Quick Amanda - Diabelska cena.pdf

(588 KB) Pobierz
STEPHANIE JAMES
Diabelska cena
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Emelina Stratton nie mogła się pozbyć uczucia, że
ktoś ją obserwuje.
Z ręką na klamce pustego domu na plaży zatrzymała
się i nerwowo zatoczyła krąg latarką. Światło z trudem
przebiło się przez gęstnącą mgłę. Widoczność nie
przekraczała trzech metrów i stale malała. Plaża pełna
była ruchomych cieni. Emelina nie zauważyła niczego
podejrzanego. Pomyślała, że to na pewno tylko jej
nadpobudliwa wyobraźnia, która nawet w zwykłych
warunkach była wystarczająco bujna, a w tych okoli­
cznościach miała szerokie pole do popisu.
Wzięła się w garść, przerzuciła przez ramię długi,
ciężki warkocz kasztanowych włosów i spróbowała
przekręcić klamkę. Zamknięte. Jasne, że tak. Trudno
było się spodziewać, że Leighton okaże się tak lekko­
myślny, by zostawić drzwi otwarte. Jeszcze kilka razy
poruszyła klamką, aż wreszcie poddała się. Pozostały
tylko okna. Może zbić szybę i modlić się, by Leighton
uznał to za wyczyn jakichś młodocianych chuliganów.
Czy wystarczy jej odwagi?
Schodząc po schodach znów poczuła, że ktoś ją
obserwuje. Jeszcze raz rozejrzała się niepewnie po
ciemnej, mglistej plaży. O kilka metrów dalej niewielka
fala uderzała o skaliste wybrzeże Oregonu. Poza
cichym odgłosem oceanu Emelina nie słyszała niczego,
ale podświadomość coraz wyraźniej ostrzegała ją
przed czającym się w pobliżu niebezpieczeństwem.
6
DIABELSKA CENA
Zadrżała i potarła ramiona dłońmi. O północy na
wybrzeżu było zimno. Obcisły, czarny sweter, który
miała na sobie, zupełnie jej nie chronił przed do­
tkliwym chłodem. Szkoda. Nałożyła go, bo z wyglądu
doskonale się nadawał na komandoską misję.
Po raz tysięczny powtórzyła sobie, że o tej porze na
pewno nikogo nie ma na plaży. Nawet gdyby w spokoj­
nej wiosce na wybrzeżu znaleźli się jacyś amatorzy
spacerów o północy, to gęstniejąca z minuty na minutę
mgła powinna ich skutecznie odstraszyć. Za domem
Leightona znajdowało się jeszcze kilka innych, ale o tej
porze roku wszystkie świeciły pustkami. Kilka domów
stało także na urwisku nad plażą. Te były zamieszkane.
Emelina sama zajmowała jeden z nich, ale, o ile
wiedziała, wszyscy inni mieszkańcy już spali. Ludzie
z wioski wyznawali zasadę, że kto rano wstaje, temu
Pan Bóg daje.
Podeszła do okna i nacisnęła ramę. Okno nawet nie
drgnęło. Z okrzykiem zniechęcenia cofnęła się o krok
i rozejrzała za odpowiednim kamieniem. Naraz znieru­
chomiała. Z mgły za jej plecami wyłoniły się dwie
postacie.
- O mój Boże! - szepnęła z przestrachem, wciągając
gwałtownie oddech, i instynktownie spojrzała naj­
pierw na dobermana. Smukły, czarno-brązowy pies
nawet nie drgnął; spokojnie warował z czujnie po­
stawionymi uszami. Ciemne spojrzenie nie odrywało
się od niej ani na chwilę.
Powoli i z niechęcią Emelina przeniosła wzrok na
ciemnowłosego mężczyznę, który stał obok psa, i nie­
spodziewanie uderzyło ją podobieństwo tych dwóch
postaci. Po raz pierwszy widziała ich z tak bliska.
Emanowali pełną wdzięku siłą.
- Dobry wieczór. - Na dźwięk cichego, gardłowego
głosu mężczyzny Emelina poczuła się jak bohaterka
filmu o Drakuli, która właśnie zostaje przedstawiona
DIABELSKA CENA
7
samemu księciu. - Jeśli szukasz miejsca na nocleg,
mogę ci zaoferować o wiele lepsze warunki od tych,
które znajdziesz w tym pustym domu.
A tak, na pewno, pomyślała Emelina. Myśl o ucieczce
natychmiast odrzuciła, zdrowy rozsądek mówił jej, że
żaden człowiek nie potrafi biec szybciej od dobermana.
- Nie. - Emelina przygryzła wyschniętą dolną
wargę, wepchnęła dłoń w kieszeń czarnych dżinsów, by
nie było widać jej drżenia, i spróbowała jeszcze raz.
- Nie, nie szukałam miejsca na nocleg. - Czyżby wziął
ją za autostopowiczkę? -Ja... wyszłam tylko na spacer.
- Na spacer. - Mężczyzna podszedł o krok bliżej,
ignorując błysk latarki. Doberman szedł za nim. - To
dosyć dziwna pora na spacery, prawda? - zapytał
uprzejmie.
W świetle latarki Emelina niewyraźnie dostrzegała
rysy jego twarzy. Spojrzenie miał zupełnie nieprzenik­
nione.
- Zdaje się, że pan robi to samo - odparowała.
- Ach, tak - zgodził się z lekkim, uprzejmym
skinieniem głowy. Krótki błysk białych zębów był
oznaką rozbawionego uśmieszku. - Ale ja mam po­
wód, dla którego znalazłem się na plaży o północy.
- Naprawdę? - spytała nieco drżącym głosem.
Czyżby niechcący przerwała jakieś niebezpieczne spot­
kanie?
- Mhm. Szedłem za tobą.
- Co takiego? - Na chwilę strach Emeliny został
przytłumiony przez wściekłość. - Szedł pan za mną!
Nie miał pan prawa tego robić! Za mną! Po co?
- No cóż, w tej wiosce nie ma zbyt wiele do roboty,
jak być może zauważyłaś - wyjaśnił przepraszająco.
- Zaciekawiłaś mnie.
- Boże drogi! Nie błąkam się po tym odludziu tylko
po to, żeby dostarczyć panu rozrywki!
- Zdaję sobie z tego sprawę. Doprowadza nas to do
8
DIABELSKA CENA
interesującej kwestii: co tu robisz? Może wrócisz ze
mną i z Kserksesem do domu i porozmawiamy o tym
nad szklaneczką brandy. Nie sądzisz, że robi się nieco
chłodno?
Na dźwięk swojego imienia pies przypadł do nóg
pana i spojrzał na niego wyczekująco. Emelina popat­
rzyła na obydwu i znów przebiegła jej przez głowę myśl
o ucieczce.
- Nie - odparła. - T o niemożliwe. Nie mam ochoty
iść do pana, panie Colter!
Na jego twarzy pojawił się drapieżny uśmiech.
- Widzę, że znasz moje nazwisko. To daje ci pewną
przewagę. Ja nie wiem, jak ty się nazywasz.
- To dobrze - odparła Emelina bez zastanowienia.
Wyglądał na nieco rozczarowanego.
- Nie daj się prosić, królowo nocy. Przed snem
muszę usłyszeć kilka wyjaśnień.
Podszedł o krok bliżej. Emelina poczuła, że nerwy ją
zawodzą. W ślepej panice odwróciła się i pobiegła
plażą prosto przed siebie. Nie był to najrozsądniejszy
pomysł. Wybrzeże było kamieniste i nierówne. We
mgle nie widziała nawet na metr. Biegła na oślep, jakby
ścigał ją sam Drakula ze swym ulubionym wilkoła­
kiem. Nie widziała przed sobą innej możliwości.
Wiedziała, co ludzie w miasteczku mówili o Julianie
Colterze i wspomnienie tych wygłaszanych przyciszo­
nym tonem domysłów wystarczyło, by ją zmusić do
ucieczki.
Wilkołak dogonił ją pierwszy. Doberman po prostu
wyłonił się z mgły tuż przy jej boku. W blasku księżyca
biegł swobodnie, z otwartym, jakby roześmianym
pyskiem. Emelina odwróciła się i wyciągnęła ręce
przed siebie, przygotowując się na odparcie ataku.
Pies jednak nie zaatakował. Także się zatrzymał,
przysiadł na tylnych łapach. Z opóźnieniem uświado­
miła sobie, że dla niego była to po prostu zabawa. Nie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin