Bywało – urywek Ej, oddałbym, oddał i duszę i ciało, Gdyby się tak raźno jak dawniej hulało, Ej, dawniej lubiłem, gdy bratnio i szczerze Zimowym wieczorkiem gromadka się zbierze, I na niej uradzą z chichotem i krzykiem, Daleko, daleko pojechać kuligiem, Rząd sanek po drodze jak wicher ucieka, I słychać gwar dzwonków z daleka, daleka, A rumak co leci nie znając zawodu, Gdy stuknie podkową, aż skra tryśnie z lodu A droga po śniegu utarta i gładka, A księżyc zza chmurki patrzając z ukradła, Na nasze zabawy na nasze życie, Puszcza się kuligiem po ciemnym błękicie, Ja wiozę bywało, i strzegę i tulę, Milutką istotę Com kochał tak czule, Ej , słodko to jechać, gdy szczęście me przy mnie! Jest kogo utulić na wietrze na zimnie, I gwarzyć i marzyć i prosić u Boga, Ażeby najdłużej przewlekła się droga, Wiatr ciepły nas kąpie, a zorza choć blednie, Od gwiazdek, od śniegu widniutko jak we dnie, My lecim i lecim po górkach po błoni, Nasz kulig szeleszcze, trzepoce i dzwoni, A tam gdzieś w pomroce za milę, czy dalej, Czy w chatach wieczorne łuczywo się pali, Czy gwiazdka błyszcząca? Czy wilk okiem mruży? Czy światło gościnne, cel naszej podróży, Malutka iskierka, to błyśnie to znika, Hej, prosto na ogień skierować kulika, Ot, coraz ogniste zwiększają się kroki, To blaski od okien,, to dworek litewski, Gospodarz nim zaśnie nim światło zagaśnie, Hej, żywo przed ganek zajedziem hałaśnie, Drużyna , drużynę, serdecznie spotyka, A gwaru tam, gwaru bo radzi z kulika, A śmiechu tam śmiechu, a szeptów do ucha, Kominek przyjaznym ogniskiem wybucha, Wieczerza na stole, od końca do końca, Złocieją rzędami kielichy jak słońca, Wypiwszy, spożywszy z bożego coś daru,...
P.Kuba-47