egzorcyzm-z-mediumizmu.pdf

(243 KB) Pobierz
Świadectwo: Egzorcyzm
z mediumizmu
Mam dzisiaj 36 lat i jestem 8 lat po odprawianym nade mną
wielkim rytuale egzorcyzmu z powodu mediumizmu. Niesamowita
historia.
Moja historia rozpoczyna się w roku 1863 kiedy mój prapradziadek
został po powstaniu wraz z rodziną wysiedlony na Syberię. Wyjazd z
Polski był równoznaczny z opuszczeniem rodzinnych stron
mazowieckiego dworu w którym religia katolicka była oczywistością, a
wejściem w kulturowe konteksty Rosji końca XIX wieku. Sytuacja
materialna mojej rodziny w Rosji na samym początku zesłania była
zła, ale szybko ustatkowała się na tyle, że mój pradziadek kształcił się
we Władywostoku w szkole prowadzonej przez Niemców, rozmawiał
tylko po rosyjsku i niemiecku, porzucił praktyki katolickie, fascynował
się teozofią. Dobrze płatny zawód pozwalał mu na dalekie wycieczki
na północ, w dzikie regiony Syberii gdzie był surowy nietknięty
chrześcijaństwem szamanizm, gdzie jak wspominał podległ z
1283317190.002.png
kolegami jakimś obrzędom, które miały powiększyć jego zdolności
medialne. „Bycie medium” w tamtym środowisku było modne, nieraz
oszukiwano podczas seansów, aby skupić na sobie uwagę
towarzystwa, ale pradziadek podczas syberyjskiej inicjacji uzyskał coś
prawdziwego, co na samym początku dawało mu wielką satysfakcję,
ale z czasem przeraziło na tyle, że wypytywał jak się tego pozbyć.
Odpowiedź jaką uzyskał była mroczna, nie da się tego pozbyć. Co
więcej „cechy mediumizmu” pozostaną w rodzinie i będą dziedziczone
przez kilka pokoleń, mogą co najwyżej być uśpione poprzez nie
używanie ich.
Po odzyskaniu niepodległości pradziadek z rodziną zamieszkał w
Warszawie, jego córka została żoną znanego piłsudczyka,
zafascynowanego seansami spirytystycznymi Stefana Ossowieckiego.
Ossowiecki namawiał babcię, aby z nim współpracowała, nalegał, że
wyczuwa jej nadzwyczajne cechy które nazywał „wrodzonymi”,
„wartymi uruchomienia”, ona poruszona tymi komplementami
zastanawiała się nad współpracą, czemu jej zainicjowany na Syberii
Ojciec bardzo się sprzeciwiał. Rozmawiano wówczas o tym, że on
doświadcza pewnego rodzaju cierpienia i nie chce żeby z córką było
podobnie, że przestrzega ją przed zainteresowaniem tymi sprawami,
że żałuje tego co robił kiedyś, ale nie widzi możliwości cofnięcia
sprawy. Powstrzymało ją to przed zabawowym uczestnictwem w
seansach, ale podczas wojny i okupacji jej nastawienie do możliwości
poszukiwania zaginionych i wypytywania się zmarłych o różne rzeczy
zmieniło się, spirytyzm nabrał bardzo praktycznego wymiaru, był też
nęcącym substytutem duchowości, bo wiary w sensie katolickim to
środowisko już nie posiadało. Niedawno starsza osoba z rodziny
opowiadała mi że z dzieciństwa spędzonego w schronach
bombardowanej Warszawy pamięta ciągle odprawiane tam seanse
1283317190.003.png
spirytystyczne. Kładziono talerzyk na stole, siadano wokół i
wypytywano „duchu duchu, powiedz nam czy Iksiński żyje”, a „zawołaj
ducha Kowalskiego niech się wypowie czy można przejść bezpiecznie
do tamtej ulicy, czy tam strzelają”. I rzeczywiście, niekiedy
otrzymywano zupełnie trafne odpowiedzi. Podobnie jak u pradziadka u
Babci po okresie zadowolenia z mediumizmu nadchodził okres
cierpienia, do którego w wesołym z natury i trzeźwo myślącym
środowisku nie było się przed kim przyznać. Po II wojnie nie było już
seansów, było już tylko cierpienie. Mama pamięta dziadka, który jej
jako dziecku w prostych słowach tłumaczył. „Jest coś takiego jak
spirytyzm, ludzie czasem z ciekawości z nudów chcą rozmawiać ze
zmarłymi. Ale tego nie wolno robić, ja to kiedyś robiłem i bardzo się po
tym cierpi, niestety po tym co robiłem, a jest to tak jakbym coś
odgrzebał głęboko spod ziemi, moja rodzina będzie już to mieć i ty też.
To są skomplikowane sprawy. Najważniejsze dla ciebie jest, żebyś
nigdy nie pozwoliła przy sobie robić nic związanego z wywoływaniem
duchów, czy jakimś dziwnym leczeniem. Jeżeli ktoś ci będzie prawił
komplementy że jesteś medium, to nie rozmawiaj z nim, jeżeli gdzieś
towarzystwa będzie chciał wywoływać duchy to pamiętaj, że ty
wychodzisz, masz nie zwracać uwagi czy to grzecznie że wyjdziesz
czy nie, tylko uciekać. Bo jak oni będą bez ciebie to im się
najprawdopodobniej nic nie uda. A z tobą może się udać i będą z tego
straszne rzeczy.” Czasy komunizmu rodzina przeżyła dość spokojnie,
jakby cała sprawa odchodziła w niepamięć, obrosła nawet nieco
żartobliwą legendą. W latach 70 kiedy zaczynały się pojawiać w
Polsce przemycane z zachodu druki z rysunkami aury ludzkiej, ciał
astralnych, było w rodzinie kilka rozmów uzgadniających, że wszyscy
to widzą mniej więcej tak jak na rysunkach i że każdy nieraz
zastanawia się nad sobą, czy nie jest wariatem. Te rozmowy miały
jakiś uspokajający charakter, że skoro kilka osób widzi to samo, na
1283317190.004.png
jakimś wspólnym znajomym i może o tym spokojnie pogadać, no to
widać to obiektywnie istnieje. Bardziej niepokoiły zwierzenia o tym, że
każde z nas kilkakrotnie miało doznania związane z wychodzeniem ze
swojego ciała, tego nikt nie pamiętał jako przyjemne.
Moje najwcześniejsze wspomnienia z dzieciństwa, pierwsze
zapamiętane obrazy mają już na sobie pewne rzeczy których inne
osoby nie widzą. Mama rozmawiała ze mną o tym tak jak się
rozmawia z dzieckiem poznającym świat, wyjaśniła mi, że inni tego nie
widzą, żeby nie rozmawiać o tym z nikim, bo zostanę uznana za
wariatkę, ale żeby się nie przejmować, ponieważ ona to widzi i babcia
widziała i pradziadek, widzimy, „bo jesteśmy mediami” ,że jest to jakby
uśpione i co „nie ruszane nie sprawi mi kłopotu”. Pamiętam też z
dzieciństwa wizyty duchów, białego stojącego koło szafy i czarnego
wiszącego nad moim łóżkiem, budziła mnie ich obecność, otwierałam
oczy, ale nie mogłam się przez parę chwil poruszyć, było mi duszno
tak jakbym się czymś zachłysnęła, było to jednak tylko kilkanaście
zastanawiających momentów w dzieciństwie szczęśliwym i
spokojnym.
Od reszty rodziny odróżnia mnie to, że byłam u pierwszej Komunii
Świętej. Prowadzono mnie na nauki związane z tym sakramentem
„żebym nie była inna od dzieci w klasie”, bo mieszałyśmy w
robotniczej, „po wiejsku” wierzącej dzielnicy, gdzie by nas babcie
kolegów z klasy mocno wzięły na języki jakbym nie chodziła na religię,
podśmiewywano się z panujących tam „wiejskich klimatów”, ale jednak
prowadzono. Moja wiara jaka dostałam od prostej katechetki
zakonnicy była szczera, ale niepodtrzymywania zanikła wraz z
wiekiem dojrzewania. Życie sakramentalne wznowiłam na studiach,
pod wpływem wierzącego środowiska. Jazda zaczęła się nagle, kiedy
1283317190.005.png
pojechałam na obóz środowiska studenckiego, na którym przez ścianę
z nami mieszkali chłopcy którzy codziennie chodzili na Mszę Św.
Ponadto pościli w intencji pielgrzymki do Częstochowy, na której czas
pokrywał się z pobytem na obozie, ofiarowywali to za uczestników. W
moim pokoju nocą chodziła ciągle ciemna postać smukłego
mężczyzny bez rozpoznawalnej twarzy, której kroki i obecność
zauważali niekiedy także i inni. Robili różne teorie, że być może jest to
dusza zmarłego, ja jednak wiedziałam że jest to zjawa towarzysząca
mi od dzieciństwa, która zmieniła sposób zachowania. Nie spałam w
ogóle ponad tydzień, obecność ducha łączyła się z ukazywaniem mi
obrazów różnych grzechów i złych sytuacji, odległych morderstw i
umarłych, wiązało się to z uczuciem przytłoczenia cudzymi grzechami,
tak jakby on dzielił się swoją pamięcią o świecie przechwalając się
złem i zwalał je na mnie, nieracjonalne poczucie przytłoczenia było z
godziny na godzinę większe. Doznawałam wielkiej ulgi w obecności
Najświętszego Sakramentu który był w kaplicy gdzie się spowiadałam,
ale zaraz po wyjściu robiło się jeszcze gorzej, naprawdę zaczynałam
w tym wszystkim tracić trzeźwość.
Podczas tych bezsennych nocy przypominałam sobie dokładnie co ja
wiem o sobie, co wiem o Bogu, co wiem o mediumizmie, co wiem
moim życiu sakramentalnym i dochodziłam do wniosku, że muszę
koniecznie coś z tym zrobić, bo tylko udaję przed sobą, że rozumiem
kiedy mówią „widzisz takie rzeczy, bo jesteś medium”, przyjmowałam
jako dziecko co mówią, ale teraz dosyć tego. Zrozumiałam, że
światopogląd w którym mnie wychowano nie wytrzymuje próby mojej
sytuacji i nie jest kompatybilny z katolicyzmem, który usiłowałam w
sobie kształtować. Zadzwoniłam do domu i zapytałam co konkretnie
mają na myśli powtarzając, że "to nie ruszane nie sprawia kłopotu”, co
to znaczy „nie ruszać tego” i odpowiedziano mi „nie należy za bardzo
1283317190.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin