Opowiadanie(przygodowe) Akt drugi - Rozdział 13.docx

(34 KB) Pobierz

#13              Wszystko nabiera sensu

 

 

Jechali w ciszy. Marcin siedział zamyślony. Wpatrywał się w mijające widoki. Był tak zmęczony, że zasnął, zanim jeszcze dojechali. Marcel prowadził, wiedząc, że od rana, czeka ich ciężki dzień. Będą musieli zapanować nad chaosem, jaki pozostawili Cieszynianie. Dziewczyny z tyłu, również wyglądały na zmarnowane. Dojechali pod dom Marcela.

-Będzie go trzeba przenieść. Sześćdziesiąt trzy i siedem dziesiątych kilo samo się nie przeniesie. – westchnął Marcel. Póki co zostawili Marcina w samochodzie. Ruszyli do środka. Marcel miał klucz, więc bez większego hałasu dostali się do środka.

-Mam dwóch domowników. Jak ich znam, to gdzieś razem śpią, ale trzeba będzie im przeszkodzić. – oznajmił dziewczynom Marcel.

-Już, już! – usłyszeli z głębi domu Dawida.

-Daj nam jeść! – wrzasnął Marcel.

-Faktycznie… dopiero teraz to czuć. – zauważyła Oliwia. Wszyscy byli mocno głodni. Było późno w nocy, a oni jedli w godzinach popołudniowych. Zjawił się Dawid, zapinający swoją koszulę i w odpiętych spodniach.

-Witam was… Łał! Marcel, nigdy cię chyba z dziewczyną nie widziałem… ale żeby od razu z dwiema? No stary! Szacuneczek. – pokiwał głową Dawid. Marcel przekręcił oczami.

-Chodź mi lepiej pomóż wziąć tu Marcina.

-A temu co? Znów się spił jak wtedy? – zaśmiał się Dawid.

-Nie, choć w zasadzie to pewnie by chciał po tym co się stało. – powiedział Marcel wzdychając.

-Już po wojnie? Słychać było krzyki i strzały. Biedni ludzie… kogo straciliśmy? – zapytał Dawid.

-W pizdu ludzi. Straciliśmy Filipa… rozumiesz? Filipa… - powiedział Marcel. Dawid spojrzał na niego z przerażeniem.

-Chodźmy po Marcina. – westchnął tylko Dawid.

-Idźcie do salonu, Justyna wam herbaty zrobi i da jeść. – powiedział Marcel. Gdy przyszli pod samochód, Marcin już nie spał. Patrzył tylko w dal i nie zwracał na nich uwagi.

-Co ci? – zapytał Dawid.

-Spokojnie… nie pytaj go lepiej. Jutro ci opowiem co i jak. Udało się nam, pokonaliśmy ich. Wojna skończona. – zauważył Marcel. Marcin wysiadł z samochodu i spojrzał Marcelowi w oczy.

-Wojna się skończy gdy zabiję Adriana. On nie może żyć. Będzie stanowił zagrożenie póki go nie zabiję. – powiedział Marcin klepiąc Marcela po ramieniu.

-Jak chcesz tego dokonać? – zapytał Marcel.

-On przyjdzie. Nie wiem tylko, czy nie lepiej będzie wyjechać. – oznajmił Marcin.

-Ja zostaję. Zrobisz jak zechcesz. – powiedział Marcel. Marcin tylko westchnął i poszedł w stronę domu.

-Laura? – zapytał Dawid, gdy Marcin już był w domu.

-Laura. – pokiwał głową Marcel. Oboje wrócili do domu. Marcel był potwornie zmęczony. Wiedział, że ciężko będzie mu zasnąć. Za dużo wrażeń tej nocy.

-Jedzenie się kończy. Mamy na góra dwa dni. – powiedziała Justyna.

-Wystarczy. Będziemy polować. – powiedział Marcin.

-Zaskakujesz mnie. – zdziwił się Filip.

-Wiesz… zrobiliśmy tak wiele złego dzisiaj, że trzeba teraz pomóc tym co pozostali. – zauważył Marcin. Wziął sobie dwa rogaliki i poszedł samotnie do góry, zostawiając resztę.

-Trzeba by go było pilnować. – zauważyła Weronika.

-Zostawmy go. Dużo przeszedł. – poprosił Marcel. Zaczęli jeść i opowiadać Dawidowi i Justynie o tym co zaszło.

 

***

 

Marcin szedł przed siebie. Nie miał pojęcia gdzie był. Zaczął się rozglądać w wielkiej panice. Był z Marcelem, Weroniką, Szymonem i Agnieszką. Był w jakimś znajomym miejscu, a za razem nie wyglądało to jak nic co znał. Dopiero teraz się zorientował. Szedł w kierunku swojego domu. Nie zgadzało mu się bardzo wiele szczegółów. Jego dom miał trzy piętra, oraz kilka przybudówek. Domy w pobliżu były również większe. W tle było widać wieżowce. Marcin wiedział, że coś musiało się stać. Agnieszka rozmawiała z Szymonem. Marcin wsłuchał się w rozmowę.

-Oddalamy się? Co z tego. Ważne, że jesteśmy blisko celu. W końcu. Po tym co przeszliśmy… - powiedziała Agnieszka.

-Nie mów hop. Musimy znaleźć drugą część mapy. – powiedział Szymon.

-Mapę ma Adrian, albo Laura. – włączył się Marcel. Marcin spojrzał na nich z przerażeniem. Jak to, Laura? Nastała ciemność.

 

***

 

Marcin wrzasnął. Leżał w łóżku ze sporą gorączką. Coś było nie tak. Poleciał do pokoju Marcela, zobaczyć, czy wieżowce stoją tam gdzie stały. Zobaczył jedynie ciemność. Odetchnął głęboko z ulgą.

-Co ty robisz? – usłyszał zaspanego Marcela.

-Coś mi się przyśniło. Mam co jakiś czas dziwny sen. – zauważył Marcin.

-A dajże ty mi święty spokój. Muszę się wyspać. – westchnął Marcel.

-Ja się wyspałem… śpij, porobię coś. – odparł Marcin. Zszedł po schodach i zaczął ubierać buty. Wyszedł na zewnątrz i wsiadł do samochodu. Włączył sobie muzykę i obserwował wschód słońca. Nim się obejrzał było już jasno. Jak na niego trzymał się całkiem dobrze. Wyciszył sobie muzykę i wziął telefon. Miał siedem procent baterii, jednak szybko ją zmienił na nową. Miał jeszcze tylko trzy baterie, więc musiał oszczędzać. Wybrał numer Filipa i zadzwonił. Nie musiał długo czekać.

-Stęskniłeś się? – usłyszał głos Adriana. Zaśmiał się przy tym.

-Dzwonię spytać, kiedy masz zamiar pofatygować się po dwoje pozostałych potrzebnych ci osób. – powiedział Marcin. Adrian chwilę milczał. Marcin najwidoczniej zdziwił go tym, że o tym wie.

-Nie mam pojęcia, gdzie podziali się twoi przyjaciele. Po ciebie samego to mi się nie opłaca. Tym bardziej, że łatwym przeciwnikiem to ty nie jesteś. – zauważył Adrian.

-Dwie minuty po tym jak mnie postrzeliłeś biegałem już sobie, więc nie tak łatwo mnie zabić. – stwierdził Marcin.

-Widzisz. Jak już mówiłem, nie zamierzam was krzywdzić. Potrzebuje was żywych. – zauważył Adrian.

-Po co chcesz nas zniszczyć psychicznie? – zapytał Marcin. Był bardzo spokojny, nawet nie spodziewał się, że będzie w stanie zachować spokój.

-Ponieważ nie jesteś jeszcze gotów. – powiedział Adrian.

-Gotów na co? – zapytał Marcin.

-Bractwo Cienia czeka. – zaśmiał się Adrian.

-O czym ty gadasz? – zapytał Marcin.

-Przyszłość kochany, przyszłość. Ja nie zabiłem tak naprawdę Laury. Musisz o tym wiedzieć. – powiedział Adrian. Czuł, że Adriana bawi ta rozmowa i cała sytuacja.

-Laura to już przeszłość. Teraz już nie ma znaczenia. – powiedział Marcin, sam nie wierząc, że to mówi.

-Szybko się pozbierałeś. Czyżbyś nic do niej nie czuł? – powiedział z udawaną troską Adrian.

-Domyślam się o co chodzi. To symulator. Przecież to nie jest możliwe, żeby dorośli zginęli. – powiedział spokojnie Marcin.

-Cóż. Co do poprzedniej twojej wypowiedzi, Laura to przyszłość. Teraz nie rozumiesz nic z tej rozmowy. Ale poczekaj, jeszcze trochę i będziesz wiedział więcej. Na mnie już czas. Nie zgińcie mi tylko. Znajdź wyjście. Dziś się wszystko rozegra. – podkreślił Adrian i rozłączył się.

-Czekaj! – Marcin lekko się wkurzył. Zamknął oczy i przypomniał sobie całą rozmowę, póki o niej jeszcze pamiętał. Bracia Cienia. Musiał tam się udać. No i o co chodziło mu z Laurą? Laura to przyszłość. Jedno było pewne. Faktycznie nic nie rozumiał. Miał tylko nadzieję, że przeżyje do momentu, by to pojąć. Coś mu umknęło.

-Jakie wyjście mam znaleźć? – zapytał Marcin sam siebie. Uruchomił samochód. Wycofał i ruszył w stronę centrum. Musiał zrobić kilka rzeczy. Pojechał pod kościół i zaparkował. Ruszył wzdłuż cmentarza, gwiżdżąc pod nosem. Czuł z daleka smród zgnilizny ciał. Wiedział, że gdzieś tu była zbiorowa mogiła dorosłych. Wolał się jednak upewnić. Gdy znalazł się przy samym dole, wzięło go na wymioty. Wytrzymał jednak i szybko się wycofał do samochodu. Podjechał pod urząd gminy.

-Lewatywa pachnie mydłem! – krzyknął Marcin hasło, które znali tylko nieliczni. Odpowiedziała mu cisza. Lekko się zmartwił. Wszedł do środka po cichu. Dwa ciała leżały przy ścianie. Kolejne dwa na końcu korytarza.

-Jest tu ktoś? – krzyknął Marcin, mając dłoń na pistolecie. Cisza. Marcin machnął ręką i zaczął ciągnąć ciała w dół schodów. Po chwili wrócił po dwa kolejne. Musiał jeszcze przejrzeć pomieszczenia. Znalazł jeszcze jedno ciała, trochę mocniej zmasakrowane. Marcin starał się nie patrzeć, ale brał ciała z wielkim spokojem. Wyszedł przed gminę. Był dość chłodny poranek i gęsta mgła unosiła się nisko nad ziemią. Ktoś ze spokojem wchodził po schodach. Marcin myślał nad wzięciem broni do dłoni, ale dał sobie spokój, rozpoznając wysoką sylwetkę chłopaka.

-Jarek… - Marcin otworzył usta szerzej.

-A no ja, choć sam nie wiem, czy żyję, czy tylko fartem uniknął śmierci. – powiedział Jarek.

-Co się stało? – spytał Marcin.

-Stałem sobie z twoim kuzynem i zrobili na nas odwrót. On gdzieś uciekł, a ja poleciałem za resztą. Ukryłem się za otwartymi na całą szerokość drzwiami. Nie było mnie widać. Zabili wszystkich. Przeżyłem jako jedyny. – powiedział Jarek.

-Cieszę się. Jak to było?

-Że spotkamy się jutro żywi, bezpieczni i z możliwością zjedzenia czegoś? – zapytał Jarek.

-Tak, wszystko się sprawdziło. – pokiwał głową Marcin.

-No nie wiem, głodny jestem. – zauważył Jarek.

-Lepiej nie poruszać się tutaj samemu… kurde, chciałem zwłoki powywalać aby nikogo nie drażniły. Ale no, zrobię to potem. Wrócisz do domu, no i lepiej nie mów Vanessie. Pewnie dalej śpi. – uśmiechnął się Marcin. Ruszyli we dwóch w stronę ich domów. Prawie kogoś rozjechali. Marcin gwałtownie zahamował.

-Niby większość poumierała, a tłocznie tu o tej godzinie, jak nigdy. – pokiwał głową Marcin.

-Stary… dobrze cię widzieć żywego. – powiedział Długas wsiadając do auta.

-Ciebie również. Pomożesz mi zaraz. – powiedział Marcin.

-Znów coś szalonego? – uśmiechnął się Długas.

-Znajdź mi coś do picia. Aaa! Nie, to nie ta robota. Na trzeźwo nie dam rady po prostu. Musimy przenieść trupy do mogiły przy cmentarzu. – powiedział Marcin.

-Że jak? Tylko nie tam… znajdziemy inny dół, tam zbyt bardzo… trupem wali, no wiesz. – zaczął Długas.

-Chyba mam pomysł. – stwierdził Marcin. Odwieźli Jarka pod dom i ruszyli z powrotem.

-Słyszałem już, że walka nie poszła jakoś najlepiej. – odparł Długas.

-No, mamy dość sporo zgonów. – pokiwał głową Marcin.

-Pojedziemy po vana, wiem, gdzie stoi jeden nieużywany. – powiedział Długas.

-No nie ma sprawy. – poparł go Marcin. Podjechali pod jeden z domów przy ulicy Elizy Orzeszkowej.

-W domu są kluczyki, zaraz wracam. – odparł Długas. Marcin wysiadł z samochodu i wsłuchał się w ciszę. Teraz była ona wszech obecna.

-Co to się porobiło… - westchnął Marcin.

-Wejdź, chwilę posiedzimy, bo mi słabo trochę. – poprosił Długas. Marcin westchnął i wszedł do domu.

-Kto tu mieszkał? – zapytał Marcin.

-Ten dom należał do mojej rodziny. Głodny? – zapytał Długas.

-Masz jedzonko nawet? – Marcin był jeszcze lekko głodny.

-Kilka zupek chińskich udało mi się zachomikować, nie mów Szymonowi. – ostrzegł go Długas.

-Tak się składa, że mnie mocno wkurzył, bo z pomocą jego i reszty oddziału, myślę, że nie dotarli by nawet do kuchni. A tak gdzieś zniknął i nie raczył nawet się odezwać. – odparł Marcin. Po chwili zorientował się, że nie miał jak nastawić wody na zupki.

-Szymon wrócił w nocy. Przywieźli trzykrotnie więcej jedzenia, niż mieliśmy. Teraz, jeśli by liczyć, że z ponad tysiąca, żyje nas nieco ponad czterystu, starczy nam tego jedzenia na cztery długie miesiące. – powiedział z uśmiechem Długas.

-Coś nie wierzę, że to była tajna misja Szymona. On mi nie powie jak zdobył helikopter, ani nic. – pokiwał głową Marcin.

-W Wiśle, jest baza naukowa. Właśnie tam powstał wirus, który wytępił ludzkość, pozostawiając bachory. O to im właśnie chodzi, badają nas, jak radzimy sobie w takich warunkach, jak głód, wojna, czy też po prostu jakieś zwykłe codzienne czynności. Czy bez dorosłych, dzieciaki potrafiłyby przetrwać. – powiedział Długas.

-Badają? Że dorośli? – zapytał Marcin.

-Tak, właśnie tak. Jakiś czas temu właśnie wirus nieco ewoluował, przez co pojawiły się mutanty. Starali się jakoś go zwalczyć, stąd właśnie wtedy dowiedzieliśmy się o helikopterze. Musieli udać się do innego miejsca, do innej bazy. I nie wiem czy wiesz, ale, żeby znaleźć bazę, wcale nie musieliśmy jechać do Wisły. Była w Jastrzębiu Zdroju. Właśnie tam miał się udać Szymon wczoraj. Oni mimo wszystko nie spodziewali się, że uda się komukolwiek wparować do środka. Obiekt jest silnie chroniony. – powiedział Długas.

-Więc jak im się udało do cholery załatwić dwa ośrodki?! – zapytał Marcin.

-Ten sam pomysł co ty miałeś, ale w większej skali. Podjeżdżali do kilku gniazd i napuszczali mutanty na ośrodek. Mutanty nie gryzą osób zmutowanych, więc Szymon mógł po wszystkich wejść do środka i pozabierać jedzenie, albo właśnie helikopter. – powiedział Długas.

-Wszystko jasne. Jedno mnie dziwi. Po co? Po co to wszystko. Nudzi im się? Mają możliwość cofania czasu, żeby ludzkość dalej funkcjonowała? Albo co? – pytał Marcin.

-To wszystko ma związek z wami. Jak już się zorientowaliśmy, nie jesteś stąd. To nie jest twój świat, Marcin. W tym świecie siedzi za ciebie Marcel. Was badają najbardziej, a taki Adrian to ich taki… powiedzmy, człowiek rzucony do akcji. Ma was pobudzać, zmieniać was. Dlatego tak namieszał. Sztuczna wojna miała odbić się na waszej psychice. – powiedział Długas.

-Skąd ty tyle wiesz? I jak nie z tego świata, to czy istnieje inny? Jaki? Gdzie? – Marcin miał wiele pytań.

-Bycie blisko Szymona popłaca. Światów jest bardzo wiele. Dawno temu, na samym początku dziejów, gdy pojawiły się pierwsze inteligentne osoby, przyleciała do nas obca rasa. Wybudowała całą masę portali, służących do teleportacji. Dali nam też różne prymitywne technologie, abyśmy mogli się rozwijać. Z biegiem czasu, wykształciło się kilka nacji, na różnych miejscach na całej planecie. Plemiona, które wiedziały bardzo wiele, więcej jak dorośli w naszych czasach nawet. Mimo to, nie próbowali mieszać w dzieje. Zamiast to sprawili, że portale mogły teraz działać również w drugi sposób. Czas. Bawili się w to, jednak zaczęło to mocno zmieniać czas. W końcu, rozwój ich zaczął tak przyspieszać, że w bardzo szybkim czasie zniszczyli całą cywilizację. Aby to uratować, zaprogramowali portale tak, aby jak najszybciej, programowały możliwe rozwinięcia wszelakich wyborów i decyzji. Światy alternatywne. Powstały ich biliardy. O ile pamiętam, liczba zer sięgała czterdziestu. Tamta cywilizacja upadła. Wszystkie światy, stworzone na początku również. Im dalej od początkowych światów, tym dłużej utrzymywała się cywilizacja. – opowiedział Długas.

-Czy można było zarówno… powiedzmy… cofnąć się w czasie i zmienić świat alternatywny? – zapytał Marcin.

-Wszystkie trzy opcje na raz było można. – skomentował Długas.

-Czyli wszystko się zgadza. Jestem z alternatywnego świata z roku 2018. Czyli rocznikowo jestem o cztery lata za wami. – powiedział zdumiony Marcin. Serce biło mu mocno. Czy nie o tym mówił Adrian? Laura, to przyszłość! Jeżeli światów było biliony, pełnych najróżniejszych decyzji… to w ilu światach zdobył Laurę? Coś jednak przebiło myśli Marcina. Coś silniejszego od Laury. Strach.

-Rozumiem… nie znałem ciebie zanim się tu pojawiłeś, więc to by mogła być... – zaczął Długas, ale przerwał mu Marcin.

-Musimy znaleźć wyjście. Musimy znaleźć portal! Wszystko się zgadza. Dzisiaj! – Marcin połączył wszystko co mówił Adrian.

-Że jak? Położenie portali to wielka tajemnica. Masz pojęcie, że one mogą być wszędzie? – zapytał Długas.

-Czy Szymon szukał też może informacji o portalach? – zapytał Adrian.

-Uważa, że to jedyny sposób by ocalić ten świat. Musicie opuścić go i wszystko ustanie. Mutanty znikną i tak dalej. – odparł Długas.

-Trochę naciągane. Jak dla mnie ratuje własną dupę. Skoro wirus sprawił, że pojawiły się mutanty, to czy on nie jest groźny? – zapytał Marcin.

-Jest coraz groźniejszy. Potencjalnie to on ciągle ewoluuje. – odparł Długas.

-Zabiorę cię w pewne miejsce. Potrzebuje też Szymona. On wie, że ty mi to mówisz? – zapytał Marcin.

-Kazał mi przekazać gdyby coś. A co byś chciał zrobić? – zapytał Długas.

-Zobaczycie. Nie wiem jak Szymon tylko zareaguje. – powiedział Marcin.

-A co z kopaniem ciał? – zapytał Długas.

-Się okaże. Póki co mamy inne zajęcie. Wszystko mi mówi, że ten świat jeszcze dzisiaj spotka coś nie miłego. – powiedział Marcin.

-Źle się czuję… ale jedźmy. – powiedział Długas. Wziął pudło pełne piwa i wsadził na tyły vana. Marcin usiadł na miejscu pasażera.

-Myślę czy nie skoczyć po Marcela. – pomyślał Marcin.

-Dobra tam. – wzruszył ramionami Długas.

-Czekaj… coś mi umknęło. Szymona ugryzł mutant? – zapytał Marcin.

-No tak. Marcel ma moc przeczuwania ile kogo gdzie jest, jaki jest, ogólnie, nie da się nazwać jego mocy. Ty masz coś w rodzaju panowania nad skałami. Szymonowi z kolei, dostała się jeszcze dziwniejsza moc. Potrafi mówić w myślach do osoby blisko niego. – powiedział Długas.

-Że telepatia?  - Marcin zmrużył oczy.

-Słyszałem na własne uszy. – pokiwał głową Długas. Ruszyli. Marcin zamyślił się. Natłok nowych informacji nie dawał mu spokoju. Był raczej szczęśliwy, że w końcu wiedział co nieco o swojej przeszłości. Dziwiło go tylko, że dowiedział się tego od Długasa. Od samego rana słyszał same dobre wieści. Miał nadzieję, że jak na razie dadzą sobie spokój z bawieniem się jego emocjami. Jeśli wierzyć Adrianowi, to go już w tym świecie nawet nie było. Coś mu nie dało spokoju.

-Jak sterować takim portalem? – zapytał Marcin.

-Tego już nie wiem. Wiem, że bez specjalnych ogniw nic nie zrobisz. – powiedział Długas.

-Adrian dziś opuścił ten świat. Myślisz, że na jego miejsce, pojawi się drugi Adrian? – zapytał Marcin.

-To zależy. Ale jeśli zesłali go ci, którzy się nami bawią to bardzo możliwe, że posiada on ogniwa sterujące portalem no i uda mu się przenieść do świata, gdzie jego postać tam nigdy nie istniała. Tak samo jak twoja. Zostałeś przeniesiony za pomocą ogniw. – powiedział Długas.

-Hmm, jak odnaleźć te ogniwa? – zapytał Marcin.

-To nie takie proste. Poszukujemy mapy. Wiemy, że ma ją Adrian. Na owej mapie są przedstawione ogniwa i miejsce ich występowania. Kłopot jest taki… że nie może być ich więcej, jak jeden, ukryty gdzieś na całym świecie. Adrian ma akurat mapę z zapisanymi koordynatami, zarówno współrzędne, jak i numer świata alternatywnego. – powiedział Długas.

-Cholera… za dużo informacji. – zaśmiał się Marcin. Coś mu znów zaiskrzyło.

-Adrian ma tylko jedną mapę. – powiedział Marcin.

-Są dwie? W sumie logiczne, że map może być nieskończenie wiele. Tyle ile światów. – zauważył Długas.

-Nie, słuchaj. Sen miałem, że połówkę mapy ma Laura, lub Adrian. – powiedział Marcin.

-Laura… widzę, że już myślisz przyszłościowo. W którymś świecie pewnie nawet my mamy mapę. – uśmiechnął się Długas.

-To teraz pytanie jak dokonać paradoksu. – zapytał Marcin.

-Paradoks ogólnie nie jest możliwy. Nigdy czegoś takiego nie odnotowano. – odparł Długas.

-Jesteś pewny? Mogę ci powiedzieć, że mój laptop i ubrania, których już nie mam, dokonały paradoksu z rzeczami i laptopem Marcela.

-Jeśli to jest możliwe, to musimy być ostrożni. Kto wie, co się stanie, gdy ktoś z nas spotka samego siebie. –odparł Długas. Dojeżdżali do centrum. Minęli zjazd na ulicę Kasztanową i podjechali pod złomowisko. Marcin zauważył spory tłumek osób na ulicy. Niektórzy siedzieli na krawężniku, inni stali i rozmawiali. Kilka osób stało na boku i płakało. Spora część jednak była wewnątrz złomowiska.

-Całe Zebrzydowice? – zdziwił się Marcin.

-Będziemy liczyć po południu, gdy się zlezą inni po jedzonko. – powiedział Długas.

-Jednego jestem pewny. Niech każdy się naje do syta i poćwiczy walkę. Być może się to dzisiaj im przyda. – powiedział Marcin.

-Na pewno? Zawołam Szymona. – poinformował Długas. Kazał mu też wyjść z samochodu. Wjechał Vanem na teren złomowiska. Marcin pozostał sam wśród wielu nieznanych mu osób. Oni jednak go kojarzyli. Pokazywali go sobie palcami i mówili. Marcin próbował dostrzec kogoś znajomego. Wszyscy jednak co do jednego byli mu nieznani. Prawie. Rozpoznał Konrada, który nie zwracał na niego uwagi. Stał grupką chłopaków i żartowali sobie. Rozpoznał też pewną czerwonowłosą dziewczynę. Nie miał pojęcia tylko co ona tutaj robi. Była to Sandra, jedna z siedmiu osób, które nie były stąd. Siedziała samotnie, jednak Marcin nie miał ochoty na rozmowę. Rozpoznał też dwie siostry bliźniaczki, Jowitę i Judytę. Była z nimi jeszcze trzecia, miała jedynie przefarbowane włosy. Najwyraźniej była to Julita. Marcin zastanawiał się, czy jest tu tylko mile widziany. Sam nie wiedział, czy będą go obwiniać za śmieć tylu osób, czy raczej podziękuję, że tylko tylu zginęło. Marcin zamyślił się, gdy nagle podszedł do niego jakaś dziewczyna. Nie znał jej.

-Pewnie mnie nie znasz… no ale nie ważne. Naucz nas strzelać z łuku. – poprosiła dziewczyna.

-No właśnie! Też bym chciała! – podbiła do nich jeszcze inna dziewczyna. Wkrótce Marcin miał przed sobą całą gromadkę, czegoś w rodzaju fanek. Pomyślał, że awansował od nieznajomego, po bohatera. No ale nie obyło się też bez złośliwości.

-A nie mogłeś pozabijać ich więcej? – zapytał jakiś chłopak.

-A ty, ilu zabiłeś wrogów? – zapytał Marcin grzecznie.

-Nie on był od naszej ochrony! – obronił go inny chłopak.

-Ja wiem, że nawaliłem. Nie musicie mi tego wypominać. Ale gdyby nie ja, to ofiar byłoby więcej. – odparł Marcin.

-Gdyby nie Marcel i Filip, to by było jeszcze gorzej. Więc nie byłeś jedyny. – powiedział jeszcze inny chłopak. Marcin zauważył coś dziwnego. Żaden chłopak nie stanął po jego stronie. Z kolei żadna dziewczyna po stronie chłopaków.

-Eh dobra dajcie wy mi wszyscy spokój! – Oburzył się Marcin odpędzając się od „fanek”. Ruszył w głąb złomowiska. Teraz nie rozpoznał już nikogo. Dopiero pod samą siedzibą zobaczył parę znajomych twarzy wśród Braci Cienia. Była tam też Agnieszka. Minął van Długasa i podszedł do niej.

-Marcin, dobrze cię widzieć. – powiedziała Agnieszka. Przytuliła się z Marcinem.

-Ciebie również Aga, idziesz z nami do zamku? – zapytał Marcin.

-Słyszałam właśnie, że chcesz iść. I jak? Jak reakcja po tym co ci Długi powiedział? – zapytała się Marcina.

-Nie spodziewałem się, że Długas tyle może wiedzieć. Ale ogólnie jestem mocno zszokowany. Myślałem kiedyś, że to może być właśnie świat alternatywny. Choć bardziej mi to symulację przypominało. – stwierdził Marcin.

-Słyszałam też, że mówiłeś, że dziś ma nastąpić coś niedobrego. – stwierdziła pytająco Agnieszka.

-Gadałem z przywódcą Cieszynian przez telefon. Mówił, że dziś się wszystko rozstrzygnie, oraz, że mamy znaleźć wyjście. – skomentował Marcin.

-O w mordę… idę po Szymona! – Agnieszka była zaniepokojona. Weszła do środka. W środku był nowy magazyn żywności. Marcin odwrócił się, by spojrzeć sobie na cały tłum. Nie miał mocy Marcina, ale na oko widział z czterysta osób. Nie było to wiele. Jeśli przyjdzie im się z czymś zmierzyć, to mogą mieć problemy z tym czymś. Musieli znaleźć wyjście.

-Marcin! Jakim cudem ci się udało ich aż tylu obronić? – zapytał Szymon na wstępie. Marcin odwrócił się i lekko zdumiał. Szymon miał twarz pokrytą niebieskimi bąblami.

-Czekaj… - Marcin podszedł i przyłożył dłoń. Bąble zaczęły znikać.

-Dasz radę, aby to znikło? – zdumiał się Szymon.

-Już nie masz ani śladu. –pokiwał głową Marcin.

-Świetnie. Nic nie mów, słyszałem wszystko. Wybacz, nie doceniliśmy siły wroga. Wybacz, za Laurę. Ona jedyna była dla nas ważna. – powiedział Szymon.

-Spokojnie. Wystarczą trzy osoby. – pokiwał głową Marcin.

-Wyjątkowo spokojny jesteś. – zdziwił się Szymon.

-Szczerze? Jak wiem, że to wszystko to tylko próby, które próbują nas zmienić… to ja po prostu olewam żałobę. Laura żyje! Znajdę ją. A jak mnie nie polubi to znów. Mam tysiące prób. – powiedział z uśmiechem Marcin. Mimo wszystko widział wciąż jak rozpruwa ją miecz. Miał też przed oczami kilka innych śmierci. Wzdrygnął się.

-Dobra. Mów gdzie chciałeś mnie zabrać. – poprosił Szymon.

-Tak jakby nie mogę powiedzieć. Znaczy mogę, ale wolę, abyście zobaczyli to na własne oczy. – powiedział Marcin.

-Jadę pozwozić ciała. Spiszę listę ofiar o ile rozpoznam. – oznajmił Długas.

-No to dobra, czekaj! Podrzucisz nas pod zamek. – poprosił Szymon. Puścili Agę do przodu, a Marcin i Szymon usiedli na tyłach. Nastała dziwna cisza. Marcin dostał wizji. Poczuł jak nagle leci do przodu wpadając na ścianę lewego boku furgonetki. Wywalił się na brzuch. Poczuł, że drzwi furgonetki były otwarte. W dodatku jechali ze sporą prędkością. Szymon podał mu rękę w ostatniej chwili. Marcin spojrzał na niego z przerażeniem. Nie miał pojęcia co jest grane. W środku siedziało kilka nie znanych mu osób. Była też Agnieszka, która przecież poszła do przodu. Zamarł. Zobaczył Adriana.  Nagle van przywalił w coś jeszcze, najprawdopodobniej krawężnik. Szymon, który trzymał Marcina, zachwiał się i poleciał na niego. Zaczęli lecieć do tyłu. Marcin stracił oparcie podłoża i znalazł się w powietrzu.

-Szymon! – krzyknęła rozpaczliwie Agnieszka. Nagle otworzył oczy i zdał sobie sprawę, że dalej siedział w tym samym miejscu. Oddychał głęboko i zaczął się rozglądać.

-Co jest grane? – zapytał Szymon na widok zdyszanego Marcina.

-Widzę przyszłość chyba. Albo przeszłość. Sam nie wiem. Wiem tyle, że w tym samym vanie siedziałem. – stwierdził Marcin.

-Nie wiemy jak długa była nasza podróż światami alternatywnymi. Straciliśmy pamięć, więc najwyraźniej coś im nie wyszło i musieliśmy zacząć od nowa. A wizja mogła pochodzić z poprzednich światów. – oznajmił Szymon. Ruszyli. Marcin lekko spanikował i chwycił się mocno.

-Wyjaśnij mi tylko, czemu w tej furgonetce był Adrian. – westchnął Marcin.

-Nie koniecznie jest naszym wrogiem. Poprzednio może udawał sojusznika by po prostu zobaczyć, jak sobie poradzimy z innymi wyzwaniami. Testują nas. Mówiłem ci. – powiedział Szymon.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin