dzieci-z-fatimy-ofiary.pdf

(385 KB) Pobierz
Rodzina katolicka - Dzieci z Fatimy. Ofiary
poniedziałek, 18 lutego 2013 14:41
Na skutek cudu Fatima straciła wszelkie ślady normalności i przez resztę dnia wszyscy żądali
tylko zobaczenia się i rozmowy z dziećmi. 
Marię do Carmo, która została uzdrowiona, również zasypywano gradem pytań. Kobieta chętnie
opowiadała wszystko o sobie, o swojej chorobie, o trzydziestopięciokilometrowych pieszych
pielgrzymkach z Maceiry do Cova, z których dzisiejsza była już jej trzecią. 
– W lipcu umierałam na gruźlicę – tłumaczyła zgromadzonym wokół niej słuchaczom. – Gdy
usłyszałam o tutejszych wizytach niebiańskiej Pani, obiecałam, że odbędę cztery piesze
pielgrzymki, by odzyskać zdrowie.
Na te słowa przez tłum przeszedł pomruk zdumienia i podziwu. Cztery piesze pielgrzymki po
kamienistych drogach i stromych wzgórzach, każda po siedemdziesiąt kilometrów! Cóż za duch
poświęcenia!
– Pierwsza wyprawa, w sierpniu, była bardzo ciężka – kontynuowała kobieta. – Wyruszyliśmy z
mężem o pierwszej w nocy i mąż był prawie pewny, że umrę po drodze. Jednak ja wlekłam się
ostatkiem sił, ledwo żywa i obolała.
– Och, ale czy nie zapomniała pani o całym cierpieniu, gdy wreszcie pani tu dotarła? – spytała
kobieta o suchej twarzy, najwyraźniej dotknięta tą samą chorobą, na którą Maria do Carmo
cierpiała od pięciu lat.
Maria do Carmo energicznie przytaknęła.
– Tak, zaledwie kilka minut po przybyciu na miejsce poczułam się znacznie lepiej. Oczywiście,
Nasza Pani nie przyszła w sierpniu, gdyż dzieci zostały zabrane do więzienia w Ourem, ale
mimo to pomogła mi ogromnie. W drodze powrotnej już tak nie cierpiałam.
1 / 13
Rodzina katolicka - Dzieci z Fatimy. Ofiary
poniedziałek, 18 lutego 2013 14:41
– I we wrześniu znów szła pani trzydzieści pięć kilometrów? Piechotą w obie strony?
– Tak. I to bez szczególnej trudności. Ale dziś – och, dzięki Ci Matko Przenajświętsza! – czuję,
że mogę biec z powrotem do domu!
– Zanim przybyła Nasza Pani stała pani tego ranka przez wiele godzin w deszczu, prawda?
– Tak. Było mi zimno i, podobnie jak inni, przemokłam do suchej nitki. Ból bardzo mi dokuczał.
Jednak teraz – proszę tylko na mnie spojrzeć! Kaszel zniknął całkowicie. Z rąk i nóg zeszła
opuchlizna. Nic mnie nie boli. Och, Cova to faktycznie święte miejsce!
Nim upłynęła doba, historia uzdrowienia Marii do Carmo, a w szczególności opowieść o
wirującym słońcu, rozniosła się po całej Portugalii. Fotografowie obecni tego dnia w Cova zrobili
zdjęcia „tańczącego słońca” i teraz ukazywały się one we wszystkich gazetach. Były na nich
ogromne promienie przecinające niebo oraz zwrócone do góry ludzkie twarze, a na każdej z
nich malowało się zdumienie, fascynacja, strach. Były też dzieci klęczące pod dębem, nie
posiadające się z zachwytu na widok swego gościa z Nieba. Niezwykłe wydarzenia z
trzynastego października aparaty fotograficzne zarejestrowały naprawdę świetnie.
Jednak nie wszystkich to przekonało. Kilka dni po cudzie do Cova zakradła się nocą grupa
ateistów i zniszczyła drewniany łuk wzniesiony przez pielgrzymów na miejscu objawień.
Przewrócili też stół, na którym wierni zwykli zostawiać swoje ofiary, ukradli lampy i inne
znajdujące się tam rzeczy. Następnie ścieli drzewo, nad którym ich zdaniem ukazywała się
Nasza Pani.
Na szczęście ateiści przeoczyli prawdziwy dąb (teraz był on praktycznie niczym więcej, jak tylko
korzeniem w ziemi), ale, kierowani złością, przywiązali wybrane przez nich drzewo do tyłu
swojego samochodu i ciągnęli za sobą przez piaszczyste drogi sąsiedniego miasteczka
Santarem. Dwudziestego piątego października setki osób przeparadowały dumnie ulicami tego
właśnie miasteczka niosąc drzewo i inne obiekty religijne ukradzione z Cova oraz drwiąc i
naśmiewając się z Pani z Nieba, trzech małych pastuszków i wiary katolickiej.
2 / 13
Rodzina katolicka - Dzieci z Fatimy. Ofiary
poniedziałek, 18 lutego 2013 14:41
– Chcecie być zwodzeni przez zabobonnych wieśniaków z Fatimy? – wołali ci niewierzący. –
Bądźmy rozsądni, jak przywódcy polityczni w Rosji. W tym miesiącu odkryli tajemnicę, którą
księża skrywali przed nimi od wieków: nie ma Boga ani życia po śmierci!
Tak, był październik 1917 roku i w Rosji i na świecie szerzył się ateistyczny komunizm. Po raz
kolejny diabeł wykorzystywał pewnych niegodziwych ludzi do przywłaszczenia sobie ludzkich
dusz i uniemożliwienia im zajęcia miejsca w Niebie, które on i jego aniołowie porzucili już dawno
temu.
– Może właśnie dlatego Maryja Panna ukazała się w Cova – zastanawiali się niektórzy. – Chce
pokonać diabła i wie, że Różaniec jest jedną z najskuteczniejszych broni w tej walce.
– Jeśli to prawda, musimy uczyć się wszystkiego, co tylko można, o codziennym gorliwym i
szczerym odmawianiu Różańca – mówili inni. – Może wtedy kampania diabła w Rosji poniesie
klęskę i będzie szansa na prawdziwy pokój na świecie.
– Tak – zgodziło się jeszcze więcej ludzi. – Za wszystkimi problemami na świecie skrywa się
diabeł. Tak naprawdę to właśnie on nastawia różne warstwy społeczne i narody przeciw sobie.
Mali pastuszkowie nawet nie podejrzewali, że tego typu rozmowy toczą się teraz w całej
Portugalii, że nagle tysiące ludzi zaczęło codziennie odmawiać Różaniec, że relacje Łucji z
wizyt Naszej Pani zaczęły pojawiać się w dziesiątkach różnych gazet. Nie, po szóstym
objawieniu w Cova, tak jak i po pierwszym, dzieci pozostały proste i skromne. Nie uważały się
za wyjątkowe nawet pomimo tłumów pielgrzymów, które wciąż przybywały do Fatimy.
Zwłaszcza Łucji nie groziło zarozumialstwo, gdyż rodzina wciąż nie potrafiła jej zrozumieć i
krytykowała dziewczynkę.
– Cova była kiedyś dobrym miejscem do uprawiania warzyw – narzekał któregoś dnia jej brat
Manuel. – Mogliśmy brać stamtąd nawet paszę dla mułów. Teraz cała trawa, do ostatniego
źdźbła, jest podeptana przez pielgrzymów. Nic już tam nie rośnie. Co masz zamiar z tym zrobić,
mała świętoszko?
3 / 13
Rodzina katolicka - Dzieci z Fatimy. Ofiary
poniedziałek, 18 lutego 2013 14:41
– Tak, i nie mam już ani chwili spokoju – marudziła najstarsza siostra, Teresa. – Ludzie ciągle
pytają o Łucję. Muszę wtedy zostawiać robotę, spróbować sobie przypomnieć gdzie danego
dnia pasie owce i kogoś po nią posłać.
– No a my? – wtrąciły pozostałe siostry, Gloria i Karolina. – Ciągle musimy zastępować Łucję i
pilnować za nią owce, kiedy ta siedzi sobie w pokoju i gawędzi w najlepsze z różnego rodzaju
osobistościami. Och, to naprawdę niesprawiedliwe!
Mama westchnęła głęboko.
– Wiem, że pilnowanie owiec nie jest zajęciem dla dużych dziewczynek, które umieją już
gotować, prząść i tkać – przyznała. – To zadanie dla tak małych dzieci jak Łucja, które jeszcze
niczego nie umieją. Ale cóż ja mogę zrobić? Ostatnimi czasy wszyscy o nią pytają...
Manuel potrząsnął posępnie głową.
– Wiem, co się stanie – oznajmił. – Będziemy musieli sprzedać owce.
Na te słowa Maria Róża aż się zachłysnęła.
– Sprzedać owce? Ale z nich mamy wełnę! I mięso! Dzięki nim zaoszczędzamy sporo
pieniędzy...
– Wiem, mamo. Ale zapamiętaj moje słowa. Jeśli Niebo nie zdziała dla nas żadnego cudu i nie
powstrzyma ludzi przed chęcią zobaczenia się z Łucją, owce będą musiały zostać sprzedane.
Naprawdę, czasami zastanawiam się, czemu Nasza Pani nie mogła ukazać się jakiemuś
dziecku, którego rodzinę stać by było na ten zaszczyt!
4 / 13
Rodzina katolicka - Dzieci z Fatimy. Ofiary
poniedziałek, 18 lutego 2013 14:41
Biedna Łucja! Ciężko było znosić ostre uwagi jej dobrych, lecz nie rozumiejących pewnych
rzeczy członków rodziny i dziewczynka często przez nich płakała. W takich momentach dziwiło
ją ogromnie rozczarowanie Hiacynty, że rodzina jej i Franciszka również ich nie strofuje i nie ma
pretensji.
– Gdyby tak było, pomyśl tylko, Franciszku, jak dużo dodatkowych ofiar mielibyśmy do
poświęcenia za grzeszników! – westchnęła dziewczynka pewnego dnia. – Och, Łucjo, ale ty
masz szczęście...
Franciszek przytaknął siostrze.
– Tak. I wiecie co? Odkryłem, że cierpienie wcale nie jest takie trudne, jeśli poprosi się Naszą
Panią o pomoc, by je znieść, tak jak Pan Jezus zniósł swoje – z miłości do ludzkich dusz.
Ciężko jest tylko wtedy, gdy próbujesz od tego uciec.
W ciemnych oczach Hiacynty pojawił się dziwny blask.
– Też to odkryłam – rzekła. – Dlatego próbuję codziennie cierpieć za dusze. Tylko czasami
wiem, że mogłabym zrobić znacznie więcej, zwłaszcza, gdy ludzie są dla mnie mili i w domu
wszystko dobrze się układa. Wtedy mam ochotę wyjść i poszukać trochę cierpienia.
Słowa te wprawiły Łucję w zakłopotanie.
– Hiacynto, ty zawsze mówisz o cierpieniu za dusze! A innych ludzi wcale to nie obchodzi.
Wręcz przeciwnie, robią wszystko, żeby tylko im się świetnie układało!
W oczach Hiacynty nieomal żarzyły się ogniki.
5 / 13
Zgłoś jeśli naruszono regulamin