Uszkodzony [Z].doc

(664 KB) Pobierz

Tytuł: Uszkodzony
Tytuł oryginału: Damaged
Autor:BloodRedEnd
Zgoda: Jest
Beta: Agee (1 i 2 rozdział), Kuma i Lana (wszystkim baaardzo dziękuję ;*** )
Paring: HP/SS
Link do oryginału: http://www.fanfiction.net/s/2438137/1/Damaged

USZKODZONY
Rodział 1

Harry westchnął i zerknął na zegar. Pięć minut. Pięć minut i jego zmiana dobiegnie końca. Spojrzał na zewnątrz. Świetnie. Padało, wręcz lało jak z cebra. Ponownie westchnął. Od kiedy Dursleyów ostrzeżono, by byli w porządku wobec Harry’ego, przestali zwalać na niego prace domowe. Zamiast tego nalegali, by znalazł sobie pracę. Chłopakowi to zbytnio nie przeszkadzało, wszystkie zarobione pieniądze zatrzymywał dla siebie, musiał jedynie sam fundować sobie lunch i czasami obiad. Pracował w miejscowym sklepie spożywczym jako kasjer, więc nie była to zbyt ciężka praca. Jej najgorszą częścią była podróż z i do sklepu, co zajmowało mu dobre pół godziny, jako że Vernon odmówił podwożenia go.
W końcu zegar wybił dziesiątą i mógł opuścić sklep. Musiał wziąć nocną zmianę po osobie, która w ogóle nie pojawiła się w pracy. Wszedł do pomieszczenia dla pracowników i zdjął fartuch, łapiąc przy tym swoją ulubioną czarną bluzę. Kupił ją za własne pieniądze, razem ze wszystkimi innymi ciuchami, które miał na sobie. Łatwo było stwierdzić, że kupił je samodzielnie, gdyż wszystkie na niego pasowały. Wybierał głównie czarne ubrania, po części dlatego, że lubił ten kolor, a po części by kontynuować swą żałobę po Syriuszu.
Harry pożegnał się z kierownikiem i założył kaptur. Schował ręce do kieszeni i wyszedł na burzę, kierując się w stronę domu. W przeciągu pięciu minut był przemoczony. Zaskoczył się, gdy Vernon zatrzymał się obok niego w swym nowym firmowym samochodzie i otworzył drzwi.
- Wsiadaj - warknął. Harry zawahał się, widząc butelki po whisky walające się na podłodze, ale przerażony krzykiem Vernona wskoczył do środka, modląc się o to, aby bezpiecznie dostać się do domu. Nie zdarzało się zbyt często, żeby Vernon pił, ale kiedy już zaczynał, to tracił umiar. Dostał ten samochód od firmy po tym, jak dwa miesiące temu, będąc pod wpływem alkoholu, uderzył poprzednim w drzewo. Teraz więc widzicie, dlaczego Harry był zdenerwowany, wsiadając do samochodu.
Był jeszcze bardziej przerażony, gdy wyjechali na autostradę, a nie na drogę w kierunku Privet Drive. Vernon mocno ściskał kierownicę, zrzędząc na pozostałych kierowców. Co jakiś czas zjeżdżał w pobliże sąsiedniego pasa, by po chwili z szarpnięciem powrócić na właściwą drogę. Harry upewnił się, że był dokładnie przypięty i kurczowo trzymał się uchwytu nad drzwiami samochodu.
- Wujku Vernonie, patrz na drogę! - krzyknął, gdy Vernon schylił się, by wziąć wciąż w połowie pełną butelkę whisky leżącą pod jego stopami.
- ZAMKNIJ SIĘ, CHŁOPCZE! - wrzasnął, wciąż szukając butelki. Harry z przerażeniem obserwował, jak zjechali na sąsiedni pas, prosto naprzeciw nadjeżdżającej ogromnej ciężarówki. Szeroko otwartymi oczyma patrzył, jak światła są coraz bliżej i bliżej, słyszał wycie klaksonu, aż w końcu TRACH! Ciężarówka uderzyła w tę część samochodu, w której siedział Harry. Poduszki powietrzne wystrzeliły i chłopak uderzył w nie mocno głową, wiedząc, że prawdopodobnie ocaliły mu życie. Po chwili samochód zaczął się turlać. Raz, dwa, trzy razy, zanim w końcu się zatrzymał i stanął prosto na poboczu. Harry ledwie był w stanie poczuć ból i krew wypływającą z jego własnych ran, zanim osunął się w ciemność.

XxXxXxXxXxXx

Obudził się, słysząc głośne dźwięki ludzi krzyczących wokoło i ponownie czując padający deszcz. Syreny i światła ambulansów rzucały niesamowitą poświatę nad krajobrazem i hałasem połączonym z krzykiem ludzi. Harry zauważył, że jego wujka nie ma i że drzwi od strony pasażera zostały usunięte, dzięki czemu można było się dostać do wnętrza samochodu. Nagle obok niego pojawiła się dwójka młodych ludzi, mężczyzna i kobieta.
- Hej chłopcze, rozumiesz mnie?- spytała życzliwie dziewczyna. Harry chciał kiwnąć głową, ale powstrzymał go ból.
- Nie ruszaj szyją! - powiedział mężczyzna, zakładając wokół jego karku kołnierz ortopedyczny.
- Możesz podać mi swoje imię?- spytała kobieta, przecinając pas bezpieczeństwa.
- H-Harry - wychrypiał. Miał problemy z oddychaniem i czuł, jakby ktoś wbił mu pręt w plecy. Brak powietrza był przytłaczający, zupełnie jakby ktoś siedział mu na klatce piersiowej. Zaczął panikować.
- Dobrze więc, Harry, wyciągniemy cię stąd tak szybko, jak to tylko jest możliwe, ale musisz z nami współpracować. Gdzie najbardziej cię boli?- spytała sanitariuszka.
- Nie mogę… oddychać… - próbował odpowiedzieć.
- W porządku, mój partner zaraz to naprawi, obiecuję. Na razie jednak musimy założyć ci gorset ortopedyczny, ponieważ sądzimy, że masz uszkodzony kręgosłup. Może trochę zaboleć, gdy będziemy cię przenosić, ale musimy położyć cię na noszach – poinformowała go, gdy wraz z drugim sanitariuszem zaczęli go podnosić. Gdyby Harry miał na to wystarczająco dużo oddechu, zacząłby krzyczeć. Kiedy mężczyzna przepchnął mu coś przez żebra i wbił w płuco, wrzasnął.
- Dostał szoku! John, zabierz nas natychmiast do szpitala! - zawołał Jackie do kierowcy. Gdy tylko tam dotarli, dwoje sanitariuszy - Alex i Jackie - zawiozło go na izbę przyjęć. Od razu zostali otoczeni przez grupę lekarzy. Alex i Jackie wrócili do ambulansu, uprzednio informując ich o tym, co się stało i wszelkich obrażeniach, jakie zaobserwowali. Harry był niepomny wszystkiego, o czym mówili.

Obudził się kilka dni później w sali szpitalnej. Na plecach miał dziwne urządzenie, które uniemożliwiało mu jakiekolwiek ruchy, podobnie jak kołnierz na szyi. Miał jedną rurkę w gardle, a drugą w nosie. Obok niego znajdowała się kroplówka, z której krew ciekła przez kolejną rurkę do jego ciała. Lewą nogę miał w gipsie, a całe jego ciało pokryte było skaleczeniami i siniakami. Gdy rozglądał się po sali na tyle, na ile pozwalały mu kołnierz i gorset ortopedyczny, do środka weszła sympatycznie wyglądająca kobieta.
-Witaj. Harry, mam rację?- Harry próbował kiwnąć głową, ale kołnierz mu to uniemożliwił.
- Jestem doktor Deveau. Nie próbuj się ruszać, Harry. Obawiam się, że masz poważne obrażenia kręgosłupa. Przykro mi to mówić, ale twój rdzeń kręgowy został uszkodzony, a szczególnie nerwy kontrolujące dolne partie ciała - powiedziała.- Jesteś sparaliżowany od pasa w dół - zamilkła na chwilę, by wiadomości mogły dotrzeć do Harry’ego.
- Masz również złamane dwa żebra i nogę. Jedno żebro przebiło płuco i dlatego nie mogłeś oddychać. Również dlatego masz tę rurkę w gardle. Nazywa się to respiratorem. Jakiekolwiek ruchy w tym momencie mogłyby pogorszyć obrażenia lub sprawić, że żebra nie zrosłyby się prawidłowo, więc leż spokojnie. - Harry był oniemiały. Sparaliżowany? Nie, to niemożliwe. Jak mógłby być sparaliżowany?
- Twój wujek wyszedł z wypadku z kilkoma obrażeniami, ale aktualnie przebywa w więzieniu. Poza ciężarówką, która w was uderzyła, w wypadku brał udział jeszcze jeden samochód. Jego pasażer zginął, zaś kierowca jest w stanie krytycznym. Kierowca ciężarówki został wczoraj zwolniony ze szpitala. Znaleźliśmy dowody, że twój wujek był pijany, gdy prowadził i jest oskarżony o zabójstwo. Kiedy już będziesz mógł mówić, inspektorzy przyjdą, by wypytać cię o okoliczności wypadku. Upewnij się, że nie ruszasz się więcej, niż jest to absolutnie konieczne - powiedziała lekarka, próbując odpowiedzieć na wszelkie pytania, jakie mógłby mieć Harry.
Harry nie był w stanie zwalczyć łez, które pojawiły się, gdy lekarka opuściła salę. Jego całe życie zostało zniszczone w mniej niż minutę. Kiedy łzy zamieniły się w szloch, zaczął dławić się rurką. Puls widoczny na monitorze zaczął przyspieszać i pielęgniarka wbiegła do pomieszczenia. Harry zemdlał chwilę potem z powodu braku tlenu i szoku spowodowanego kondycją swego organizmu.

Po tygodniu odłączyli go od respiratora. Znów mógł używać swojego głosu, ale był on szorstki i ochrypły. Lekarze pytali się Harry’ego, czy jest ktoś, z kim mogliby się skontaktować w jego sprawie po tym, jak ciotka Petunia odmówiła przyjęcia go do domu po wyjściu ze szpitala. Dał im adres pani Figg. Jednak szczęście nie było chyba po jego stronie. Okazało się, iż pani Figg była pasażerką tego samochodu, w który uderzył Vernon po tym, jak został staranowany przez ciężarówkę. Umarła na skutek wstrząsu.
Po wyjściu pielęgniarki Harry’ego odwiedziło dwóch inspektorów, by wypytać się go o to, co dokładnie się wydarzyło. Chłopak wyjaśnił, że wuj odebrał go wtedy z pracy. Kiedy zapytali, dlaczego wsiadł do samochodu wiedząc, że Dursley był pijany, odparł, że Vernon bywał brutalny pod wpływem alkoholu i Harry nie chciał go denerwować. To doprowadziło do nowych pytań o to, czy wuj znęcał się nad Harrym. Chłopiec powiedział im, że nigdy nie był maltretowany fizycznie, ale jego słowa wywołały jeszcze więcej pytań. W końcu policjanci dowiedzieli się, że był zaniedbywany i słownie poniżany jako dziecko. Harry za swoje nadprogramowe wyznania winił środki przeciwbólowe, przez które czuł się ogłupiony.
-Cześć Harry. Jak się czujesz? Jakiś ból albo dyskomfort?- spytała doktor Deveau, kiedy następnego dnia przyszła sprawdzić, jak się ma jej pacjent.
- Wszystko w porządku- odpowiedział.
- Będziesz musiał pozostać w szpitalu do momentu, aż twój kręgosłup będzie całkowicie wyleczony, co może potrwać jeszcze trzy miesiące. Przez ten czas musisz pozostać w łóżku ze względu na gorset, którego nie możemy zdjąć, dopóki nie będziemy mieli pewności, że nie pogorszysz swoich obrażeń. Kiedy już będziesz wyleczony, a my nadal nie znajdziemy nikogo, kto mógłby się tobą zaopiekować, przeniesiemy cię do centrum rehabilitacji. Tam pokażą ci, jak radzić sobie z niepełnosprawnością, na przykład ucząc, jak posługiwać się wózkiem inwalidzkim oraz podnosić się za pomocą ramion - poinformowała go lekarka. Harry pozostał cicho, gdy ponownie skontrolowała jego stan i w końcu wyszła z pomieszczenia.

Dwa dni po przesłuchaniu inspektorzy wrócili, informując Harry’ego, że zarówno Vernon jak i Petunia oskarżeni są o zaniedbywanie opieki nad dzieckiem. Dudley został przygarnięty przez ciotkę Marge, podczas gdy jego rodzice czekali na proces. Niestety, albo może szczęśliwie dla Harry’ego, kobieta nie zgodziła się go przyjąć. Chłopak spytał, czy ktoś mógłby odzyskać jego rzeczy, które były bezpiecznie schowane w kufrze.
Po następnym tygodniu uznano, że stan Harry’ego jest na tyle dobry, że można go przenieść z oddziału intensywnej terapii. Płuco było całkowicie wyleczone, a plecy w dobrym stanie. Obydwa jego żebra i noga zrosły się prawidłowo. Jedna z pielęgniarek uważnie sprawdziła wszystkie paski na gorsecie, upewniając się, że są spięte ciasno. Później trzy pielęgniarki chwyciły prześcieradło, na którym leżał i, odliczając do trzech, podniosły go z łóżka poczym przełożyły na wózek szpitalny. Proces ten został powtórzony na oddziale długotrwałej terapii, po czym Harry znów został sam.

XxXxXxXxXxXxX

- Cześć Harry – odezwał się głos. Harry nie musiał nawet patrzeć, by wiedzieć, do kogo należy. To był Jeremy, jeden z pielęgniarzy opiekujących się nim podczas pobytu w szpitalu. Minęły już prawie dwa tygodnie, odkąd leżał na oddziale długotrwałej terapii, a on nadal nie dostał jakiejkolwiek wiadomości ze świata magii. Hedwiga też się jak dotąd nie pokazała.
- Czas na twoje leki - powiedział młody pielęgniarz, wkładając Harry’emu do buzi dwie tabletki i przystawiając mu do ust szklankę z wodą, by mógł je popić. Musiał zażywać je przed każdym posiłkiem, by zniwelować ból w dole pleców. Wciąż nie mógł siadać czy ruszać rękoma. Nawet gdyby pozwolono mu poruszać nogami, to i tak nie mógłby tego zrobić. Nawet ich nie czuł.
- Dziś na kolację jest pieczeń wołowa z marchewką i biszkopt - Jeremy poinformował Harry’ego, zanim zaczął go karmić. Przez pierwszy tydzień czarodziej był niesamowicie zakłopotany tym, że Jeremy musiał go karmić i pomagać mu praktycznie we wszystkim poza oddychaniem. Jednakże pielęgniarz zachowywał się tak, jakby nie był to dla niego żaden problem i po pewnym czasie Harry przywykł do jego opieki.
- Jesteś pewien, że nie chcesz podać nam nazwy swojej szkoły, Harry? Ktoś stamtąd na pewno mógłby ci pomóc - Harry kontynuował jedzenie w ciszy. Nie odzywał się zbyt wiele, od kiedy przeniesiono go na ten oddział. Nie miał dużo do powiedzenia, a gdyby kiedykolwiek wspomniał o Szkole Magii i Czarodziejstwa, to był pewny, że jego następnym przystankiem byłby oddział psychiatryczny.
- Harry, zdajesz sobie sprawę, że jako niepełnoletni zostaniesz wysłany do sierocińca po zakończeniu leczenia? - spytał pielęgniarz. Harry nie odpowiedział. Jeremy od dłuższego czasu próbował skłonić go do rozmowy, ale chłopak miał depresję i nie chciał się do nikogo odzywać. Mężczyzna westchnął i zebrał naczynia po posiłku Harry’ego.
- Dobranoc, Harry - powiedział, wychodząc z sali. Harry nie odpowiedział. Był przekonany, że gdyby Zakon dowiedział się, że coś było nie tak, już dawno by go znaleźli. Tylko, że on sam nie wiedział, czy chce, aby go odnaleziono. Trudno mu było pogodzić się z utratą nóg. Był pewien, że gdyby go odnaleźli, jego niepełnosprawność zostałaby szeroko opisana w „Proroku Codziennym”. Nie chciał stawiać czoła reakcji jego przyjaciół. Nie chciał, by wiedzieli, że jest kaleką.

Rozdział 2
Kilka dni później Harry usłyszał, jak kilka osób wślizguje się do sali. Skierował na nich swój wzrok na tyle, na ile pozwalał mu kołnierz. Byli to Dumbledore, Tonks, Moody, McGonagall i, ku niezadowoleniu Harry’ego, Snape. Wszyscy wyglądali dość dziwnie w mugolskich ubraniach.
- Wyjdźcie - powiedział głosem zachrypniętym z powodu rzadkiego odzywania się.
- Typowy Potter. Odmawia pomocy, gdy wyraźnie jej potrzebuje. Coś nie tak, Potter? Nie możesz znieść tego, że inni widzą cię, gdy jesteś słaby? - zadrwił Snape. Harry zamknął oczy, walcząc ze łzami. Nienawidził się za tę reakcję, ale od czasu wypadku nie potrafił kontrolować swoich emocji.
- Wystarczy, Severusie. Harry, co się stało? - zapytał smutno Dumbledore. Większość przybyłych wpatrywała się ze strachem w duży metalowy gorset. W gorset lub w dużą bliznę na jego klatce piersiowej, powstałą po tym, jak wbili mu rurki w zniszczone płuco.
- Vernon był pijany - odparł chłopak. Wiedział, że ta odpowiedź ich nie usatysfakcjonowała.
- Co masz na plecach? - zapytała Tonks. Harry nie odpowiedział, po prostu wpatrywał się w sufit.
- Cóż, Potter, zamierzasz może wstać, żebyśmy mogli już opuścić to miejsce, czy też chcesz wywiercić wzrokiem dziurę w suficie? - spytał Snape, marszcząc brwi.
- Nie mogę.
- Czego nie możesz, Harry? - dociekała Tonks. Potter nie odpowiedział i na moment w pomieszczeniu zapanowała cisza. Została ona jednakże przerwana w momencie, gdy ktoś otworzył drzwi do sali.
- Cześć. Jesteście przyjaciółmi Harry’ego? - spytał nowy głos. To był Jeremy.
- Można tak powiedzieć - odparł Moody.
- Dam mu tylko leki i zaraz stąd znikam - powiedział pielęgniarz, idąc w stronę łóżka chłopaka. Harry otworzył usta i Jeremy dał mu tabletki i wodę do popicia.
- Potrzebujesz czegoś, Harry? - spytał pielęgniarz. Harry nie zareagował. Jeremy westchnął i odszedł od niego.
- Przepraszam, panie…- zaczął Dumbledore, zanim chłopak zdążył opuścić pomieszczenie.
- Niech mi pan mówi Jeremy. Jestem jednym z pielęgniarzy Harry’ego.
- Dobrze więc, Jeremy, mógłbyś nam może w takim razie powiedzieć, co stało się z obecnym tu młodym Harrym? Nie chce najwidoczniej o tym rozmawiać - poprosił dyrektor.
- Nie mam mu tego za złe. Harry, masz coś przeciwko, żebym im powiedział? - spytał Jeremy. Harry nie odpowiedział i pielęgniarz westchnął.
- Zapewniam cię, że możesz nam powiedzieć. Jestem dyrektorem jego szkoły i obecnie opiekunem prawnym, jako że Dursleyowie nie mogą już pełnić tej funkcji.
- W takim razie w porządku. Krótka wersja, czy długa? - zapytał Jeremy.
- Wolałbym długą - odrzekł Dumbledore.
- Jakiś miesiąc temu miał miejsce wypadek samochodowy. Wuj chłopca był pijany i zjechał na sąsiedni pas. Ciężarówka uderzyła w nich od strony pasażera, czyli tam, gdzie siedział Harry. Miał złamane dwa żebra, jedno z nich przebiło płuco, niszcząc je, ale to już udało nam się naprawić. Może mieć problemy przy głębszym oddychaniu, ale poza tym wszystko powinno być w porządku. Jedna z jego nóg również była złamana, ale nastawiliśmy ją prawidłowo i kość się już praktycznie zrosła. Najgorszych obrażeń doznał rdzeń kręgowy, ponieważ jest przerwany. Obawiam się, że Harry jest sparaliżowany od pasa w dół. Będzie musiał pozostać w szpitalu do momentu, aż wyleczymy jego plecy, co może potrwać jeszcze kilka miesięcy. Do tego czasu nie wolno mu się ruszać i dlatego ma na sobie ten metalowy gorset. Inspektorzy, którzy zajmują się sprawą o prowadzenie pod wpływem alkoholu, odkryli również, że był zaniedbywany przez bliskich, o czym już chyba wiecie - wyjaśnił cicho Jeremy.
- Zaniedbywany? – zapytał Snape z drwiną w głosie.
- Wygląda na to, że nie odżywiał się odpowiednio, a większość jego ubrań była używana i nie pasowała na niego. Na drzwiach jego sypialni znajdowało się kilka zamków, żeby móc go w niej zamknąć. Czasami był zmuszany do pracy fizycznej. Kiedy go tu przywieziono po wypadku, ważył mniej niż czterdzieści sześć kilogramów, co może, choć nie musi, wpłynąć na to, jak szybko wyzdrowieje - Harry zignorował zdziwione westchnienia. - Zarówno jego wuj, jak i ciotka, są oskarżeni o zaniedbywanie dzieci. Jeśli chcecie, zostawię was samych z Harrym, ale obawiam się, że, podobnie jak dotychczas, nie powie nic więcej poza pojedynczym zdaniem - powiedział pielęgniarz i, gdy Dumbledore kiwnął głową, wyszedł z pomieszczenia.
- Nimfadoro, bądź tak miła i aportuj się do Świętego Munga i sprowadź uzdrowiciela dla Harry’ego - poprosił dyrektor, zamykając przy tym drzwi od szpitalnej sali. Tonks kiwnęła głową i szybko się deportowała.
- Harry, czy to wszystko było prawdą?- zapytał Dumbledore.
- Co? To, że byłem wykorzystywany i poniżany przez te wszystkie lata tuż pod pańskim nosem? To, że Vernon jest zatwardziałym alkoholikiem? Czy może to, że teraz jestem cholernym kaleką? - spytał gorzko Harry. Mógł praktycznie poczuć to, jak obecni w pomieszczeniu czarodzieje się wzdrygnęli.
- Przepraszam, Harry. Tarcza ochrona została stworzona, by chronić cię przed Voldemortem i śmierciożercami. Nigdy nie sądziłem, że będziesz potrzebował ochrony przed własną rodziną - powiedział smutno Dumbledore. Chwilę potem aportowała się Tonks wraz z uzdrowicielem ze Świętego Munga. Dumbledore szybko streścił mu obrażenia Harry’ego.
- Obawiam się, że nie możemy cofnąć paraliżu, jeśli obrażenia powstały tak dawno. Nawet w najlepszych warunkach uszkodzenia rdzenia kręgowego są niełatwe do naprawienia. Jako że w tym przypadku część obrażeń została uleczona mugolskim sposobem, nie mogę naprawić nerwów. Mogę jedynie na tyle wyleczyć jego kręgosłup, żeby mógł poruszać pozostałymi partiami ciała. Co do reszty obrażeń, te też mogę uleczyć - orzekł uzdrowiciel. Dumbledore kiwnął głową, by dać do zrozumienia, że się zgadza, a Tonks i Moody wyszli z sali, aby przyprowadzić mugolskiego lekarza. Harry był przybity wieścią, że pozostanie niepełnosprawny. Typowe. Magia potrafiła odebrać tak wiele rzeczy, ale rzadko je zwracała.
Gdy uzdrowiciel pracował, jeden z mugolskich lekarzy, który prawdopodobnie był czarodziejem mugolskiego pochodzenia, charłakiem lub przynajmniej wiedział o świecie magii, został przyprowadzony, by zdjąć gorset i kołnierz, dzięki czemu uzdrowiciel mógł uleczyć plecy Harry’ego. Na pracowników rzucono zaklęcia zmieniające pamięć, tak by zapomnieli o młodym pacjencie i cała grupka opuściła szpital, z Harrym na wózku inwalidzkim prowadzonym przez McGonagall.
Doprowadzili go do dużego, błyszczącego, czarnego samochodu, wyraźnie ulepszonego za pomocą magii. Czuł się niesamowicie zażenowany, gdy Snape podniósł go z wózka i posadził na tylnym siedzeniu, siadając obok niego. McGonagall usiadła po drugiej stronie chłopca. Moody i Dumbledore usadowili się z przodu razem z Tonks, która prowadziła. Harry czuł się niezbyt komfortowo, znajdując się obok profesora Snape’a, ale odkrył, że nie może się odsunąć. Tak w zasadzie, to nawet nie czuł swoich nóg. Uderzył się lekko w jedną z nich i zadrżał, gdy nie niczego nie poczuł.
- Co ty wyrabiasz, Potter?- spytał Snape.
- Nie czuję ich - odparł cicho chłopak.
- To chyba normalne, kiedy jest się sparaliżowanym - powiedział Mistrz Eliksirów.
- Zostaw to dziecko w spokoju. Jak ty byś się czuł, gdybyś nagle stracił czucie w nogach? - wtrąciła się Tonks. Snape ją zignorował.
Wkrótce potem zatrzymali się przed Grimmuald Place. Snape ponownie wyjął Harry’ego z samochodu i posadził na wózku, zaś Tonks popchnęła go w stronę domu. W pewnym momencie Harry’ego ogarnęło mnóstwo obaw. Co pomyślą Ron i Hermiona? Jak zareagują na to, że jest niepełnosprawny? Że jest kaleką? Nie powiedział jednak ani słowa, gdy weszli do budynku.
- Harry! - krzyknął jakiś głos. Ron i Hermiona biegli w jego stronę, wraz z Ginny i bliźniakami depczącymi im po piętach.
- Co się stało, Harry? Słyszeliśmy, że byłeś w szpitalu - powiedział Ron. Harry nie odpowiedział. Nie musiał, jako że pani Weasley wpadła do pokoju i mocno go przytuliła.
- Och, Harry, tak mi przykro. Nie powinniśmy byli nigdy odsyłać cię z powrotem do tych mugoli. Powinieneś trochę odpocząć, przed chwilą wyszedłeś ze szpitala. Przygotowaliśmy dla ciebie pokój na parterze. Mam nadzieję, że ci to pasuje? - oznajmiła pani Weasley.
- W porządku - odpowiedział Harry. Kobieta poprowadziła go korytarzem i wprowadziła do pokoju z wielkim łóżkiem. Z jej pomocą Harry wydostał się z wózka i położył się w pościeli. Zarumienił się lekko, gdy mama Rona pomogła mu przebrać się w piżamę.
- Proszę bardzo. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, nie bój się i wołaj kogoś z nas - powiedziała, wychodząc z pokoju. Chwilę potem Harry znów popadł w rozpacz z powodu swoich nóg. W szpitalu miał na sobie gorset i nie mógł się w ogóle ruszać. Teraz, kiedy już nie był ograniczony, poczuł cały ciężar swego problemu. Nie był nawet w stanie przewrócić się do wygodniejszej pozycji.
Jak on ma teraz żyć? Nie będzie w stanie dostać się tam, gdzie będzie chciał. Cholera, jak on ma teraz poruszać się po Hogwarcie z tymi wszystkimi schodami, szczególnie, że dormitorium Gryffindoru znajdowało się w wieży? I Quidditch. Będzie musiał całkowicie rzucić latanie i nauczyć się zupełnie nowego sposobu na poruszanie się w otaczającym go świecie.

XxXxXxXxXxXx

- Pozwól mu zostać tutaj z nami, Albusie - błagała Molly. Kilku członków Zakonu, głównie ci, którzy znaleźli Harry’ego, plus państwo Weasley, dyskutowało nad tym, co zrobić z chłopcem.
- Przykro mi, Molly, ale to nie byłoby najlepsze dla Harry’ego. Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebuje, jest nadopiekuńczość. Musi się nauczyć, jak radzić sobie z nowymi ograniczeniami, musi nauczyć się polegać na sobie. I szczerze wątpię w to, że chciałby zostać właśnie tu, gdzie wszystko przypomina mu o Syriuszu.
- Więc gdzie go wyślesz? Remus jest często na misjach i, nie obrażając go, wilkołak nie będzie raczej w tym momencie najlepszym opiekunem dla Harry’ego. Co, jeśli coś się wydarzy podczas pełni? Jedynym innym wyjściem jest Hogwart, ale nie możemy liczyć na to, że profesor zawsze tam będzie, a Harry potrzebuje teraz kogoś, kto byłby przy nim przez cały czas - powiedziała pani Weasley.
- Zastanawiałem się, czy może ty, Severusie, miałbyś coś przeciwko temu, żeby przygarnąć młodego Harry’ego? - spytał Dumbledore ubranego na czarno czarodzieja, stojącego w głębi pokoju.
- Mówisz poważnie, Albusie? A co z Czarnym Panem? - zapytał Snape.
- Już ci nie ufa, Severusie, nie widzę więc powodu, abyś miał dłużej narażać swoje życie. Twoja posiadłość ma wystarczająco dużo osłon, by powstrzymać Voldemorta i śmierciożerców, jeśli tylko zmodyfikujesz swoje połączenie z siecią Fiuu. Jesteś jedyną osobą, której mogę zaufać, że nauczy Harry’ego, jak przetrwać, zamiast go rozpieszczać. Wiem, że miałeś kiedyś przyjaciela w podobnej sytuacji - stwierdził Dumbledore. Snape był oszołomiony. Dumbledore pozwolił mu się wycofać. Nie musiałby już dłużej szpiegować. Mógłby wrócić do swojego poprzedniego życia. Ale, oczywiście, tkwił w tym pewien haczyk. Musiał zająć się tym bachorem, Potterem. Może w swoim nowym… stanie… będzie mniej irytujący. - Nie można tak po prostu opuścić szeregów Czarnego Pana, Albusie. Beze mnie nie będziemy mieli nikogo wewnątrz - odparł Snape.
- Mam na to rozwiązanie, Severusie. Jeden z twoich Ślizgonów przyszedł do mnie pod koniec zeszłego roku szkolnego, prosząc o ochronę przed swoim ojcem, który chciał, by chłopiec został śmierciożercą. W końcu zdecydował się przyjąć Mroczny Znak i zostać szpiegiem. Mówiąc Voldemortowi, kto z jego sług odpowiedzialny jest za przecieki, zostanie dopuszczony do wewnętrznego kręgu, a ty będziesz mógł odejść - wyjaśnił Dumbledore. Padło jeszcze parę argumentów za i przeciw, aż w końcu wszyscy obecni zgodzili się, że Snape był najlepszym kandydatem.
- A więc ustalone - ogłosił Dumbledore. – Może powinieneś poświęcić jutrzejszy dzień na urządzanie pokoju dla Harry’ego, tak, byś mógł go zabrać tego samego wieczora lub następnego dnia rano?
- W porządku, Albusie – westchnął zrezygnowany Snape.
- Wspaniale!
XxXxXxXxXxXx

Harry większość następnego dnia spędził w łóżku. Spał do późna, więc Hermiona, Ron, Ginny oraz bliźniacy przynieśli mu lunch.
- Harry, proszę, powiedz nam, co się stało? - spytała Hermiona. - Czemu jesteś na wózku inwalidzkim?
- Jestem sparaliżowany – odparł bez owijania w bawełnę.
- C-co?- niedowierzała.
- Sparaliżowany. Paraliż. Nie mogę ruszać moimi własnymi cholernymi nogami! - wypluł gorzko.
- Och, Harry, tak mi przykro! - powiedziała dziewczyna. Zarówno ona, jak i Ginny, przytuliły go mocno.
- Nie ma powodu – odwarknął.
- Harry! Nie musisz być wobec nich taki chamski. Próbują jedynie pomóc – wtrącił się Ron. Brunet nie odpowiedział i przez chwilę siedzieli w ciszy.
- Przepraszam. Po prostu nie czuję się najlepiej – usprawiedliwił się Potter.
- W porządku, Harry. Całe twoje życie wywróciło się do góry nogami. Nie winię cię za to - odparła Hermiona.
- Zostaję tutaj? – spytał cicho. Nienawidził przebywania w domu Syriusza.
- Nie. Przykro mi, stary, ale wysyłają cię do Snape’a. Jak dla mnie, to oni oszaleli – odpowiedział Ron.
- Snape? - zapytał Harry. Ron kiwnął głową i Potter jęknął – Nie przeżyję tego lata.
- Nie martw się, damy ci sporo naszych produktów, żebyś mógł je na nim wypróbować – powiedział George.
- Naprawdę, jeśli Dumbledore mu ufa, to on musi być osobą, która teraz najlepiej się tobą zajmie. Jestem pewna, że jest cała masa zaklęć, jakich może cię nauczyć, by pomóc ci funkcjonować w otoczeniu. I nie będziesz musiał zostawać tutaj - dodała Hermiona.
- Pewnie masz rację - powiedział Harry. - Zawsze ją masz - zauważył, że nie może znaleźć zbyt wielu minusów mieszkania u Snape’a. Gdyby został tutaj, to miał pewność, że znalazłby się w środku gigantycznego, oszalałego tłumu, w którym każdy będzie potykał się z pośpiechu, aby mu pomóc, a to nie było coś, czego pragnął. Chciał przez chwilę być sam, a potem nauczyć się, jak sobie pomóc. Wszystkie te seriale, które nieustannie oglądała ciotka Petunia, uświadomiły mu, że są gorsze rzeczy i to, co się stało, to nie koniec świata.

Rozdział 3

Tego samego wieczora Snape zjawił się ponownie w kwaterze głównej, by zabrać stamtąd Harry’ego. Chłopak uwolnił Hedwigę, która przybyła na Grimmuald Place jakiś czas po nim, wiedząc, że odnajdzie go, gdziekolwiek będzie teraz mieszkał. Severus z łatwością posadził go na wózku i wprowadził do salonu, gdzie pożegnali się ze wszystkimi.
- Trzymaj się mocno, Potter, użyjemy świstoklika – powiedział Snape, wyciągając w stronę młodszego czarodzieja stary zegarek. Harry niechętnie chwycił go jedną ręką, drugą zaś przytrzymywał się obręczy. Chwilę potem wylądowali w niewielkim, skromnie umeblowanym salonie, w którym dominującymi kolorami były zieleń i czerń.
- Nie zamierzam cię rozpieszczać podczas twojego pobytu tutaj, Potter. Będę pomagał ci przez pierwsze kilka tygodni, ale liczę na to, że wkrótce znów będziesz mógł sam o siebie zadbać. Nauczę cię zaklęć, które pomogą ci w codziennym życiu. Mogą się one okazać przydatne także w Hogwarcie, więc mam nadzieję, że przyłożysz się do nich bardziej niż do Oklumencji.– Po tej krótkiej przemowie Snape poprowadził go korytarzem do pokoju, w którym zdecydowanie dominował kolor błękitny. Pod ścianą stało duże łóżko z kolumienkami, zaś za następnymi drzwiami znajdowała się łazienka, do której profesor wprowadził Harry’ego. W niektórych miejscach na ścianach zamontowane były uchwyty, takie same jak w toaletach publicznych przeznaczonych dla niepełnosprawnych.
- Będziesz musiał nauczyć się, jak wykonywać wszystkie czynności tylko za pomocą rąk. Uchwyty pomogą ci poruszać się w łazience. Będziesz potrzebował niewielkiego treningu, by wzmocnić siłę mięśni w wyższych partiach ciała, co znacznie zwiększy twoje możliwości ruchu. Teraz zostawię cię samego, byś mógł się zadomowić. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, wezwij skrzata domowego, Żużla. On będzie wiedział, gdzie mnie znaleźć, gdyby konieczna była moja pomoc – wyjaśnił Snape.
- Dobrze, proszę pana – odparł Gryfon.
- Osłony wokół domu umożliwiają ci używanie magii bez wiedzy Ministerstwa – dodał profesor, wychodząc z pokoju.
Harry nie bardzo wiedział, co ma ze sobą zrobić. Nieco niezdarnie podjechał do swojego kufra i wyciągnął z niego kilka podręczników. Równie dobrze mógłby odrobić pracę domową zadaną na wakacje. Kładąc na kolanach książki, kilka zwojów pergaminu, atrament i pióro, skierował się w stronę stojącego w rogu pomieszczenia biurka. Nie stało przy nim żadne krzesło, więc chłopak z łatwością przysunął się do niego i zaczął pracować. Zauważył, że dość szybko przyzwyczajał się do poruszania na wózku.
Po stosunkowo krótkim czasie był całkowicie wyczerpany. Ostatnie kilka tygodni spędził w łóżku i jego mięśnie łatwo się męczyły. Niechętnie przywołał skrzata domowego, który z kolei sprowadził Snape’a.
- Czego chcesz, Potter? – warknął Mistrz Eliksirów.
- Chyba nie mogę wydostać się z wózka – odparł Harry.
- A próbowałeś?
- Nie.
- To na co czekasz?
- Muszę się przebrać – powiedział Gryfon. Snape przewrócił oczami i machnął różdżką, dzięki czemu strój Harry’ego zamienił się na szare spodnie od piżamy i ślizgońsko zielony t-shirt. Powoli i nieporadnie zbliżył się do łóżka, szukając czegoś, na czym mógłby się oprzeć. Obok stał mały, ale stabilnie wyglądający stolik. Potter oparł o niego jedną rękę i pochylił się, by drugą dosięgnąć materaca. Spróbował się podnieść, ale udało mu się jedynie przesunąć o kilka cali, zanim jego mięśnie zaprotestowały.
- Żałosne – skomentował Snape.
- Przez ostatni miesiąc byłem przykuty do łóżka, profesorze, wydaje mi się więc, że to jest raczej normalne. Zapomniał pan najwidoczniej, że przez cztery tygodnie miałem na sobie gorset, który uniemożliwiał mi jakikolwiek ruch – odciął się chłopak. Starszy czarodziej uśmiechnął się drwiąco i od niechcenia położył Harry’ego na posłaniu.
- Od jutra zaczniesz pracować nad swoimi mięśniami – powiedział Severus i wyszedł z pokoju, gasząc po drodze światło.
Około dziewiątej Snape obudził Harry’ego, mrucząc pod nosem coś na temat leniwych bachorów. Użył tego samego zaklęcia, co poprzedniego wieczora, by przebrać chłopaka, po czym podniósł go z łóżka i niezbyt delikatnie posadził na wózku.
- Nie zamierzam wozić cię przez cały dzień, musisz sam zacząć za mną nadążać – powiedział Snape i opuścił sypialnię. Gryfon chciał za nim pojechać, ale utknął w drzwiach. Po kilku niezgrabnych próbach udało mu się w końcu wydostać na korytarz, na końcu którego zobaczył Mistrza Eliksirów. Tak szybko, jak tylko był w stanie, próbował dogonić profesora, ale było to praktycznie niemożliwe, jako że ten szedł dość szybko, a on sam nie był przyzwyczajony do wózka inwalidzkiego. Kiedy w końcu udało mu się dotrzeć do Snape’a stojącego już w innych drzwiach, jego ramiona osłabły z wysiłku.

Z drwiną wypisaną na twarzy profesor otworzył drzwi i wszedł do pokoju. Potter podążył za nim, ostrożnie manewrując wózkiem, by ponownie się nie zaklinować. W środku znajdowało się kilka sprzętów do ćwiczeń, coś, czego chłopak nie spodziewał się ujrzeć w rezydencji Snape’a.
Starszy czarodziej krótko wyjaśnił Harry’emu plan jego treningów. Najpierw miał wykonać kilka ćwiczeń rozciągających, potem zacząć podnosić, ważące po półtora kilograma, ciężarki. Gdy będzie w stanie podnieść je dwadzieścia razy bez przerwy, ich waga zostanie zwiększona o kilogram i według tego schematu będzie stopniowo rosła. Teraz mógł je unieść jedynie dziesięć razy. Później ćwiczył na paru urządzeniach, z których każde wzmacniało inne partie mięśni i, tak samo jak przy ciężarkach, stopień trudności miał zwiększać się proporcjonalnie do jego możliwości. Kiedy skończył wszystkie ćwiczenia, był kompletnie wyczerpany, a jego ramiona lekko drżały.
- Codziennie rano będziesz tu pracował nad siłą swoich rąk. Jeśli będziesz się obijał, dowiem się o tym. Mam nadzieję, że nie jest to dla ciebie zbyt trudne do zapamiętania? – spytał Snape.
- Nie, proszę pana – odparł Harry. – Eee… profesorze?
- Tak, Potter? – odwarknął Severus.
- Co mam robić przez resztę dnia?
- Jestem pewien, że znajdziesz sobie coś do roboty. Nie wchodź mi jedynie w drogę i nie zepsuj niczego – odrzekł nauczyciel i wyszedł z pomieszczenia. Gryfon westchnął i skierował się w stronę swojej sypialni. Jego ręce były niesamowicie zmęczone, kilka razy również pomylił drogę, jednak w końcu udało mu się dotrzeć na miejsce.
Gdy wjechał do pokoju, nie wiedział za bardzo, co ma ze sobą zrobić. Chciało mu się spać, ale nie miał pojęcia, jak wydostać się z tego cholernego wózka. Nie zamierzał też wołać Snape’a. W końcu, ogarnięty frustracją, wyciągnął różdżkę i rzucił na siebie zaklęcie lewitujące. Czar zadziałał i już po chwili leżał na łóżku. Lądowanie co prawda nie było zbyt przyjemnie, jako że zaklęcie nie było zbyt silne i spadł z wysokości jednego metra na materac, ale był zbyt wyczerpany, by się tym przejąć i już po kilku sekundach zapadł w sen.
Kilka godzin później Snape polecił jednemu ze skrzatów, by sprawdził, jak się ma jego podopieczny. Kiedy dowiedział się, że chłopak śpi, postanowił sam sprawdzić jego stan. Był nieco dumny z tego, że Gryfon samodzielnie dostał się do łóżka. To znaczyło, że się nie poddał i że nadal chce sobie pomóc. Pomimo całej swojej wcześniejszej nienawiści do chłopca, musiał przyznać, że Potter nie dawał tak łatwo za wygraną.
Harry obudził się koło południa i jego pierwszą myślą było to, że nie bardzo wie, jak dostać się z łóżka na wózek. Nie wierzył zbytnio w swoją celność i stwierdził, że przelewitowanie się na niego było dużo bardziej niebezpieczne niż na duży, miękki materac. Po chwili doszedł do wniosku, że przede wszystkim musi usiąść. Potem przesunął się na skraj posłania, pomagając sobie przy tym kolumienkami, które podtrzymywały baldachim. Odwrócił się przodem do wózka i spróbował na nim usiąść. Niestety, zapomniał wcześniej o hamulcach i krzesło odjechało kilkanaście centymetrów. Gdy Harry’emu już udało się odzyskać równowagę, ustawił hamulce i spróbował ponownie; tym razem mu się powiodło.
Pełen dumy, rzucił na siebie zaklęcie czyszczące i te, którego nauczył go Severus, by mógł zmieniać ubrania. Bardzo chciał wziąć normalną kąpiel, ale nie był pewien, czy sam by sobie poradził, a na pewno nie zamierzał pozwolić na to, by Snape go kąpał. Już sama ta myśl była śmieszna. Wyłączył hamulce i odjechał kawałek od łóżka, krzywiąc się na odgłos, jaki wydały jego nogi, gdy spadły z pościeli i uderzyły o wózek. Może i cały ten proces „wstawania” zajął mu pół godziny, ale udało mu się to zrobić samodzielnie.
Chwilę później w pokoju pojawił się Żużel, informując Harry’ego, że nadeszła pora na lunch. Chłopak podążył za skrzatem do pomieszczenia, które musiało robić za jadalnię. Wystrojem przypominało ono te niesamowicie fantazyjne pokoje z naprawdę długimi stołami, po których przeciwnych końcach mieli dziwny zwyczaj zasiadać bogaci ludzie. Żużel poprowadził go do miejsca prawie u szczytu stołu obok Snape’a. Brakowało tam krzesła czy dwóch i chłopak niezręcznie wsunął się w powstałą przestrzeń.
Wybór dań był dość duży i Gryfon, nie bardzo wiedząc, co wybrać, nałożył sobie po trochu tego samego, co Mistrz Eliksirów. Gdy kończył swój posiłek, Snape postawił na stole trzy buteleczki.
- A to po co? – spytał Potter.
- Pierwsza pomoże ci nadrobić brakujące kilogramy, druga zwiększy masę mięśni, a trzecia jest częścią leczenia twojego kręgosłupa. Dzięki niej będzie można zapobiec wszelkim komplikacjom – wyjaśnił Severus. Harry kiwnął głową i szybko przełknął mikstury, próbując zignorować ich obrzydliwy smak. Następnie nauczyciel przywołał do siebie książkę.
- Jeśli chcesz, tutaj znajdziesz informacje o paraliżach i zaklęcia, które mogą ci pomóc w codziennym życiu – powiedział i podał ją chłopcu.
- Dziękuję panu – odparł cicho chłopak.
- Możesz iść – rzekł Snape i szybkim krokiem wyszedł z jadalni. Harry położył książkę na kolanach i pojechał do pokoju. Po raz kolejny zaklinował się w drzwiach, a książka zsunęła się na podłogę. Zmarszczył brwi, próbując ją podnieść, ale nie mógł jej dosięgnąć. Cofnął się z przejścia i podjechał bliżej poradnika, ale wciąż nie był w stanie go chwycić. Spróbował jeszcze raz, tym razem ustawiając się pod innym kątem i wreszcie mu się udało. Lekko podirytowany, wjechał do środka i rzucił książkę na biurko, kompletnie ją ignorując. Nie miał zamiaru jej czytać. W jakiś sposób to wszystko wydrukowane na papierze stawało się dla niego zbyt realne.
Reszta dnia przebiegła spokojnie. Kolacja wyglądała mniej więcej tak samo jak lunch, z tą różnicą, że tym razem miał do wypicia tylko jedną miksturę – tę, która miała mu pomóc przytyć. Severus patrzył wilkiem, jak małą porcję jedzenia nałożył sobie Harry, ale nie skomentował tego nawet jednym słowem.
Wieczorem chłopak znów przymierzał się do przelewitowania się na łóżko, ale kiedy uniósł się na kilka centymetrów, zaklęcie zaczęło słabnąć. Nie chcąc wylądować na podłodze, przerwał czar, zanim znalazł się zbyt wysoko. Wzdychając, spróbował wydostać się z wózka, używając samych ramion, ale okazało się, że wciąż jest zbyt słaby, by poradzić sobie bez pomocy nóg. Ostrożnie przesunął się na jego krawędź i spróbował rzucić zaklęcie bardzo sz...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin