Anna Onichimowska - Lot Komety.pdf

(597 KB) Pobierz
Kontynuacja bestsellera Hera moja miłość
Anna Onichimowska jest autorką ponad dwudziestu książek dla dzieci i młodzieży,
wielu sztuk teatralnych, telewizyjnych i radiowych, laureatką licznych prestiżowych
nagród
krajowych i zagranicznych.
Jej utwory były tłumaczone na angielski, włoski, francuski, niemiecki, chiński i
koreański.
Trzy książki (współautor: Tom Paxal) zostały opublikowane w Finlandii po szwedzku.
Utwory Anny Onichimowskiej cieszą się nie tylko niesłabnącym powodzeniem u
czytelników, ale również dużym uznaniem krytyki literackiej.
ANNA ONICHIMOWSKA
LOT KOMETY
KOMETA
Kometa przedstawia się teraz inaczej: „Ala”. Inaczej wygląda i inaczej się zachowuje.
Kometa się zmieniła.
- To cud - mawia jej matka i biegnie do kościoła, aby za cud podziękować.
Ojciec Komety nie wierzy w cuda. Jest czujny.
Dorota dostaje od siostry dziwne maile. Nie wie, co o nich myśleć. Nie widziała Ali
zaledwie pół roku, od kiedy zaczęła studiować w Hiszpanii.
Najważniejsze, że jest po odwyku, że zmieniła środowisko i że nie ćpa - pisze Dorota
do ojca, który próbuje od niej czegoś się dowiedzieć.
Choćbym wiedziała, w co wsiąkła Kometa, i tak ci nie powiem - myśli. Jeszcze tego
brakowało, żebym donosiła na siostrę.
Kometa zdaje w tym roku maturę. „To cud” - powtarza matka. Kometa, podobnie jak
jej ojciec, nie wierzy w cuda. Gdyby nie Nonarkon, wciąż tkwiłaby w gównie po uszy.
Zgarnęli ją z ulicy, całą pokrwawioną. Drapała się i drapała, nie mogła przestać. Musieli ją
związać, unieruchomić na dwa dni. Spędziła w zakładzie pół roku.
Wie, co zawdzięcza sekcie, i zamierza swój dług spłacić. Z nawiązką.
„Jesteś naszym małym dzielnym żołnierzykiem” - mawia Janas, a ona tylko się
uśmiecha. Zauważyła, że to na ludzi działa. Jej uśmiech. Nie trzeba nic mówić, wystarczy
żyć
z uśmiechem na ustach. I myśleć swoje.
Kometa miewa wciąż straszne sny. Niektóre się powtarzają. Szczególnie często ten, w
którym jest łysa. Siedzi nad rzeką, po której płyną patyki. Jest pusto, ale w tej pustce nie
ma
spokoju. W wodzie tworzy się lej, patyki nikną w głębi, a ona, Kometa, wie, że podąży w
ich
ślady. Aby jej wir nie wchłonął, musi wypowiedzieć zaklęcie, ale nie może go sobie
przypomnieć. Jej stopy, kolana, brzuch i ramiona należą już do rzeki, jest strasznie zimno.
Budzi ją własny krzyk, jest zlana potem. Czasem półprzytomna, wciąż stara się przywołać
zaklęcie, jakby tylko ono było w stanie odpędzić koszmary na zawsze.
Kiedyś, gdy otworzyła oczy, zobaczyła siedzącego na brzegu łóżka ojca. Przestraszyła
się jeszcze bardziej, przypomniały jej się fantazje Doroty.
- Co tu robisz? - spytała.
- Słyszałem, jak krzyczałaś. Kilkakrotnie.
- Wydawało mi się, że tylko raz…
- Tylko raz krzyczałaś wczoraj w nocy.
- Budzę was, tak?
- Tylko mnie. Mamę nic nie jest w stanie obudzić, przecież wiesz.
- Nic się nie stało. Zostaw mnie… - mruczy Kometa. Czuje, że zaklęcie było blisko, ale
wtargnięcie ojca przepłoszyło je na dobre. Czuje również, że niegdyś wypowiedziane
słowa
Doroty stają się ciałem i że bliskość ojca ją niepokoi. Nieważne, że Dorota kłamała.
Ważne jest dlaczego, a tego Kometa nie wie. Domyśla się, ale nie wie na pewno. Nie
jest łatwo spytać o to wprost.
Przymyka oczy, próbując sformułować w myślach pytanie do siostry: „Dlaczego
mówiłaś Jackowi, że ojciec mnie molestuje?”.
Wyobraża sobie twarz Doroty, wzorowej siostry bliźniaczki. No właśnie, nie może jej
zadać takiego pytania w mailu, trzeba obserwować jej twarz, i widzieć oczy.
Kiedyś ci je zadam, bądź pewna - myśli, odsuwając się jednak od ojca jak najdalej.
Nigdy nie wykonał wobec niej gestu, którego mógłby się wstydzić, ale Kometa ma
wrażenie,
że ciągle ją śledzi.
- Pamiętasz ten sen? - pyta ojciec.
- Nie. Idź już… - mówi, a kiedy on wychodzi, wstaje wolno z łóżka i sunie do łazienki.
Chce się trochę odświeżyć i zmienić przepoconą koszulę. Lustro obejmuje ją w
swoich ramach, nad lewą piersią litera H w sercu z liści, ciekawe, czy kiedy mi stuknie
siedemdziesiątka, liście na tatuażu zwiędną razem z moją skórą… Znów myśli o Jacku,
wspomina inną noc, lata świetlne temu, noc tatuażu i krzyku.
Mijają się teraz czasami z matką Jacka na korytarzach szkoły, ale Grażyna zawsze
przechodzi obok niej obojętnie.
- Mam przecież te same usta, oczy i nos, a mnie nie rozpoznajesz… - szepcze do lustra.
- Wystarczyła zmiana fryzury i ciuchów? - Jeszcze raz zerka do lustra. Czysta koszula
zakrywa jej ciało, na infantylnym kołnierzyku opierają się dobrze ostrzyżone włosy.
Grzeczna
dziewczynka.
- Co ty tam robisz? - spod drzwi łazienki dobiega głos ojca.
Na usta ciśnie jej się grubiańska odpowiedź, ale odpowiada słodkim głosem:
- Siusiu.
I zaraz wychodzi, wie, że jeśli tego nie zrobi, będzie tak sterczał. Pewnie podejrzewa,
że znów się szprycuję albo coś w tym guście - myśli ze złością. Ta Dorota to ma dobrze,
dała
stąd nogę zaraz po szkole…
Rozbudziła się na dobre, najgorsze to zacząć myśleć, wtedy można się wiercić
bezsennie aż do świtu. Mogłaby posurfować teraz po Internecie albo poczytać, ale obawa
przed ponowną wizytą ojca powstrzymuje ją przed tym.
Miała dzisiaj ciężki dzień. Mimo że obleciała pół dzielnicy, sprzedała zaledwie dwie
książki. I zarobiła pięć złotych w ciągu czterech godzin. Rewelacja. Muszę powiedzieć
Janasowi, że są za drogie, kołacze jej się po głowie. „Jesteś naszym małym dzielnym
żołnierzykiem”. Może i dzielnym, ale mało skutecznym…
Jak na razie więcej dochodów ma z ankiet. Udało jej się już zachęcić do udziału w
kursach dziesięć osób. To dużo. Od wpłat każdej z nich ma procent. Może mieć tylko
nadzieję, że nie wycofają się zbyt szybko. Im dłużej będą się doskonalić, tym większe
będą
profity Komety.
Na Grażynie powinna zarobić dużo, wszystko na to wskazuje. Dzięki zarobionym już
pieniądzom została studentką. Tak instruktorzy nazywają wszystkich uczestników kursów.
Ciekawe, co się dzieje z Jackiem… Już po raz trzeci tej nocy o nim myśli. Nie wie
nawet, czy żyje. Może się zaćpał na śmierć. To się zdarza. Nigdy nie próbowała go
odszukać.
Bo nawet jeśli z tego wyszedł, cóż mają teraz ze sobą wspólnego?
W pudle z kluczami, które przechowuje w pojemniku na pościel, jest pewien klucz,
którego wygląd pamięta wyjątkowo dokładnie. Nie tylko wygląd, nawet ciężar i dźwięk,
jaki
wydaje, gdy sezam się otwiera. Sezam ogrodu. Królestwo kretów. Dawno nikt tu nie
pielęgnował trawy… Inne zamki domu Niwickich zostały zmienione, ale nie ten.
Sprawdziła
to z czystej ciekawości, wrzucając do skrzynki Grażyny ankietę, a raczej kolejne jej kopie,
ponieważ matka Jacka wypełniła ją i odesłała dopiero za piątym razem. Do pięciu razy
sztuka. Czasem nawet do dziesięciu. Nie należy rezygnować, jeśli człowiek dokładnie
wie, o
co mu chodzi. A Kometa wie. Ma jasno wyznaczony cel, do którego dąży.
- Nikt mi w jego osiągnięciu nie przeszkodzi - mruczy trochę w poduszkę, a trochę w
stronę pokoju rodziców.
JACEK
Jacek siedział, zasłuchany w wykład. Czasem notował, jeśli do jakiejś myśli chciał
wrócić. Wpływ nastawienia psychicznego na nasze życie. Przesądy. Lęk przed czarnym
kotem, przejściem pod drabiną, odwróconym do góry spodem chlebem, przed
trzynastką…
- Zdumiewające, jak często ulegamy zabobonom i manipulacjom, jak pełni jesteśmy
niewiary i nieufności we własny rozum…
Wiedział, że to wszystko prawda, a jednak, na przekór temu, co przed chwilą usłyszał,
poczuł cień lęku. Dziś jest trzynasty, przemknęło mu przez głowę, ale świat za oknem
uśmiechał się do niego, z nabrzmiałych pąków wyłaniały się pierwsze listki, oby
wszystkie
dni były jak ten…
Wykład właśnie się skończył.
Jacek wrzucił notatnik do plecaka i popatrzył na zegarek.
- Spieszysz się? - usłyszał.
Justyna jest jego najlepszym kumplem. Usiedli obok siebie na pierwszych zajęciach w
październiku, i tak już zostało. Nie opowiadał jej o sobie, nie dojrzał jeszcze do tego, aby
otwierać się przed kimkolwiek, ale ona szanuje jego prywatność i nie jest wścibska.
- Muszę iść do biblioteki, wybieram się już od tygodnia… - mówi Jacek.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin