[NZ] Razem z Danger - whydoyouneedtoknow tłum. magda2em, Szaneczka.pdf

(1484 KB) Pobierz
Tytuł: Razem z Danger
Autor: whydoyouneedtoknow
Tłumacz: magda2em, Szaneczka (od 39 r.)
Rated: T
Gatunek: Drama/Humor
Rozdziałów: 50
Przetłumaczone: 43/50
Link do oryginału: klik
Summary: AU, first in the main Dangerverse series, now complete. Lone wolf. Dream-seer.
Bright child. Scarred child. Singer. Prisoner. Dancer child. Dragon child. Eight semi-
ordinary people. One extraordinary family, and how they became one. Pre-Hogwarts story.
Razem z Danger
Rozdział 1: Surrey, 15 marca 1982
Wszystkiego najlepszego z okazji cholernych urodzin.
Mam 23 lata i nic, dla czego warto byłoby żyć.
Przechodząca obok niego kobieta rzuciła monetę pod jego stopy, biorąc go za bezdomnego.
Chciał zawołać za nią, ale po namyśle zrezygnował.
A niech tam. 50 pensów to zawsze 50 pensów.
Podniósł monetę i schował ją do kieszeni.
Rok temu miałem przyjaciół. Miałem coś, co można było nazwać rodziną. Miałem pracę –
była niebezpieczna, jasne, ale co nie jest? Moje życie miało sens.
I nagle, w przeciągu dwóch dni, koniec. Wszystko się zawaliło. Trzy ukochane przeze mnie
osoby nie żyją. Kolejna okazała się zdrajcą i została zamknięta w Azkabanie. A ostatnia
ukryta tam, gdzie jej nikt nie znajdzie.
Nikt, łącznie ze mną.
Wpatrywał się w nagie gałęzie drzewa na tle zachmurzonego nieba.
Po co zawracam sobie głowę?
Jutro tuż przed zachodem słońca zawiadomię władze, że na mojej posesji znajduje się zwierzę
chore na wściekliznę. I zostawię otwarte drzwi.
Koniec problemu.
Koniec wszystkiego.
-oOo-
To zdecydowanie nie był najlepszy dzień Remusa Lupina.
Jednak przeznaczenie, zgodnie ze swym zwyczajem, miało dla niego niespodziankę.
-oOo-
Kiedy już podjął decyzję, poczuł się trochę lepiej. Podniósł się i rozejrzał wokół. Dwoje
malutkich dzieci opatulonych w płaszczyki z kapturami ganiało się dookoła pobliskiej
huśtawki, śmiejąc się przy tym na cały głos. Niedaleko siedziała na ławce młoda kobieta z
książką w ręku.
Są takie małe. Nie mogą mieć więcej niż dwa lata. Może i nawet mniej.
Tak jak Harry.
Jego serce zabiło boleśnie. Nikt mu nie powiedział, gdzie chłopiec przebywa. Oficjalnie
mówiono, że będzie lepiej, jeśli Harry będzie wychowywany przez mugoli, bez kontaktu ze
światem czarodziejów, nie wiedząc, że jest sławnym bohaterem. Ale Remus wiedział swoje.
Boją się mnie. Boją się, że będę próbował go zabrać i stracę kontrolę którejś nocy, i ugryzę
go, albo nawet zabiję. I co najgorsze, w obu przypadkach mają rację. Zabrałbym go od razu.
I nie ma gwarancji, że byłby ze mną bezpieczny.
Westchnął, kiedy krzyki dochodzące z placu zabaw stawały się coraz głośniejsze. Nie, lepiej
będzie jak dam sobie z tym spokój. Na pewno jest szczęśliwy tam, gdzie teraz przebywa.
Gdziekolwiek to jest.
– Neenie, nie! – krzyknęła kobieta na jedno z dzieci. Nie wiadomo było na które, ponieważ
ich twarze zakryte były kapturami. – Żadnego przepychania! Baw się grzecznie z Harrym!
Remus wyprostował się, wyostrzając wszystkie zmysły. O mój Boże.
Zmusił się do zachowania spokoju. Nie, to niemożliwe. To musi być przypadek. To jest
przecież dość popularne imię…
Ale i tak zaczął się nad tym zastanawiać, nie był w stanie się powstrzymać.
Lily miała siostrę mugolkę. O ile dobrze pamiętam, nazywała się Petunia. Całkiem możliwe,
że Harry jest teraz z nią. Poświęcenie Lily na pewno zostawiło ślady magii krwi. Jeśli istnieje
osoba, która mogłaby wzmocnić tę magię, na pewno jest to Dumbledore. Czyli najbardziej
bezpiecznym miejscem dla Harry'ego byłby dom jego ciotki.
Prawdopodobnie. Chciałbym tylko ufać tej siostrze Lily. Z tego, co pamiętam, nie miała
dobrego zdania o magii. Ani o Lily.
Ale nie skrzywdziłaby dziecka. Prawda?
Muszę się dowiedzieć, gdzie mieszka. Jeżeli Harry'ego nie ma u niej, może wie, gdzie
przebywa… Wydaje mi się, że mieszkała gdzieś w Surrey, od tego mogę zacząć…
Jedno z dzieci popchnęło drugie na ziemię. To przewrócone zaczęło płakać.
– No już dobrze, skarbie – szepnęła kobieta, podbiegłszy do dziecka. – Nie płacz, Zielone
Oczko, to tylko mały guz, prawda?
Zielone Oczko? O Boże...
Remus bezwiednie wstał z miejsca, gdy kobieta zdjęła dziecku kaptur, odsłaniając czarne,
potargane włosy i błyszczące zielone oczy na zalanej łzami twarzyczce.
Twarz Jamesa. I oczy Lily.
Pobiegł do dziecka, nie mogąc się powstrzymać, chociaż wiedział, że musi wyglądać jak
szaleniec. Nic go to jednak nie obchodziło…
– Lunyk! – pisnął chłopiec. Jego twarz rozjaśniła się, po czym Harry podniósł ręce w geście
„podnieś mnie”. Remus chwycił go i przytulił mocno, rozkoszując się dotykiem jego ramion
na swojej szyi, zapachem włosów i skóry chłopca i uczuciem bliskości osoby, na której tak
bardzo mu zależało.
I już nigdy nie pozwolę mu odejść…
Nagle zorientował się, że ta młoda kobieta wpatruje się w niego. Oczywiście, że się patrzy,
zapewne jest matką zastępczą, albo jego ciotką czy coś i chce wiedzieć, co do diaska robię!
– Bardzo mi przykro – zaczął, odwracając się do niej z Harrym szczebioczącym wesoło w
jego ramionach. – Byłem przyjacielem ojca Harry’ego ze szkolnych czasów, nie widziałem
go tak długo…
– Wyszłam za ciebie za mąż wczoraj w nocy – szepnęła.
– Co?
Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
– O mój Boże. O mój Boże. Ja tego nie powiedziałam na głos. Nie powiedziałam. Nie. Nie na
głos. Nie powiedziałam, prawda?
– Owszem, powiedziałaś.
– O mój Boże. Tak mi przykro. Co za początek rozmowy… Możemy zacząć jeszcze raz?
– Z miłą chęcią – powiedział Remus, przyglądając się jej dokładniej. Miała kręcone brązowe
włosy, dokładnie tak jak dziewczynka, która przytulała się do jej spodni i obserwowała go z
uwagą. Cały efekt niszczył jednak kciuk tkwiący w jej buzi. Dziewczynka była rozkoszna,
zdecydował, a kobieta raczej urocza … Miała w sobie coś z mola książkowego.
– Śniłam wczoraj o tobie – powiedziała, odzyskując panowanie nad sobą. – Mimo że, o ile mi
wiadomo, nigdy się nie spotkaliśmy na jawie. Mam rację?
– Wydaje mi się, że bym pamiętał, gdybym cię spotkał, panno…
– Och, przepraszam. Proszę, mów do mnie Danger. To moje przezwisko, reaguję na nie
szybciej niż na cokolwiek innego.
– Skoro jesteśmy przy przezwiskach, jestem Lunatyk. – Przełożył Harry’ego na swoje lewe
ramię, po czym uścisnęli sobie dłonie.
– Czyli to tak cię nazwał Harry? Zastanawiałam się... – Danger uśmiechnęła się krzywo i
schyliła się do dziewczynki. – Neenie, to jest pan Lunatyk. – Wyprostowała się. – Moja
siostra, Neenie.
– Witaj, Neenie – powiedział Remus, uśmiechając się do niej. Neenie machnęła mu tą ręką,
która nie była częściowo w jej ustach. – Twoja siostra?
– Wiem, duża różnica wieku, wszyscy myślą, że jest moim dzieckiem, ale nie, to tylko moja
siostra..
– Skąd znasz Harry’ego? – spytał Remus, siadając na ławce, podczas gdy chłopiec przytulił
się do niego.
– Mieszka parę domów dalej, ze swoją ciotką i wujem. Mówiłeś, że byłeś przyjacielem jego
ojca?
– Tak.
– Mogę zatem spytać?
– Co stało się z jego rodzicami?
– Tak.
Remus wziął głęboki oddech, czując ciężar ciała Harry’ego na swoim ramieniu. Wszystkie
koszmary z ostatnich sześciu miesięcy powróciły, zaczynając od chwili, gdy o tym usłyszał, i
to nie od kogoś kogo znał, ani kogoś z Zakonu. Nie, to była jakaś obca czarownica,
wykrzyczała to na ulicy…
– Zostali zamordowani – powiedział. – Zdradzeni przez przyjaciela i zabici przez szaleńca.
– A jego matka rzuciła się przed niego, żeby go uratować – mruknęła Danger, jakby do siebie.
– Błysk zielonego światła i świszczący dźwięk, jak śmierć na niewidzialnych skrzydłach…
Remus przypatrywał się jej.
– Skąd o tym wiesz? – zapytał stanowczo.
Spojrzała mu prosto w oczy. Remus zobaczył coś, czego nigdy wcześniej nie widział – ból,
żal, poczucie straty, było tam wszystko to, co sam odczuwał.
– Wyśniłam to – powiedziała miękko. – Śniłam o tym wszystkim. Ty, on, a teraz to. Powiedz
mi coś, proszę, powiedz mi prawdę.
– Powiem, jeżeli będę mógł.
– Czy magia istnieje? Bo śniłam o magii kiedy śniłam o tobie, a ty jesteś prawdziwy; stoisz
właśnie przede mną. Proszę, powiedz mi.
Harry zaczął się wiercić.
– Puść, Lunyk – zażądał. Remus pozwolił mu ześliznąć się na ziemię, ciągle patrząc na
Danger. Powinienem jej powiedzieć? To niezgodne z prawem, ale ona i tak już chyba wie…
– Tak – odpowiedział w końcu. Zasługuje na prawdę, choćby tylko ze względu na ból w jej
oczach.
– Dzięki Bogu – westchnęła Danger. – Nie było innego wyjaśnienia.
– Wyjaśnienia czego?
Zamknęła oczy na chwilę.
– Byłam w szkole. Poszłam odebrać Neenie ze żłobka i wróciłyśmy do domu. A moi
rodzice… leżeli w salonie, martwi. Mieli taki wyraz twarzy…– przerwała. – Nie potrafię go
opisać.
– Ból – powiedział Remus, myśląc o Longbottomach. – Jakby umierali w bólu.
– Tak. – Głos Danger się załamał. – Nigdy nie zrobili niczego złego. Dlaczego oni?
Dlaczego?!
– Ciemna strona straciła swojego przywódcę ledwie pół roku temu – powiedział cicho Remus.
– Widziałaś to w swoich snach. Źli czarodzieje próbowali za wszelką cenę uniknąć więzienia,
ale część z nich nie potrafiła się opanować. Proszę, uwierz mi, kiedy mówię, że chciałbym
być w stanie ich zatrzymać.
– Wierzę ci – powiedziała Danger, skrywając twarz w dłoniach. – I dziękuję. – Wyprostowała
plecy, wzięła głęboki oddech i ciągnęła. – Więc, po tym, co się stało, przyznano mi opiekę
nad Neenie, znalazłam pracę, życie potoczyło się dalej. Moi rodzice byli lekarzami, zarabiali
dość dobrze, więc miałyśmy trochę oszczędności, jako dodatek do mojej pensji. Ale wtedy
zaczęły się sny. Obrazy, słowa, w końcu, wczoraj w nocy, cała historia.
– Tak, mówiłaś coś o ślubie?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin