Chłopskie serce W tłumie na mrozie stanęła pod ścianą Okryta starą, mężowską sukmaną. Posępna rzecz jest ta siwa siermięga, Przesiąkła potem i łzami i zdarta Na zgiętym w pracy i niedoli grzbiecie Nędzarza, który nigdy z ciemności nie sięga Do światła żadną ożywczą nadzieją… I smętna rzecz jest, i zadumy warta, I sama w sobie taka żałośliwa, Jak by nie łachman, ale rana żywa Na narodowym ciele się krwawiąca… Kiedyś, gdy wichry i burze przewieją I rozbłękitni się sobie wiek słońca, O tej siermiędze mówić będą w świecie I zwać jej dzieje ludu epopeją… I może wtedy nawet, my, my sami, Wśród narodowych skarbów i pamiątek Ten nędzny ,zgrzebny, poszarpany szczątek Chować będziemy i oblewać łzami! Pół dnia już stała tak, nieproszona, Bezwładnie oba zwiesiwszy ramiona, Patrząc upornie na gmach, kędy w Sali Rekrutów strzygli i mundurowali. W ręku ubogi węzełek trzymała… Chudoba syna, mizerna i licha. Twarz jej wygasła, pożółkła ,zmartwiała Jak pustka była posępna i cicha, I tylko usta zacięte, drgające, Jakiś krzyk duszy zdradzały ogromny, Co mógł wybuchnąć dziki, nieprzytomny, I bić w niebiosa i wstrząsnąć w słońce, Co bezpromienną i zimną swą głowę Ukryło kędyś za chmury śniegowe. Sąsiad przemówił do niej ‘Pochwalony” Odrzekła mu to jękiem jakimś głuchym… Pierś jej w śmiertelnej podniosła się męce I znowu wzrokiem błyszczącym i suchym Patrzyła na drzwi zamknięte, przed siebie. O, pochwalony! O , błogosławiony Bądź Ty mi, Chryste, co przebite ręce Rozciągasz ponad wieśniacze zagony Z przydrożnych krzyżów! Tyś jest Bóg nędzarzy! Ty liczysz kędyś w błękitnym swym niebie Wszystkie gryzące łzy troski i bólu, Co żłobią bruzdy wśród zwiędłych tych twarzy… O! pochwalony bądź, boleści Królu ! Z trzaskiem otwarto drzwi sali: w natłoku On jeden tylko jest widny jej oku… Jej Jasiek!... Dziwne spostrzega odmiany: Jakieś odblaski tragiczne, surowe Padły już na tę obnażoną głowę, 1012 Którą dziś jeszcze ocieniał włos lniany… Klasnęła w dłonie i w oczy mu patrzy. Podszedł w milczeniu. Był gibszy i bladszy, A łzy, co kiedyś pod sercem zaległy, Wielkie i słone po licach mu zbiegły… „O matko!” – ‘Nie płacz! Pan Jezus przemieni… Tyś głodny: weź to ,posil się na drogę…” Chleb mu podała: wyjął nóż z kieszeni, Odkroił kęsek i szepnął: „Nie mogę! Nie mogę, matko, sam!” – Jak chusta zbladła , Lecz rozłamała chleb – i z synem jadła. A wtem wydano ostatnie rozkazy. Marsz zabrzmiał, Jakieś zmieszane obrazy Łąk , i pól i lasów, i chaty i wioski Powiały razem z dźwiękami tej nuty…. - Hej, nie zobaczyć już tego w żołnierce ! Powstał zgiełk, lament… Jaśka tylko matka ...
P.Kuba-47