5323.txt

(795 KB) Pobierz
ORSON SCOTT CARD

Oczarowanie

(Przełożyła: Maciejka Mazan)
dla Kristine
Tak wiele lat od tego pierwszego pocałunku,
a magia wcišż coraz silniejsza
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Licie
- Mam dziesięć lat, zawsze nazywałe mnie Waniš. We wszystkich dokumentach i w 
szkolnym dzienniku jest wyranie napisane, że nazywam się Iwan Pietrowicz 
Smiecki. A ty 
mi mówisz, że nie wiedzieć kiedy stałem się Izaakiem Szlomš. Co, jestem 
żydowskim tajnym 
agentem?
Ojciec Wani słuchał w milczeniu, z twarzš nieprzeniknionš, gładkš jak pergamin. 
Matka, która nie brała udziału w rozmowie, miała takš minę, jakby z trudem 
powstrzymywała 
się od miechu. Co jš bawiło? A jeli tak, to co? Wania? Mšż, który zapałał 
nagłym 
upodobaniem do judaizmu?
Cokolwiek wywołało ten prawie umiech, Wania nie miał ochoty budzić miesznoci. 
Nawet w wieku lat dziesięciu godnoć miała dla niego wielkie znaczenie. Opanował 
się i 
mówił spokojniej.
- Jemy wieprzowinę - wytknšł z naciskiem. - Raki. Kawior.
- Według mnie Żydzi mogš jeć kawior - pospieszyła z zapewnieniem matka.
- Już słyszę, jak wszyscy będš szeptać, mówić do mnie ty żydziaku, jak mi 
powiedzš, że cigajš się tylko z Rosjanami. Już nigdy nie będę mógł z nimi 
biegać, a jestem 
najszybszy. Jutro nie pozwolš mi nawet mierzyć czasu. A przecież to mój stoper!
- Właciwie stoper jest mój - odezwał się ojciec.
- Dyrektor nie pozwoli mi siedzieć z innymi dziećmi, bo nie jestem Rosjaninem 
ani 
Ukraińcem, tylko innostrańcem, Żydem. Dlaczego nie umiem mówić po hebrajsku? 
Zmieniłe 
wszystko, więc czemu nie to?
Ojciec wzniósł oczy ku sufitowi.
- Dlaczego tak patrzysz? Modlisz się? Kiedy mówię za dużo, zawsze spoglšdasz w 
sufit. Rozmawiasz z Bogiem?
Ojciec popatrzył na Wanię. Miał oczy o ciężkim spojrzeniu -oczy naukowca, 
podkršżone, o powiekach opuchniętych od czytania hektarów drukowanych słów.
- Słuchałem cię - powiedział. - Masz dziesięć lat; chłopiec, który myli, że 
jest bardzo 
mšdry i gada jak najęty, nie okazuje ojcu szacunku ani zaufania. Zrobiłem to dla 
twojego 
dobra.
- I Bożej chwały - dodała matka.
Czy kpiła? W przypadku matki Wania nigdy nie był niczego pewien.
- Tylko dla ciebie to robię - cišgnšł ojciec. - Mylisz, że chodzi mi o mnie? 
Moja 
praca jest tutaj, w Rosji. Stare manuskrypty. To, czego potrzebuję od innych 
krajów, dostaję 
dzięki renomie, na którš sobie ciężko zapracowałem. Dobrze zarabiam.
- Zarabiałe - wtršciła matka.
Po raz pierwszy Wania zrozumiał, że jeli on zostanie wykluczony z grona 
kolegów, 
to kara ojca może się okazać jeszcze bardziej dotkliwa.
- Wyrzucili cię z uniwersytetu? Ojciec wzruszył ramionami.
- Studenci i tak będš do mnie przychodzić.
- Jeli cię znajdš - dorzuciła matka. Cišgle z tym dziwnym umiechem.
- Znajdš mnie! Albo nie! - krzyknšł ojciec. - Będziemy mieli co jeć albo nie! 
Ale 
wylemy Wanię - Izaaka - z tego kraju, żeby dorósł tam, gdzie ten jego tupet, 
ten brak 
szacunku dla wszystkich, którzy nie spełniajš jego wygórowanych wymagań, będzie 
nazwany 
twórczym podejciem albo rokendrolowš inteligencjš!
- Rock and roli to muzyka - powiedział Wania.
- Muzyka to Prokofiew, Strawiński, Czajkowski, Borodin i Rimski-Korsakow, nawet 
Rachmaninow, to jest muzyka! Rock and roli to przemšdrzali chłopcy, którzy dla 
nikogo nie 
majš szacunku, rock and roli to ty. W szkole cišgle pakujesz się w jakie 
kłopoty! Z takim 
nastawieniem nigdy nie dostaniesz się na studia. Dlaczego tylko ty jeden w całej 
Rosji nie 
potrafisz ugišć się przed władzš?
Ojciec zadawał to pytanie wiele razy wczeniej, i także tym razem wydawało się, 
że 
jest bardziej dumny niż zmartwiony. Podobało mu się, że Wania mówi to, co myli. 
Sam go 
do tego zachęcał. Ale jak to się stało, że nagle zadeklarował wyznanie 
mojżeszowe całej 
rodziny i zaczai się ubiegać o wizę do Izraela?
- Zdecydowałe beze mnie, a teraz uważasz, że to moja wina?
- Muszę cię stšd wywieć, żeby dorastał w wolnym kraju.
- Izrael to kraj wojny i terroryzmu! Zrobiš ze mnie żołnierza! Każš mi strzelać 
do 
Palestyńczyków i palić ich domy.
- To kłamliwa propaganda. Poza tym to bez znaczenia. Mogę ci obiecać, że nigdy 
nie 
będziesz izraelskim żołnierzem.
Wania milczał przez chwilę z urazš. Potem zawitało mu, dlaczego ojciec jest 
taki 
pewien.
- Wcale nie zamierzasz jechać do Izraela! Ojciec westchnšł.
- Nie mów hop, póki nie przeskoczysz.
Kto zapukał do drzwi. Matka poszła otworzyć.
- Może przez jaki czas nie będziesz tu chodzić do szkoły - cišgnšł ojciec. - A 
co do 
tych bzdur o bieganiu, nigdy nie zostaniesz mistrzem wiata, to dla Murzynów. Za 
to twój 
umysł pozostanie sprawny, kiedy nogi już osłabnš. Sš takie kraje, w których 
będziesz 
ceniony.
- Co to za kraje?
Matka wpuciła kogo do mieszkania.
- Może Niemcy. Może Anglia. Może Kanada.
- Ameryka - szepnšł Wania.
- Kto wie? Zależy, który uniwersytet zechce przyjšć podstarzałego znawcę 
literatury 
słowiańskiej.
Ameryka. Wróg. Rywal. Kraj dżinsów, rock and roiła, zbrodni, kapitalizmu, biedy 
i 
ucisku. Lub nadziei i wolnoci. Wszystkie te opowieci o Ameryce - plotki, 
rzšdowe gazety... 
Był rok 1975, wojna w Wietnamie skończyła się przed paroma laty - Ameryka miała 
krew na 
rękach. Ale jedno powtarzało się i w propagandzie, i w zazdrosnych komentarzach 
- Ameryka 
jest najważniejszym państwem na wiecie. I to tam ojciec chciał go wysłać. To 
dlatego 
żydowscy krewni matki nagle stali się tacy strasznie ważni, oni i babka ojca po 
kšdzieli. Żeby 
pojechać do Ameryki.
Nagle Wania niemal wszystko zrozumiał.
Potem matka wróciła do pokoju.
- Już jest.
- Kto? - spytał Wania.
Rodzice spojrzeli na niego wzrokiem bez wyrazu.
- To mohel - powiedziała wreszcie matka. Potem wyjaniła, co ten stary Żyd ma 
zrobić z jego penisem.
 W dziesięć sekund póniej Wania był już na ulicy, uciekajšc ile sił w nogach. 
Nie 
zamierzał pozwolić, by kto odcišł mu częć członka tylko po to, żeby potem 
mogli wsišć w 
samolot i polecieć do kraju kowbojów. Zanim wrócił do domu, mohel już odszedł, a 
rodzice 
nie napomknęli ani słowem o tej niespodziewanej ucieczce. Ale on nie robił sobie 
żadnych 
nadziei. W jego rodzinie milczenie nie oznaczało rezygnacji, a jedynie taktyczny 
zwód.
Choć mohel zniknšł z horyzontu, Wania cišgle szukał ukojenia w bieganiu. 
Wyobcowany w szkole, pozbawiony zabaw z kolegami, nieustannie, dzień po dniu 
biegał po 
ulicach, uskakiwał przed przeszkodami, zostawiajšc za sobš niezadowolone pomruki 
i 
okrzyki: Uważaj! Nie pęd tak! Okaż trochę szacunku! Szaleniec! Dla niego była 
to muzyka 
miasta.
Marzyć potrafił tylko podczas biegu. Dotšd nie znał ograniczeń. Wydawało mu się, 
że 
jest zdany na łaskę i niełaskę wiatru, niosšcego go tu i tam, prawdziwie 
przypadkowe życie, 
w którym nie ma mowy o celu. Dziwaczne, niestworzone plany ojca. Ironiczne 
spojrzenie 
matki, traktujšcej życie niczym pasmo zabawnych wydarzeń, wród których 
mimochodem 
robi się to, co trzeba. A mnie trzeba, mamo, wzbić się pod niebo jak latawiec, 
zerwać sznurek 
i pofrunšć bez żadnych ograniczeń. Trzeba mi, ojcze, który przestawiasz szachy 
na planszy 
życia, pozostać bezpiecznie w pudełku.
Zapomnijcie o mnie!
Ale bieg nie mógł go uchronić przed zamiarami innych. Nie dawał wolnoci, gdyż 
rodzice - jak zwykle - pominęli milczeniem jego drobne manie. Nawet włšczyli je 
do swojej 
historii; raz podsłuchał, jak opowiadali jakiemu nowemu żydowskiemu znajomemu, 
że z 
Izaakiem trzeba postępować cierpliwie, bo jest pomiędzy dwiema 
rzeczywistociami. Jednš 
mu skradziono, a do drugiej jeszcze nie dojrzał.
Dopiero kiedy sam ojciec poddał się owemu rytuałowi męskiego posłuszeństwa, 
Wania zdał sobie sprawę, że cała ta afera nie dotyczy tylko jego. Ojciec chciał 
wrócić do 
zwykłych zajęć, ale to okazało się niemożliwe; nie wspomniał o tym ani słowem, 
bo ból i 
zażenowanie niemal odebrały mu mowę.
Matka, zawsze spieszšca z pomocš, nie mówiła, co mohel zrobił jej mężowi, ale 
Wania dałby głowę, że na jej twarzy pojawiał się niemal niedostrzegalny 
ironiczny umiech, 
kiedy ojciec prosił o co, co zwykle przyniósłby sam. Przez jaki czas rozważał, 
czy matka 
uważa te religijne szopki za zabawne, ale kiedy rana przestała ojcu dokuczać i 
życie wróciło 
do stanu, jaki obecnie stanowił dla nich normę, Wania nabrał podejrzeń, że 
pomimo całej 
swojej ironii włanie matka jest prawdziwie wierzšcš osobš w ich rodzinie.
Może zawsze tak było, choć - jak wszyscy Rosjanie - smarowała chleb aromatycznym 
smalcem ze skwarkami. Nawrócenie ojca stanowiło częć większego planu; matka po 
prostu 
wiedziała, kto rzšdził wszechwiatem. Ojciec zmuszał się do postępowania zgodnie 
z 
zasadami wiary. Matka nie miała wštpliwoci, że Bóg istnieje. Po prostu o nim 
nie mówiła. 
Hitlerowcy zabili szeć milionów Żydów - powiedziała ojcu. - A twój głos, twoja 
modlitwa, 
ma wypełnić to milczenie? Czy kiedy umiera dziecko, pocieszasz jego rodziców, 
dajšc im 
szczeniaka?
Matka najwyraniej wierzyła nie tylko w istnienie Boga, ale w dodatku uważała, 
że to 
ten sam Bóg, który uczynił naród żydowski wybranym w czasach, gdy Abraham 
podróżował 
ze swojš bezpłodnš żonš, udajšc, gdy wpadła w oko jakiemu władcy, że to jego 
siostra.
Tę opowieć Wania lubił najbardziej. Ojciec zdecydował, że będš razem studiować 
Torę, więc chodzili do mieszkania rabina i słuchali, jak czyta po hebrajsku, a 
potem tłumaczy. 
W drodze do domu rozmawiali o tym, co usłyszeli. To majš być religijne 
historie? - pytał 
cišgle Wania. - Juda pi z prostytutkš, ale potem okazuje się, że to jego 
synowa, więc w 
oczach Boga wszystko jest w porzšdku?
Historia o obrzezaniu Sychema okazała się punktem zwrotnym. Dina, córka Jakuba, 
została zgwałcona przez księcia Sy...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin