Bliźniaki - viola tłum. Thera.pdf

(102 KB) Pobierz
Bliźniaki Близнецы
Autor: viola
Tłumacz: Thera
Beta: Isamar
Rating: PG
BLIŹNIAKI
Rozdział 1
– Panno Patil!
Piękna ciemnowłosa dziewczyna zatrzymała się, a w jej wzroku mignęło zdziwienie. Przez kilka
sekund wpatrywała się w wysokiego młodego człowieka w sportowej szacie, a potem ostrożnie
zapytała:
– Pan Weasley?
– Po prostu Ron – młody człowiek uśmiechnął się rozbrajająco – przecież przez siedem lat
uczyliśmy się w jednej klasie.
– Więc i ty mów do mnie po imieniu – dziewczyna uśmiechnęła się w odpowiedzi – a nie „panno
Patil”, zdziwiła mnie taka oficjalność. – Zamilkła na chwilę. – Co u ciebie?
– Normalnie. Przecież jestem szczęściarzem, nieszczęścia mnie omijają. – W jego głosie było
słychać zastarzałą gorycz, lecz opanował się. – A u ciebie?
– Też.
– Słyszałem, że zrobiłaś wielką karierę.
– Wcale nie taką wielką – kokieteryjnie zaprotestowała Parvati.
– W wieku dwudziestu czterech lat zostać szefową działu towarzyskiego „Wiedźmopolitana” to nie
kariera, a wręcz sensacja. Przyjmij moje gratulacje.
– Dziękuję, Ron. – Dziewczyna żartobliwie zaczęła się skarżyć: – Tylko teraz muszę tak wcześnie
wstawać, żeby zdążyć na czas do redakcji.
– To dlaczego nie przeniesiesz się do Londynu?
W jej oczach mignęła bezsilność.
– Tutaj jest mój dom, zawsze marzyłam, jak będę w nim mieszkać, jak urządzę go w swoim stylu...
Opowiedz mi lepiej o sobie. Słyszałam, że ożeniłeś się z Susan.
Ron cicho westchnął. Prawdopodobnie zbytnim optymizmem z jego strony było liczenie na
pomoc Parvati. Pokornie zmienił temat rozmowy.
– Cztery lata temu. Mamy już dwóch synów.
– No co ty! – Parvati mrugnęła żartobliwie. – Planujecie kontynuować rodzinną tradycję, tak? A jak
nazywają się nowi przedstawiciele rodziny Weasley?
– Starszy to Harry...
– Mogłam się domyślić – zaśmiała się dziewczyna.
– A drugi – Charlie...
Zawisła niezręczna cisza. Parvati zacisnęła usta, starając się odpędzić dźwięczące w uszach jęki
umierających. Znów, jakby na jawie, zobaczyła, jak Charlie Weasley zmienił się w garstkę popiołu.
Spoczywaj w pokoju, pogromco smoków.
Ron pierwszy przerwał przeciągające się milczenie.
– Może pójdziemy do kawiarni – wymamrotał nieśmiało.
– Chodźmy – dziewczyna siłą woli zmusiła się do uśmiechu. W końcu wszyscy uważali Parvati za
lekkomyślną plotkarę i zwykle starała się nie przeczyć temu wizerunkowi. – Tylko do jakiejś
mugolskiej, nie chcę, żeby się na mnie wszyscy gapili.
Usadowili się wygodnie w malutkiej restauracyjce, gdzie zbierali się na tyle ekstrawaganccy
klienci, że nawet szata Rona nie rzucała się przesadnie w oczy. Kelner przyniósł dwie filiżanki
jakiejś niezwykle egzotycznej herbaty i skupił się na innych gościach.
– Jak trafiłeś do Walii? – zainteresowała się Parvati. – Przecież jesteś członkiem Nadzwyczajnego
Oddziału Aurorów. Wypełniasz jakieś ważne zadanie?
– Odszedłem z Auroratu. – Młody człowiek ze skupieniem studiował wzór na serwetce. – Po tym
wypadku z Ginny.
Dziewczyna zagryzła wargi. Ginny...
– To był policzek dla nas wszystkich – powiedziała cicho i złowrogim tonem dodała: –
Ministerstwo celowo urządziło pokazowy proces. Pokazało obywatelom, że żadni z nas
bohaterowie, a zwyczajni psychole... z manią zabijania. A z Ginny zrobiono kozła ofiarnego.
– Ona się nieźle trzyma – Ron w końcu przestał oglądać serwetkę i spojrzał na swoją towarzyszkę –
mogę ją odwiedzać... raz na trzy miesiące.
Parvati wzdrygnęła się pod jego spojrzeniem, jakby owionął ją martwy chłód Azkabanu.
– Czym się teraz zajmujesz? – zapytała, głownie po to, żeby przerwać milczenie.
– Trenuję dziecięcą drużynę quidditcha.
– Gdzie? – szczerze zdziwiła się Parvati. – W Anglii już nie ma Szkoły Magii.
– W jednej z prywatnych hiszpańskich szkół.
Dziewczyna pokiwała głową, już nie pierwszy raz zauważała, że niedawni bohaterowie starają
się trzymać jak najdalej od Mglistego Albionu. Ona też często pragnęła wyjechać, lecz nigdy nie
mogłaby opuścić Brytanii. Przecież to ona sama wybrała takie życie...
– A jak tu trafiłeś?
– Szukałem ciebie – po prostu odpowiedział młody człowiek.
– Mnie! – Parvati wytrzeszczyła oczy. – To bardzo miłe, Ron, czułabym się nawet zaszczycona,
gdybyś się tylko nie przyznał, że masz żonę i dwoje dzieci – zaśmiała się – tym bardziej, że po balu
w czwartej klasie ani razu nie zwróciłeś na mnie uwagi.
– Jakiego balu? – Tym razem to Ron się zdziwił. – Ja przecież wtedy z Padmą...
Zająknął się, wspominając cel swojego przybycia.
– A więc nic nie wiesz – szybko zagadała dziewczyna, starając się wypełnić znów grożącą im ciszę
– to była cała intryga! Seamus zaprosił mnie, a ja się zgodziłam. Padmie zrobiło się przykro, bo się
jej bardzo podobał. Więc zaproponowałam jej, żeby poszła zamiast mnie. A potem ty mnie
zaprosiłeś i żeby się nie wydało, musiałam powiedzie ć, że ja jestem zajęta, ale możesz pójść z
Padmą. A tak naprawdę, ty na balu byłeś ze mną, a Seamus – z nią. – Parvati odetchnęła głęboko,
starając się nie zaplątać w opowieści. – Nikt się nie domyślił, różniłyśmy się tylko herbami na
szatach.
– A wtedy na balu...
– To mnie tak uporczywie ignorowałeś – kontynuowała za niego dziewczyna – cały czas patrzyłeś
na Hermionę... – Gwałtownie przerwała, wspominając co stało się z gryfońską prymuską. – Nie, to
wprost niemożliwe, Ron! – Parvati zerwała się, patrząc z nienawiścią na młodego mężczyznę. – Po
co ty w ogóle przyszedłeś? Żeby znów wywołać we mnie poczucie winy, że oni umarli, a ja żyję?
Ron się jakby skurczył i odezwał się zrezygnowanym głosem:
– Parvati, ja... myślałem, że możemy normalnie porozmawiać.
– Nie, Ron. Prawie wszyscy nasi wspólni znajomi zginęli w tej przeklętej wojnie. Jeśli będziemy
rozmawiać, będziemy zmuszeni ich wspominać. A za każdym razem masz taką minę...
– Wybacz mi, Parvati. – Wydawało się, że nie mógł dobrać właściwych słów. – Po prostu akurat
miałem nadzieję... – Zebrał się w sobie i wypalił na jednym oddechu: – Prowadzisz takie aktywne
życie towarzyskie, spotykasz się z ludźmi, więc pomyślałem, że może choć ty nie uciekasz przed
przeszłością. Bo my wszyscy pochowaliśmy się, każdy w swoją skorupę i siedzimy, gryząc się
wyrzutami sumienia, jakbyśmy byli przestępcami...
Dziewczyna patrzyła na niego w milczeniu.
– Są różne sposoby ucieczki – odezwała się w końcu.
– Wybacz – Ron wstał – naprawdę nie chciałem cię urazić.
– Poczekaj – głos Parvati brzmiał twardo – masz rację. Powinniśmy trzymać się razem, póki nas nie
zniszczono jednego po drugim. Jesteśmy bohaterami wojny i powinniśmy być dumni z tego, że
przeżyliśmy. To ty mi wybacz, straciłeś więcej niż inni, a jednak zdecydowałeś się nie zapominać o
przeszłości.
– Raczej staram się przypomnieć sobie to, co zbyt długo próbowałem zapomnieć – Ron uśmiechnął
się smutno.
– Do tego potrzeba jeszcze więcej śmiałości. Dziękuję ci, że przypomniałeś mi iż jestem Gryfonką.
Chodźmy.
– Dokąd?
– Do naszego świata. – Parvati pewnym krokiem poszła w kierunku wyjścia. – Tam, gdzie
przypomną sobie naszą przeszłość.
Już po kilku minutach siedzieli w cichej knajpce „Broda Merlina”. Para skrzypiec niegłośno
wygrywała starą piosenkę, trzaskał kominek, dwoje starych czarodziei przy sąsiednim stoliku w
pełnym skupieniu grało w magiczne szachy. Właściciel – stary czarodziej w okrągłych okularach
(„Znów ta moda” – pomyślała Parvati), sam podszedł do ich stolika i kłaniając się staroświecko,
poprosił ich o wpis do księgi pamiątkowej. Zamówienie – dwa kufle piwa kremowego – pojawiło
się natychmiast, przy czym właściciel zdecydowanie odmówił przyjęcia za nie zapłaty.
– Na koszt firmy, drodzy państwo – w oczach za okrągłymi szkłami lśnił zachwyt – wasze przyjście
to ogromny zaszczyt dla mnie.
– Na prowincji nas jeszcze szanują – uśmiechnął się Ron, kiedy właściciel knajpki w końcu
odszedł.
– Tak... – Parvati w zadumie stukała po stole srebrną łyżeczką. – Jakby Ministerstwo nie starało się
z nas zrobić psychopatów... – Zachmurzyła się lekko, jakby nad czymś myśląc, po czym zapytała
wprost: - Naprawdę niczego ode mnie nie chcesz, Ron? Przecież nie szukałbyś mnie bez powodu.
Młody czarodziei przestał się uśmiechać, wyprostował się i twardo zniósł jej spojrzenie.
Chłopięcy wygląd całkiem zniknął, Ron w jej oczach stał się o kilka lat starszy.
– Słyszałaś o moim bracie. – Jego słowa brzmiały jak twierdzenie, a nie pytanie.
Ron miał pięciu braci, lecz Parvati od razu pojęła, którego miał na myśli.
***
...Któż by pomyślał, że śmierć ma tak mocny zapach. Powietrze jest nim dosłownie przesycone...
„Protego”... Szata przemokła od potu, do głowy przychodzą absolutnie idiotyczne myśli, nie chce
się umierać w przepoconej szacie... Wpadłaś! Od jaskrawych wybuchów aż bolą oczy. No, kto
jeszcze chce zaatakować siostry? Razem jesteśmy niepokonane... „Protego”... Tarcza zatrzeszczała i
nie wytrzymała. Upadł Justin, który zaprosił do mugolskiego kina... Prawie wszyscy rozbili się na
trójki, dobrze, że ostatni rok zajęcia z OPCM były prowadzone właściwie. A przecież mogliśmy
stworzyć magiczną parę, to lepiej niż trójka, ha-ha-ha... „Protego”...
Ból i ciemność są jednością, czy też można je rozdzielić?
– Panno Patil? – pojawiło się światło, lecz ból został. Ciekawe – ten uzdrowiciel jest tak zmęczony
dlatego, że cały dzień rozprasza ciemności?
– Gdzie jestem? – głupie pytanie, lecz mądre trzeba dopiero wymyślić.
– W szpitalu świętego Mungo
Na lewo – ściana, na prawo – długi rząd łóżek.
– A gdzie moja siostra? – O, Merlinie, czyżby w całym szpitalu nie znaleźli uzdrowiciela z mniej
kamienną twarzą? – Proszę nie odpowiadać, zrozumiałam...
– Jak ma pani na imię, panno Patil? Musimy wypełnić dokumenty.
Zawsze mnie interesowało, czy lalki mogą mówić, przecież mają drewniane wargi...
– Parvati.
– Dziękuję, panno Patil, a teraz proszę wypić to lekarstwo. Miała pani szczęście, zaklęcie panią
ledwo musnęło, za jakiś tydzień wypiszemy panią.
Na sąsiednim łóżku – jeden z bliźniaków Weasley. Jeden. Też jeden.
– To Fred czy George? – Dlaczego ten uzdrowiciel się tak waha? Specjalnie przysłali mi takiego
rozchwianego?
– On nie pamięta. – Uzdrowiciel pospiesznie wyszedł.
Pozostało mi tylko leżeć i z zawiścią patrzeć na sąsiednie łóżko.
Szczęśliwy...
***
Ron ze smutkiem spoglądał na pobladłą Parvati, nie zdziwiłby się, gdyby od razu wstała i
wyszła.
– Fred... a może George... – w uśmiechu dziewczyny nie było nawet śladu wesołości. – Zadał nam
wszystkim zagadkę. Ja tak nie mogłam... Ale czego ty chcesz ode mnie?
– Tylko ty przeżyłaś to samo, może ciebie wysłucha – młody człowiek odwrócił wzrok – wiem, że
to nieuczciwie zrzucać na ciebie taki ciężar, lecz nie mam do kogo się zwrócić.
– A warto? Może jest szczęśliwy? Słyszałam, że Magiczne Dowcipy Weasleyów prosperują
świetnie.
– Tak, on żartuje jak dawniej. A mnie chce się płakać. – W głosie Rona słychać było prawdziwy ból.
– Parvati, on żyje na krawędzi, jakby chciał wycisnąć z życia wszystko dla dwóch – zmienia pasje,
mieszkania, kostiumy, przyjaciółki... To zajmuje się nurkowaniem, to bierze udział w wyścigach
smoków, to znów schodzi do krateru wulkanu czy wdaje się w bójkę z goblinami. Za każdym razem
przychodzi do nas w gości z nową dziewczyną, a jedna piękniejsza od drugiej. A najważniejsze,
widzę to, że on już dawno nie czerpie z tego nawet śladu przyjemności, jakby wypełniał obowiązki.
Parvati długo patrzyła przed siebie niewidzącym wzrokiem. W końcu, ledwo poruszając
wargami wyszeptała:
– Spróbuję...
Rozdział 2
Orkiestra zagrała ostatnie takty uroczystego marsza.
Pięciolecie Wielkiego Zwycięstwa świętowano we wszystkich krajach, lecz w Anglii, co
zrozumiałe, obchodzono je z niezwykłym rozmachem. To właśnie Anglia przyjęła na siebie
najważniejsze ciosy i wniosła decydujący wkład w zwycięstwo nad Czarnym Panem, którego imię
nawet teraz, po pięciu latach od śmierci, mało kto decydował się wymawiać na głos. Główne
oficjalne obchody były już zakończone, teraz wszyscy czekali tylko na zakończenie nadzwyczaj
długiej i nudnej przemowy angielskiego Ministra Magii, po której powinien nastąpić uroczysty
wystrzał.
Wielu z ciekawością spoglądało na wpół pustą trybunę dla gości honorowych – brak aż tylu
bohaterów ostatniej wojny stał się już główną sensacją tygodnia.
Fred George Weasley, jak sam wolał o sobie myśleć, otwarcie się nudził. Zdążył już wymyślić
dziewięć sposobów zemsty na Ronie, który przywlókł go na tę głupią imprezę i rozsądnie uciekł na
drugi koniec trybuny. „Nie, dziewięć sposobów to za mało – zdecydował – trzeba dojść do
dziesiątego, dla równego rachunku. Lubię liczby z zerami.”
W tym czasie tuż obok zaszeleściła jedwabna szata i młodego człowieka owionął aromat drogich
perfum.
– Witaj, Weasley! - Ciemnowłosa piękność w wiśniowej szacie podbitej gronostajem uśmiechała się
przyjaźnie i z ledwo uchwytną kpiną. - Mam nadzieję, że nie będziesz aż tak źle wychowany, żeby
mnie nie poznać?
– Witaj, Patil – uśmiechnął się młody człowiek. - Jeśli nawet twoja twarz nie migałaby na
wszystkich spotkaniach towarzyskich, to z samych tylko perfum można było wywnioskować, że to
ty. Poczułem się, jakby mnie wrzucono do wanny z „Aromatem Magii”.
– O! Znasz się na perfumach? - Parvati z gracją usiadła na sąsiednim krześle i lekkim ruchem
rozprostowała fałdy szaty. - Mam z nimi trzyletni kontrakt.
– Ciągle udajesz, nie masz jeszcze dość?
– Cóż zrobić, jestem twarzą firmy kosmetycznej, zawsze muszę wyglądać idealnie. Uśmiechnij się,
fotografują nas.
– No, twój makijaż rzeczywiście jest idealny – zgodził się Weasley – a twarzy pod nim jakoś
zobaczyć nie mogę.
– Dziewczyna-obrazek bez twarzy – uśmiech Parvati zniknął – to chciałeś powiedzieć? Wieszak na
modne ubrania? - w jej oczach pojawiły się łzy.
– Wybacz, Parvati – młody człowiek poczuł wyrzuty sumienia: czemuż to postanowił ćwiczyć
błyskotliwe teksty na tej biednej dziewczynie, przecież jest swoja – taka sama ofiara wojny, jak i
on. - Nastrój mam taki nie bardzo... Oczywiście, jesteś piękna i świetnie o tym wiesz. Ty i w szkole
byłaś najpiękniejsza ze swojego rocznika.
– Tak już lepiej – na twarz Parvati powrócił uśmiech – tylko co z Padmą? Przecież jesteśmy
bliźniaczkami, która z nas była najpiękniejsza, a która zajmowała drugie miejsce?
Młody czarodziej popatrzył na nią z mieszaniną strachu, zdumienia i zachwytu. Wszystkie te
emocje tak mocno odbiły się na jego wyrazistej twarzy, że dziewczyna się przestraszyła. „Jakie
demony cię dręczą, Bliźniaku? - pomyślała z nagłym żalem. - Skoro boisz się nawet tego słowa...”
– Dobra, nie męcz się – powiedziała na głos jadowitym tonem – przecież specjalnie cię prowokuję.
Za ten „idealny makijaż”. - Parvati wstała. - Nie będę ci więcej przeszkadzać swoją gadaniną,
sądząc z wyrazu twojej twarzy, gdy podeszłam, akurat obmyślałeś jakiś nowy dowcip. A jakoś nie
bardzo mam ochotę zostać królikiem doświadczalnym.
– Poczekaj! - Młody człowiek wyrwał się z osłupienia. - Co powiesz na kolację ze mną? Uroczyście
przysięgam, że nie będzie żadnych dowcipów.
– Dziś nie mogę – dziewczyna rzuciła mu kpiące spojrzenie spod długich rzęs – idę na kolację do
Ministra Magii. A ty nie?
– Zapraszano mnie, ale ja... - zawahał się – tak, też idę. A jutro?
– Jutro mamy prezentację nowego numeru.
– A pojutrze? - On również wstał i teraz spoglądał na nią z góry.
Dziewczyna zadarła głowę, ich spojrzenia się skrzyżowały.
„Zagramy w kotka i myszkę?” - przemknęło jej przez głowę.
– Zwykle nie jadam kolacji ze słabo znanymi mi młodymi ludźmi. - Cofnęła się o krok.
– A jaki ze mnie słabo znany. - Zrobił krok do przodu, zdecydowanie większy od tego, o jaki
cofnęła się Parvati. - Tyle lat uczyliśmy się w jednym domu.
– Jakoś sobie nie przypominam, żebyś choć raz zwrócił na mnie uwagę. - Dziewczyna znów się
cofnęła i... znalazła się tuż przy ścianie. Za to teraz była niewidoczna dla widzów z dołu.
– A „Lustro”? - Weasley zrobił jeszcze jeden krok w przód i teraz rozdzielało ich tylko kilka cali.
– O! - Dziewczyna uśmiechnęła się na wspomnienie czarującego pomysłu Hermiony Granger.
Zrobili prawdziwą furorę, kiedy na Halloween zademonstrowali całej szkole pantomimę
„Lustro”. Tyle czasu robili próby w wakacje, kiedy gościli u Harry'ego Pottera – koszmar. Chociaż,
co tu kłamać – nie gościli, a ukrywali się... Hermiona lepiej niż inni rozumiała, jak ważne jest
zlikwidowanie napięcia i zaproponowała przygotowanie niespodzianki na Halloween. Pomysł był
genialny w swej prostocie: małżeństwo przygotowuje się rano do wyjścia do pracy przed jednym
lustrem. Oni się spieszą, wszystko leci im z rąk, przeszkadzają sobie nawzajem, kłócą się, a
następnie godzą, całują i rozbiegają każde w swoją stronę. Cała scenka trwała nie dłużej niż
kwadrans. Niezwykłe było to, że i małżeństwo i lustro grali ludzie – dwie pary bliźniąt – Patil i
Weasley, którzy powinni byli szybko i synchronicznie wykonywać te same ruchy. Fred i George
specjalnie wtedy przyjechali do Hogwartu...
– To było... porywające – rzuciła młodemu człowiekowi kpiące spojrzenie.
– Ciekaw jestem, którą z was wtedy całowałem – pochylił się ciut niżej.
– Trudno będzie poznać po wyglądzie – Parvati mówiła równym głosem, jakby mowa była o
pogodzie.
– Może po zapachu? - Weasley podniósł do twarzy ciemny jedwabisty pukiel i wciągnął jego
aromat. - A tak, kontrakt na trzy lata... A jeśli... - Powiódł koniuszkami palców po policzku
dziewczyny.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin