Bohdan_Wasiutynski_-_Praworzadnosc.pdf

(240 KB) Pobierz
Bohdan Wasiutyński - Praworządność
Tekst ukazał się w ramach cyklu - OBÓZ WIELKIEJ POLSKI. WSKAZANIA PROGRAMOWE . Zeszyt IV,
Warszawa 1927
Każda społeczność trwała musi być zorganizowana. Organizacja oznacza uregulowanie stosunków na podstawie
prawnej. Tam przeto, gdzie istnieje społeczeństwo, istnieje również prawo. Państwo jest zawsze organizacją
prawną. Nawet despotia wschodnia w najczystszej postaci jest nią pod względem formalnym. Obowiązuje bowiem
w niej norma zasadnicza: wola panującego jest jedynym prawem.
Różnica kapitalna między Wschodem a Zachodem występuje w dziedzinie stosunku państwa do poddanych jego
władzy jednostek i organizacji. Wschodni typ ustroju państwowego nie zna praw jednostek i organizacji, które by
mogły przeciwstawić się działaniom władzy. Przewroty polityczne na wschodzie były zawsze tylko buntem
przeciwko państwu i władcom w celu zagarnięcia rządów, nie prowadziły do wyzwolenia jednostki z ucisku
despotyzmu, do przyznania jej praw wobec władzy. Tłumaczy się to zjawisko brakiem poczucia prawnego w
społeczeństwach wschodnich.
Epokowe dla cywilizacji dziedzictwo Rzymu polega właśnie na wytworzeniu poczucia prawnego. Dopiero gdy
wytwarza się pojęcie indywidualnej wartości jednostki, gdy powstaje zrozumienie godności człowieka, kształtuje się
organizacja społeczeństwa na nowych zasadach. Kościół katolicki, wchłonąwszy tradycje rzymskie, rozszerza w
Europie zachodniej pojęcia prawne, podnosi wartość i godność jednostki, opiera moralność na wewnętrznym
poczuciu odpowiedzialności człowieka za jego czyny. Na Zachodzie bezprawie wobec jednostki uważane jest nie
tylko za krzywdę osobistą: wywołuje ono reakcję społeczną, jako obrażające podstawy współżycia zbiorowości,
składającej się z wolnych jednostek. Oczywiście ugruntowanie się poczucia prawnego wymaga długotrwałej walki z
samowolą, popędami anarchistycznymi pierwotnych natur, egoistycznymi instynktami. Ale prąd opinii publicznej,
zmierzający do panowania prawa w dziedzinie działalności państwowej, aczkolwiek napotyka na ogromne
przeszkody w faktycznym układzie sił, przełamuje wszelkie tamy.
Dążenie do oparcia działalności państwa na prawie, zabezpieczenie jednostek przed bezprawiem ze strony organów
państwowych, rodzi szereg doktryn, często skrajnych, godzących przy konsekwentnym rozwinięciu w samą istotę
związku przymusowego, jakim jest państwo. Rzecz ciekawa, że pierwsi wystąpili przeciwko bezprawnej
działalności państwa teologowie katoliccy w średniowieczu. Niektórzy z nich dowodzili, że zabójstwo tyrana jest
rzeczą słuszną i sprawiedliwą. Św. Tomasz z Akwinu twierdzi, że powstanie przeciwko tyranowi jest uprawnione.
Pogląd jego miał wielu naśladowców. Liczny poczet autorów uznaje prawo do oporu wobec monarchy, nie
wypełniającego swych obowiązków wobec Boga i ludu, do wypowiedzenia mu posłuszeństwa. Zjawiające się
kolejno doktryny: czy to dobrowolnej umowy społecznej dającej początek państwu; czy to praw przyrodzonych
obywateli, których państwo odebrać nie może, czy też liberalizmu, ograniczającego interwencję państwa i zakres
jego działania do niezbędnego minimum, mają wspólne podłoże — zabezpieczenie obywateli przed bezprawną
działalnością państwa, przed nadużyciem władzy. Zdobycz tych sił politycznych, których powyższe doktryny były
wyrazem — państwo konstytucyjne; ma również urzeczywistnić owo dążenie, ma zapewnić praworządność, ma być
państwem prawnym.
Państwo konstytucyjne poprzedzone było przez okres państwa absolutnego, policyjnego. Ten okres, przejściowy na
Zachodzie Europy, odegrał doniosłą rolę w urobieniu psychologii społeczeństwa. Złamał ustrój feudalny, z jego
dążeniami odśrodkowymi, rozbijającymi państwo, przyczynił się do wytworzenia poczucia jedności państwowej,
wytworzył silna władzę państwową i zorganizowany aparat administracyjny. Ale jednocześnie przeciwstawił
państwo społeczeństwu. Państwo policyjne uznawało prawa jednostek tylko w dziedzinie prawa prywatnego i z
reguły szanowało niezależność sądów, orzekających o roszczeniach jednostek wobec innych osób. Państwo jedynie
wtedy mogło odpowiadać za szkody, wyrządzone poddanym, jeżeli występowało jako skarb państwa (fiskus), który
obowiązywały normy prawa cywilnego. Dlatego „rozszerzenie drogi prawa'', czyli możność zaskarżenia państwa o
wynagrodzenie szkód przed sądami powszechnymi, stanowiło cel wysiłków społeczeństwa. O ile bowiem państwo
ujawniało swą wolę jako władza (,,policja'') wydająca nakazy i zakazy, mająca prawo posługiwać się przymusem dla
wykonania swych zarządzeń, poddany praw żadnych nie posiadał i był bezbronny. Nie istniało wówczas prawo
publiczne we współczesnym znaczeniu, ponieważ normy prawne nie miały charakteru dwustronnie wiążącego.
Jednostki były obowiązane do bezwzględnego posłuszeństwa wobec rozkazów władzy, ta zaś w stosunku do
poddanych nie była skrępowana przepisami prawnymi. Wydawane przepisy miały charakter instrukcji dla władz,
które mogły być dowolnie zmieniane; rozkaz władzy zwierzchniczej mógł w poszczególnym przypadku
rozstrzygnąć sprawę odmiennie od obowiązujących przepisów, mogły to zresztą uczynić i organy administracyjne,
których postępowania jedynym drogowskazem było dobro państwa, ciasno i jednostronnie pojmowane, dające pole
do nadużyć. Konstytucje państw współczesnych w znacznej mierze mają zwrócony wzrok ku tej przeszłości,
wyrażają w swych postanowieniach stosunek negatywny do ustroju i postępowania państwa policyjnego. Pozytywnie
usiłują one przede wszystkim zrealizować postulat praworządności, państwa prawnego przy pomocy szeregu
instytucji.
Konstytucja wszakże jest jedynie programem, którego wykonanie zależy od poczucia prawnego społeczeństwa. Nie
trzeba się szeroko rozwodzić nad znaczeniem praworządności. Walka o prawo jest przejawem dojrzałości
obywatelskiej; Człowiek z usposobieniem niewolniczym znosi pokornie i biernie krzywdy i niesprawiedliwości.
Obrona prawa, dążenie do urzeczywistnienia wymagań sprawiedliwości znamionuje ludzi o charakterze
niezależnym, ceniących swoją godność. Państwo współczesne, zmuszone do ostrego współzawodnictwa z innymi
państwami, nie może opierać swego istnienia na obojętnej masie poddanych, ulegających biernie wszelkim
rozkazom rządu. Nie powinno się wytwarzać, jak w państwie policyjnym, przeciwstawia nie państwa
społeczeństwu, jako organizacji mu obcej. j Państwo stało się organizacją swych obywateli, czerpiącą swe siły z
poczucia organicznego związku między nim a obywatelami — a więc jednostkami świadomymi zarówno wartości
państwa jak i swych praw i swej odpowiedzialności. Obywatel musi czuć się współtwórcą losów państwa. Dlatego
należy przeciwdziałać rozdźwiękom, które mogą powstać między obywatelami a państwem. Nastroje obojętne lub
nawet wrogie państwu wytwarzają się, gdy istnieje poczucie, że władza państwowa staje się narzędziem krzywdy
lub przemocy, gdy rodzi się przekonanie, że rząd nie kieruje się w swej działalności względami bezspornymi dobra
publicznego, dobra całości. Ponadto dla rozwinięcia owocnej pracy na wszelkich polach ludność musi mieć
zapewnione bezpieczeństwo prawne, musi być ugruntowane, przekonanie, że stosunki prawne nie ulegną
gwałtownym, nieusprawiedliwionym zmianom, że działalność jednostek i stworzonych przez nie instytucji i
organizacji opiera się na trwałych podstawach.
Poczucie prawa, którym stoją państwa cywilizowane, istniało w Polsce, odkąd weszła ona w krąg zachodniej
cywilizacji, rzymskiej i chrześcijańskiej. Było ono bardzo żywe wśród warstwy szlacheckiej, zwłaszcza w okresie
rozwoju potęgi państwowej. Połączenie z Polską Litwy i Rusi musiało osłabić wpływy cywilizacji rzymskiej; proces
asymilacji cywilizacyjnej ogromnych obszarów odbywał się, stopniowo, a rozstrój państwa, pozbawionego
egzekutywy, niezbędnej dla realizowania prawa, nie pozwolił na całkowite zapanowanie cywilizacji zachodniej. W
okresie rozbiorów poczucie prawa osłabło. W przeważającej części Polski, w b. dzielnicy rosyjskiej szerzyły się
wpływy destrukcyjne Wschodu, gdzie gwałt i przemoc były uświęconą metodą działania. Tylko zabór pruski nie
uległ demoralizacji. Tam zachodni typ państwa pozwolił ludności w walce o jej prawa wychować się w poczuciu
praworządnością. W państwie austriackim, aczkolwiek opartym na zasadach praworządności, skrzywienie poczucia
prawnego było wynikiem stosunków politycznych. Dla utrzymania państwa, którego ludność nie była związana
żadną ideą, administracja była używana za narzędzie do wywierania nacisku politycznego, aby zapobiec kierunkom,
uważanym za sprzeczne z interesami monarchii habsburskiej, lub za niedogodne dla rządu. Stąd zakorzenił się
pogląd, że administracja, zachowując pozorną, formalną legalność, może używać swych uprawnień do
faworyzowania pewnych grup politycznych, zwalczania innych przy pomocy stosowania przepisów prawnych lub
wykonywania nadanej jej władzy dyskrecjonalnej. Oczywiście posługiwanie się ustawami, jako narzędziem akcji
politycznej, podkopuje poczucie prawne i wśród ludności, i wśród biurokracji. Prócz tego rozpowszechniło się w b.
Galicji obsadzenie urzędów na podstawie wpływów partyjnych i przynależności do popieranych, będących przy
władzy lub pozyskiwanych przez rząd stronnictw. I ten obyczaj musiał się na bezstronności władz odbić ujemnie.
Pierwszym warunkiem państwa praworządnego jest panowanie ustawy. Ta zasada oznacza, że władza wykonawcza
(sądy i administracja) są podporządkowane ustawie, obowiązane są postępować zgodnie z wyrażoną w niej wolą
ustawodawcy; akty administracji, sprzeczne z ustawami, są nieważne. Następnie oznacza ona, że regulowanie
pewnych stosunków prawnych jest na podstawie konstytucji zastrzeżone na rzecz ustawy. Ustawa, która w sposób
abstrakcyjny normuje stosunki prawne, zapewnia jednakowe traktowanie wypadków poszczególnych,
podpadających pod jej działanie, czyli uniemożliwia w zasadzie nierównomierne użycie władzy, dowolność
postępowania administracji.
Ale nie każda ustawa jest zgodna z prawem. Wprawdzie w nauce niemieckiej panuje pogląd, nie czyniący
rozróżnienia między ustawą a prawem, bowiem uznaje się tylko „prawo pozytywne", jakąkolwiek by jego treść była.
Natomiast wielu uczonych francuskich odróżnia ustawę (loi) od prawa (droit) i stoi na stanowisku, że istnieją
ustawy niezgodne z prawem. Przede wszystkim mogą być uchwalone przez parlament ustawy, sprzeczne z
konstytucją, przepisy zaś konstytucji mają moc większą, niż zwykłe ustawy. Ale prócz tego, istnieją niepisane
zasady prawne, podstawy współżycia ludzkiego, których pogwałcenie przez ustawodawcę wytwarza konflikt między
ustawą a prawem. Przy uchwalaniu ustaw ciała reprezentacyjne nie powinny arbitralnie narzucać społeczeństwu
swej woli, lecz ustalać w formie ustaw panujące w społeczeństwie poglądy prawne.
Regulatorem obowiązującego prawa winno być poczucie prawne społeczeństwa: państwo właściwie nie tworzy
prawa, lecz jest mu poddane. Są rzeczy, których państwu czynić nie wolno, są takie, które czynić jest obowiązane.
Ograniczenie wszechwładzy państwa, wbrew teoriom filozofów i prawników niemieckich, przez ideę prawa,
jakiekolwiek dalibyśmy jej uzasadnienie — tkwi we wszystkich prądach, zmierzających do zapewnienia panowania
prawu, o których powyżej wzmiankowaliśmy. Ta wyższość prawa — możemy je nazwać ideą prawa, słuszności,
sprawiedliwości, lub poczuciem prawnym — sprawia, iż rzekomy dogmat bezwzględnej mocy ustawy ulega
ciągłemu zachwianiu, bowiem nie lex (ustawa), lecz iustitia fundamentom regnorum. Jest rzeczą wciąż stwierdzaną
przez życie, iż niektóre ustawy nie są wykonywane. Nie są wykonywane przede wszystkim dlatego, że są sprzeczne
z poczuciem prawnym społeczeństwa. Wprawdzie wykonanie ustawy jest zagwarantowane przymusem, którym
rozporządza władza, ale chociaż opór czynny podlega karze, opór bierny, wywołany poczuciem niesprawiedliwości
ustawy, który z reguły nie jest karany, może w dużej mierze sparaliżować wykonanie ustawy. Powtóre sama władza
nie egzekwuje czasami ustaw, które są powszechnie uważane za niezgodne z dobrem publicznym, tak, że nawet z
biegiem czasu idą one w zapomnienie. Również do ,poglądów społeczeństwa na słuszność normy prawnej stosuje
się w swym orzecznictwie władza sądowa, często interpretując przepisy ustawowe zupełnie inaczej, niż to
wynikałoby z woli ówczesnego ustawodawcy, traktując ścielą interpretację, jako przestarzałą lub nie odpowiadającą
społecznym zadaniom prawa.
Wreszcie ciała ustawodawcze uchwalają z tych czy innych pobudek częstokroć ustawy, które w ogóle okazują się w
praktyce niewykonalnymi i spoczywają w stanie letargu. W Polsce mamy cały szereg ustaw, które nie są
wykonywane. Jest rzeczą zrozumiałą, że taki stan rzeczy wywołuje niepożądane skutki, demoralizuje ludność i
urzędy, powołane do wykonywania ustaw, osłabia powagę prawa i państwa. Przyczyny tego niedomagania są
rozmaite.
Niejednokrotnie uchwalenie przez Sejm ustawy wywołane jest dążeniem do stwierdzenia troski o pewne, skądinąd
chwalebne, interesy i potrzeby ludności, lub chęcią zademonstrowania przed światem swej postępowości np. w
dziedzinie społecznej. Zwłaszcza w pierwszym okresie swej działalności, gdy jeszcze naiwnie wierzono we
wszechwładną moc regulowania życia ustawami, poczętymi czy to z dobrych intencji, czy z pobudek demagogii,
Sejm skłonny był do uchwalania ustaw „na wyrost", nie przystosowanych do warunków gospodarczych i
kulturalnych Polski, ani do siły finansowej państwa, na które nakładano ogromne ciężary, nie troszcząc się o ich
pokrycie. Polska miała swymi urządzeniami zaimponować światu, stać się państwem wzorowym, gdy rzeczywistość
wskazywała, że wskutek zniszczeń wojennych i ruiny gospodarczej możemy tylko z wielkim trudem zabiegać o nie
obniżanie poziomu kultury w najwyżej pod tym względem stojących dzielnicach, a powoli podnosić na wyższy
szczebel kulturę w dzielnicach zaniedbanych, które dopiero długim wysiłkiem pokoleń mogą dorównać państwom
zachodnim. Ażeby uprzytomnić sobie, jak odbiega nakaz czy przyrzeczenie ustawodawcy od rzeczywistości, dość
wymienić np. ustawę antyalkoholową, . albo ustawę o budowie szkół powszechnych z zapomóg i pożyczek
państwowych, albo ustawę o ludowych szkołach rolniczych, która nakazuje utworzenie w każdym powiecie dwóch
szkół rolniczych, albo ustawę o opiece społecznej, która daje każdemu ubogiemu prawo do zapewnienia minimum
egzystencji.
Niemożność wykonania ustaw nie tylko dlatego jest szkodliwa, że wywołuje rozczarowanie ludności do państwa i
jego instytucji. Takie ustawy stają się szkołą demoralizacji, dają bowiem biurokracji do ręki narzędzie szykan w
stosunku do ludności. Ma ona sposobność wyciągnięcia zapomnianego lub niestosowanego przepisu prawnego, by
dokuczyć czy zaszkodzić obywatelowi. Ten przepis staje się wówczas środkiem presji politycznej w stosunku do
pewnych grup czy niemiłych rządowi osób, może być środkiem postępowania, które w życiu powszednim
nazywamy szantażem. Jednocześnie umożliwia, a nawet popycha nieuczciwe jednostki wśród urzędników do
ciągnięcia przy jego pomocy osobistych występnych zysków, rozwija łapownictwo. Jeżeli np. ustawa stawia wysokie
wymagania pod względem higieny publicznej, urządzeń dla robotników, pracujących w zakładach przemysłowych,
które przy obecnych warunkach mieszkaniowych i stanie gospodarczym przedsiębiorstw są faktycznie
niewykonalne, to nieraz jedynym praktycznym wyjściem z sytuacji staje się łapówka. Często znowu ustawy nie
wytrzymują próby życia z tego powodu, że chciano dzięki nim osiągnąć zbyt wiele, uniemożliwić wszelkie
odchylenie od stawianych, daleko idących wymagań. Obstawiono więc wykonywanie ustawy tyloma
formalnościami, że zamiast przynieść pożytek ludności, nie dały one wcale spodziewanych wyników. Przyczynia się
do tego sposób przygotowywania ustaw, których autorem jest biurokracja: każda, choćby pośrednio zainteresowana
dekasteria rządowa stara się zabezpieczyć wpływ swych organów na postępowanie administracyjne, a ponieważ
wrodzoną skłonnością biurokracji jest unikanie odpowiedzialności jednostkowej i w tym celu rozkłada się
odpowiedzialność na możliwie dużą liczbę osób i urzędów, przeprowadzenie sprawy ciągnie się niesłychanie długo,
wymaga nieustających zabiegów i odstręcza ludność od korzystania z ustawy.
Najfatalniejszy wszakże jest wpływ ustaw, sprzecznych z poczuciem słuszności, powstających pod dyktandem
namiętności społecznych, mających być wyrazem zwycięstwa jednostronnego stanowiska klasowego. Nie licząc się
z ideą prawa, ustawy, traktowane jako triumf partyjny, dają prawie zawsze wyniki szkodliwe, dla tych nawet,
których rzekomo miały uszczęśliwić. Nietrudno już dzisiaj stwierdzić, jakie skutki dla stanu finansów państwa, dla
gospodarstwa narodowego, dla zainteresowanych grup osiągnęły demagogicznym duchem owiane takie ustawy, jak
ustawy o wykonaniu reformy rolnej, czy o ochronie lokatorów, ustawa o podatku dochodowym, czy spadkowym.
Miała w nich znaleźć wyraz walka z kapitalizmem, zawiść wobec warstw posiadających, nienawiść do pewnych
grup społecznych i te motywy w rezultacie przekreśliły pozytywne owoce, które zrodzić mogły przepisy prawne,
gdyby nie owe uboczne względy, lecz zaspokojenie potrzeb zbiorowości było ich wyłącznym drogowskazem. W
okresie np. walk o reformę rolną organizacje ziemiańskie zaofiarowały dostarczenie dobrowolne bardzo znacznych
obszarów rolnych na parcelację. Oferty tej nie przyjęto, chodziło bowiem o stosowanie wywłaszczenia, jako
dotkliwej formy przymusu, jako symbolu zwycięstwa nad „obszarnikami", jak również o to, aby parcelanci
otrzymywali ziemię z rąk państwa, czyli zawdzięczali ją pośrednio posiadającym wpływy partiom politycznym.
Rezultat jest znany: zagrożeni wywłaszczeniem znaleźli środki obrony, państwo, które miało nabywać ziemię za
półdarmo, nie miało i na to środków finansowych; odbywająca się parcelacja własności prywatnej nie była
przeprowadzana przez urzędy państwowe, lecz przez instytucje i osoby prywatne. Gdyby państwo nie zatamowało
naturalnego procesu rozszerzania się własności włościańskiej kosztem zniszczonej przez wojnę większej własności,
ruch parcelacyjny zaraz po zakończeniu wojny przybrałby niewątpliwie wielkie rozmiary, włościanie bowiem
posiadali wówczas poważne zasoby pieniężne, które uległy następnie zupełnej dewaluacji, i to uniemożliwiło
drobnym rolnikom zakładanie nowych gospodarstw.
Konstytucja nasza uznaje „własność, jako jedną z najważniejszych podstaw ustroju społecznego, oraz poręcza
wszystkim mieszkańcom instytucjom i społecznościom ochronę ich mienia". Wprawdzie współczesny przeważający
pogląd na własność nie stoi na stanowisku indywidualistycznym, które uważało własność za świętą i nietykalną i
pozostawiało całkowitą swobodę w rozporządzaniu nią. Raczej uznaje się własność z racji jej użyteczności
społecznej, podkreśla się, że właściciel sprawuje pewną funkcję społeczną i dlatego w prawodawstwie
współczesnym spotykamy liczne ograniczenia własności w interesie publicznym. Ale musimy uznać, biorąc pod
uwagę psychologię ludzką, że jedynym skutecznym sposobem zaspokojenia potrzeb ludzkich, wzrostu dobrobytu
ogólnego, jest oparcie ustroju społecznego na własności, zapewnienie ludziom korzystania z owoców pracy i
oszczędności.
Jeżeli się własność mianuje słusznie podstawą ustroju społecznego i porządku prawnego, to nie należy tej zasady
podkopywać demagogicznymi ustawami. Państwo przekonało się rychło, że zniszczywszy w znacznej mierze swym
ustawodawstwem kolejno większą własność, właścicieli nieruchomości, właścicieli kapitałów ruchomych, nie może
znaleźć dostatecznych źródeł dochodów dla spełnienia swych zadań. Ale co zyskały szerokie masy na
ustawodawstwie, godzącym we własność prywatną? Ochrona lokatorów uderzając wprost w „kamieniczników",
zabiła ruch budowlany i opierające się na nim gałęzie przemysłu i skazała na straszne warunki mieszkaniowe
warstwy niezamożne, co odbiło się fatalnie na stanie kultury i moralności. Ustawy, zwrócone przeciwko wielkiej
własności, obniżyły produkcję i wstrzymały postęp rolniczy, miały zapewnić tańszą żywność ludności robotniczej a
wywołały skurczenie się produkcji przemysłowej wskutek zubożenia głównej masy konsumentów i masowe
bezrobocie. Zniszczenie oszczędności spowodowało brak kapitałów ruchomych i lichwiarską stopę procentową,
czyli zahamowanie wytwórczości i jej drożyznę. Ustawodawca, kierujący się demagogią, egoistycznymi interesami
grup społecznych, a nie poczuciem prawa, staje się ślepy na nieuniknione konsekwencje swych zarządzeń,
konsekwencje, które wypływają z zapoznania prawd, które dostarcza bezstronna obserwacja życia zbiorowego.
Uczciwość i rzetelność jest podstawą .obrotu prawnego. Bez zaufania do pewnego poziomu moralnego w
stosunkach między ludźmi nie może się rozwijać normalne żyjcie społeczne. Państwo winno dać gwarancje
bezpieczeństwa prawnego, stałość podstaw prawnych współżycia zbiorowego, które są ściśle związane z etyką.
Inaczej zamiera działalność pozytywna, twórcza, a rozwielmożnić się musi spekulacja niszczycielska żywiołów
najgorszych.
Jeżeli państwo lekceważy podstawy prawne i poddaje się dyktandu egoizmów grupowych, podkopuje więzy
społeczne, na których opiera się jego istnienie. Słabną wówczas instynkty solidarności, poczucie związku z
interesami całości, które są wytworem długich wieków cywilizacji, a ożywiają i potęgują się instynkty odśrodkowe,
rozbijające społeczność, instynkty niższe, pierwotne, z trudem przez Kościół i państwo przezwyciężane.
Triumfujący egoizm nie zadowala się zwycięstwem klasy, warstwy czy grupy nad interesami zbiorowości,
upostaciowanymi w porządku prawnym. Musi nad egoizmem grupowym w dalszym rozwoju wziąć górę egoizm
jednostkowy, niszczący z kolei i spójność grupy.
W Polsce zapanowało było hasło egoizmów stanowych i grupowych. Obywatel ziemski oburzał się na bezprawie,
gdy ustawa groziła mu wywłaszczeniem za częściowym tylko odszkodowaniem, ale domagał się, aby jego
wierzyciel hipoteczny wyszedł z kwitkiem, a jednocześnie uskarżał się, że zanikł tani kredyt hipoteczny. Właściciel
nieruchomości miejskiej tak samo wołał słusznie, że go ograbiono, gdy pozwolono mu pobierać tylko część
przedwojennego czynszu mieszkaniowego, ale uważał też przeważnie za słuszne, że jego wierzyciel otrzymywał
daleko mniejszą część przedwojennej, wypożyczonej mu sumy, przy czym utyskiwał, że listy zastawne nie znajdują
nabywców. Robotnik domagał się Utrzymania w ruchu fabryki i zniesienia zysku fabrykanta. Starano się nie płacić
podatków, a żądać od państwa jak największych świadczeń. To są groźne dla życia społecznego objawy
dezorganizacji poczucia prawnego, któremu w dużej mierze winno jest ustawodawstwo. Następuje zanik uczciwości
i zaufania w stosunkach między ludźmi.
Trzeba zaznaczyć, że samo państwo bynajmniej nie dawało przykładu uczciwości, gdy na drodze ustawodawczej
regulowało swą działalność. I tutaj znowu lekceważąc podstawy prawne, ujawniło zadziwiającą krótkowzroczność.
Czy państwo np. może liczyć na kredyt wewnętrzny, jeżeli w sposób formalnie legalny pozbawia własności swych
wierzycieli, którzy podpisali pożyczki państwowe? Jakie wyobrażenie o państwie wytwarza się wśród jego
obywateli, jeżeli państwo zabrawszy im na ziemiach wschodnich majątki, nie płaci za to wynagrodzenia, pod
pozorem, że ustawa odpowiednia nie została wydana, lub jeżeli za ziemie zajęte pod koleje czy za przedmioty
zarekwirowane w czasie wojny ofiarowuje zamiast należnych tysięcy złotych po „przeliczeniu" grosze?...
Przeciwko ustawom, które rodzą poczucie krzywdy i nie są zgodne z przyjętymi zasadami prawnymi, walczą
dotknięci niemi wszelkimi sposobami. I oczywiście, starając się obejść ustawę, która jest dla nich tylko wyrazem i
przemocy, nie popełniają w mniemaniu zarówno swoim, jak i swego środowiska, lub nawet ogółu nic zdrożnego.
Zbytecznym wyjaśniać, że taki stosunek do ustaw może nie ograniczyć się do ich specjalnej kategorii, odczuwanej
jako krzywda, lecz w ogóle utrwalić pogląd zabójczy dla porządku prawnego, że ustawy są po to, ażeby je
obchodzić. Stwierdzono, że ustawy podatkowe, które na majątek, dochody, spadki nakładają niepomiernie wysokie
podatki, spotykają się z takim oporem płatników, iż w rezultacie dają mniejsze wyniki, niż ustawy, które ustalają
stawki sprawiedliwe, umiarkowane, zastosowane do zdolności płatniczej obywateli.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin