Wiersze i opowiadania o kolorach.doc

(72 KB) Pobierz
Bajka o tym, kto wymyślił kolory

BAJKA O TYM, KTO WYMYŚLIŁ KOLORY.

 

Było to dawno, dawno temu. Tak dawno, że mało kto pamięta te czasy. Teraz tylko woda niebo i ziemia wspominają stare dzieje. Na świecie rządził Czarodziej Mrok. Co się dało malował na czarno. Czasem tylko, gdy był w dobrym humorze rozjaśnił coś na szaro. Na przykład czapeczki krasnoludkom. Był przekonany, że krasnoludki docenią jego dobre chęci i będą mu wdzięczne. Jakże się mylił. Przecież każdy wie, że krasnale poza tym, że pomagają innym, cenią sobie dobry humor. Lubią śmiać się i śpiewać.

              Któregoś dnia krasnal Muchomorek – bo tak się nazywał – zaprosił do siebie dwóch najbliższych przyjaciół: Promyczka i Zapominajkę.

- Coś trzeba zrobić – powiedział. – Ktoś musi znaleźć sposób, aby było weselej. Na pewno gdzieś mieszka inny czarodziej, który potrafi to sprawić.

- To musi być ktoś miły, pogodny i przyjazny – dodał Promyczek.

- Tak. – potwierdził Zapominajek. – Ktoś o gorącym sercu. Ale kto? Nikogo takiego nie znamy. Gdzie go szukać? I czy ktoś taki jest? I dlaczego mamy to robić? I co ja przed chwilą mówiłem?

- Oj, Zapominajku! Mówiłeś o bardzo ważnych sprawach. Jesteś roztargniony i senny. Wszystko przez to, że jest ciemno i każdemu – a tobie przede wszystkim – chce się spać. Zebraliśmy się po to, aby temu zaradzić. – wyjaśnił Muchomorek, po czym podrapał się po brodzie i stwierdził: - Chyba mam pomysł!

- Jaki? Jaki? – jednocześnie spytali Promyczek z Zapominajkiem.

No i oczywiście chwycili się za uszy, przekrzykując się wzajemnie:

- Moje szczęście! Moje szczęście!

- No właśnie – skoro już chodzi o szczęście – to musi być coś, co temu sprzyja. Jeśli jest Czarodziej Mrok, który daje nam czerń, to musi być Czarodziej, który da nam coś, co czernią nie jest. Trzeba napisać do niego list. Zacznijmy tak:

„Jaśnie Panie Czarodzieju.

Wiemy, że jesteś, choć Cię tu nie ma.

Ale chcemy żebyś był.

Zapraszamy do siebie. Ugościmy Cię bardzo serdecznie!”

I dalej podpisy: Muchomorkiem, Promyczek i Zapominajek. List został wysłany, a krasnale czekały długo na odpowiedź, która brzmiała tak:

„Dziękuje za zaproszenie. Zjawię się jutro o poranku. Tymczasem życzę dobrej nocy i kolorowych snów”

Podpisu nie było

- Kolorowych snów? – razem wykrzyknęli Zapominajek z Promyczkiem i znów chwycili się za uszy by dodać:

- Moje szczęście! Moje szczęście!

- Co to znaczy „kolorowy”? – zadumał się Muchomorek. - Może jutro wszystko się wyjaśni – po czym ziewnął i trójka krasnali poszła spać.

Muchomorkowi przyśnił się grzyb o przepięknym czerwonym kapeluszu, do którego się wprowadził i wszyscy z podziwem przychodzili oglądać jego nowy domek.

Zapominajkowi kwiatuszek o drobnych niebieskich płatkach  i takim zapachu, że cały czas kręciło  mu się w nosie.

Ale najdziwniejszy sen miał Promyczek. Przyśnił mu się jaśniutki i ciepły strumyczek światła, który muskał mu czoło, uszy a w końcu nos. Muskał, muskał, aż Promyczek nie wytrzymał. Otworzył oczy i… A psik! kichnął tak głośno jak jeszcze nigdy.

- A psik! – zawtórował mu Zapominajek.

- Moje szczęście! Moje szczęście! – krzyknęli, ale już nie złapali się za uszy, bo nie byli pewni, czy to co widzą to sen czy jawa.

              Wokół siebie zobaczyli zieloną trawę, fioletowe fiołki, żółte motylki, rude wiewiórki skaczące wśród gałęzi  o pomarańczowych i brązowych liściach. A w górze błękitne niebo, białe obłoczki spośród których wychylał się Czarodziej

- Obudź się Muchomorku, mamy gościa – Zapominajek poszarpał Krasnala przez kubraczek

- Jaki miałem piękny sen! – przeciągnął się Muchomorek i przetarł oczy, Przetarł raz, przetarł drugi i już chciał przetrzeć trzeci, kiedy w końcu zrozumiał.

Cała trójka Krasnali zrozumiała, co się stało. Czy wy też? Czy potraficie powiedzieć, jak ma na imię Czarodziej? Dlaczego krasnal Promyczek strumyczkowi światła swoje imię? Dlaczego Muchomorek mieszka teraz w Muchomorku? I jestem bardzo ciekawa czy odgadniecie, dlaczego Zapominajek od tamtego czasu kazał do siebie mówić Niezapominajku. Zanim bajka dobiegnie końca dodam ostatnie pytanie: Kto wymyślił kolory?

 

Maria Lorek

 

 

 

 

KOTKA TRAJKOTKA I KOLORY

 

Wiosną kotki kryją się

w wierzbowych kotkach

Tam też skryła się

Trajkotka.

 

Latem wygrzewając się

na płotach.

Lubię słońce

- tyle ciepła i złota

 

Jesienią zwłaszcza koty rude

nie opuszczają swych podwórek.

Dumne są, gdy futerko się mieni

rudymi barwami jesieni.

 

Zimą koty wolą siedzieć w domu.

Nie chcą nawet na śnieg narzekać.

Pewnie się domyślasz, czemu?

Bo biały to kolor mleka!

 

                                                        Maria Lorek

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W KOLORKOWIE

 

W pewnej dziwniej krainie o nazwie Kolorkowo mieszkało troje przyjaciół: Czerwony, Żółty i Niebieski. Czerwony mieszkał w czerwonym domku, spał w czerwonym łóżeczku i jadł przy czerwonym stoliku siedząc na czerwonym krzesełku. Na śniadanie jadł pyszne czerwone pomidory, na obiadek smaczny barszcz czerwony, a na kolację czerwoną paprykę.

Żółty mieszkał w domku koloru żółtego. Spał żółtym łóżeczku. Jadł przy żółtym stoliku siedząc na żółtym krzesełku. Na śniadanko uwielbiał jeść jajecznicę z żółtek, na obiad jadł makaron, a na kolację podjadał sobie żółty serek.

Niebieski od dawna mieszkał na skraju lasu, gdzie miał swój niebieski domek, z niebieskim łóżeczkiem, stolikiem i krzesełkiem. Codziennie wcześnie rano ubierał swoje ulubione niebieskie jeansy, zakładał niebieski sweterek i wyruszał w głąb lasu w poszukiwaniu niebieskich jagód.

Przyjaciele bardzo lubili spędzać ze sobą czas. Razem chodzili na plac zabaw, gdzie stały niebieskie karuzele, czerwone huśtawki i żółte piaskownice. Wyjeżdżali również nad małe niebieskie jeziorko, gdzie zabierali czerwony kocyk i żółty koszyczek z kolorowymi smakołykami.

Jednak pewnego razu wszystkie trzy kolorki znudziły się swoim towarzystwem i postanowiły poszukać nowych przyjaciół.

- Chciałbym poznać nowego kolegę – powiedział Czerwony.

- Ja także - odrzekł Niebieski.

- I ja również – dodał Żółty.

Wszystkie trzy kolory nie wiedziały jednak jak mają znaleźć nowych przyjaciół gdyż w Kolorkowie od dawna mieszkali tylko oni trzej.

- Poszukajmy w lesie – powiedział Czerwony.

- Albo nad jeziorem – dodał Niebieski.

- Ja proponuję wyruszyć gdzieś dalej – odparł Żółty

- Ale nie możemy opuszczać naszego Kolorkowa – odpowiedział Czerwony.

- Przecież wiecie, że poza naszą krainą jest szaro i smutno, a u nas jest wesoło i kolorowo – wyjaśnił Niebieski.

- Wiecie co?! Mam pomysł odrzekł uradowany Niebieski.

- Wiem jak wyczarować nowego przyjaciela. Ty Czerwony, musisz mocno chwycić Żółtego za rączki, zamknąć oczka i pomyśleć o tym jak ma wyglądać nasz nowy kolega.

Idąc za radą Niebieskiego, Czerwony i Żółty mocno chwycili się za rączki. Wtedy tuż obok nich pojawił się ktoś zupełnie nowy.

- Dzień dobry. Jestem Pomarańczowy – przedstawił się głośno.

- Dzień dobry – odrzekli zgodnie trzej przyjaciele.

- Słuchajcie. Myślę, że jeden kolega nam nie wystarczy – dodał po chwili Czerwony.

- A może teraz Ty Żółty chwycisz niebieskiego za rączkę, zamkniecie oczy o pomyślicie o nowym przyjacielu? Ciekawy jestem jak on będzie wyglądał? – kontynuował Czerwony.

- Fantastyczny pomysł – wykrzyknęli wszyscy razem.

Żółty szybko objął Niebieskiego i razem pomyśleli o nowym koledze. W tej samej chwili , tuż obok nich pojawił się Zielony.

- Witam. Jestem Zielony – przedstawił się nowy mieszkaniec Kolorkowa.

- Witamy Cię w naszej kolorowej krainie – przywitały go serdecznie pozostałe kolory.

Od tego czasu w Kolorkowie mieszkało już pięcioro przyjaciół: Żółty, Czerwony, Niebieski i dwa nowe kolory: Pomarańczowy i Zielony. W Kolorkowie zrobiło się jeszcze bardziej wesoło, bo wszyscy żyli ze sobą w wielkiej przyjaźni.

 

Justyna Giza

 

 

 

 

JAK TEN CZAS SZYBKO LECI!

 

Jak ten czas szybko leci

- luty, marzec, kwiecień,

maj, czerwiec – kwitną akacje…

Kochani, za chwile wakacje!

Tyle cennych skarbów mamy,

więc kolejno:

czytamy, piszemy, liczymy,

malujemy, na fletach gramy,

lubimy się, przyjaźnimy…

My się w życiu nie zgubimy!

Tyle pięknych chwil przed nami

- tańce, śpiewy i wycieczki:

w góry, nad morze, w pola,

na leśne ścieżki…

Przed rozstaniem zaśpiewamy,

podumamy – siedząc w kole.

A we wrześniu się spotkamy.

Bądźcie zdrowi! Pa!

Wasze „Słońce na stole”

 

                            Jadwiga Jałowiec

 

CZTERY MOTYLKI

 

Na zielonej pachnącej łące pod lasem fruwały wesoło cztery motylki.

Jeden był biały jak kwiatek rumianku.

Drugi – żółty jak kwiatek dziewanny

Trzeci błękitny jak kwiatuszek cykorii.

A czwarty?

Czwarty bbył jeszcze inny. Miał szarobrązowe skrzydełka niby kora topoli rosnącej opd lasem.

Dobrze było motylkom na łące. Fruwały z kwiatka na kwiatek i spijały słodki, wonny sok.

Wtem od strony lasu, łopocząc skrzydłami, nadleciała niby czarna chmura – wrona.

Głodna była. Z daleka dojrzała motylki i wielką miała na nie ochotę. Ale motylki także spostrzegły grożące im niebezpieczeństwo.

Przez chwilę kręciły się bezradnie, trzepotały skrzydełkami

- Gdzie by tu się skryć?

A na łące pełno kwiatów…

Przysiadł więc biały motylek  na rumianku – ani go widać.

Wtulił się żółty w kwiatuszek dziewanny – jakby jeszcze jeden płatek przyrósł.

Przycupnął błękitny na kwiatuszku cykorii, co nad rowem rosła – i zniknął.

A ten czwarty, szarobrązowy, długo fruwał nad łąką. Przerażony był bardzo, bo wrona była tuż… tuż! Przysiadł więc prędziutko na pniu topoli, przytulił się do szarobrązowej kory i już go nie ma.

Przyleciała wrona nad łąkę. Rozgląda się.

Co się stało? Gdzie podziały się cztery motylki? Przecież fruwały tu przed chwilką.

Pokręciła zdumiona głową, zakrakała ze złości i, jak niepyszna, odleciała do lasu.

Motylki zerwały się po chwili z gościnnych kwiatków i znów beztrosko fruwały nad pachnącą łąką.

Ach, ale wrona? Była bardzo zdziwiona.

A minę miała taką -         O!...

 

                                                        Wiera Bodalska

TRZY FARBY PIOTRUSIA

 

Było ich trzy: czerwona, niebieska i żółta. Każda leżała w osobnej porcelanowej miseczce.

„Farby”! – ucieszył się Piotruś i zaraz zabrał się do malowania obrazka.

Narysował domek i dwa drzewka po obu stronach. Nabrał czerwonej farby na pędzelek i pomalował nią dach domku. Potem opłukał pędzelek w wodzie i umoczył go w farbie niebieskiej. Przesunął nim kilka razy ponad domkiem.

„Moje niebo jest niebieskie jak prawdziwe – pomyślał – teraz trzeba pomalować drzewa i trawę”.

Ba, ale jak zrobić trawę, kiedy nie ma zielonej farby?

Piotruś pomyślał chwilę.

„Już wiem, zrobię jesień, bo w jesieni trawa jest żółta i liście na drzewach też…”

Machnął pędzlem z takim rozmachem, że zajechał aż na brzeg niebieskiego nieba. Niebieska farba na drzewie był jeszcze mokra i połączyła się z żółtą.

Piotruś chciał ratować zamazujący się obrazek, gdy zobaczył, że z pomieszanych farb żółtej i niebieskiej zrobiła się – zielona!

- Mam zieloną farbę! – ucieszył się – Już teraz mogę namalować trawę i listki na drzewie! A żółtą?... Żółtą pomaluje słońce i dmuchawce kwitnące na trawie!

Z zapałem mieszał obie farby, gdy nowa myśl przyszła mu do głowy:

„A gdyby tak połączyć czerwoną z niebieską albo żółtą?”

Za chwilę na obrazku kwitły już ciemnoliliowe fiołki, a drzewa wychylały się zza pomarańczowego płotka. Ten pomarańczowy tak mu się spodobał, że z żółtego słońca, zrobił pomarańczowe i tak na jego obrazku widniał już zachód pomarańczowego słońca.

Potem Piotruś przekonał się jeszcze, że kiedy się weźmie trochę więcej wody, to farby są bledsze i można tą samą niebieską malować i niebo, i chabry, i niezapominajki. A znowu czerwona, jak ją dobrze z wodą rozmiesza, zastąpi różową i można nią pomalować policzki dziewczynki stojącej przed domem.

Nie spodziewał się Piotruś, że jego trzy farby: czerwona, żółta, niebieska dadzą mu tyle różnych kolorów. A w szczególności zielony i pomarańczowy, które lubił najbardziej

 

Hanna Zdzitowiecka

 

STRAŻ POŻARNA

 

Bije dzwon na alarm,

już spieszą strażacy,

Czasem w nocy, ze snu,

czasem w dzień – od pracy.

 

Spieszą na ratunek:

tam płonie zagroda!

Gra trąbka – a czerwień

lśni na samochodach.

 

Pierwsi są na miejscu,

choćby szmat drogi był,

pryska woda z węża,

syczy żar i ogień.

 

Gaśnie groźny pożar,

dym ku niebu gnie się.

Dzielna straż pożarna

ludziom pomoc niesie.

 

              Czesław Janczarski

DLA MAMUSI

 

Zebrał Jaś

kwiatów garść

na zielonej łące,

kaczeńce, Złocieńce

trzyma w każdej rączce.

 

- Matuniu,

matulu!

wyjrzyj na próg chaty,

to ci dam

co, co mam –

buziaka i kwiaty.

 

              Krystyna Artyniewicz

 

OBRAZEK DLA MAMY

 

Mamo,

namalowałem Ci obrazek

zupełnie sama.

Na tym obrazku jesteśmy razem:

ja, twoja córka,

ty, moja mama.

A twój synek, mój brat,

podaje ci kwiat.

 

Jesteś pięknie ubrana,

uśmiechnięta i ładna

(rysowałam cię przecież

od rana!)

Tylko mi tu nie wyszło,

że ty, mamo,

jesteś bardzo a bardzo

kochana!

 

              Hanna Łochocka

 

 

WIOSENNE KANAPKI

 

Na miseczkach pani ułożyła nowalijki.

- Co my tutaj mamy, rzodkiewka, pomidor, zielony ogórek. Jak myślicie, czym jeszcze możemy ozdobić nasze kanapki?

- Szczypiorkiem i rzeżuchą, którą sami posialiśmy! – zawołał Paweł.

- Oczywiście wspaniały pomysł. Przyniosłam główkę zielonej sałaty, każdy ułoży listek na swojej kanapce.

Dzieci umyły ręce, założyły fartuszki i zabrały się do pracy.

Pani kroiła w plasterki ogórek, rzodkiewki, każdy w dowolny sposób układał je na swojej kanapce. Ćwiartki pomidora oraz drobno posiekany szczypiorek i rzeżucha stanowiły doskonałą ozdobę.

- Moja wygląda jak łódeczka! – zawołał Krzysio.

- A moja jak uśmiechnięta buzia, proszę spojrzeć – Ania zachwycała się swoją kanapką.

- Nasze kanapki są nie tylko pięknie wykonane, ale są bardzo smaczne i zdrowe.

Dzieci ułożyły kanapki na półmisku, zebrały puste miseczki, posprzątały na stolikach. Na kolorowej serwetce przed każdym stał talerzyk. Z ochotą zabrały się do jedzenia.

- Jak pięknie na naszych stolikach.

- Oto niespodzianka od pani wiosny – na środku stolików pani postanowiła wazoniki z kwiatami.

Wszystkie kanapki zostały zjedzone.

- Szkoda, że się skończyły – szemrały dzieci.

- Zrobi podobne w domu razem z mamą – odezwał się Piotruś, połykając ostatni kawałek.

- Świetny pomysł, mama na pewno bardzo się ucieszy.

 

B. Forma

 

 

ŻYWA WODA

 

Pewnego dnia wielki nieszczęście spadło na dom biednej kobiety, w którym mieszkała wraz z najmłodszym synem. Oto nagła choroba powaliła ją z nóg i ustąpić nie chciała. Nie pomagały zioła ani inne leki. Nie pomogła znana zielarka, sprowadzona z głębi lasu, która potrafiła przyrządzać tajemnicze wywary z różnych roślin. Coraz większy był smutek siedzącego przy matce syna.

- Tylko żywa woda może pomóc twojej matce. Ona nie tylko zdrowie, ale i życie potrafi przywrócić. – powiedziała zielarka.

- Ale gdzie tej żywej wody szukać? – spytał zrozpaczony syn.

- Oj, daleko, daleko! – odpowiedziała zielarka. – za trzema borami i trzema rzekami, na szczycie Sobotniej Góry, u stóp mówiącego drzewa.

- Pójdę choćby za siedem rzek i żywą wodę przyniosę!

- Wielu poszło – rzekła zielarka – ale żaden nie wrócił. Sto strachów strzeże do niej dostępu, sto pokus broni do niej drogi. I biada temu, kto się zlęknie! W kamień zostanie zaklęty i na stoku góry na wieki zostanie!

- Nie ulęknę się tych niebezpieczeństw! Pójdę, nie powstrzyma mnie żadna siła! Wrócę z cudowną wodą! Uratuje matce zdrowie! – odpowiedział syn.

Jak postanowił, tak zrobił. Wziął węzełek z jedzeniem, kij podróżny w dłoni ścisnął i za trzecią rzekę i trzeci bór wyruszył.

Przebył trzy rzeki i trzy bory i ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin