warszawa, 1917
Pobrano z Wikiźródeł dnia 01/27/17
WYDAWNICTWO IMIENIA M. BRZEZIŃSKIEGO.
CZAROWNICA.
OPOWI ADANI E
skrócone z powieści
ELIZY ORZESZKOWEJ.
WYDANIE TRZECIE.
WARSZAWA. — 1917. — SKŁAD GŁÓWNY
W „KSIĘGARNI POLSKIEJ“, WARECKA 15.
SPIS RZECZY
Wstęp
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Zakończenie
Geprüft und freigegeben Presseverwaltung Warschau,
den 15 ten III 1917. T. № 4850. Dr. № 14.
Druk Klamkowskiego i Rajskiego. Warszawa, Nowogrodzka 21.
Tekst jest
własnością publiczną
(public
domain).
Szczegóły licencji na stronie
autora:
Eliza Orzeszkowa.
W S T Ę P.
 Był
to zimowy wieczór. W ogromnej, wysokiej sali sądowej,
wśród wielkiej ciszy, prokurator głośno i wyraźnie obwieścił
oskarżenie podsądnych o straszną zbrodnię. Oczy kilkuset
zebranych ludzi zwróciły się ku ławie, gdzie, strzeżeni przez
uzbrojonych żołnierzy, stali czterej mężczyźni w więziennych
ubraniach. Zapytani z kolei o nazwiska, odpowiedzieli: Piotr
Dziurdzia, Stefan Dziurdzia, Szymon Dziurdzia, Klemens
Dziurdzia, włościanie, wszyscy, oprócz Klemensa, który był
synem Piotra, rolnicy i posiadacze ziemi. Piotr Dziurdzia przez
kilka lat był nawet w swej wiosce sołtysem.
 Przyznali
się do winy.
 Piotr
Dziurdzia był już niemłodym, ale silnym i krzepkim
człowiekiem. Wejrzenie jego było poważne i bardzo smutne.
Przeżegnał się pokryjomu, gdy stanął w ławie oskarżonych; a
gdy odpowiedział na wszystkie pytania, spuścił głowę i modlił
się ze splecionemi rękoma. Stefan, stryjeczny brat Piotra, nie
miał jeszcze lat czterdziestu i niepodobny był do Piotra. Czarne
jego oczy patrzyły ponuro, lecz roztropnie i bystro. Wyglądał
na bardzo popędliwego. Szymon Dziurdzia był to człowiek
niemłody, brzydki i wskutek pijaństwa ogłupiały. Ze strachu
nie wiedział, co począć ze sobą; łzy spływały mu po chudych
policzkach. Najmłodszym ze wszystkich, bo 22 lat mającym,
był Klemens, syn Piotra. Na ładnej i świeżej twarzy tego
parobka malował się wstyd. Czerwienił się, gdy mówił wyrazy:
„przyznaję się,“ czerwienił się za każdym razem, gdy imię jego
wymawiano. Chwilami miał łzy w oczach: myślał o chacie
swojej, gdzie stara matka ręce załamuje, o polu, które orał, a
Zgłoś jeśli naruszono regulamin