Anna Kańtoch
TAJEMNICANAWIEDZONEGOLASU
ROZDZIAŁ PIERWSZY
w którym Nina dochodzi do wniosku, że panuje spokój, nie wie jednak, jak bardzo się myli
Pióro zawisło w powietrzu, atrament kapnął na czystą kartkę.
4 listopada 1953 roku,
napisała Nina wyraźnym, lekko pochyłym pismem.
Od dwóch miesięcy panuje spokój.
Przechyliła głowę i przyjrzała się krytycznie temu, co napisała. Nie był to najlepszy początek, ale przynajmniej jakoś zaczęła.
W sierpniu wróciłam z wakacji, które zmieniły moje życie,
dopisała.
Byłam w Markotach, w starym klasztorze, dokąd pewien anioł zaprosił mnie oraz dwanaścioro innych nastolatków. Tam dowiedziałam się, że skrzydlaci tak naprawdę nie są aniołami, tylko przybyszami z innej planety. Udają anioły, aby ludzie łatwiej ich zaakceptowali, i zmieniają nasz świat, żeby była w nim magia, bo tylko w takiej rzeczywistości mogą żyć.
Tworzą także wybrańców mających za zadanie bronić skrzydlatych przed ich odwiecznymi wrogami, którzy przybyli za nimi z gwiazd. W tamte wakacje anioł miał znaleźć wśród nas wybrańca, ale okazało się, że chłopak, który nim był, zmarł, zanim dotarł do klasztoru, a my, czyli pozostała dwunastka, tak jakby odziedziczyliśmy jego zdolności, każdy po jednej.
Nikt, nawet anioły, nie wiedzą, jak to zadziałało, ale mnie się dostała bystrość. Mam także coś w rodzaju zdolności magicznych, które ujawniają się tylko o świcie albo zmierzchu, albo kiedy pada deszcz. To z kolei związane jest z magią Markotów.
Podsumowując więc, jestem jedną dwunastą stworzonego przez anioły wybrańca i mam moc, której nie potrafię kontrolować.
Znam również tajemnicę skrzydlatych i nie sądzę, żeby mnie za to lubili.
Poza tym mnie oraz pozostałych nastolatków z Markotów prawdopodobnie szukają ONI, ludzie w ...
renfri73