Winters Rebecca - Ucieczka z raju.pdf

(532 KB) Pobierz
Rebecca Winters
Ucieczka z raju
ROZDZIAŁ PIERWSZY
29 września
Dla mojego ukochanego Philippe'a
Na pamiątką tej wspaniałej chwili na łące u stóp Mount
Rainier, kiedy to poprosiłeś o moją rękę.
W tych złotych spinkach do mankietów ukryte są najdrob­
niejsze płatki polnych kwiatów, które dla mnie wtedy zerwałeś.
Są bezcenne, bo to świadectwo twojej miłości. Nigdy żadna
kobieta nie była bardziej mi ja kochana przez swojego męza.
Tysiąc serdeczności. To już miesiąc od naszego ślubu!
Kellie
Kellie Madsen Didier odłożyła pióro, wsunęła karnecik do
koperty i przykłeiła ją do prezentu opakowanego w czarny pa­
pier i przewiązanego czerwoną, zieloną i złotą wstążką. Mnó­
stwo czasu zabrało jej ułożenie płatków kwiatowych tak, żeby
dobrze wyglądały pod owalnym szkiełkiem obramowanym zło­
tem. Z rezultatu była jednak zadowolona.
Już za chwilę Philippe otworzy drzwi ich eleganckiego
apartamentu, którego okna wychodziły na jezioro Neuchatel.
Był to jeden z najpiękniejszych zakątków w Szwajcarii. Tak,
ich dom był prawdziwym rajem.
Szybkim krokiem przeszła z sypialni do salonu, w którym
przygotowała specjalną kolację. Stół nakryła najlepszym ko-
ronkowym obrusem, a na nim ustawiła najlepszą porcelanę,
kryształy i srebro. Do wazonu włożyła bukiet jesiennych kwia­
tów. Obok kielicha stojącego przy jego nakryciu położyła pre­
zent. Potem pospieszyła do kuchni skończyć przygotowania.
Już od samego rana, kiedy tylko Philippe wyszedł do biura,
zabrała się do przyrządzania wykwintnego posiłku. Większość
dnia spędziła gotując i sprzątając, ale zdążyła się też wykąpać
i ułożyć włosy, które teraz miękko opadały na ramiona, za­
krywając krótkie rękawy nowej, obcisłej sukienki z czarnej
krepy. Philippe często powtarzał, że jej zielone oczy i długie
włosy w kolorze karmelu z naturalnymi blond pasemkami
wprost oszałamiająco wyglądają przy czerni sukni. Całości do­
pełniały eleganckie czarne pantofelki na wysokim obcasie.
Miała nadzieję, że tego wieczoru go oczaruje.
Spojrzała na zegarek. Siódma trzydzieści. Spóźniał się już
pół godziny. A przecież zadzwonił po południu i powiedział,
że będzie w domu o siódmej. To było do niego niepodobne.
Gdyby zatrzymał go jakiś klient, zadzwoniłby ponownie.
Na początku tygodnia Philippe powiedział jej, że odwiedził
gó ambasador Wybrzeża Kości Słoniowej. Chodziło o duże
zamówienie na limuzyny. Być może nastąpiła pomyłka przy
wysyłce z fabryki luksusowych samochodów Didiera w Pary­
żu? A może pojawił się inny pilny problem? No cóż, Philippe
traktował swoją pracę bardzo poważnie. Z zapaleniem świec
lepiej więc poczekać, aż usłyszy dźwięk klucza w zamku.
Kelly wróciła do kuchni. Raz jeszcze chciała sprawdzić,
czy wszystko gotowe. Minęło dziesięć minut, potem kolejne
dziesięć. Zaczęła się naprawdę niepokoić. Zadzwoniła do Phi­
lippe na komórkę, ale połączyła się tylko z pocztą głosową.
Coraz bardziej niespokojna wykręciła domowy numer Marcela,
sekretarza Philippe'a. Marcel powiedział, że gdy wychodził
z biura, Philippe rozmawiał właśnie z Nowym Jorkiem. Zasu­
gerował, że być może miał jeszcze coś do omówienia z pra­
cownikiem ochrony albo kimś innym z nocnej zmiany. Jego
zdaniem nie było powodu do zdenerwowania. Philippe'a mogło
zatrzymać wiele spraw, na przykład kolacja z klientem.
Odwiesiła słuchawkę, ale nadal odczuwała dziwny niepo­
kój. Gdyby Philippe miał zamiar zabrać klienta do restauracji,
jak zwykle i ją zaprosiłby. Nagle przypomniała sobie, że przed­
wczoraj odwiedził ich Roger, jeden z przyjaciół Philippe'a.
Może nie wyjechał jeszcze do Zermatt? To by wszystko tłu­
maczyło. Kiedy zaczynali rozmawiać o swej wspólnej pasji -
wspinaczce wysokogórskiej - zapominali o całym świecie. Po­
biegła do gabinetu poszukać numeru Rogera, ale zanim udało
jej się odnaleźć nazwisko w notesie, zadzwonił telefon.
- Słucham?'
-
Madame
Didier? - zapytał poważny głos.
Przeczucie zbliżającego się nieszczęścia było tak silne, że
niemal wpadła w panikę. Jej wargi były zupełnie suche.
- Tak, to ja.
- Dzwonię z izby przyjęć w szpitalu Vaudois. Pani mąż czuje
się dobrze, ale miał wypadek samochodowy i pyta o panią.
Dobry Boże.
- Zaraz tam będę!
Odłożyła słuchawkę i natychmiast zadzwoniła po taksówkę.
W garażu stało wprawdzie sportowe auto, które Philippe kupił
jej w prezencie ślubnym, nie znała jednak drogi do szpitala,
nie chciała też tracić czasu na szukanie miejsca do zaparko­
wania. Poza tym drżała tak bardzo, że nie byłaby w stanie
prowadzić.
Przebiegła przez pokoje w poszukiwaniu torebki, wyłączyła
piekarnik i nie czekając na windę, zbiegła dwa piętra w dół.
Nie czuła nawet, jak zimno jest na dworze. Gdy tylko pojawiła
się taksówka, wybiegła na ulicę, dając znaki kierowcy.
. - Do szpitala Vaudois,
monsieur.
-
Oui, madame.
Nerwowo splotła ramiona. Starała się myśleć racjonalnie.
Przecież gdyby Philippe był poważnie ranny, dzwoniący nie
powiedziałby, że czuje się dobrze. Mimo to nie będzie w stanie
normalnie oddychać, dopóki nie ujrzy go na własne oczy i nie
przytuli.
- Proszę się pospieszyć. Mój mąż miał wypadek. Proszę
mnie wysadzić przed wejściem na izbę przyjęć - powiedziała
do kierowcy po francusku.
Skinął głową, ale nie przyspieszył, mimo iż jak zwykle
wieczorem nie było na ulicach większego ruchu. No tak, Szwaj­
caria to pełen godności, cywilizowany kraj i niewielu kierow­
ców ryzykuje bez potrzeby. Co innego urodzony we Francji
Philippe. Zdaniem jego rodziny, u której mieszkała przez mie­
siąc w pobliżu lasku Vincennes w Paryżu, od urodzenia lubił
kusić los. Jako dwudziestolatek brał udział w wyścigach sa­
mochodowych i prowadził z szybkością, która większość ludzi
wprawiała w przerażenie. Jego siostra Claudine, bliska przy­
jaciółka Kellie, zwierzyła jej się kiedyś, że chociaż porzucił
wyścigi na rzecz wspinaczki wysokogórskiej, wciąż jeszcze
zdarzało mu się docisnąć gaz do dechy podczas testowania
któregoś z nowych sportowych modeli wypuszczanych z fa­
bryki. Jeżeli to właśnie miało miejsce dziś wieczór, to cena
okazała się zbyt wysoka.
Kiedy wydawało jej się, że dłużej nie zniesie niepewności,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin