Adam Szymański - Dwie modlitwy (zbiór).pdf

(656 KB) Pobierz
Dwie modlitwy - całość
Adam Szymański
Gebethner i Wolff, Warszawa, 1897
Pobrano z Wikiźródeł dnia 01/27/17
BIBLIOTECZKA ILLUSTROWANA
ADAM SZYMAŃSKI
DWIE MODLITWY
SRUL Z LUBARTOWA
MACIEJ MAZUR
Z illustracyami A. Kamieńskiego
WA R S Z AWA
NAKŁAD GEBETHNERA I WOLFFA
1897
Дозволе�½о Це�½зурою.
Варшава 8 АпрѢля 1896 г.
Kraków. — Druk W. L. Anczyca i Spółki.
I
DWIE MODLITWY
I.
awno, bardzo dawno temu — naturalnie, dla mnie, gdyż
dziś jak przez mgłę pamiętam te czasy — w jednej z
największych świątyń Podlasia, usłyszałem po raz pierwszy w
mem życiu harmonijny i potężny śpiew chóralny męski.
Świątynia, napełniona zbitą masą ludu, pieśni, spływającej z
chóru lawiną palącą, wtórowała głosem wielkim,
przechodzącym w łkanie, zamierające w cichym, coraz
cichszym, wreszcie ledwie słyszalnym jęku błagalnym.
 Drobne
ciało moje drżało jak w febrze, rozpalone czoło
przykładałem do zimnej podłogi, i składając i wyciągając ręce
do Boga, prosiłem Go, żeby ucichł ten jęk, rwący me serce
dziecinne, żeby ci ludzie na chórze nie śpiewali tak żałośnie,
żeby im weselej i radośniej było na świecie. »Zmiłuj się,
zmiłuj, Panie, powtarzałem z taką wiarą i ufnością, że po
każdem wezwaniu mojem z za tajonym oddechem
oczekiwałem, że, ot, ot, zagrzmi głos do pioruna podobny i
głusząc modły błagalne, uciszy jęki bolesne i radosna pieśń
Narodzenia, tryumfujące »Alleluja! « Wielkiej Nocy balsamem
spłynie z chóru na tłu my modlących się ludzi. Już zamilkły
D
ostatnie jęki; ostatnie westchnienie tysiąca piersi echem
stłumionem z pod wysokich sklepień spada na głowy
modlących się, przygniatając je ciężarem ogólnego bólu; zgięte
do ziemi, korne postacie unicestwiają się prawie; głów
ludzkich nie widać w świątyni, tylko oczu tysiące z głów tych
wpijają się w obraz Boga i zanoszą ostatnią niemą prośbę do
Niego.
 Najsłabsze
echa modłów i westchnień ludzkich giną w
głębokich sklepieniach i cisza straszna, cisza grobowa zda się,
zapanuje w świątyni, i wiernych tysiące, ich jęki i prośby, staną
przed próżnią, rozpłyną się w nicestwie... zginą... niesłyszane...
 Strasznej
tej chwili boi się człowiek i kojącymi dźwiękami
muzyki podtrzymuje swe słabe siły; milczą więc usta
zaciśnięte, zgniecionej piersi nie wznosi już westchnienie, ale
tam... w górze... rozlegają się miękkie, łagodne dźwięki i
falując wśród sklepień wysokich, tłumione oddechami
ludzkimi, schodzą na dół do głosów żywych podobne.
 I
jęczy i płacze metal martwy pod ożywczem dotknięciem
palca ludzkiego, i w dźwięki, wydarte niegdyś z piersi
silniejszej niż pierś tłumu, wsłuchuje się tłum ten, jak w swe
własne, błaga i prosi z nową ufnością, i ukojony sztuką artysty,
silny nową wiarą, łzy wylewa nareszcie, we łzach tych ulgę
znajduje.
 Na
tę chwilę jak gdyby czeka chór śpiewających, bo
zaledwie zjawią się na twarzach ludzkich perły niedoli
człowieczej, zaledwie zajaśnieją one na słońcu swą czystością
nieskalaną, potężna skarga bije znowu ku niebiosom, pali serca
nowym płomieniem.
 I
znowu jęczą usta ludzkie, korzą się czoła i chylą ku ziemi
ciężarem westchnień z piersi zbolałych gniecione.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin