Kieniewicz Stefan - DERESZEWICZE 1863.rtf

(631 KB) Pobierz

Stefan Kieniewicz

Dereszewicze 1863

 

PRZEDMOWA

Przeszłość własnej rodziny interesuje mnie, jako historyka, w podwójnym aspekcie. Jest ta przeszłość, po pierwsze, pod­glebiem, na którym ukształtowała się moja osobowość własna; lecz jest ona także wycinkiem historii całego narodu (społe­czeństwa, klasy społecznej) — tej historii, którą studiuję w spo­sób naukowy. Czy historia narodu sprawdza się na losach rodziny? Czy naświetla je w szczególny sposób? Czy przeciw­nie, historia rodzinna może rzucić nowe światło na ogólniej­sze problemy? Oto pytania, które siłą rzeczy zadaje sobie badacz — zwłaszcza dziejów XIX stulecia.

M ało który inteligent w Polsce umie sięgnąć rodzinną pa­mięcią dalej wstecz niż do trzeciego pokolenia. Tyle naszych rodzin przeżyło niedawnymi czasy jedno albo i dwa wyko­rzenienia, tyle przy tym poginęło pamiątek! Dom mój rodzin­ny, Dereszewicze na Polesiu, opuściłem późną jesienią 1918 roku. Miałem wtedy lat jedenaście; w dziecinnych oczach pozostał mi obraz domu, ogrodu, krajobrazu nad Prypecią. Wspomnieniem sięgać mogę ostatnich lat „przed potopem”, to jest przed rokiem 1914. Ojciec mój, Antoni Kieniewicz (1877— 1960), spisał na schyłku życia pamiętnik, dotąd ręko­piśmienny, w którym opisał szczegółowo nie tylko własne ży­cie, ale i wygląd domu i okolic, i funkcjonowanie gospo­darstwa. Zaczyna się to opowiadanie około roku 1880; o spra­wach wcześniejszych pisze mój ojciec niewiele i (jak zdołałem to sprawdzić) nie zawsze dokładnie.

Moja cioteczna siostra, Janina z Puttkamerów Żółtowska (1889—1968) udzieliła w drukowanych wspomnieniach Inne czasy, inni ludzie (Londyn 1959) dużo miejsca pobytom swym w Dereszewiczach pomiędzy 1895 a 1910 rokiem. Są w tej relacji sugestywne opisy domowych wnętrz, poleskich pejzażów,

są odtworzone plastycznie ludzkie charaktery i jest nieco hi­storiozoficznych rozważań. Wszystko to oglądane z perspektywy salonu i tak samo nie sięgające w głąb XIX wieku.

Niespodziewanie dla mnie ujawniła się dokumentacja, która naświetla historię Dereszewicz w latach nieco wcześniejszych, w połowie tamtego stulecia. „Są to mianowicie listy pisane przez siostrę mego dziadka, Jadwigę Kieniewiczównę, do przy­jaciółki Heleny Skirmuntowej. Córka adresatki, panna Kon­stancja Skirmunt (zmarła w 1934 r.) wszystkie swoje papiery rodzinne przekazała literatce Marii Bruchnalskiej, która opra­cowywała w tym czasie życiorysy kobiet-uczestniczek powsta­nia styczniowego (nazywało się to: Ciche bohaterki;). Zamierzała pisać i o Helenie Skirmunt, zesłanej w latach 1863— 1867 za działalność patriotyczną. Nie zrealizowała zamiaru, ale papiery Skirmuntów dzięki temu ocalały. Spadkobiercy Marii Bruch­nalskiej przekazali je po ostatniej wojnie do Ossolineum we Wrocławiu.

Listów ciotki Jadwigi jest w tym zespole stosunkowo dużo, obejmują one lata 1850— 1874. Aż do roku 1867, tzn. do wyjazdu Jadwigi za granicę, śą one głównie pisane z Dere­szewicz. Większość ich (w sumie 130) zawiera się dziś w ręko­pisach pod sygnaturą 13823 i 13824; pojedyncze również pod sygnaturami 13817, 13818, 13822. Jest w bloku tym dotkliwa luka — nie ma listów z bardzo ważnych lat 1861 — 1862. Jed­nakże brak ten daje się uzupełnić.

Helena Skirmuntowa zmarła 1 lutego 1874 roku. Ciotka Jadwiga, wówczas zamieszkała w Rzymie, zatroszczyła się

o              uczczenie pamięci przyjaciółki, która nie tylko była patriotką, ale też utalentowaną malarką i rzeźbiarką. Do napisania sto­sownego życiorysu namówiła Bronisława Zaleskiego (1819 — 1880), działacza konspiracyjnego i sybiraka, na emigracji dzien­nikarza związanego z Hotelem Lambert. Zaleski mieszkał w Rzymie i — jak się wyraziła ciotka Jadwiga (w kwietniu 1871 r.) — należał prawie do rodziny. Skontaktowała więc z nim córkę zmarłej, Konstancję, która z kolei przygotowała „Łaskawemu autorowi Bronisławowi Zaleskiemu do życiorysu Heleny Skirmunt materiał”. Obejmuje on obszerne wspomnie­nie o matce, wyciągi z korespondencji (głównie z listów He-

\'r - '. ~7'- ♦ - * f 2■ *■'; *' *• • - ^ y i. v.,. v *•. v.. ■;              , . ; ■ ' , . ^ .- . "*•• . - *              -

7

leny do jej własnej matki, Hortensji Skirmuntowej), a przede wszystkim wyselekcjonowane odpisy z kalendarzyków Heleny. Cały materiał ów znajduje się dzisiaj w niezinwentaryzowancj partii zbiorów Ossolineum (akcesja, nr 155-7/72). Na jego to podstawie, a także opowiadań Jadwigi Kieniewiczówny, skreślił Bronisław Zaleski życiorys H. Skirmuntowej, który ukazał się drukiem w Poznaniu u Żupańskiego w 1876 roku pt. || tycia Litwinki ¡827—1874. Z listów i notatek. W książce tej inicja­torka wydawnictwa występuje jako ,Jadwiga K... z Deresze- wicz”. Zostały tu zacytowane również fragmenty listów Heleny do Jadwigi, których oryginały uległy zatracie.

Dochowały się natomiast oryginały tych dokumentów, z któ­rych sporządzała wyciągi Konstancja Skirmuntówna. Bardzo to dla nas istotna okoliczność, jako że owe wyciągi sporzą­dzane były ze zrozumiałą dyskrecją. Listy Heleny Skirmun­towej do matki, ważne, gdy idzie o nasz temat, zwłaszcza dla lat 50-tych, noszą dziś sygnatury 13819 i 13820; kalen­darzyki z lat 1855—1863 (nie dochował się rocznik 1857) znajdują się w akcesji, nr 154/72. Do staroświeckich, zeszło- wiecznych kalendarzy gospodarskich wklejała p. Skirmuntowa kartki lichego przeważnie papieru, na których notowała ołów­kiem, niezmiernie drobnym maczkiem i z wielkimi skrótami, zdarzenia każdodzienne — w tym drobiazgowo o każdym spot­kaniu z Jadwigą czy to w Dereszewiczach, czy gdzie indziej. Kalendarzyki przynoszą, powiedziałbym, więcej informacji ani­żeli listy Jadwigi, zwłaszcza zaś wypełniają sygnalizowaną już lukę lat 1861 — 1862, lat manifestacji patriotycznych i wstrzą­sów agrarnych.

¡Korespondencję obu przyjaciółek, obfitą i wielomówną, wypełniają przede wszystkim ich osobiste sprawy: ich uczucia wzajemne, ich zainteresowania artystyczne, ich pobożne roz­myślania. Nie ma w listach ciotki Jadwigi, niestety, systema­tycznej "kroniki życia dereszewickiego; w co drugim — co trze­cim liście znajdzie się wzmianka o innych domownikach, jesz­cze rzadziej o sprawach publicznych. Listów jednak jest dużo, blisko paręset; historykowi udaje się z nich wyłowić owe wzmianki. Uporządkowane i posegregowane, pozwalają odtwo­rzyć jako tako ciąg wydarzeń na przestrzeni lat kilkunastu,

wyrobić sobie pojęcie o tym, jak przeżyły Dcreszewicze pow­stanie styczniowe.

Listy Jadwigi i zapiski Heleny nie są, to pewna, źródłem obiektywnym. Odzwierciedlają mentalność i uczuciowość dwóch Polek — patriotek ze sfery ziemiańskiej, przeżywających w spo­sób egzaltowany ową epokę romantycznej egzaltacji. Bliższych i dalszych krewnych, lub znajomych, ich udział w politycz­nych wydarzeniach oceniają z osobistego punktu widzenia, niekiedy w sposób namiętny. Tak jednak szczęśliwie się zło­żyło, że ową korespondencję rodzinną, z niejednego względu tendencyjną, udało mi się skonfrontować z niezależnymi od niej świadectwami.

Pomiędzy 1858 a 1862 rokiem bywał kilkakrotnie w De- reszewiczach kuzyn Jadwigi, Hieronim Władysław Kieniewicz, syn jej stryja Feliksa. Ow krewniak urodzony na emigracji we Francji, z zawodu inżynier budujący koleje żelazne w głę­bi Rosji, tkwńł głęboko w rewolucyjnej konspiracji, polskiej i rosyjskiej. Został aresztowany 5 czerwca 1863 roku na stacji granicznej Aleksandrowo, w chwili gdy wracał z ważnej po­litycznej misji do Paryża. W rok potem, 6/18 czerwca 1864, został rozstrzelany w Kazaniu. Akta jego sprawy przechowy­wane są w Archiwum im. Rewolucji Październikowej w Moskwie (fond 39, opis 2, dieło 56, 81, 85).

Rzecz niezwykła: dochowały się w owym dossier chyba wszystkie papiery, odebrane Kieniewiczowi w chwili areszto­wania, oraz zabrane z jego pied a terre w Moskwie, wśród nich między innymi jego kalendarzyki, zapiski i korespondencje prywatne. Można tu znaleźć także nieco materiału do spraw dereszewickich, a w szczególności do ówczesnego zatargu Fe­liksa Kieniewicza z właścicielami Dereszewicz. Jest o tym mo­wa i w zeznaniach śledczych Hieronima Władysława; zostały one opublikowane w wydawnictwie: Współpraca rewolucyjna pol­sko-rosyjska, tom II, Moskwa 1963. Niejedna sprawa, znana nam z listów ciotki Jadwigi, znajduje tu naświetlenie cokol­wiek odmienne.

Powiat mozyrski guberni mińskiej, w którym położone były Dcreszewicze, należał do najbardziej zapadłych zakątków Kre­sów Wschodnich; niewiele zdarzyło się tam, sądząc z pozoru, nawet w roku 1863. Nie prowadziłem na ten temat wy­

czerpującej kwerendy, ograniczając się do drukowanych pamięt­ników, do wzmianek encyklopedycznych i prasowych. W kilku wydawnictwach źródłowych radzieckich znalazłem jednak do­kumenty urzędowe władz carskich, tyczące się Dereszewicz, zwłaszcza zaburzeń włościańskich 1861 roku. Do losów Ko­ścioła katolickiego na Polesiu w tychże czasach przynosi nie­co danych wydawnictwo biskupa Pawła Kubickiego: Bojowni­cy kapłani za sprawę Kościoła i Ojczyzny, część 2, tom I — IV', Sandomierz 1936—1940.

Nie zamierzam pisać tu życiorysu Jadwigi Kieniewiczówny, na który zasługuje skądinąd; była malarką amatorką, i zna­lazła się nawet w Słowniku artystów polskich (t. III, s. 407, biogram pióra Z. Prószyńskiej). Była również pobożną duszą; jednak nie czuję się kompetentny do analizowania: ani jej przeżyć duchowych, ani jej aktywności artystycznej. Wyko­rzystuję natomiast pozostałe po niej materiały do odtworzenia historii Dereszewicz w połowie XIX wieku. Historii, która — tak się na nią dzisiaj zapatruję - stanowiła prefigurację ka­tastrofy, jaka spotkała Dereszewicze (i wszystkie dwory kreso­we) w następnym stuleciu. Jedynie w tym aspekcie historia poniższa nieść może głębszy sens dla dzisiejszego czytelnika — nie koniecznie członka rodziny.

Odnośniki do listów ciotki Jadwigi podaję w tekście, w na­wiasach, oznaczając tylko ich datę, według starego stylu, ewentualnie z inicjałami JK. Podobnie samą tylko datą ozna­czam odnośniki do kalendarzyków Heleny Skirmuntowej, w ra­zie potrzeby z inicjałami HS. Stary styl (kalendarz juliański) obowiązywał w Rosji, choć nie w Królestwie Kongresowym. Późnił się on w XIX wieku o 12 dni w stosunku do ka­lendarza gregoriańskiego, czyli nowego stylu. Ilekroć zatem mowa jest w książce o sprawach dziejących się, o listach pisanych poza Polesiem i poza obrębem Cesarstwa, stosujemy w datach nowy styl. Tam zaś, gdzie może zachodzić wątpli­wość, wprowadzamy datę łamaną. Również łamaną datą po­sługują się obie przyjaciółki w roku 1863, w pierwszych ty­godniach powstania, antycypując jak gdyby upadek caratu.

Odnośniki do książki Zaleskiego oznaczam inicjałami BZ, z podaniem strony. Wszystkie inne źródła powołuję w przy­pisach.

Mieszkańcy dworu

Dwór w Dereszewiczach wystawiony został w połowie lat dwudziestych zeszłego stulecia, nad stromym, lewym brzegiem Prypeci, mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Pińskiem a Mozyrzem. Był drewniany, na wysokim podmurowaniu, szalowany deskami; ściany malowane na jasnoszaro, dach z gontu na czerwono, obramowania okien i kolumny biało tynkowane. Był to dwór, nie pałac, chociaż o pałacowym za­kroju. Główną jego ozdobę stanowiły dwa klasycystyczne por­tyki czterokolumnowe: jeden prostokątny, od północnego za­jazdu, drugi półokrągły, z wystawą południową od rzeki. Architektonicznie bryła okazała się szczęśliwie harmonijna, za­nim jej nie zepsuła fatalna przybudówka z końca XIX wieku. Widok domu od strony rzeki, nadbiegającej ku niemu szero­kim zakolem, był rzeczywiście uroczy. Rzadki turysta, nadpły­wający statkiem lub łodzią od zachodu, dostrzegał Deresze- wicze, wyłaniające się zza zakrętu, jako cacko architektury, zgoła nieoczekiwane pośrodku odludzia: borów, łąk, jezior, mokradeł, z rzadka zamieszkałych przez ludność ubogą i dziw­nie pierwotną w odczuciu polskiego przybysza. Takim właśnie oglądali ów dwór uczestnicy „ekskursji z Pińska do Dere- szewicz”, krajoznawczej wyprawy odbytej w roku 1829 przez grupę młodych warszawiaków1. Dwór był wówczas tylko co wykończony i sprawiać mógł wrażenie oazy nowoczesności cywilizacyjnej w sercu poleskiej głuszy.

Przerzućmy się obecnie „w dwadzieścia lat potem”, według terminologii starego Dumasa. W połowie stulecia rezydował w Dereszewiczach Hieronim Kieniewicz, chorąży mozyrski, żonaty z Katarzyną z Horwattów.

1 Rękopis 934 Biblioteki Kórnickiej.

Kieniewiczowie, dość licznie rozrodzeni na Białorusi (wów­czas mówiono: „na Litwie”) byli rodziną raczej drobno- niż średnioziemiańską. Jeden tylko z nich zrobił majątek: Antoni Nestor Kieniewicz, a stało się to na przełomie stuleci, w cza­sie upadku Rzeczypospolitej. Padały wtedy w gruzy liczne fortuny magnackie i wielkoziemiańskie, a na ruinach tych wyrastały fortuny nowe, w ręku dorobkiewiczów średniego pokroju. Sprzyjał ten czas ludziom śmiałym i zręcznym, a po­litycznie nie skompromitowanym. Fakt konkretny: Antoni Ne­stor Kieniewicz opuścił rodzinny majątek Darew w powiecie nowogródzkim, nabył zaś kompleks dóbr, później nazwany Dereszewiczami. Niniejszą informację, zaczerpniętą z tradycji rodzinnej, tłumaczyłem sobie w ten sposób, że Darew został sprzedany. Tymczasem z miscellaneów Radziwiłłowskich, prze­chowywanych w Archiwum Głównym Akt Dawnych, wynika niezbicie, że jacyś Kieniewicze siedzieli w Darewie jeszcze w roku 1819. Nie wchodziła więc w grę sprzedaż majątku w wypadku Antoniego Nestora, lecz raczej dział rodzinny lub spłata. Transakcja taka nie mogła dać wiele memu prapra- dziadowi, gdy opuszczał rodzinne strony.

Darew był posiadłością niewielką; po uwłaszczeniu, w 1880 r. folwark liczył 324 morgi, tj. 160 ha, przypuśćmy że i dobrej ziemi. Dobra dereszewickie, podaje mój ojciec, miały 60 ty­sięcy dziesięcin — prawda że przeważnie nieużytków, bo i lasy poleskie nie przedstawiały wtedy handlowej wartości. Czy owych 60 tysięcy dziesięcin nie jest amplifikacją, mniejsza

o              to, zaprzeczyć się nie da, że Antoni Nestor powiększył obszar swego posiadania więcej niż stukrotnie.

Jak się to mogło stać? Dereszewicze w XVIII wieku na­leżały do Jezuitów. Być może była to fundacja Chodkiewi- czowska, jako że do Chodkiewiczów należał sąsiadujący z De­reszewiczami od wschodu Petryków. Po kasacie zakonu (1773) dobra jezuickie nominalnie tylko przeszły na rzecz Komisji Edukacji Narodowej. Znaczna ich część została rozdrapana przez mało skrupulatnych likwidatorów. Odznaczył się wśród nich, jako prezes Komisji Rozdawczej Litewskiej, biskup wileń­ski Ignacy Massalski, smutnej pamięci później targowiczanin, powieszony przez lud warszawski 28 czerwca 1794 r. Nie dziwi

nas więc, że Dereszewicze stały się po kasacie własnością Massalskich. Antoni Urbański'-* zasłyszał, zapewne od rodziny, że Kieniewiczowie nabyli ten majątek od Heleny z Massal­skich Potockiej. Owa wielka dama lekkiego prowadzenia, l“voto księżna de Ligne (1763— 1815) była synowicą biskupa; w ostat­nich latach XVIII wieku wyprzedawała ogromne, lecz silnie zadłużone dobra, wynosząc się definitywnie z kraju. Pewno więc i Dereszewicze sprzedała za bezcen; obłowili się Massal­scy na jezuitach, mogli i Kieniewicze obłowić się na Massal­skich. Ale i klucz kupiony za bezcen wymagał finansowego wkładu.

Nic prawie o Antonim Nestorze nie przekazała tradycja rodzinna. Piękny jego portret pędzla wilnianina Jana Damela (1780—1840) spłonął, niestety, w mieszkaniu moich rodziców, w powstaniu warszawskim. Datowałbym go na czasy raczej ponapoleńskie niż napoleońskie; figurował na nim dość otyły mężczyzna lat 40 — 50, w niebieskim fraku, trzymający w ręku duży arkusz papieru. Przypuśćmy: raczej dokument urzędowy niż utwór literacki. Urodzić się więc mógł ów antenat w la­tach 70-tych wieku Oświecenia; skoro zaś piastował z wyboru urząd podkomorzego nowogródzkiego, siedział za cara Pawła chyba jeszcze w Darewie? Przeniósłby się zatem na Polesie około roku 1800 lub niedługo potem. Nie próbujmy dochodzić, jak się „ustawiał” wcześniej, wobec Trzeciego Maja, Targo­wicy, Insurekcji i pierwszych spisków po trzecim rozbiorze.

Niech nam wystarczy, że nazwisko jego nie występuje w źró­dłach owego czasu.

W Archiwum Radzi wilio wskim w AGAD dochowały się dwa listy Antoniego Nestora do ordynata kleckiego Józefa Radziwiłła, datowane „18 maja i 28 julija” 1808 roku z Łob- czy3. Tytułuje się w nich mój prapradziad sędzią ziemskim mozyrskim; wyższą godność podkomorzego osiągnął widać w późniejszych latach (podkomorzym mozyrskim nazywa go Stanisław Dangeł1). Oba listy tyczą się spraw sądowych, figu­rujących na mozyrskiej wokandzie, interesujących widocznie księcia ordynata. W drugim z nich mowa jest o niejakim Maksymilianie Ramulcie, który ubiegał się o stanowisko ksią­żęcego plenipotenta w Dawidgródku. Pismo jest ładne, czy­telne, natomiast ortografia dość swoista. Ton w miarę uniżony, akcentujący jednakże swego rodzaju zażyłość: ,jako wierny Jego przyjaciel życzę Xięciu Dobrodziejowi... Jeżeli W.X.Mość cokolwiek ufasz moiemu Charakterowi, wierzay że W. Regient Ramult nić względem Xięcia niewinien...” Oto charaktery­styczne zakończenie drugiego z tych listów:

„Wynaydź Panie Strzodki Swey mądrości doręczną; aby Intryga w naszym nicgurowała Powiecie, a Skutek w tym pomyślny Uczyni mię tkliwszym ieszcze do przekonywanja. '/o Jestem z naywyższym Uszanowaniem Jaśnie Oświeconego Xiążenćia JM Dobrodzieja Nayniższym Sługą

A Kieniewicz Sędzia ziem. Mozyr.” Koperta opatrzona czerwoną lakową pieczątką z herbem Rawicz adresowana: nJaśnie Oświeconemu Xięciu Jmości Ra­dziwiłłowi woiewodzie Trockiemu Taynemu Sowietnikowi Ka­walerowi Orderów wielu Dobrodziejowi w Radziwillimontach pilno”5.

Ożenił się Antoni Nestor w połowie lat 90-tych z Odyń- cówną — czyżby za nią wziął duży posag? Rodzina nie odno­towała nawet jej imienia; mogła być ciotką literata Antoniego

Edwarda, siostrą księdza Cypriana Odyńca, archidiakona bia­łoruskiego w Połocku, później biskupa sufragana mohylowskiego (um. ok. 1818) 1 Pozostawiła tradycję femme fatale i osoby „zdaje się lekkiego prowadzenia, której zła i wybuchowa na­tura musiała stać się powodem samobójstwa męża”7. Na pew­no da się stwierdzić tylko jedno: urodziła mężowi sześcioro czy siedmioro dzieci. Kiedy umarła, nie wiemy; na jakim tle jej mąż popełnił samobójstwo, także nic wiem. W rodzinie Kieniewiczów niechętnie rozmawiało się o rzeczach nieprzy­jemnych.

Zgon Antoniego nastąpił najpóźniej w roku 1822, gdyż pod tą datą spisany został „dokument dzielczy” pomiędzy trzema synami8. Zasady tego aktu znam z pamiętnika Ojca. Dobra dereszewickie zostały podzielone na trzy pasy biegnące równolegle z północy na południe, wszystkie w dolnej części przecięte biegiem Prypeci. Najstarszy Hipolit“ wziął pas środ­kowy | siedzibą w Paulinowie (Pawlinowie). Drugi z kolei Hieronim — pas wschodni, mianowicie Łopczę. Najmłodszy Fe­liks — pas zachodni, gdzie dotąd żadnej rezydencji nie było. Feliks też właśnie, po przeprowadzeniu działu, wystawił sobie rezydencję opodal wsi Dereszewicze (Doroszewiczi po biało- rusku). W tym właśnie punkcie zawiązał się dramat, którego kulminacja nastąpi po 40 latach.

Hieronim urodził się około 1797"’, Feliks około 1802 roku". W sąsiedztwie tych dat mieszczą się urodziny córek, o któ­rych źródła mówią dużo mniej, jako że w myśl Statutu Li­tewskiego córki miały tylko ograniczone prawo do ojcowskiego

spadku i majątku zwykle nie dziedziczyły. Hieronim Włady­sław przyznał się w śledztwie do czterech ciotek po ojcu12, w korespondencji rodzinnej znajduję wzmianki o trzech, a i naz­wisk mężów nie umiem odtworzyć.

Ciotka Jadwiga pisze 16 VII 1855: „Przybyła nam od kilku dni z daleka, zza Pułtawy [j¿], ciotka, najstarsza sio­stra mego Ojca, żywej wiary, cnót i gorącej pobożności... słodyczy charakteru i pobłażania niezrównanego”. W miesiąc później (14 VIII) dodaje, że sportretowała ciotkę: „Fizjono­mia zupełnie nasza, tj. rodziny mego Ojca, typ rysów — którymi i ja obdarzona — dużych nosów i brwi gęstych”. Portret ten wisiał w jakimś kącie mieszkania moich rodziców w Warszawie i spalił się, jak prawie wszystko inne. Drugi przyjazd tej samej ciotki notujemy pod rokiem 1859. „Wnucz­kę jej ezarnobrewkę, dziewczę stepowe, coraz to bardziej po­kochaliśmy ... Łzami się zalewała nas opuszczając, a nam o ile miła ta przychylność bliskiej krwi, choć obcej rodem, o tyle też przyjemnie, że poniesie do dalekiej, a nieprzyjaznej nam ojczyzny swojej, przyjazne dla Polaków i Polski wspomnienia”. (21 IX 1859). Wynika z tych niedomówień, że albo owa najstarsza ciotka sama wyszła za Rosjanina (Ukraińca?), albo związek taki zawarło któreś z jej dzieci. Wspomniana tutaj „wnuczka czarnobrewka” była już oczywiście wyznania prawo­sławnego, w myśl rosyjskiego prawodawstwa o „wyznaniu pa­nującym”...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin