Akademia robocza.odt

(175 KB) Pobierz
Łowcy Luny: Akademia

                                                     Akademia – Anna West



Rozdział VIII

 

 

 

Minęły już dwa miesiące od włamania do mojego pokoju. Niestety, nie wiadomo, kto to zrobił. Ponownie w nim zamieszkałam, ale nikomu już nie ufałam.

 

Od czasu do czasu widywałam się z Wiktorem, ale ten unikał rozmów na temat mojej przeszłości. Z racji tego, że nic innego mnie nie interesowało, każda nasza rozmowa kończyła się kłótnią. Za to Izzy był uroczy. Chociaż jego relacje z Wiktorem były napięte. Ich rodziny zawsze ze sobą rywalizowały. Zupełnie jak w ,,Romeo i Julii”, ale w tym przypadku jest pewne, że nie zakochają się w sobie. Ich zwady były nużące, ale wytłumacz coś dwóm mężczyzną, a raczej dwóm nastolatkom. Do tego nie miałam siły, by powiedzieć Izydorowi o tym, że rezygnuje z tego biletu na koncert. W dodatku Emma zapowiedziała, że również się wybiera na tą imprezę z pewnym miłym i bardzo przystojnym chłopakiem. Jeśli ją tam spotkam i będzie taka wredna jak zawsze, to chyba jej coś zrobię. W szkole ograniczał mnie regulamin, a tam…

 

A jak już mówimy o Akademii. Jestem podobno najlepszą uczennicą w przedmiotach teoretycznych. Za to praktyka idzie mi średnio. Perfekcyjne opanowałam jedynie strzelanie z broni palnej. Mama Izzy’ego, nawet w ciąży, wygląda groźnie z pistoletem, w ręku. Marika, moja koleżanka z zajęć, kiedyś mi powiedziała, że ja i profesor Wroniewska, emanujemy podobną siłą, gdy do kogoś lub czegoś celujemy.

 

Najgorzej idą mi ćwiczenia wysiłkowe i walka bronią białą. O ile na zajęciach u Wroniewskiego mam jakąś taryfę ulgową, tyle u profesora Łuczyka jestem tylko szarym uczniem, który z ledwością podnosi topór. Ale jak to Maja mówi ,,Łowczynie łapią wilki na swój seksapil, a nie ganiają za nim lasem z toporem w rękach”. Zawsze zostają mi pistolety. Ogólnie z maja jest tak, że mało rozmawiamy. Zerwała ona z Ryśkiem i jest z Wiktorem, który wciąż pozostaje w szkole, bo jego ciotka  wciąż załatwiała wszystkie sprawy związane z przekazaniem szkole nowego placu bojowego.

 

W ciągu tych dwóch miesięcy dowiedziałam się gdzie dokładnie leży Akademia. Środek Puszczy Piskiej. Nie ma to jak miejsce dalekie od cywilizacji. Mają pewność, że żaden uczeń nie ucieknie.

 

Tak mi powiedziała Mary, która kilka razy się pojawiła.   Za pierwszym razem, zrobiła mi awanturę o ten tajemniczy list. W końcu doszła do wniosku, że to nawet lepiej. Jak spotkam chłopaków to wspomnienia będą wracać stopniowo, a nie wszystkie na raz. Wciąż nie wiedziałam kiedy to się stanie.

 

I nadszedł dzień koncertu. Stojąc przed swoja szafą nie wiedziałam w co się ubrać. Kolekcja moich ubrań, która nie była biała, wyglądała mizernie. Trochę kolorowych koszulek, kolka par dżinsów, bordowe trampki i różowa bluza z kapturem. Uroczo. 

 

Właśnie stałam przy szafie zastanawiając się, co mam ubrać. Wtedy drzwi do mojego pokoju się otworzyły. Stała w nich Maja, a z jej ramienia zwieszała się torba.

- Hello!  Wiem o twojej randce z Wroniewskim i postanowiłam Ci przynieść twoje ciuchy – powiedziała i rzuciła torbę na moje łóżko. – Skonfiskowano Ci je, bo są czarne, ale ja, córka dyrektora mam takie dojścia, że bez problemu je załatwiłam.

- No hej. – Nie byłam zachwycona czynami Mai. Nie ufałam jej i nie byłam pewna, czy aby na pewno te ubrania były moje. Maja otworzyła torbę i wysypała ubrania na łóżko. Śród nich zauważyłam reklamówkę z butami w środku. Zajrzałam do niej. Była tam para czarnych, błyszczących glanów. Czułam, a nawet była pewna, że te ubrania należały do mnie.

 

Na moim łóżku znajdowała się dość duża ilość czarnych ubrań. Wśród nich było kilka par czarnych spodni i bluzy. Mnóstwo czarnych koszulek z różnokolorowymi nadrukami. Moje oczy wypatrzyły czarną, tiulowa spódniczkę wraz z legginsami w romby do pary.

- Dzięki Maja. Chyba już wiem co ubiorę – uśmiech rudej był ogromny.

- Nie ma za co. Ty się przebierz, a ja pójdę do siebie po kosmetyki. Mamy tylko godzinę, by cię przyszykować – powiedziała i wyszła.  Wzięłam upatrzone wcześniej ubrania i powędrowałam do łazienki. Co jak co, ale tam jest największe lustro. 

 

- No, no, no. Mariola, wyglądasz olśniewająco- to były pierwsze słowa, które usłyszałam od Izydora.

- Dziękuję. Ty tez wyglądasz nie najgorzej – uśmiechnęłam się.

- Podoba mi się ten twój nowy look.               W białym tak dobrze nie wyglądasz – szczerze mówiąc sobie też się podobałam. Ubrałam glany, spódniczkę z legginsami, a do tego czarną bluzkę na szerokich ramiączkach, czyli tzw. bokserkę, a na nią czarna bluzę z wyszytym lwem na plecach. 

- Maja potrafi zdziałać cuda – powiedziałam. Izydor spojrzał na zegarek.

- nasza towarzyszka się spóźnia – powiedział, a potem utkwił wzrok na schodach za mną. Jego oczy rozbłysły.

- Izzy, kochanie! Przepraszam, że tak długo, ale wiesz. Na kobiety trzeba czekać – wiedziałam kto to był, ale wciąż miałam nadzieję, że to jednak nie ona. Odwróciłam się. W nasza strone zmierzała Emma ubrana w obcisłe rurki, szpilki, bluzkę z ogromnym dekoltem. Dodam, że ,oprócz rurek, cały jej strój był różowy. Jej ciemne włosy zostały zakręcone w seksowne spirale. Zawsze mogłoby być gorzej. Szczególnie, że w tym momencie, wraz z Izydorem, zafundowała sobie niezłą sesję pieszczot.

- Emma, to moja przyjaciółka Mariola – powiedział chłopak kiedy wreszcie się od siebie oderwali.

- Znamy się – powiedziała Emma… Słodkim głosem? Boże. Zjadła lukier i będzie słodka… Chciałabym posiadać jakiś tępy pilniczek, by móc się zadźgać, ale cóż. Nie można mieć wszystkiego. Ale ostatnie słowa mnie dobiły.

- Mariola, Emma jest moją dziewczyna i drugą połówką… Kocham ją.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



Rozdział IX

 

 

 

Podróż do Olsztyna bardzo się dłużyła. Przynajmniej mi, bo Izzy i Emma wciąż rozmawiali o bzdurach. Dziwne, że chłopak nie zasnął za kierownicą, kiedy jego dziewczyna zaczęła opowiadać o jej problemach z dobraniem stroju. Chciałam się zastrzelić, ale niestety (albo stety, zależy jak na to patrzeć) niegdzie nie było pistoletu.

 

Jadąc już ulicami Olsztyna Emma zaczęła opowiadać o swoich koligacjach rodzinnych. W każdym zdaniu podkreślała swoje angielskie korzenie. W końcu zwróciła się do Izzy’ego.

- Poza tym wiesz, uważam, że małżeństwa zwykłych ludzi z Łowcami są po prostu śmieszne. Dzieci z takich związków są bardzo… Jak to powiedzieć. Są bardzo zagubieni – wiedziałam, że chodziło jej o mnie. Nawet mnie to nie zdenerwowało., nie obchodziła mnie jej opinia, ale to co potem powiedział Izydor to była zupełna inna sprawa.

- Tak to jest, jak się ma takich rodziców. Takie osoby niczemu nie zawiniły .– Uśmiechając się do swojej dziewczyny. Zawrzało we mnie. Na szczęście właśnie dojechaliśmy do parkingu, gdzie zostawiliśmy auto taty Izzy’ego.

 

Chłodne powietrze marcowego wieczoru z łatwością  uspokoiło mnie.  Idąc za Emmą i Izydorem skierowałam się do klubu mieszczącego się kilka ulic dalej. Klub ,,Montego Bay”[1] z zewnątrz sprawiał wrażenie ekskluzywnej kawiarni dla osób z wyższej półki. Po pokazaniu biletów i sprawdzeniu przez ochroniarzy weszliśmy do pomieszczenia wyglądające jak kawiarnia. Było w nim mało osób. Za to wszystkie, które były kierowały się do szerokich, kręconych schodów, które prowadziły do piwnicy budynku. Szłam za Izydorem i Emmą, ale jak tylko zeszłam do piwnicy zgubiłam ich.

 

Prawdziwe oblicze klubu ,,Montego Bay” było oszałamiające. Patrząc wokół siebie myślałam, że znalazłam się na karaibskiej plaży. Ściany pokrywała fototapeta z lazurowym morzem i plażą , która była podświetlana przez światłowody umieszczone na falach. W rogu sali były siedziska  i stoliki. Jeśli dobrze się orientowałam, to zostały one wykonane z bambusa. Obok schodów stał duży, podświetlony bar, a za nim stali barmani i barmanki w hawajskich koszulach. Naprzeciwko schodów stała duża scena, a na niej DJ, który puszczał muzykę przed właściwym koncertem.

Zaczęłam się przeciskać w stronę baru. Usiadłam na stołku i zamówiłam sok z czarnej porzeczki. Nikt mi alkoholu nie sprzeda, w końcu mam tylko 17 lat. Szklanka z sokiem wyglądała bardzo stylowo ze słomką i parasolką.

 

Wtedy po mojej prawej stronie usłyszałam głęboki, spokojny głos z amerykańskim akcentem. 

- Sebek, my jej nie obchodzimy. Nie możesz widzieć jolki w każdej blondynce. To niedorzeczne. - Spojrzałam w kierunku dochodzącego głosu. zobaczyłam dwóch bardzo podobnych chłopaków. Różnili się tylko fryzurami i tym, że jeden nosił okulary. Znałam ich... Widziałam ich we wspomnieniu…

- Nie! Ona nie odeszła – powiedział chłopak w krótkich włosach. Zapewne Sebastian. – Ona za bardzo… Z resztą nie ważne – poprawił na swoim nosie żółte nerdy.

-  Ehem. Seba… Ja powinienem ci o czymś powiedzieć. \ W głosie chłopaka z dreadami pojawił się smutek i żal. – Ja wiem dlaczego ona odeszła. Ona przeczytała… - nie skończył, bo zerknął w moją stronę i nasze spojrzenia się spotkały. Jego brązowe oczy wpatrywały się w moje/ Wyraz jego twarzy oznaczał szok. Ręka, z piwem, którą unosił do góry zastygła w bezruchu. Wtedy wróciło wspomnienie.

 

Nie patrząc na Jamesa zaczęłam znowu iść w kierunku swojego domu. Gdy przeszłam jakieś dwieście metrów obejrzałam się za siebie. James stał tak samo jak, wtedy gdy się zatrzymałam. Jego wzrok był skierowany w jakiś odległy punkt, a jego twarz wyrażała bezgraniczny smutek.

Zraniłam go. Wiedziałam o tym i nie żałowałam tego.

 

- Jolka…- wydobyło się z ust Sebastiana.

- Nie, mam na imię Mariola. Mariola Chmielewska – powiedziałam słabo.

-  nie pamiętasz nas? – spytał okularnik. – To ja, Sebastian. A obok jest James. Jolka, co z tobą się stało? - Odwróciłam głowę zastanawiając się co mam im powiedzieć. Półprawda będzie najlepsza.

= Miałam wypadek. Mam amnezje wsteczną. Moje wspomnienia to tylko urywki. Jedno.. Nie, dwa z nich dotyczą  was – pamiętałam. To oni byli na zdjęci wraz z mary. Ti byli jej bracia, więc niedługo odzyskam wspomnienia. Byłam szczęśliwa. Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami i zemdlałam. Nim zapadła cisza słyszałam jak ktoś woła moje imię.

Śniłam. Przez moją głowę przewijały się obrazy. Wspomnienia kąpieli w jeziorze. Jazda rowerem.  Mój dom pod lasem. Jacek i Kama… Ich zdrada. Przeprowadzka  pod Opole. Poznanie Jamesa i Sebastiana. Nasze rozmowy, gdy jeździliśmy autobusem do szkoły. Poznanie Ewy, Kamila i innych. Impreza w Suchym Borze. Wilkołak… Jego oczy… Rozmowa z Jamesem. Opowieść o Mary i tym, że… Sebastian i James są wilkołakami! Potem moja ucieczka od nich. Ciało dziewczyny znalezione w lesie. Wiktor. I list. List  od Jamesa. Pełen nienawiści, wyrzutów i błagania. A przez wszystkie te wspomnienia przeplatały się z postaciami moich rodziców, którzy żyli.

 

- Wiktorze! Co to ma znaczyć, że Mariola nie pojawiła się na kolacji? - klatka piersiowa kobiety falowała. Mężczyzna stojący przed nią wpatrywał się w jej stopy z uwielbieniem i skruchą. 
-To nie moja wina. Młody Wroniewski zabrał ją z Akademii. miał zezwolenie dyrektora i...
- Milcz! Ważne jest to, że nie wypiła naparu z ziół dosypanych do jej herbaty. Módl się, by pamięć jej nie wróciła, bo pożałujesz.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



Rozdział X

 

 

 

- Mariola! Co ci jest? Słyszysz mnie? – przez mgłę słyszałam głos Izzy’ego. Otworzyłam oczy. Byłam nadal w klubie i leżałam na jednej z kanap na górze. Nade mną stali Izzy, Emma i bliźniacy.

- Izzy… Zostaw mnie – powiedziała, gdy ten próbował mnie postawić do pionu.

- Okej Tylko mi powiedz kim oni są – powiedział wskazując na chłopaków. – Zatrzymałem ich kiedy chcieli cię wynieść z klubu. Znasz ich?

- Oczywiście. To Jamie – wskazałam na chłopaka w dreadach – i Seba – pokazałam okularnika. – To są moi przyjaciele – oczy Jamesa rozbłysły.  Uśmiechnęłam się do niego szeroko i dodałam: - Odzyskałam pamięć! – Spojrzenie Jamesa posmutniało, ale od razu się uśmiechnął. Chciał coś powiedzieć, gdy Sebastian go uprzedził.

- No to, Jolka, będziesz musiała nam opowiedzieć co robiłaś, gdy z nami nie byłaś. Twoi rodzice powiedzieli, że jesteś w szkole z internatem, ale nie wierzyliśmy, że wyjechałaś tak bez pożegnania.

- Ty nie wierzyłeś – wtrącił James Hmm… Co im teraz powiedzieć. Nie powiem im chyba, że jestem Łowca i teoretycznie powinnam aktualnie ich zabić, ale… Nie, nie mogłam ich ciągle okłamywać. Powiem im później. Jeśli będą chcieli wiedzieć, bo przed moim zniknięciem nie było pomiędzy nami najlepiej, ale to była moja wina, nie ich.

- Miałam wypadek… Z resztą opowiem wam w drodze. Zabierzecie mnie do Opola?  - James przerwał rozmowę, którą prowadził  z Emmą. Spojrzał na mnie, a potem na swojego brata i znów na mnie.

- Mi tam obojętnie – powiedział i przeszedł na angielki rozmawiając z Emmą. Nie powiem, zdenerwowało mnie to.

- A co ze szkołą? – spytał Izzy, któremu najwyraźniej nie był zachwycony, że jego dziewczyna prowadzi żywą rozmowę z innym facetem..

- Któryś z chłopaków podwiezie mnie do Piszy, a stamtąd mnie odbierzesz. Dobrze? - Izzy popatrzył sceptycznie na mnie. Sebastian wtrącił.

- Spokojna twoja rozczochrana. Przywieziemy Jolkę w jednym kawałku.

- nie wiem, nie wiem. Jest jeszcze Emma – wspomniana dziewczyna skończyła rozmowę z Jamesem i uśmiechając się, podeszła do Izydora, objęła go w pasie i zaczęła mówić.

- Baby, wracajmy do szkoły. Mariolą zaopiekują się Sebastian i Jamie – o, już nie James, tylko Jamie. Szybko ewoluuje ta znajomość. – Nic tu po nas.

- No okej… Zadzwońcie, kiedy będziecie wracać – Boże! Jak to się stało, że Izzy stał się takim pantoflarzem?

 

Wraz z Jamesem i Sebastianem szliśmy do ich samochodu. Rozmawialiśmy o tym co się wydarzyło podczas mojej nieobecności. To znaczy rozmawiałam z Sebą, bo James ciągle milczał. Gdy wsiadaliśmy do poloneza chłopaków, James nagle wypalił:

- Fajna bluza – i uśmiechnął się. No tak, w końcu to on i Sebastian kupili mi ją na urodziny. Odwzajemniłam uśmiech chłopaka. Wtedy on spojrzał na mnie wzrokiem, który przypomniał mi o jego liście. Spoważniałam.

- Będziemy musieli poważnie porozmawiać, Jamie – jego źrenice się rozszerzyły, ale bez żadnych innych oznak zaskoczenia, odpalił silnik samochodu.

- O czym? – spytał, gdy wyjeżdżaliśmy z parkingu. Sebastian przypatrywał się nam badawczo.

- O twoim liście… - palce Jamesa zacisnęły się zacisnęły, a w lusterku widziałam jak jego brwi się zbiegły. Mimo to jego głos był spokojny.

- Jak będziemy w domu to pogadamy. Teraz idź spać. Czeka nas długa droga – powiedział.

- A i jeszcze jedno – dodałam. – Przepraszam, że przeze  mnie przegapiliście koncert.

- Jolka, czy ty jesteś głupia? Jesteś ważniejsza niż jakikolwiek koncert – powiedział  Sebastian,. A w aucie zapanowała cisza. Chwilę potem zasnęłam, a na granicy snu słyszałam jedno słowo. ,,Przepraszam”. I pochodziło ono z ust Jamesa… 

 

Otworzyłam plik w notatniku. Wyświetliło się okno programu i zaczęłam czytać.

 

,,Opole, 3.12.2011

 

Mariola!

 

              Nie  spodziewałaś się tego listu. Ja też nie sądziłem, że uda mi się go napisać. Pewnie zastanawiasz się o czym chcę pisać. Napisze o naszej znajomości z mojej perspektywy.

              Nasze pierwsze spotkanie. To był koniec września. Siedziałaś na przystanku w czarnym płaszczu i swoich ukochanych glanach. Od razu zwróciłaś moją uwagę, ale to Seba najpierw do Ciebie zagadał. Czemu? Bo wyczułem w Tobie coś niepokojącego… Mój wilczy instynkt mnie ostrzegał. Szkoda, że go nie posłuchałem. Może nie cierpiałbym tak bardzo?

              Zaprzyjaźniliśmy się. Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Jakimś pokrętnym sposobem jako jedna z nielicznych osób szybko zdobyłaś moje zaufanie. Po wydarzeniach w Suchym Borze zdradziłem Ci tajemnicę moją i mojego brata. Poznałaś prawie wszystkie moje sekrety. Myślałem, że będzie dobrze, ale niestety się myliłem. Te oskarżenia… Wiesz jak się czułem. W końcu Twoja przyjaciółka zrobiła Tobie to samo. Zdradziła Cię. Przyjemnie uczucie, co nie?

              Teraz jest dobrze. Widuję Ciebie w szkole, chcę pogadać, ale wtedy przypominają mi się Twoje słowa. Słowa, które wbiły się w moje serce. Ciągle w nim tkwią, a z powstałych ran wciąż cieknie krew. A ta krew jest zmieszana z ropą, bo ciągle pamiętam. Może kiedyś ostrza wypadną, a rany zagoją? Lecz na pewno zostaną blizny. Jedyne lekarstwo dla mojego serca jest nieosiągalne.

              Nie będę przedłużał, bo to i tak nic nie da. Jeśli nadal jestem dla Ciebie przyjacielem. Jeśli nadal według Ciebie mieszka we mnie człowiek… Szukaj Myśliwego. Wydaj mnie mu. Niech mnie zabije. Nie chcę żyć! Nie chce śnić o Mary!  Nie chce śnić o Tobie…

 

James

 

PS. Jeszcze jedno… Nienawidzę Ciebie… Naprawdę Cię nienawidzę”

 

W moich oczach pojawiły się łzy.

 

Coś wyrwało mnie z krainy snów.

- Jolka, już jesteśmy na miejscu – głos Seby spokojny i śpiący. – Chodź, dziś prześpisz się u nas. Jutro pojedziemy do twoich rodziców.

- Okej – powiedziałam przeciągając literę ,,e”, ponieważ ziewnęłam. Zaczęliśmy się kierować w stronę domu Martinezów. – Gdzie Jamie?

- poszedł już do domu. Spisz u niego w pokoju, a on zajmie moja kanapę.

- Yhy… Zrób dla mnie jeszcze jedno.

- No mów .

- Powiedz Jamie’emu, że wszystko mu wybaczam. 

 

 



Rozdział XI

 

 

 

Obudziłam się otoczona zapachem Jamesa. Spałam w jego pokoju. Muszę przyznać, że Jamie ma bardzo wygodne łóżko. Znałam rozmieszczenie mebli w tym pokoju na pamięć. W końcu to w nim spędziłam wiele godzin z bliźniakami i ich kolegami.

 

Pod oknem, a obok łóżka stała Lionela, gitara klasyczna Jamesa o pudle rezonansowym w kolorze orzecha i czarnym gryfem. Przy przeciwległej ścianie stała szafa ubraniowa, z której wieczorem pożyczyłam koszulkę, w której spałam. Obok niej znajdowały się żółte drzwi prowadzące na korytarz. Ściany w pokoju były zielone, oprócz jednej, białej, pod którą stało czerwone biurko z komputerem i sprzętem audio.

 

Postanowiłam wstać i zebrać swoje ubrania z bladoczerwonego dywanu. Tak naprawdę był on różowy, ale właściciel tego pokoju nie przyjmował tego do siebie. Po przeglądzie swojej garderoby, doszłam do wniosku, że pożyczę z szafy Jamesa jeszcze jakieś dresowe spodnie.

 

Ubrana w rzeczy swojego przyjaciela (wyglądałam zapewne przekomicznie w żółtej koszulce i szarych, dresowych spodniach, które były mi za luźne), postanowiłam pójść do pokoju Sebastiana, by pogadać z chłopakami. Bałam się tej rozmowy. Nie na co dzień mówi się swoim przyjaciołom, że jest się ich śmiertelnym wrogiem. Miałam zamiar otworzyć drzwi, gdy one same to zrobiły. Przede mną stał James z grobową miną. Spojrzał na mnie od góry do dołu. Kącik jego ust zadrżał, a brązowe oczy rozświetlił ledwie zauważalny blask. 

- Przepraszam, że ubrałam twoje 5rzczy, ale nie mam zamiaru chodzić ciągle w tamtych ubraniach. Wiesz jak ja lubię spódniczki – zaczęłam się tłumaczyć, ale James nie zareagował. Spojrzał w moje oczy i powiedział.

- to nie jest ważne. Ty, ja i Seba musimy porozmawiać. Trzeba ustalić pewne zasady – ton jego głosy był zupełnie inny niż wczoraj wieczorem. Niewiele dzieliło go od syku.

- Wiem, że musimy, ale wcześniej mam zamiar się czegoś dowiedzieć. Podwieziesz mnie do domu? Muszę porozmawiać z moimi rodzicami – James, gdy usłyszał moja prośbę, prychnął. – To jest ważne.

- na pewno nie ważniejsze niż to, że i Seba możemy zginąć z rąk Myśliwych.

- Łowców. Tak się oni nazywają. Są jeszcze Mędrcy… - kiedy tylko uświadomiłam sobie co mówię, od razu zamilkłam. James patrzał na mnie osłupiały.

- Skąd ty to niby wiesz – spytał?

- powiem wam, ale najpierw musze porozmawiać ze swoimi rodzicami. Oni mi wiele wyjaśnią – James się zastanawiał chwilę. W końcu powiedział.

- Okej. Zaraz cię zawiozę i będę na ciebie czekał.. Nie uciekniesz do tego całego Izzy’ego. 

 

Wraz z Jamesem stałam przed swoim domem. Zmienił się podczas mojej nieobecności. Niegdyś biała elewacja stała się żółta. Przy bramie zamontowano domofon, a składzik na tyłach domu zniknął. Można było wyczuć atmosferę grozy i oczekiwania. Jakby moi rodzice się czegoś bali.  Nacisnęłam guzik domofonu.

- Kto? – spytał mój tata przez urządzenie.

- To ja, Mariola – powiedziałam, a po drugiej stronie zapadła cisza. Wtedy rozległo się charakterystyczne buczenie i otworzyłam furtkę.

- Poczekam przy samochodzie – powiedział lakonicznie James  i odszedł do samochodu. Sama z mieszanymi uczuciami skierowałam się ku drzwiom, przed którymi stał mój ojciec.

- Jak śmiesz tu wracać? – to były pierwsze słowa, które wypadły z jego ust. Nie ,,Co się z Tobą działo dziecko” lub ,,Cieszę się, że jesteś”, czy zwykłe ,,Dobrze cie widzieć”. Za to dostałam słowa przepełnione żalem i nienawiścią.

- Bo to mój dom? – odpowiedziałam pytaniem. – Albo po to, by się dowiedzieć, czemu nikt mi nie powiedział Łowcach.  I czemu mnie porwali.

- Odpowiedź jest prosta. Nie miałaś wiedzieć, byś nie była takim morderca jak ja. A porwanie… Przecież ty sama do nich poszłaś – że jak? Jakim trafem miałam sama tam pójść. Pamiętam jak podczas, gdy chciałam pomóc chłopakom w znalezieniu tamtego wilka, ktoś uderzył mnie w głowę.

- no cóż… Skoro według ciebie uderzenie w głowę, a potem upadek i amnezja są dobrowolne, to nie wiem, czy mamy o czym rozmawiać – nie chciałam go słuchać. Jego słowa zbyt mocno mnie zraniły. Odwróciłam się i wyszłam z posesji. Wsiadłam do samochodu z piekącymi oczami, ale nie chciałam płakać. Nie pokażę mu, że wygrał. Wystarczy, że sprawił, że nie mam już domu…

 

Wtedy z budynku wybiegła moja mama z kopertą w ręce. Podeszła do Jamesa. Nie do mnie, nie do swojej córki, tylko do Jamesa… Dała mu listy i bez słowa odeszła. Jamie wsiadł do auta i przekazał mi kopertę, kopertę odpalając silnik.

- Jesteś  adresatem. To ty masz to przeczytać – powiedział.

- Po co? ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin