Josephine Tey - Tam piaski spiewają.pdf

(958 KB) Pobierz
Josephine Tey
Tam piaski śpiewają
Przełożył Krzysztof W. Malinowski
ISKRY • WARSZAWA • 1977
Tytuł oryginału The Singing Sands
Okładkę projektował
MIECZYSŁAW KOWALCZYK
Redaktor
HELENA MADANY
Redaktor techniczny
PAWEŁ HOŁOZUBIEC
Korektor
DANUTA WOŁODKO
Państwowe Wydawnictwo „Iskry”,
Warszawa 1977 r.
Wydanie I.
Nakład 100 000 + 275 egz.
Ark, wyd. 10,9. Ark, druk. 15.
Papier druk, mat, ki. VII 60 g, rola 93 etti.
Skład techniką Linotron 505 TC
Druk ukończono w lipcu 1977 r.
Zakłady Graficzne
„Dom Słowa Polskiego”
Zara, nr 1795/K/77. F-14
Cena zł 28.-
Tam piaski śpiewają
I chodzą kamienie,
Zwierzęta gadają
I stoją strumienie…
Rozdział I
Był marzec, szósta rano, jeszcze ciemno. Długi pociąg sunął wśród
rozproszonych świateł dworca postukując lekko na złączeniach szyn.
Zanurzył się w blask stacji rozrządowej i znów w ciemność, między
szmaragdy i rubiny świateł sygnalizacyjnych, i dalej ku pustej, szarej
przestrzeni peronu pod arkadami.
Londyński ekspres u celu podróży.
Od dworca Euston i od wczorajszego wieczoru dzieliło go pięćset
mil drogi pogrążonej w ciemnościach. Pięćset mil pól i śpiących
wiosek w świetle księżyca, czarnych miast i niewygasających pie-
ców hutniczych, deszczu, mgły i szronu, śnieżycy i ulewy, tuneli i
wiaduktów. Teraz, w ponurym brzasku marcowego poranka,
7
dookoła wyrosły wzgórza, a on, spokojnie i obojętnie, zajeżdżał na
odpoczynek po wytrwałym biegu. I tylko jeden człowiek w całym
zatłoczonym pociągu nie odetchnął z ulgą w tym momencie.
A pośród tych, którzy odetchnęli, było przynajmniej dwóch, któ-
rzy zrobili to z ulgą nieomal ekstatyczną. Jeden z nich był pasaże-
rem, drugi pracownikiem kolei. Pasażerem był Alan Grant, koleja-
rzem - Murdo Gallacher.
Murdo Gallacher to konduktor wagonów sypialnych i najbardziej
znienawidzona istota pomiędzy Thurso a Torquay. Od dwudziestu
lat postrach pasażerów, na których wymuszał haracz. To znaczy
haracz pieniężny, bo haracz słowny był dobrowolny. Pasażerom
pierwszej klasy znany był szeroko jako Jogurt (O, Boże, znowu
Jogurt! - wzdychał każdy, komu na zadymionym dworcu w Londy-
nie zamajaczyła jego kwaśna gęba). Pasażerowie trzeciej klasy na-
zywali go rozmaicie, szczerze i dosadnie. Jak go nazywali koledzy,
lepiej nie powtarzać. Tylko trzej pasażerowie w całej jego karierze
okazali się mocniejsi od niego: pewien kowboj z Teksasu, rotmistrz
Szkockiej Gwardii Jej Królewskiej Mości i nie znana z imienia dama
z przedmieścia Londynu, która zagroziła, że mu rozbije jego łysy łeb
butelką po lemoniadzie. Nic nie robiło wrażenia na Gallacherze - ani
stanowisko, ani zasługi, pierwsze budziło w nim nienawiść, drugie
zawiść, bał się jednak niezmiernie fizycznego bólu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin