Kocia trylogia - całość.pdf

(950 KB) Pobierz
Tytuł oryginalny: Kitty Love
Autor: Phoenixmaiden13
Do oryginału: http://www.fanfiction.net/s/4045045/1/Kitty_Love
Tłumaczenie: Vergithia
Beta: Mudres.
Do tłumaczenia: http://kitty-trylogy.blog.onet.pl/Informacje,2,ID419246158,DA2010-12-
31,n
Zgoda: Jest!
Fandom: Harry Potter
Paring: HP/TMR
Długość: 15
Zakończone: Tak
Ostrzeżenia: Debiut tłumaczeniowy, dużo różu, puchatości. Non-kanon. Seks i
niespodzianki które mogą was przerazić (ale nie mówię jakie, bo chce zobaczyć wasze
zdziwienie. Czytający oryginał wiedzą, o co chodzi). Faceci w ciąży...
Kocia Miłość
Rozdział I
Cholera! Cholera! Cholera! Myślał Harry, biegnąc korytarzem w stronę głównego holu.
Odgłos podążających za nim kroków zbliżał się niebezpiecznie. Cholerny Malfoy! Nie
cierpię go! Nienawidzę! Jęczał w duchu, starając się dostać do Wieży Gryffindoru.
A to nie było wcale takie proste, nie z czterema łapami i przy czterdziestu centymetrach
wzrostu. I nie zapominajmy też o ogonku i ślicznych, futrzastych uszkach. To wszystko
razem składało się na małego, słodkiego kotka.
Nic złego by się nie stało, gdyby nie pojawił się ten cholerny Ślizgon.
~0o0~
Harry wszedł do klasy eliksirów, gdzie czekał już na niego profesor Snape z kpiącym
uśmieszkiem na ustach. Jak zwykle zarobił u niego szlaban.
- Spóźniłeś się - warknął na przywitanie. Harry spojrzał na zegarek. Była minuta po
siódmej, szlaban miał na punkt dziewiętnastą. Zrezygnowany przeniósł wzrok z
powrotem na Snape'a - Siadaj Potter! Nie mam całego wieczoru! - syknął mężczyzna,
groźnie mrużąc oczy.
Harry zajął miejsce w pierwszej ławce i westchnął smętnie, czekając na to, co jeszcze
zgotuje mu los, lub jego "ukochany" nauczyciel.
- Dzisiaj będziesz przygotowywał bardzo prosty eliksir pomniejszający. Nie przyjmę
niczego, co nie będzie absolutnie idealne! Jeśli to spieprzysz, wrócisz tu jutro i zrobisz go
od nowa i tak do skutku. Czy wyraziłem się jasno?
- Jak słońce - odpowiedział Harry markotnie. Wyjął swój podręcznik, kociołek i poszedł
po składniki.
- Niestety, nie mam dzisiaj czasu cię niańczyć, mam ważniejsze sprawy na głowie -
odezwał się Snape, stając niespodziewanie tuż za Harrym i omal nie przyprawiając go
tym o zawał. - Kiedy skończysz, zostaw fiolkę z eliksirem na moim biurku. Postaraj się
nie wysadzić klasy w powietrze – skończył jadowicie i wyszedł z sali.
- Szerokiej drogi... - mruknął Harry i zabrał się do przygotowywania mikstury.
Dwadzieścia minut później była już prawie skończona, kiedy nagle, otworzyły się z
trzaskiem drzwi, a do klasy wpadła ostatnia osoba, którą Potter miałby ochotę widzieć.
- Profesorze Snape, czy mógłbym... - Draco Malfoy zatrzymał się i zamilkł, zauważając
Harry'ego. Z paskudnym uśmiechem, rozejrzał się po klasie, by upewnić się, że nikogo
więcej nie ma i podszedł do Pottera. - No, no, no... kogo my tu mamy... czy to nie nasz
mały Zbawca świata?
- Zjeżdżaj Malfoy! - odwarknął Harry i odwrócił się zirytowany z nadzieją, że blondyn
sobie pójdzie. Niestety nie. Ślizgon zostawił coś na biurku Snape'a, po czym zaczął
przechadzać się po klasie.
- Co spieprzyłeś tym razem, Potter? Plątałeś się pod nogami nie tam gdzie trzeba?
- Bardzo śmieszne - mruknął Gryfon sucho - nie o to poszło.
- A więc co się stało? - zapytał, nadal obłudnie się uśmiechając. Harry miał ogromną
ochotę odpowiedzieć "złapali mnie, jak pieprzyłem się z twoją matką", ale w tej chwili
chciał jedynie, żeby Malfoy wyszedł, a coś takiego na pewno by go rozsierdziło. No i
byłoby to zagranie poniżej pasa.
- Nie twój interes - warknął, zamiast tego.
- Ohhh... Potti jest zły? - zapytał Malfoy ze śmiechem, cofając się jednak i znikając z
pola widzenia Harry'ego, kierując się ku wyjściu. - Zamierzasz się popłakać?
- Zamknij się!
- A co? Wyrzucisz mnie stąd? - zapytał, wracając i stając tuż przed Harrym - Zawołasz
Dumbledore'a, poskarżysz się mu, jaki to byłem zły i niedobry? Wszyscy wiedzą, że
jesteś jego pupilkiem.
- A ty jesteś wrzodem na tyłku!
- Coś ty powiedział?
- Ogłuchłeś? Może powinieneś przeczyścić sobie uszy - zakpił Gryfon
- Pożałujesz tego, Potter! – warknął blondyn.
- Czego? Przecież to prawda!
Malfoy prychnął, a Harry uśmiechnął się triumfalnie. Wtedy Ślizgon wyprostował się i
spojrzał na bulgoczący w kociołku wywar.
- To zaskakujące, że radzisz sobie bez tej szlamy.
- Nie nazywaj jej tak! - wrzasnął Harry.
- Przecież to prawda!
- To moja przyjaciółka!
- Jak możesz nazywać coś takiego przyjaciółką? - zapytał Malfoy, marszcząc nos
zdegustowany.
- Przynajmniej ja mam przyjaciół!
- Ja też.
- Ciężko nazwać towarzystwo, którym się otaczasz, przyjaciółmi - powiedział Harry,
lekceważąco wykrzywiając wargi.
- Cóż... przynajmniej mam rodziców - zripostował Ślizgon.
Harry miał już dosyć. Odwrócił się do niego przodem i wyciągnął różdżkę.
- Wynoś się, zanim cię do tego zmuszę!
- Oh... nie lubimy prawdy, co Potter?
- Wyjdź!
- Dobrze, już idę - odpowiedział, szczerząc się tryumfalnie i chowając coś w dłoni. Harry
cofnął się o krok.
- Co chcesz zrobić, Malfoy?
- Nic takiego - odpowiedział, dalej się szczerząc. Naprawdę, nie planował nic wielkiego...
- Tylko pomagam - dodał i wrzucił coś do bulgoczącego łagodnie kociołka z niemal
ukończonym eliksirem.
- Nie! - krzyknął Harry i spróbował złapać to coś, zanim dotknęło powierzchni wywaru.
Nie zdążył.
Malfoy zaśmiał się i cofnął poza zasięg eksplodującego kociołka, którego bezużyteczna
już zawartość, całkowicie obryzgała Harry'ego
- Niech cie szlag! - warknął, z furią ruszając w kierunku Draco. - Ty pie... - Zatrzymał się
i jęknął. Zakaszlał, nie mogąc wykrztusić ani słowa. - Co... ty... - niespodziewanie
uderzył w niego nagły ból, powalając go na kolana. Zaczął charczeć, z trudem walcząc o
oddech. Całe jego ciało wyprężyło się boleśnie. Czuł jak kości zmieniają kształt i
rozmiar, a mięśnie powoli przemieszczają się pod skórą.
Malfoy przestał się śmiać i patrzył na Gryfona, z rosnąca paniką w oczach. Cofnął się,
niepewny czy ma mu pomóc, czy zwiać. Przecież nie chciał mieć kłopotów z powodu
dokuczania Chłopcu-Który-Niestety-Przeżył.
- Potter?
Harry, gdy tylko poczuł, że ból odchodzi, zaczął wstawać. Zachwiał się jednak i po
chwili nowa fala cierpienia zwaliła go z nóg. Następną rzeczą, którą zauważył było to, że
znowu jest na ziemi, ale tak jakby o wiele bliżej, a jego ubrania otaczają go ze wszystkich
stron. Zrobił powoli krok w tył i wygrzebał się ze sterty ciuchów. Spojrzał na swoje
dłonie i zdębiał. Czy to są... łapy?!
Malfoy zaczął się śmiać i chwycił Harry'ego za skórę na karku. Podniósł go i postawił na
stole. Kiedy on stał się taki wielki?
- I co zamierzasz teraz zrobić, Potter? - zapytał zwycięsko chłopak, nim Harry zdążył się
zorientować, co się z nim dzieje. - Miaukniesz na mnie?
Co...? Harry spojrzał w dół, na siebie. Je... jestem kotem!? Nie... nawet nie kotem! Jestem
pieprzonym kiciusiem! Harry obrócił się, oglądając swoje ciało z każdej strony, z której
tylko mógł. Pokrywało go miękkie, czarne futerko. Miał długi ogon, wąsiki... Uniósł
rękę... właściwie łapę i pomacał pyszczek. Na szczycie głowy pyszniły się dwa, spore,
kocie uszka.
Zaklął głośno, ale z jego ust wydobyła się tylko seria wściekłych prychnięć. Malfoy
zaśmiał się jeszcze głośniej i zbliżył do niego niebezpiecznie. Harry cofnął się
instynktownie.
- Więc... Zastanawiam się, co z tobą zrobić... - powiedział blondyn, patrząc na niego z
przebiegłym uśmiechem. Oczy Harry'ego rozszerzyły się ze strachu. Skoczył nad
ramieniem Ślizgona i popędził w kierunku drzwi. Jego prześladowca już po chwili, deptał
mu po piętach.
~0o0~
Harry pokręcił głową, wyrzucając z niej niepotrzebne myśli. Teraz musiał się jakoś
dostać do Hermiony. Ona już będzie wiedziała, co zrobić. Ale najpierw musiał zgubić
Malfoya. Wredny Ślizgon, dosłownie siedział mu na ogonie.
Nadal uciekał w kierunku holu - nigdy by nie przypuszczał, że droga z lochów może być
taka długa. Przyśpieszył, słysząc, że chłopak szybko się zbliża. Cztery małe łapki
sprawiały mu jednak dużo problemów. Wielki Hol nigdy, do tej pory, nie był taki wielki!
- Możesz sobie uciekać, ale przede mną się nie ukryjesz, Potter! – krzyk blondyna
dochodził ze zdecydowanie zbyt małej odległości.
Wreszcie zobaczył przed sobą schody. Rzucił się na nie ostatkiem sił. Cholera! Pomyślał
nagle, spoglądając zszokowany w górę. One są ogromne! Ale nie miał wyboru, no chyba,
że chciałby wylądować w łapach Malfoya. Zaczął się wspinać do góry, ale szło mu to
bardzo opornie. Kończyny miał zbyt krótkie, żeby przeskoczyć wszystkie stopnie. Dawał
radę tylko dwóm na raz i bardzo szybko się zmęczył. Odwrócił się i zobaczył
przyglądającego mu się Draco.
- No... nie zaszedłeś za daleko, prawda?
Ooo nie... Harry zamknął oczy, widząc, jak Ślizgon schyla się po niego. Cholera, nie chcę
być tutaj! Diabli wiedzą, co on ze mną zrobi! Chcę być gdzieś, gdzie jest bezpiecznie!
Wszędzie, tylko nie tu! Wszędzie!
I nagle... zniknął.
~0o0~
Bez ostrzeżenia pojawił się w jakimś zaparowanym, wilgotnym pomieszczeniu. Nie było
trzasku aportacji ani żadnego innego dźwięku - pojawił się znikąd. Nagle, równie
niespodziewanie poczuł, że wpada do ciepłej wody. Kiedy futerko i ogon nasiąkły nią,
jego małe ciałko zaczęło natychmiast tonąć. Nie mógł się ruszyć. Poza tym, był
zmęczony ucieczką. Resztkami sił utrzymywał puchatą głowę nad powierzchnią.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin